majs

Maria Valtorta 50.

50. JEZUS POWRACA DO JEROZOLIMY. [SZYMON] SŁUCHA ISKARIOTY W
ŚWIĄTYNI
Napisane 22 stycznia 1945. A, 4265-4272
Jezus wraz z Szymonem znajduje się w Jerozolimie. Przeciskają się przez tłum
kupców i osłów, przypominający procesję uliczną. Jezus mówi: «Wejdźmy do
Świątyni, zanim pójdziemy do Getsemani. Pomodlimy się do Ojca w Jego
Domu.»
«Tylko tyle, Nauczycielu?»
«Tylko tyle. Nie mogę pozostać. Jutro o świcie mamy spotkanie przy Bramie
Rybnej, a gdyby tłum Mnie tu zatrzymał, jakże mógłbym się uwolnić, aby tam
się udać? Chcę spotkać innych pasterzy. Chcę rozproszyć tych prawdziwych
pasterzy po Palestynie, aby gromadzili owce i aby Nauczyciel stada został
poznany przynajmniej z imienia, tak, aby wiedziały – kiedy wypowiem to imię –
że to Ja, Pan stada, i aby przyszły do Mnie, by dać się pogłaskać.»
«Miło mieć takiego Nauczyciela jak Ty. Owce będą Cię kochać.»
«Owce... lecz nie kozły... Po zobaczeniu się z Jonaszem pójdziemy do Nazaretu,
a potem do Kafarnaum. Szymon Piotr i pozostali cierpią z powodu tak długiej
rozłąki... Pójdziemy napełnić ich radością i również nam sprawić radość. Także
lato daje nam tę radę.
Noc jest stworzona dla odpoczynku, a tylko bardzo nieliczni zapominają o nim
poznawszy Prawdę. Człowiek... o, człowiek! Zbytnio zapomina, że ma duszę.
Myśli jedynie o ciele i o nie się troszczy. Słońce pali w ciągu dnia. Przeszkadza
podróżować i utrudnia nauczanie na placach i ulicach. Tak wyczerpuje, że
zasypiają umysły i ciała. Zatem... chodźmy pouczyć Moich uczniów... tam, w
słodkiej Galilei, zielonej i świeżej dzięki wodom. Nigdy tam nie byłeś?»
«Jeden raz, przejazdem w zimie, w czasie jednej z moich uciążliwych podróży
od lekarza do lekarza. [Galilea] podoba mi się...»
«O! Jest piękna! Zawsze. [Także] w zimie, a jeszcze bardziej w innych
okresach. Teraz, w lecie, noce jej są tak anielskie... Tak, tak są czyste, że
wydaje się, iż zostały uczynione dla lotów aniołów. Jezioro... Jezioro otoczone
górami, bardziej lub mniej odległymi, wydaje się stworzone właśnie po to, by
mówić o Bogu duszom szukającym Go. To skrawek nieba, który upadł pomiędzy
zieleń... a firmament nie opuszcza go i odbija się w jeziorze wraz z gwiazdami i
tak pomnaża ich liczbę... jakby po to, by przedstawić je Stworzycielowi,
rozrzucone na szafirowej tacy. Oliwki zstępują aż do jego wód i pełne są

202
słowików. One także wyśpiewują chwałę Stwórcy, który je uczynił w tym
miejscu słodkim i tak spokojnym.
A Moje miasto Nazaret! Wystawia się na pocałunek słońca, całe białe i zielone,
roześmiane. Leży pomiędzy dwoma gigantami małego i wielkiego Hermonu, a
górskim piedestałem podtrzymującym Tabor. To piedestał [zbudowany] z
łagodnych, całkiem zielonych stoków, wznoszących do słońca swój Tabor,
często ośnieżony i jakże piękny, gdy jego wierzchołek otula słońce. Staje się
wtedy różowym alabastrem. Naprzeciw niego – Karmel w kolorze lazurytu w
niektórych godzinach, gdy praży słońce. Wtedy marmury, wody, krzewy i łąki
rysują się na nim różnokolorowymi żyłami, a delikatny ametyst – o wschodzie
słońca. Potem, z wieczora, jest jak niebieskofioletowy beryl. I jak jeden blok
sardonyksu, kiedy księżyc ukazuje go, cały w mroku, w srebrzystym i mlecznym
kolorze swego światła. W dole zaś, w godzinach południowych, bogaty i
ukwiecony dywan równiny Ezdrelonu...
A dalej... a dalej, Szymonie, jest tam w dole Kwiat! To Kwiat, który żyje
samotnie, wydzielając zapach czystości i miłości dla Swego Boga i dla Swego
Syna! Tam jest Moja Matka. Poznasz Ją, Szymonie, i powiesz Mi, czy jest na
ziemi stworzenie Jej równe, nawet w ludzkim tylko wdzięku. Jest piękna, lecz
to, co promieniuje z Jej wnętrza, przerasta całe to piękno. Gdyby jakiś okrutny
[człowiek] pozbawił ją wszystkiego, pobił i doprowadził do koczowania, nawet
wtedy ukazałaby się jak Królowa i w królewskim odzieniu, bo Jej świętość
przyodziewałaby Ją okazałym płaszczem. Świat może Mi zapłacić jakimkolwiek
złem, jednak wszystko mu wybaczę, bo – aby przyjść na świat i odkupić go –
miałem Ją: pokorną i wielką Królową Świata. Świat Jej nie zna, lecz to przez Nią
otrzymał Dobro i będzie go miał jeszcze więcej na przestrzeni przyszłych
wieków.
Oto jesteśmy w Świątyni. Patrzymy na judaistyczną formę kultu, jednak
zaprawdę powiadam ci, że Prawdziwym Domem Bożym, Świętą Arką jest Serce
Maryi. Jego zasłonę stanowi najczystsze ciało, na którym cnoty utkały cudowny
haft.»
Weszli. Przechodzą przez pierwszy poziom, potem przez portyk, kierując się ku
drugiemu poziomowi. Odzywa się Szymon:
«Spójrz, Nauczycielu, tam w dole [stoi] Judasz pośrodku grupy ludzi. Są między
nimi faryzeusze i członkowie Sanhedrynu. Idę posłuchać, co do nich mówi. Czy
Mi pozwolisz?»
«Idź, zaczekam na ciebie przy Wielkim Portyku.»
Szymon spiesznie odchodzi i staje tak, by móc słuchać, a nie być widzianym...
Judasz przemawia z wielkim przekonaniem:
«... a tutaj są osoby, które wszyscy znacie i szanujecie. Mogą one powiedzieć,
kim byłem. A teraz mówię wam, że On mnie zmienił. Jestem pierwszym
odkupionym. Wielu spośród was czci Chrzciciela. Jezus także otacza go
szacunkiem i nazywa: “świętym, podobnym do Eliasza ze względu na jego
misję, lecz jeszcze większym niż Eliasz”. Skoro więc taki jest Chrzciciel, nie
może być nikim innym jak tylko Mesjaszem Ten, którego Chrzciciel nazwał
“Barankiem Bożym”. Przysiągł, że dzięki Jego świętości widział, jak Duch Boży
koronował Go Ogniem, podczas gdy głos przychodzący z nieba mówił: “Oto
Umiłowany Syn Boży, którego należy słuchać”... On jest Mesjaszem. Przysięgam
wam to. Nie jestem wieśniakiem ani głupcem. To On. Widziałem Go, jak działał, i
słyszałem Jego słowa, i powiadam wam: On jest Mesjaszem. Cud jest Mu
posłuszny jak niewolnik swemu panu. Choroby i nieszczęścia znikają bez
pozostawiania śladów, zamieniają się w radość i zdrowie. Serca zmieniają się
203
jeszcze bardziej niż ciała. Widzicie to na moim przykładzie. Nie macie chorych
ani trosk, by Mu je powierzyć? Jeśli tak, przyjdźcie jutro o świcie do Bramy
Rybnej. On będzie tam i uszczęśliwi was. W oczekiwaniu na to, w Jego Imię,
daję ubogim to wsparcie.»
Judasz [kończy mówić] i podaje drobne monety dwóm paralitykom i trzem
niewidomym. Wreszcie przymusza jakąś staruszkę do wzięcia ostatnich
pieniążków. Potem odprawia tłum i pozostaje z Józefem z Arymatei, Nikodemem
i innymi, których nie znam.
«Ach, teraz jest mi dobrze! – woła Judasz. – Nic więcej nie mam i jestem taki,
jak On chce.»
«Zaprawdę nie rozpoznaję cię już. Sadziłem, że to były żarty, ale teraz widzę, że
robisz to poważnie» – wykrzykuje Józef.
«Poważnie. O! Ja sam po raz pierwszy nie poznaję siebie. Jestem jeszcze
nieczystym zwierzęciem w porównaniu z Nim, lecz już bardzo się zmieniłem.»
«I nie należysz już do Świątyni?» – pyta jeden ze słuchaczy, których nie znam.
«O, nie! Należę do Chrystusa. Ten, kto się do Niego przybliża – o ile nie jest
żmiją – jedynie Jego może [odtąd] kochać i pragnie już tylko Jego.»
«Już tu nie przyjdzie?»
«Na pewno przyjdzie, ale nie w tej chwili» [– wyjaśnia Judasz.]
«Chciałbym Go usłyszeć» [– mówi Nikodem.]
«On już przemawiał w tym miejscu, Nikodemie.»
«Wiem. Byłem z Gamalielem... Widziałem Go... ale się nie zatrzymałem...»
«Co ci powiedział Gamaliel, Nikodemie?»
«Powiedział: “To jakiś nowy prorok”. Nie powiedział nic więcej» [– mówi
Nikodem.]
«A ty, Józefie, nie powiedziałeś mu tego, co ci mówiłem? Jesteś jego
przyjacielem...» [– pyta Judasz Józefa z Arymatei]
«Powiedziałem mu, lecz mi odpowiedział: “Mamy już Chrzciciela, a – według
nauczania uczonych w Piśmie – trzeba przynajmniej stu lat pomiędzy nim a
Mesjaszem, aby przygotować lud na przyjście Króla. Jednak ja twierdzę, że
trzeba mniej czasu, dodał [Gamaliel], bo czas się już wypełnił.” Na koniec rzekł:
“Jednakże nie mogę przyjąć, że Mesjasz tak się ujawni... Pewnego dnia
sądziłem, że rozpoczęło się ujawnienie Mesjasza, bo Jego pierwszy błysk był
naprawdę niebiańską błyskawicą. Ale potem... Nastała wielka cisza i myślę, że
się pomyliłem.”»
«Spróbuj z nim jeszcze pomówić [– zachęca Józefa Judasz. –] Gdyby Gamaliel
był z nami, a wy z nim...»
«Odradzam wam to – mówi jeden z trzech nieznanych [mężów.] – Sanhedryn
jest potężny. Annasz panuje nad nim chytrze i zachłannie. Jeśli twój Mesjasz
chce żyć, radzę mu pozostać w cieniu. Chyba że narzuci się siłą. A wtedy jest
Rzym...»
204
«Gdyby Sanhedryn usłyszał Chrystusa, nawróciłby się do Niego» [– stwierdza
Judasz.]
«Cha! Cha! Cha! – głośno śmieją się trzej nieznajomi i mówią: – Judaszu,
uwierzyliśmy, że się zmieniłeś, ale sądzimy, że nadal pozostałeś inteligentny.
Jeśli to prawda, co mówisz o Nim, jakże chcesz, by poszedł za Nim Sanhedryn?
Chodź, chodź, Józefie. Tak będzie lepiej dla wszystkich. Niech Bóg ma cię w
opiece, Judaszu, potrzebujesz tego.»
Odchodzą, a Judasz pozostaje sam z Nikodemem. Szymon robi koło i powraca
do Jezusa. Mówi: «Nauczycielu, oskarżam siebie o oszczerstwo w słowach i w
sercu. Ten człowiek mnie myli. Uważam go prawie za Twego nieprzyjaciela, a
tymczasem usłyszałem, jak mówił o Tobie tak, jak niewielu z nas to czyni –
szczególnie tu, gdzie nienawiść mogłaby zniszczyć najpierw ucznia, a potem
Nauczyciela. Widziałem go, jak dawał pieniądze ubogim i jak usiłował przekonać
członków Wysokiej Rady...»
«Widziałeś to, Szymonie? Cieszę się, że widziałeś go w takich okolicznościach.
Powiesz to innym, gdy będą go oskarżać. Błogosławmy Pana za radość, którą Mi
dajesz, i za szczerość twego wyznania, kiedy powiedziałeś: “Zgrzeszyłem”, oraz
za pracę ucznia, o którym myślałeś, że czynił coś szkodliwego, a tak nie było.»
Długo się modlą, a następnie wychodzą.
«On cię nie widział?» [– pyta Jezus.]
«Nie. Jestem tego pewien» [– odpowiada Szymon.]
«Nie mów nic o tym. To dusza bardzo chora. Pochwała wywarłaby na nim taki
skutek, jak pokarm dany choremu na poważną gorączkę żołądka. Sprawiłaby, że
stałby się gorszy, gdyż otaczałby siebie chwałą za to, że został dostrzeżony.
Tam zaś, gdzie wchodzi pycha...»
«Będę milczał. Dokąd idziemy?»
«Do Jana. O tej upalnej porze będzie w domu, w ogrodzie oliwnym.»
Szukając cienia udają się tam pospiesznie, uliczkami ogrzanymi palącym
słońcem. Przechodzą przez zakurzone przedmieście, mijają bramę w wale
obronnym, wychodzą na oślepioną [słońcem] wieś, potem wchodzą do ogrodu
oliwnego i wreszcie do domu. W kuchni, chłodnej i ciemnej z powodu zasłony
okrywającej drzwi znajduje się Jan. Śpi. Jezus woła go: «Janie!»
«To Ty, Nauczycielu? Oczekiwałem Ciebie wieczorem.»
«Przybyłem wcześniej. Jak się czułeś, Janie?»
«Jak baranek, który stracił pasterza. I wszystkim mówiłem o Tobie, bo mówić o
Tobie – to już trochę tak, jakby Ciebie posiadać. Mówiłem o Tobie niektórym
krewnym, znajomym, obcym. I Annaszowi... Paralitykowi, który został moim
przyjacielem, bo dałem mu trzy denary. Dano mi je, więc mu je podarowałem. I
także ubogiej kobiecie w wieku mojej matki, która płakała w grupie niewiast, u
jakichś drzwi. Zapytałem ją: “Dlaczego płaczesz?” Ona odrzekła: “Lekarz mi
powiedział: „Twoja córka cierpi na suchoty. Przygotuj się. Umrze na początku
października.‟ Mam tylko ją. Jest piękna, dobra, ma piętnaście lat. Miała być
zaślubiona na wiosnę, lecz zamiast ślubnej wyprawy mam przygotować dla niej
grób.” Powiedziałem do niej: “Znam Lekarza, który może ją uzdrowić, jeśli masz
wiarę.” “Nikt już nie może jej uzdrowić [– odpowiedziała kobieta. –] Widziało ją
trzech lekarzy. Pluje już krwią.” “Mój Lekarz – powiedziałem jej na to – nie jest
205
jak twoi. On nie leczy lekami, lecz Swoją mocą. To Mesjasz...” Wtedy jakaś
staruszka powiedziała do niej: “O! Uwierz, Elizo! Znam pewnego niewidomego,
który odzyskał wzrok dzięki Niemu!” I wtedy matka od nieufności przeszła do
nadziei i czeka na Ciebie... Czy dobrze zrobiłem? Tylko to uczyniłem.»
«Dobrze zrobiłeś. Wieczorem pójdziemy do twoich przyjaciół. Nie widziałeś już
Judasza?»
«Nie, Nauczycielu. Jednak posłał mi jedzenie i pieniądze, które dałem ubogim.
Przekazał mi, że mogę ich używać dowolnie, bo należą do niego.»
«To prawda, Janie. Jutro pójdziemy w kierunku Galilei...»
«Jak się cieszę z tego powodu, Nauczycielu. Myślę o Piotrze. Jak musi na Ciebie
czekać! Pójdziemy też przez Nazaret?»
«Tak i zostaniemy tam, czekając na Piotra, Andrzeja i twego brata, Jakuba.»
«O! Czy zostaniemy w Galilei?»
«Pozostaniemy tam przez jakiś czas» [– obiecuje mu Jezus.]
Jan jest szczęśliwy.
Wszystko kończy się wizją jego szczęścia.
174