Znaki czasu (15): Z notatek pandemicznych
Listopad-grudzień 2021Wierzgał Prezes zawzięcie i wytężał siły,
lecz co włożył maseczkę – wizje go goniły.
Najpierw mu się pojawił, gdzieś tam w kącie głowy,
niczym balon dmuchany, ów osioł różowy *,
co wszem wobec ogłosił pełen uniesienia:
„maski noście by poczuć że rządzi pandemia”.
Deszcz plag różnych rozrzucił, pękł nagle ze złości,
psy spuszczone szczekały w morzu nieprawości.
Pierwszej fali szum przeszedł i flotę pozbierał,
potem ucichł – był szabas i przyszła niedziela.
Czekał Prezes aż druga fala się pokaże
i zatrzyma bezsilnych w drodze na cmentarze.
I głos wielki usłyszał w huku trzeciej fali:
„przybylim, zobaczylim i zdemolowalim”.
Lecz niestraszny głos ów był, nie uciekł od niego,
bo mierzeją człapało coś znacznie gorszego.
Szedł straszniejszy niż Moskal i najeźdźca Niemiec
negujący pandemię, podły płaskoziemiec.
Co jedności wozowi kije w szprychy wtyka
i na świeżym powietrzu nosa nie zamyka.
Co swój lokal otwiera, nie chwyta go trwoga,
miast jałmużnę przyjmować Goga i Magoga.
Co otwarte ma usta, wolność piersią chłonie,
co nie bierze w świątyniach na sterylne dłonie.
Zatrząsł Prezes się cały i palcami prztykał,
lecz się potwór nie zmienił w miłego królika,
co je chętnie sałatę, którą mu się wlepi
i podskoczy, gdy każesz, i rad się wyszczepi.
Wciąż się zbliżał i inni wnet się przyłączyli –
– zaczął Prezes umykać, nie czekając chwili.
I tak zdyszał się biedny, jak małpa w topieli,
że się ocknął dopiero, gdy mu maskę zdjęli.
*) Główny pandemista I etapu czyli Pinkass
(Pan Mateusz czyli pierwsza pandemia w koronie)
---
Powyższy fragment był pisany na przednówku roku 2021. Oczywiście do jesieni tego roku i fal, i dawek było więcej, ale na szczęście coraz mniej osób brało je na poważnie, podobnie jak strażników „pokoju i bezpieczeństwa”. Pojawiały się również kolejne zatrważające informacje o używanych w wyszczepionkach tzw. „liniach komórkowych”:
“Najbardziej znana linia komórkowa, nazwana HEK 293, pochodzi z aborcji z lat 70-tych XX wieku. Została oznaczona numerem 293, gdyż właśnie tyle prób eksperymentalnych potrzebowali badacze by uzyskać przydatną linię komórkową. Dlatego, choć proporcja liczby aborcji do eksperymentu nie wynosi dokładnie 1:1, w projekcie wykorzystano setki aborcji nawet jeśli nie przyniosły rezultatu w postaci ostatecznej linii komórkowej. HEK oznacza nerkę ludzkiego embrionu (human embryonic kidney). Aby uzyskać dającą szansę powodzenia nerkę embrionalną w tym celu, należało usunąć z łona matki wystarczająco zdrowe i wystarczająco rozwinięte dzieci aby uzyskać odpowiednio rozwinięte nerki, żywe, zwykle poprzez cesarskie cięcie oraz wyciąć im nerki. To musi być dokonywane bez znieczulenia dziecka, które zmniejszyłoby żywotność organów. Zamiast trzymania ich, kołysania i pocieszania w czasie między ich narodzinami a ich śmiercią, wycięto im organy żywcem.
Nie ma takiej możliwości by “spontaniczna” aborcja” mogła dać rezultat w postaci linii komórkowej (gdyż nerki nie pozostają żywotne poza krótkim oknem w czasie którego muszą zostać pobrane) ani by jakiś błyskotliwy badacz znalazł sposób by “większe dobro” zostało poczynione z rzadkiej sytuacji, korzystając z ciała dziecka podarowanego nauce po tym jak dokonano aborcji. Celowe zabójstwo niechcianego dziecka (przy linii HEK 293 małej dziewczynki) zostało dokonane z zadaniem tortur właśnie po to by uzyskać organy do badań. Pobranie organów stanowiło bezpośrednią przyczynę jej śmierci, przed którą była żywym dzieckiem, poza łonem matki. (…)” (źródło)
Świat przechodził nad tym do porządku dziennego. Jednocześnie znużenie kowidozą sprawiło, że temat ten pojawiał się w moich notatkach blogowych pod koniec roku 2021 niezwykle rzadko. Jeszcze w listopadzie, niejako jako podsumowanie absurdu ostatnich miesięcy, przyszedł mi na myśl wiersz, który zatytułowałem Ostatni Rzymianin:
Gdy już padły ścięte dęby,
przeżyć chciała drżąc osika,
szły by dopaść dwa zastępy
ostatniego pustelnika.
Pierwszy zastęp purpurowy
z krzyżem w maskach szedł z radością,
na sztandarze miał u głowy
posłuszeństwo wraz z miłością.
Drugi zastęp w garniturze
szedł w asyście tarczowników,
kwiat postępu trzymał w górze,
w dole skrzynię zaś srebrników.
Pierwszy huf: godności sługi
w miejscu twarzy miały szmatę,
ciągle bił srebrniki drugi
i się łączył z wielkim światem.
W trop minstrele szli ich dzielni,
z nimi gawiedź też nielicha
i tak doszli do pustelni,
i przerwali modły mnicha.
Habit nosił nieopasły,
zarost chudą twarz przegradzał,
bo przy świecach w noc niezgasłych
prosił, pościł, wynagradzał.
Gdy tak przyszli z pochodniami
do samotnej jego celi,
najpierw się przelękli sami,
potem straszyć go poczęli.
– Miłosierdzia nie masz stary,
w nieposłusznej tkwisz wciąż winie –
– rzekł mu zastęp Nowej Wiary,
gdy on szeptał po łacinie.
– Kwarantannę masz tu dziadu
oraz bilet na szczypanie,
rzekł mu huf Nowego Ładu
że jałmużny nie dostanie.
Uśmiech jego rozwiał cienie,
spod zmęczonych mówił powiek:
gdy Pan moim wspomożeniem
cóż mi może zrobić człowiek?
I to był chyba najlepszy komentarz do sytuacji, choć w mediach i kościołach "mainstreamowych" mniemana pandemia oczywiście dalej trwała. Pasterki w katedrach polskich niewiele różniły się jeśli chodzi o sanitarystyczne fetysze (por. np. Poznań, Mójcza z biskupem kieleckim, katedra białostocka, Katowice) od tych z poprzedniego roku (nota bene kolejny odcinek można by zatytułować: Jak czerwononosy renifer Władymir uratował Święta Wielkanocne nad Wisłą, bo wysoce prawdopodobne że zaprzańce by ten cyrk dalej ciągnęły).
Ekscelencja Gądecki na koniec roku (por.) „przypomniał że rok 2021 był drugim rokiem, który Kościół przeżywał w cieniu pandemii. Przyznał, że pandemia i związane z nią ograniczenia w dostępie do sakramentów – spowodowane chociażby limitami wiernych mogących wziąć udział w mszy św. – osłabiły religijność Polaków. „Pandemia wzbudziła strach, który dawał argumenty do tego, żeby zaniedbać praktykę życia religijnego. Nie zawsze wiązało się to z porzuceniem wiary jako takiej, jednak niejednokrotnie skończyło się porzuceniem praktyki uczestnictwa w niedzielnej mszy św.” (…) Abp Gądecki przyznał, że „sytuacja epidemiczna i to, że biskupi udzielili dyspensy od uczestnictwa w niedzielnej Eucharystii, sprawiły, że część wiernych przyzwyczaiła się do oglądania transmisji mszy św. w telewizji, pomimo tego, że dyspensa została już dawno cofnięta”.
„Dzieci, które przez wiele miesięcy miały nauczanie zdalne i nie chodziły do szkoły, w pewnym momencie zauważyły, że samotność i izolacja od kolegów i koleżanek jest przygnębiająca i zaczęły mówić o swojej chęci powrotu do szkoły. Podobnego zjawiska spodziewaliśmy się w odniesieniu do kwestii chodzenia do kościoła. Mieliśmy nadzieję, że wierni zauważą, że od coniedzielnego oglądania mszy św. w telewizji ważniejsze jest realne spożywanie Ciała i Krwi Pańskiej. Niestety, w dużej części tak się nie stało”
Posoborowi głosiciele pandemicznego kerygmatu spożywali zatem gorzkie owoce, które sami wyhodowali. Jednocześnie, mimo iż w roku 2021 Watykan wydał przesławny a groteskowy dokument Traditionis Custodes ludzi na Mszach świętych w rycie rzymskim jakoś mimo „oboszczeń” sanitarnych i „ekumenicznych” przybywało, co rodziło dobry prognostyk na przyszłość. Jak to w systemach totalitarnych, obok oficjalnego obiegu, funkcjonowało podziemie czyli katakumby. I dobrze się miały.