Cyberwojna Putina - rosyjskie trolle w polskiej sieci
O propagandowej aktywności Rosji w internecie pisze się i mówi ostatnio dosyć często. Udało się np. ujawnić istnienie„fabryki trolli" w Petersburgu. Właścicielem zatrudniającej ok. 300 pracowników Agencji Badań Internetowych jest oligarcha Jewgienij Prigożin, „król cateringu", dobry znajomy Władimira Putina. Pracujący tam blogerzy w ciągu dnia zamieszczają w sieci aż 30 tys. przychylnych Kremlowi komentarzy na Twitterze, Facebooku, lokalnych serwisach informacyjnych i rozmaitych portalach zagranicznych. A petersburska „fabryka trolli" nie jest zapewne jedyną działającą w Rosji
Jak działają płatni blogerzy?
Zakładają na portalach społecznościowych fikcyjne konta i tworzą codziennie pod fałszywymi tożsamościami setki wpisów oraz komentarzy. Są połączeni z internetem przez sieć serwerów proxy, które tworzą wrażenie, że znajdują się nie w Rosji, lecz w krajach, do których skierowana jest ich propaganda. Potem „fabryka trolli" przez okrągłą dobę bombarduje internet prorosyjskimi komentarzami. Ich stałą metodą jest też zwracanie się do administratorów portali o blokowanie lub usuwanie wpisów przeciwników.
Cyberatak na Polskę
Agencja Prigożina, byłego petersburskiego gangstera, dziś m.in. prowadzącego restauracje w gmachu rosyjskiej Dumy oraz w siedzibie premiera Rosji, pracuje w trzech językach: rosyjskim, angielskim i ukraińskim. Dziwne byłoby jednak, gdyby w Moskwie nie pomyślano o prowadzeniu wojny informacyjnej także po polsku, by wpływać na nastroje opinii publicznej w tak strategicznie położonym kraju. Czy rzeczywiście tak się stało?
Każdy, kto śledzi internetowe debaty, zapewne nieraz miał podejrzenia co do autentycznej tożsamości niektórych uczestników. Czytając posty, zamieszczane rzekomo przez polskich internautów, często czujemy, że mamy do czynienia z grupą zorganizowaną w celu manipulowania opinią. Niekiedy łatwo je rozpoznać, gdy np. autorzy posługują się językiem polskim z błędami. Najczęściej jednak pisane są w sposób profesjonalny, trudny do identyfikacji. Jak zatem wyjść poza sferę hipotez i podejrzeń, i odkryć działania Rosjan w polskim internecie? Czy da się znaleźć ślady i konkretne dowody takich manipulacji?
Spróbował to zrobić Andrzej Gołoś, socjolog z agencji marketingowej ARC Rynek i Opinia. Podszedł on do problemu w sposób naukowy i przy użyciu profesjonalnych narzędzi postarał się zmierzyć obecność i wpływy rosyjskie w polskiej przestrzeni internetowej. Zbadał w tym celu strukturę dyskusji w internecie i zawartość merytoryczną komentarzy pod tekstami o tematyce rosyjsko-ukraińskiej. Zanalizował również wydźwięk wpisów, czyli ich stosunek do Rosji i Ukrainy, przebieg dyskusji oraz ich intensywność.
Jak rozpoznać trolla?
Celem manipulatorów jest doprowadzenie do wypromowania pożądanych komentarzy tak, by czytelnik tekstu znalazł pod nim najpierw takie właśnie wpisy, na których im zależy. W naszym przypadku chodzić będzie więc o przesunięcie na pierwsze miejsca komentarzy prorosyjskich i antyukraińskich. Jako pierwsze wyświetlają się zwykle pod artykułem wpisy najpopularniejsze lub najwyżej oceniane, a na ich pozycję można wpływać stosunkowo łatwo, mając do dyspozycji kilkudziesięciu trolli.
Andrzej Gołoś zbadał artykuły o tematyce rosyjsko-ukraińskiej z kilku dużych portali i wykrył wyraźne prawidłowości. O ile generalnie sympatie internautów były porozrzucane statystycznie, o tyle wśród najpopularniejszych postów tak nie było: w całości dyskusji głosy prorosyjskie stanowiły 39 proc., natomiast w 10 wpisach będących „na topie" było ich niemal aż 70 proc. W konsekwencji, podczas gdy wśród wszystkich komentarzy proukraińskie stanowiły 32 proc., to wśród 10 na pierwszych miejscach ich liczba malała do 17 proc. Wskazuje to jasno na zorganizowany charakter działań, które powodowały w efekcie wypromowanie niewielkiej liczby wpisów o wydźwięku sprzyjającym polityce Rosji.
Podobnie ciekawie wyglądał przebieg dyskusji internetowych. Na początku dominowały głosy proukraińskie, ale zaraz potem następował nagły, zmasowany wzrost liczby prorosyjskich, który trwał ok. 3 godz., po czym liczba wpisów malała i znów zaczynały dominować antyrosyjskie. Trudno wytłumaczyć te dziwne prawidłowości czymś innym niż skoordynowanym działaniem.
Na Zachodzie zauważono już dawno, iż np. na stronach BBC czy CNN bywa więcej wpisów pod tekstami dotyczącymi Rosji niż pod tymi, które dotyczą spraw brytyjskich lub amerykańskich. To oczywisty ślad działań trolli z Rosji, bo przecież trudno przypuszczać, by konflikt rosyjskoukraiński bardziej wciągał internautów w USA niż problemy bezpośrednio ich dotyczące. W Polsce jest to jeszcze lepiej widoczne. Najczęściej czytane teksty na polskich portalach generują zwykle około stu głosów w dyskusji, natomiast pod artykułami dotyczącymi Rosji i Ukrainy było ich blisko 500! Te uderzające dysproporcje może wytłumaczyć tylko aktywność rosyjskich trolli.
Rosyjski punkt widzenia
Także sama tematyka wpisów wskazuje na ich nieautentyczność. Zwykle są one niezwiązane z tematem artykułu. Najczęściej sprowadzają się do sloganów o banderowcach i UPA: aż 30 proc. wszystkich postów o charakterze prorosyjskim to odwołania do rzezi wołyńskiej.
Dominują poza tym tematy, które wskazują na rosyjskie źródło, gdyż dalekie są od polskiej mentalności i opinii Polaków znanych z badań. Np. na drugim miejscu znajdują się wpisy przedstawiające typowy dla Rosjan sposób myślenia, jakim jest poczucie życia w oblężeniu i postrzeganie reszty świata jako wroga, co ma tłumaczyć i usprawiedliwiać własną agresję. Wśród Polaków Rosja jest wszak raczej jednoznacznie postrzegana jako państwo ekspansywne i dążące do narzucania innym siłą swojej woli, a nie niewinna ofiara NATO.
Podobnie jest zresztą z kolejnym wątkiem: peanami pod adresem Władimira Putina, jego skuteczności i siły. Przedstawiany on jest jako prawdziwy mąż stanu, który prowadzi kraj ku wielkości. Rosja natomiast staje się w tych wpisach centrum cywilizacyjno-kulturowym, do zbliżenia i współpracy z którym Polska powinna dążyć.
Z drugiej strony towarzyszy temu skrajna retoryka antynatowska, antyunijna i antyamerykańska. Mamy więc agresywną, choć tchórzliwą Unię i Amerykę, czyli „zgniły Zachód”, w którym panoszą się rozmaite patologie, źródło wszelkiego zła i zepsucia, a z drugiej czysty moralnie Trzeci Rzym. Porównanie wymowy tych komentarzy z opinią większości Polaków o członkostwie w UE i NATO wskazuje jednoznacznie na ich nieautentyczność.
Kolejny wątek filorosyjskich wpisów to zniechęcanie Polaków do wszelkich sojuszy - z USA, Niemcami czy Ukrainą. Polska zrobi najlepiej, gdy „będzie sama". Każdemu, kto wskazuje na korzyści płynące z sojuszy, zarzuca się „bycie agentem".
Kim są ludzie, którzy pracują w ten sposób dla Moskwy? Jest ich, jak wskazuje liczba wpisów, kilkudziesięciu. Dochodzą niekiedy informacje, iż Polacy, którzy znaleźli się w Rosji, otrzymują oferty pracy polegającej na „moderacji forów za granicą". Niewykluczone jednak, że tego typu zleceń mogą się podejmować także małe komercyjne firmy marketingowe w Polsce. Ich wykrycie powinno być zadaniem naszych służb specjalnych - działają przecież w obcym interesie.
Jak głosił Sun Tzu, wojnę powinno się wygrywać bez użycia armii - w sercach i umysłach przeciwników. Rosja od dawna stosuje w praktyce nauki genialnego chińskiego stratega. Dlatego wojna „asymetryczna" czy „hybrydowa" toczy się na całkiem nowych płaszczyznach, np. w przestrzeni informatycznej. Walka o umysły trwa zatem w polskiej sieci już dziś.
Artur Dmochowski, Gazeta Polska
Jak działają płatni blogerzy?
Zakładają na portalach społecznościowych fikcyjne konta i tworzą codziennie pod fałszywymi tożsamościami setki wpisów oraz komentarzy. Są połączeni z internetem przez sieć serwerów proxy, które tworzą wrażenie, że znajdują się nie w Rosji, lecz w krajach, do których skierowana jest ich propaganda. Potem „fabryka trolli" przez okrągłą dobę bombarduje internet prorosyjskimi komentarzami. Ich stałą metodą jest też zwracanie się do administratorów portali o blokowanie lub usuwanie wpisów przeciwników.
Cyberatak na Polskę
Agencja Prigożina, byłego petersburskiego gangstera, dziś m.in. prowadzącego restauracje w gmachu rosyjskiej Dumy oraz w siedzibie premiera Rosji, pracuje w trzech językach: rosyjskim, angielskim i ukraińskim. Dziwne byłoby jednak, gdyby w Moskwie nie pomyślano o prowadzeniu wojny informacyjnej także po polsku, by wpływać na nastroje opinii publicznej w tak strategicznie położonym kraju. Czy rzeczywiście tak się stało?
Każdy, kto śledzi internetowe debaty, zapewne nieraz miał podejrzenia co do autentycznej tożsamości niektórych uczestników. Czytając posty, zamieszczane rzekomo przez polskich internautów, często czujemy, że mamy do czynienia z grupą zorganizowaną w celu manipulowania opinią. Niekiedy łatwo je rozpoznać, gdy np. autorzy posługują się językiem polskim z błędami. Najczęściej jednak pisane są w sposób profesjonalny, trudny do identyfikacji. Jak zatem wyjść poza sferę hipotez i podejrzeń, i odkryć działania Rosjan w polskim internecie? Czy da się znaleźć ślady i konkretne dowody takich manipulacji?
Spróbował to zrobić Andrzej Gołoś, socjolog z agencji marketingowej ARC Rynek i Opinia. Podszedł on do problemu w sposób naukowy i przy użyciu profesjonalnych narzędzi postarał się zmierzyć obecność i wpływy rosyjskie w polskiej przestrzeni internetowej. Zbadał w tym celu strukturę dyskusji w internecie i zawartość merytoryczną komentarzy pod tekstami o tematyce rosyjsko-ukraińskiej. Zanalizował również wydźwięk wpisów, czyli ich stosunek do Rosji i Ukrainy, przebieg dyskusji oraz ich intensywność.
Jak rozpoznać trolla?
Celem manipulatorów jest doprowadzenie do wypromowania pożądanych komentarzy tak, by czytelnik tekstu znalazł pod nim najpierw takie właśnie wpisy, na których im zależy. W naszym przypadku chodzić będzie więc o przesunięcie na pierwsze miejsca komentarzy prorosyjskich i antyukraińskich. Jako pierwsze wyświetlają się zwykle pod artykułem wpisy najpopularniejsze lub najwyżej oceniane, a na ich pozycję można wpływać stosunkowo łatwo, mając do dyspozycji kilkudziesięciu trolli.
Andrzej Gołoś zbadał artykuły o tematyce rosyjsko-ukraińskiej z kilku dużych portali i wykrył wyraźne prawidłowości. O ile generalnie sympatie internautów były porozrzucane statystycznie, o tyle wśród najpopularniejszych postów tak nie było: w całości dyskusji głosy prorosyjskie stanowiły 39 proc., natomiast w 10 wpisach będących „na topie" było ich niemal aż 70 proc. W konsekwencji, podczas gdy wśród wszystkich komentarzy proukraińskie stanowiły 32 proc., to wśród 10 na pierwszych miejscach ich liczba malała do 17 proc. Wskazuje to jasno na zorganizowany charakter działań, które powodowały w efekcie wypromowanie niewielkiej liczby wpisów o wydźwięku sprzyjającym polityce Rosji.
Podobnie ciekawie wyglądał przebieg dyskusji internetowych. Na początku dominowały głosy proukraińskie, ale zaraz potem następował nagły, zmasowany wzrost liczby prorosyjskich, który trwał ok. 3 godz., po czym liczba wpisów malała i znów zaczynały dominować antyrosyjskie. Trudno wytłumaczyć te dziwne prawidłowości czymś innym niż skoordynowanym działaniem.
Na Zachodzie zauważono już dawno, iż np. na stronach BBC czy CNN bywa więcej wpisów pod tekstami dotyczącymi Rosji niż pod tymi, które dotyczą spraw brytyjskich lub amerykańskich. To oczywisty ślad działań trolli z Rosji, bo przecież trudno przypuszczać, by konflikt rosyjskoukraiński bardziej wciągał internautów w USA niż problemy bezpośrednio ich dotyczące. W Polsce jest to jeszcze lepiej widoczne. Najczęściej czytane teksty na polskich portalach generują zwykle około stu głosów w dyskusji, natomiast pod artykułami dotyczącymi Rosji i Ukrainy było ich blisko 500! Te uderzające dysproporcje może wytłumaczyć tylko aktywność rosyjskich trolli.
Rosyjski punkt widzenia
Także sama tematyka wpisów wskazuje na ich nieautentyczność. Zwykle są one niezwiązane z tematem artykułu. Najczęściej sprowadzają się do sloganów o banderowcach i UPA: aż 30 proc. wszystkich postów o charakterze prorosyjskim to odwołania do rzezi wołyńskiej.
Dominują poza tym tematy, które wskazują na rosyjskie źródło, gdyż dalekie są od polskiej mentalności i opinii Polaków znanych z badań. Np. na drugim miejscu znajdują się wpisy przedstawiające typowy dla Rosjan sposób myślenia, jakim jest poczucie życia w oblężeniu i postrzeganie reszty świata jako wroga, co ma tłumaczyć i usprawiedliwiać własną agresję. Wśród Polaków Rosja jest wszak raczej jednoznacznie postrzegana jako państwo ekspansywne i dążące do narzucania innym siłą swojej woli, a nie niewinna ofiara NATO.
Podobnie jest zresztą z kolejnym wątkiem: peanami pod adresem Władimira Putina, jego skuteczności i siły. Przedstawiany on jest jako prawdziwy mąż stanu, który prowadzi kraj ku wielkości. Rosja natomiast staje się w tych wpisach centrum cywilizacyjno-kulturowym, do zbliżenia i współpracy z którym Polska powinna dążyć.
Z drugiej strony towarzyszy temu skrajna retoryka antynatowska, antyunijna i antyamerykańska. Mamy więc agresywną, choć tchórzliwą Unię i Amerykę, czyli „zgniły Zachód”, w którym panoszą się rozmaite patologie, źródło wszelkiego zła i zepsucia, a z drugiej czysty moralnie Trzeci Rzym. Porównanie wymowy tych komentarzy z opinią większości Polaków o członkostwie w UE i NATO wskazuje jednoznacznie na ich nieautentyczność.
Kolejny wątek filorosyjskich wpisów to zniechęcanie Polaków do wszelkich sojuszy - z USA, Niemcami czy Ukrainą. Polska zrobi najlepiej, gdy „będzie sama". Każdemu, kto wskazuje na korzyści płynące z sojuszy, zarzuca się „bycie agentem".
Kim są ludzie, którzy pracują w ten sposób dla Moskwy? Jest ich, jak wskazuje liczba wpisów, kilkudziesięciu. Dochodzą niekiedy informacje, iż Polacy, którzy znaleźli się w Rosji, otrzymują oferty pracy polegającej na „moderacji forów za granicą". Niewykluczone jednak, że tego typu zleceń mogą się podejmować także małe komercyjne firmy marketingowe w Polsce. Ich wykrycie powinno być zadaniem naszych służb specjalnych - działają przecież w obcym interesie.
Jak głosił Sun Tzu, wojnę powinno się wygrywać bez użycia armii - w sercach i umysłach przeciwników. Rosja od dawna stosuje w praktyce nauki genialnego chińskiego stratega. Dlatego wojna „asymetryczna" czy „hybrydowa" toczy się na całkiem nowych płaszczyznach, np. w przestrzeni informatycznej. Walka o umysły trwa zatem w polskiej sieci już dziś.
Artur Dmochowski, Gazeta Polska