V.R.S.
850

O. Roger Tomasz Calmel - Teologia historii (5)

Z dodatków:

Ewangeliczny mesjanizm i jego doczesne następstwa


Tym co często odwodzi ludzi o wiary w to co nadprzyrodzone i w miłość Bożą jest zwiedzenie fałszywymi mesjanizmami. Aby zrozumieć owe fałszywe mesjanizmy użyteczne jest rozważenie ewangelicznej relacji o potrójnym kuszeniu Pana.

Dlaczego zatem Pan odmówił zamiany kamieni w chleb? Dlaczego nie uczynił również wspaniałego, danego darmo cudu zstąpienia bez uszczerbku ze szczytu świątyni do jej stóp, tak by ludzie poznali, że od tej pory religia naturalnie ochrania nas od nieszczęsnych konsekwencji naszych najbardziej bezsensownych czynów, nie pozwala by nasza wyniosłość i duma wydały śmiercionośne owoce? Wreszcie, dlaczego nie przyjął powszechnej władzy, której następstwem mógłby być ogólny pokój? Czy nie wystarczyło uklęknąć przed Nieprzyjacielem aby wyzwolić ludzkość na zawsze od głodu, napełnić cudami, utwierdzić w jedności i pokoju? Z pewnością nie. Po pierwsze, było nie do pomyślenia by Zbawiciel rodzaju ludzkiego ukląkł przed kusicielem, tym, który jest początku zabójcą (J 8,44). A nawet, gdybyśmy przyjęli absurdalną hipotezę, że Pan zgodziłby się na taki pokłon: z pewnością obietnica szatana była bardzo wyraźna: wszystko ci dam, lecz było to wielkie kłamstwo. Obietnica ta odrzucała oczyszczenie serca i nawrócenie do Boga, nie miała zatem wartości z punktu widzenia Boga, była zatem całkowicie nie do spełnienia. Nie możemy bowiem mieć udziału w prawdziwym pokoju, prawdziwej szczęśliwości jeśli nasza dusza nie została oczyszczona. A jak oczyszczenie to byłoby możliwe, gdyby nasze najbardziej pomieszane aspiracje, zatrute najbardziej pożądaniem były łatwo spełniane, jak zasugerował to szatan?

Załóżmy, że propozycje diabła, złożone na zupełnie innym poziomie niż zjednoczenie z Bogiem, zostałyby przyjęte, co by się wydarzyło? Nasze serce, nie oczyszczone najpierw, nie nawrócone, nie połączone z Bogiem miłością, obfitość dóbr materialnych zrodziłyby niezadowolenie. Łatwe życie, zapewnione przez fantastyczne cuda spowodowały by olbrzymie znudzenie a nawet rozpacz. Pokój ogólny nie mógłby się utrzymać bez uciekania się do opresji, do mniej lub bardziej zawoalowanego niewolnictwa, systematycznego warunkowania, zgodnie z psychologią grzeszników, którymi byśmy pozostali, zgodnie z propozycją kusiciela, bez prawa Bożego i uświęcenia.

Naprawdę obietnice szatana, ponieważ nie chcą znać naszego nawrócenia i nieodłącznego od niego Krzyża, były jedynie mirażem wymyślonym przez Piekło, być może mirażem sprawnie przygotowanym, który ciągle trwa i nie może doprowadzić nas do szczęśliwości. Dlatego też Pan przeciwstawił się mu kategorycznym odrzuceniem. Dlatego Kościół Pana, jedyny prawdziwy, wciąż przez stulecia odrzuca szatański mesjanizm: mesjanizm kamieni przemienionych w chleb, cudownych interwencji, które mają zaspokoić nasze kaprysy, pokoju królestw opartego na totalitaryzmie Państwa. Pan odrzucił wszystkie propozycje szatana. Pragnął jedynie dla ludzkości nadprzyrodzonego zbawienia, dostępu do Bożego życia poprzez nawrócenie serca i przyjęcie z miłości krzyża. (…) Przez dwadzieścia stuleci oglądamy, w samym porządku rzeczy ziemskich, następstwa tego nadprzyrodzonego zbawienia, które odrzuca wszystkie fałszywe mesjanizmy. (…) Mesjanizm nieodwołalnie wybrany przez Pana i Jego Kościół jest nadprzyrodzony i ukrzyżowany. Prawdą jest również, w przeciwieństwie do tego co można w pierwszej chwili pomyśleć, wylewa On na doczesne miasto wspaniałe korzyści. Mimo to jest odrzucany przez świat. Świat przyjąłby ten mesjanizm, gdyby tylko nie był ani ukrzyżowany, ani nadprzyrodzony. Na przykład, świat przyjąłby chleb i jałmużnę od chrześcijan, lecz nie chciałby, żeby była mu wręczana przez ręce dzierżące niebiański chleb, Ciało Chrystusa. Podobnie, świat przyjąłby pokój i porządek od chrześcijan, lecz pod warunkiem, że chrześcijanie, którzy mu je przyniosą, nie aspirowaliby do nadprzyrodzonego pokoju serca nawróconego i ofiarowanego Bogu. Świat nie popiera miłości Bożej, która daje nam Królestwo nie z tego świata. Wszystko tylko nie taka miłość. Jednakże Bóg, który miłuje grzeszników, nie może ofiarować im innego Królestwa.

O cywilizacji chrześcijańskiej

W jednym ze swych wspaniałych tekstów, których skarbnicę treści trudno wyczerpać, Georges Bernanos pokazał nam „bogactwo ludzkich wspaniałości, które zgromadziła katedra wśród swych olbrzymich ścian, zanim wypuściła w niebo wraz ze zwycięskim okrzykiem swą zawrotną strzałę”. Jak powiedział: „ludzie dawnych czasów widzieli, że Kościół jest związany ze wszystkimi wspaniałościami widzialnego świata, także z władcą, którego namaszczał, artystą, którego inspirował, sędzią, którego mianował wraz z pewnym rodzajem umocowania czy żołnierzem, którego przysięgę przyjmował. Od najwyższego urzędu do najniższej z tych profesji zaszczyconych patronatem świętych nie było prawa ani obowiązku na tyle niskiego by go nie pobłogosławił”. Zaiste nie istnieje cywilizacja bez hierarchiczności wspaniałości tego świata: pism, sztuki, szkół, lecz również armii i urzędów sądowych, rolnictwa, różnych przemysłów, wreszcie państwa (…) Te ludzkie wspaniałości zaczynają tworzyć cywilizację jedynie wtedy, gdy są nakierowane w stronę prawa natrualnego. (…)

Ważne jest tutaj nie tylko zachowanie nienaruszonego dziedzictwa, ale by jego przekazywanie było żywe i by nowe pokolenie naprawdę uczyniło je swoim własnym, ożywiło swym własnym życiem najlepsze z dóbr powierzonych mu przez odchodzące pokolenie. W zakresie w jakim nowe pokolenie ich nie zna lub pragnie zachować jedynie formalną, zewnętrzną, konwencjonalną stronę tradycji i instytucji, cywilizacja chrześcijańska staje się anemiczna, pozbawiona swej żywotności i zostaje wystawiona na najpoważniejsze zarazy. (…) Obok ludzkiej świetności wyprostowanej w stronę prawa naturalnego, dziedzictwa, żywego przekazywania spuścizny istnieje coś jeszcze w cywilizacji chrześcijańskiej: po pierwsze stała doktrynalna i sakramentalna asystencja naszej matki, Kościoła świętego, interwencja oparta o prawo Boże. „Jesteście solą ziemi” – te słowa Kazania na Górze były powiedziane również o cywilizacji, o cywilizowanej ziemi. Kościół nie może dopuścić by wspaniałe rzeczy tego świata zostały oderwane od ich celu, zafałszowane, skażone. Jednak, kiedy zostają one pozostawione samym sobie, w stanie „neutralności”, żeby użyć tego absurdalnego wyrażenia, stają się niezdolne do bycia prostym, stają się zdeformowane i zepsute. Bez wątpienia, Kościół, na podobieństwo swego Mistrza, wie aż nazbyt dobrze co znajduje się w sercu człowieka. Z drugiej strony, jest również aż nazbyt świadomy wymogów czci w duchu i prawdzie należnej Odkupicielowi rodzaju ludzkiego by pozostawić dzieło człowieka, w tym co największe, w cywilizacji, oddzielone od Boga, z pychą okopujące się w owym słynnym stanie „neutralności”, będącym tak chimerą, jak i uroszczeniem. (…)

To dlatego, że serce Kościoła, podobnie jak Jego Oblubieńca, jest rozdarte współczuciem dla maluczkich i ubogich, nie zapomni on, że ludzka wielkość, zdradzając swój cel, gorszy najbardziej nieszczęśliwych. To z powodu ubogich, nie tylko z powodu władcy, pójdzie do władcy by ogłosić mu co jest słuszne w mieście złożonym z odkupionych, stawi mu czoło by potępić jego bezlitosność, jego przestępstwa a nawet usunąć go ze społeczności. To z powodu ubogich, nie tylko z powodu żołnierzy, będzie błogosławił sztandary, wprowadzał zasady wojny sprawiedliwej, śpiewał Te Deum przy zwycięstwach, umieszczał pod szczególnym patronatem świętych pokonany, okupowany naród. (…) To nie sam Kościół, lecz i wielkość ludzi ochrzczonych i wiernych wobec swego Chrztu umożliwia stworzenie, w lepszym lub gorszym zakresie, dla nie mających szczęścia w tym życiu, zdrowej atmosfery, w której mogą oddychać. Poza ową atmosferą, są oni straszliwie narażeni na wpadnięcie w zasadzki najchytrzejszych, poddanie się prowokacjom najgorszych łajdaków. (…)

Nie jest zatem poważnym argumentem powoływanie się na miłość do ubogich by odwieść Kościół od kierowania tym co wielkie wśród ludzi. I jest to równie kiepski argument jak inne jakie różni ludzie chcą wyprowadzić z pokory Jezusa Chrystusa. Nigdy za wiele mówienia o pokorze Ewangelii, nie tylko dlatego, że jest jedną z wyróżniających ją, nieredukowalnych cech, lecz również dlatego że pycha upadłego stworzenia ze swej właściwości z pogargą spogląda na humiliavit semetipsum (Flp 2,8 – uniżył samego siebie) choć możemy mieć dostęp do Ewangelii jedynie przez ową bramę pokornych: jeśli nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego. Nigdy za wiele przypominania, że Jezus Chrystus nie chciał panować jak władcy tej ziemi: chcieli uczynić go królem, lecz usunął się w góry by być sam. Gdyby moje królestwo było z tego świata moi żołnierze bronili by Mnie. Nigdy nie za wiele pamiętania z nabożnością o skromnym pochodzeniu dwunastu Apostołów, zwykłym rybaku, który został pierwszym wikariuszem Syna Bożego, który stał się człowiekiem. Jednakże, te zasadnicze uwagi nie mogą sprawić, że zapomnimy, iż po pierwsze, Jezus Chrystus zwracał się do przywódców ludu żydowskiego, faryzeuszy i uczonych w Piśmie z Jerozolimy a nie tylko tłumów w Galilei, po drugie że Ewangelia została dana ludziom by wzrastali i się rozwijamy, tak aby pierwotnie małe ziarno, stało się owym potężnym drzewem, u którego szukają schronienia ptaki niebieskie. (…)

Kościół, który trwa i który zbawia świat aż do końca wieków, nie jest obrazem imperializmu duchownych, lecz przeciwnie zdrowia duchowego, łagodności i pokory Syna Człowieczego. Kiedy Kościół, na swych prawach, inspiruje i ożywia ludzką wielkość, nie czyni jej opresyjną, nieugiętą wobec ubogich i słabych, lecz łagodzi ją, otwiera na łagodność Chrystusa, nakłania by zająć się ubogimi. Cywilizacja ożywiana przez Kościół zawsze będzie na antypodach totalitaryzmu i cezaropapizmu. Mówienie o totalitarnym państwie chrześcijańskim byłoby wewnętrzną sprzecznością. (…)

Możliwość nadużycia rzeczy świętych, której nieuniknione ryzyko niesie ze sobą cywilizacja chrześcijańska, nie zakazująca tych rzeczy w życiu publicznym, sprawia że żarliwie pożądamy świętości, która jedna może zapobiec świętokradztwom czy faryzeizmowi, jedna zapobiega jego trującym konsekwencjom. Bądźcie doskonali jak Ojciec wasz niebieski jest doskonały, niech wasza dobroć będzie jak Jego dobroć: aby uniknąć nadużyć Sakramentów lub Magisterium, nie pozwólmy sobie być na tyle skąpi by odmawiać Sakramentów lub nauczania. Kierujmy się heroicznością albowiem jedynie ona jest współmierna do wielkich ryzyk nierozerwalnie związanych z największymi darami jakie dał nam Bóg.