Sygnalizowaliśmy parę dni temu "Wielki Problem"
Sygnalizowaliśmy parę dni temu
"Wielki Problem",
że dla polskich biskupów
rzeczy rozstrzygnięte przez Pana Boga
i Kościół przed wiekami,
podlegają dalszej dyskusji...
Wracamy do tematu
i przyglądniemy się bliżej temu,
co się stało na ostatnim posiedzeniu KEP,
oraz ostatecznemu "produktowi"
wytężonych 2-letnich prac 140 "doktorów" teologii w piuskach.
Minęły dwa tygodnie.
Dość czasu, by przeczytać kilka razy, doczytać i wyczytać.
Dość czasu, by ochłonąć z szoku i wstrząsu po tej lekturze.
Dość czasu, by się z przygnębienia tą lekturą podnieść.
Dość czasu, by sensownie pozbierać myśli.
Dość czasu, by te myśli odważnie i jasno na klawiaturę przelać.
Nie wiadomo od czego zacząć, bo tyle w "Wytycznych" mułu, że jakby chciał to wszystko oczyścić, to właściwie najrozsądniejszym wyjściem byłoby wywalenie tej mowy-trawy do kosza, i to po potraktowaniu przez niszczarkę, żeby czasem ktoś gdzieś tym sobie jeszcze szkody nie wyrządził.
Bierzemy jeden wątek, pod koniec dokumentu. W moim przekonaniu wątek esencjalny, w którym jest największe stężenie trucizny argentyńskiej. Ilustracja w załączniku. I cóż tam czytamy, że nawet jeśli małżeństwo prawomocnym wyrokiem sądu zostało potwierdzone jako ważne, należy kontynuować rozeznanie sytuacji osoby, która takim ważnym małżeństwem jest związana, a już żyje sobie z kimś innym. Tym sposobem biskupi podłożyli bombę atomową pod porządek prawny, a więc i moralny, a więc i doktrynalny Kościoła. Najtragiczniejsze jest to, że przecież te wyroki sądów kościelnych są w istocie wyrokami biskupa, bo sąd działa z jego prerogatyw i nominacji, a tutaj biskupi zachęcają, żeby się tymi wyrokami nie przejmować i sobie "rozeznawać" dalej sytuacje już skrupulatnie przestudiowane na wylot. Ten idiotyzm idzie dalej, gdy się mówi, że to rozeznanie ma się oprzeć też o jakiegoś duszpasterza z sądu biskupiego?!? Co to za zawracanie Wisły jest, żeby płynęła w góry??! Przecież już sąd, czyli duszpasterze sądu biskupiego, orzekli. Prawomocnie. Ostatecznie. Czyli co? Wracamy do sądu tylnym wejściem? Przez okno w piwnicy? W nocy? Jest to niewyobrażalne mącenie w duszach wiernych, duchownych i w życiu i organizmie Kościoła.
Czytamy dalej, że to bałamutne (wyszeptane do ucha przez diabła) rozeznanie ma zmierzać do podjęcia "odpowiedniej decyzji"? Jakiej DECYZJI? Dotyczącej czego decyzji? Jaka to ma być decyzja o coraz większym "integrowaniu" osoby żyjącej moro uxorio? Żeby do Kościoła na Mszę w niedzielę szła? To już jest zdecydowane przez Pana Boga i Kościół! Żeby się modliła i starała o nawrócenie? To też już zdecydowane. Żeby uczynki dobre wykonywała, by jakoś na łaskę uczynkową nawrócenia sobie zasłużyć? To też już Kościół podał do wierzenia i działania dawno temu. A więc, jakiej "odpowiedniej" DECYZJI? Wiadomo jakiej. Decyzji o pójściu (w stanie grzechu śmiertelnego) do Komunii świętej. To właśnie tutaj, w tym wyrażeniu o DECYZJI, w moim przekonaniu, siedzi diabeł. I czeka na dusze. Zamek w furteczce otwarty. Wystarczy furteczkę popchnąć. Duchownych rwących się do tego nie brakuje. Woda przez biskupów zamącona maksymalnie. Szatan nie będzie miał problemów, żeby liczne dusze w tym - przepraszam za wyrażenie - syfie złapać ("syf" czyli "schifo", "schifezza" ze słynnej Drogi Krzyżowej Benedykta XVI w Koloseum). Dusze na krawędzi piekła, widziane tak i tam przez Siostrę Faustynę Kowalską, doprowadzone tam przez szatańskiej proweniencji dzisiejszą kulturę rozwiązłości i rozpusty, dusze które pasterze miłosiernie mieli ratować przed spadnięciem w otchłań piekła, są tymi "Wytycznymi" zamulonymi i zamąconymi "delikatnie" do piekła przez tychże pasterzy popychane. Wystarczy zapytać pierwszego lepszego spowiednika.
Było we wstępie słowo o przygnębieniu. Do przygnębienia w spojrzeniu na postawę i twórczość polskich biskupow skłania kontekst w jakim to wszystko się działo i dzieje. Posiedzenie KEP miało miejsce w świętym czasie. "Wytyczne" zostały przegłosowane w Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Dzień wcześniej był Piewszy Czwartek Miesiąca, a dzień póżniej, w nowym rycie, Wspomnienie Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny. Wydostanie się z tych 140 dusz takiego badziewia w takich dniach świadczy o tym, co w tych duszach jest. Jakiś ogromny mrok! Żeby w takim dniu nie wydać z duszy czegoś katolickiego?! Posiedzenie KEP miało miejsce na Podlasiu, gdzie Pan Jezus upomniał się o szacunek dla Najświętszego Sakramentu Swego Ciała i Krwi, przez cud eucharystyczny w Sokółce. Wydaje się, że nawet taka przestroga dramatyczna nie zrobiła na polskich biskupach wrażenia i przyklepali "Wytyczne", które do poszanowania Sakramentu Eucharystii i innych sakramentów przyczyniają się, jak spowiednicy zgodnie potwierdzają, dokładnie odwrotnie!
Przeżywamy, podobno, Rok Ducha Świętego. Na wielu kościołach wiszą bannery z jego hasłem, wymyślonym przez polskich biskupów: "Jesteśmy napełnieni Duchem Świętym". Samo to sprawia, że to całe wydarzenie - wydanie takich "Wytycznych" w takim Roku - zakrawa na jakieś szyderstwo i bluźnierstwo z Ducha Świętego. "Jesteśmy napełnieni Duchem Świętym"... i wydajemy mętne i zagmatwane "Wytyczne"?! "Wytyczne" mącące w katolickich duszach! Duch Święty nie ma z tym nic wspólnego. Duch Święty nie jest Duchem mącenia tego, co klarowne. On nie jest Duchem bajdurzenia, lania wody, kręcenia, kombinowania, mataczenia, oszukiwania i naciągania. "Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem." (J 14, 26). Gdyby Duch Święty był mile widziany na posiedzeniu KEP, i gdyby biskupi rzeczywiście byli Nim napełnieni, to On by biskupom przypomniał VI Przykazanie i nauczanie Pana Jezusa na temat tego przykazania w Ewangelii. Jest bluźnierstwem przeciwko Duchowi Świętemu przypisywanie Mu działania, z którym On nie ma nic wspólnego, co więcej, działania wprost przeciwnego jego działaniu. Gdy Pan Jezus zapowiadał przyjście Ducha Świętego (J 15, 26 - 16, 1), wyraźnie pouczał, że przyjdzie On po to, by uczniowie nie załamali się w wierze. Doskonale to rozumieli Ojcowie Kościoła, których komentarze zebrał św. Tomasz z Akwinu w "Catena Aurea". Tak jak sam Pan Jezus troszczył się o wiarę uczniów, gdy z nimi fizycznie widzialnie przebywał, tak po Jego odejściu, to właśnie Duch Święty zatroszczy się o to, by uczniowie tej wiary nie stracili, ani jej nie zniekształcili. I Duch Święty jest tym zajęty cały czas. On chroni wiarę w sercach uczniów od skażenia, zepsucia, i ostatecznie jej utraty. Dlatego właśnie, deklarowanie z jednej strony, że jest się "napełnionym Duchem Świętym", a z drugiej strony chytre i przebiegłe podkopywanie prawdziwej wiary katolickiej w duszach wiernych, a przynajmniej jej rozmywanie, jest obrzydliwym bluźnierstwem przeciwko Duchowi Świętemu! Kto się czegoś takiego dopuszcza daje o sobie najgorsze świadectwo.
Na żenującą parodię zakrawa postawa KEP wobec JP2 i jego nauczania, zamanifestowana w całym procesie powstawania "Wytycznych" i w nich samych. Jednomyślne komentarze katolickich mediów na świecie mówią o ostatecznym rozstaniu się polskiego Episkopatu z JP2. Zanosiło się na to od dawna i widać to było w Wielkiej Zmowie Milczenia, którą biskupi nawróceni na religię argentyńską pokrywają bodaj najsolidniejszy dokument moralny Kościoła ostatnich dekad, czyli "Veritatis Splendor" JP2. Nie dziwmy się tej Wielkiej Zmowie Milczenia także w polskim Episkopacie, skoro sama AL - będąca największym dokumentem w historii Kościoła (60 000 wyrazów) - nie cytuje "Veritatis Splendor" ani razu, a nawet o nim nie wspomina! Dlaczego "Veritatis Splendor" jest tak skwapliwie przemilczane? Bo rozprawia się z niedorzeczną i szatańską ideą stosowania rozeznania - rozumianego po argentyńsku - w sprawach Przykazań wyrażonych negatywnie, tzn. "Nie... Cudzołóż", "Nie... Kradnij", etc. Według katolickiej nauki, wyłożonej właśnie w "Veritatis Splendor", rozeznanie takie stosuje się TYLKO do Przykazań wyrażonych pozytywnie, np. "Czcij ojca swego i matkę swoją", bo ta nakazana cześć dla rodziców będzie znaczyła coś innego w przypadku 10-letniego chłopca, a coś nieco innego w przypadku 50-letniego mężczyzny. Tak, w takim Przykazaniu rozeznanie jest możliwe, a nawet konieczne! A w przypadku Przykazań wyrażonych negatywnie, co z rozeznaniem? Cóż tam można rozeznać, na miłość Boską?! Tylko to, czy to Przykazanie mnie dotyczy czy nie. No i cudzołożnicy, zachęceni przez swoich pogubionych kompletnie pasterzy, rozeznają, że VI Przykazanie Boskie i Przysięga Małżeńska może obowiązywały ich dziadków, może ich rodziców, może obowiązują ich sąsiadów, albo jakichś nawiedzonych katolików, ale nie ich. Bo w ich przypadku, zgodnie z ich (przez diabła do ucha wyszeptanym) rozeznaniem, "Nie Cudzołóż" znaczy "Cudzołóż".
Gdy mówimy o parodii, jaką zaczyna odgrywać polski Episkopat, w kontekście tego, że jest Episkopatem w kraju JP2 i dla narodu JP2, i w związku ze swoją pokrętną postawą i mętnym nauczaniem, to mamy na myśli także te tysiące już ulic, pomników, szkół, tablic, imprez, ewentów, koncertów, oraz wszelkich zjawisk i wydarzeń, przynajmniej teoretycznie dedykowanych JP2. Rozstawszy się w istocie najgłębszej z jego nauczaniem, będzie to teraz co najwyżej całoroczna szopka, wołająca o pomstę do nieba, robiona coraz bardziej na siłę, bez wiary i przekonania. Trzeba będzie przy tym dokonywać nieprawdopodobnych ekwilibrystyk, żeby tak na nowo zre-interpretować nauczanie JP2, żeby z tego, który jednak ostro gromił relatywizm moralny, zrobić świadomego prekursora kompletnie relatywistycznej religii argentyńskiej.
Żenująca jest również, niestety, postawa w tych sprawach wszelkiej maści ruchów wyglądających katolicko, powstałych w posoborowych czasach, także na polskiej ziemi. Mowa tutaj np. o Ruchu Światło-Życie i jego kontynuacji w Domowym Kościele, o Odnowie w Duchu Świętym, o Ruchu Charyzmatycznym, o Neokatechumenacie, i wielu innych "ruchach", "stowarzyszeniach" i "bractwach". Przecież one miały być awangardą w trosce o wiarę katolicką, o jej pielęgnowanie, strzeżenie i głoszenie. Jeśli to ma być awangarda, to psu ona na budę! Gdyby była awangardą, to już dawno ruszyłaby z odwagą i impetem do obrony wiary katolickiej przed jej rozmywaniem przez kogokolwiek, nawet własnego pasterza. Gdyby była awangardą, to wszędzie pełno byłoby mocnych apeli, żądań, i ultimatum do pasterzy, by na depozyt wiary nawet nie myśleli ręki podnosić. Na co to całe ich paplanie pobożne, tysiące spotkań, miliony godzin, z których nawet niekiedy sporo przed Najświętszym Sakramentem, skoro podwinęli ogon pod siebie i jednym chórem śpiewają już nie po wadowicku, tylko po argentyńsku. Uzasadnione wydaje się więc stwierdzenie pewnego bardzo doświadczonego egzorcysty i wytrawnego teologa, że niektóre "ruchy katolickie" mogą się stać pułapką na pobożne dusze, które w dobrej wierze i szczerze szukają miejsca na coś więcej w wierze i miłości do Pana Boga. Szukają, znajdują taki "ruch", oddają mu swoje życie, czyniąc w nim niejedną wyglądającą katolicko rzecz, ale ostatecznie kończą razem z tym ruchem w nowej niekatolickiej religii argentyńskiej. Diabłu nie przeszkadza "pobożna" działalność takich ruchów, jeśli ostatecznie masowo pozbawią one swoich członków fundamentalnych elementów wiary katolickiej i doprowadzą ich na pozycje wprost sprzeczne z Bożym Objawieniem.
Zbliżając się ku końcowi, warto zauważyć, że sami biskupi zdają się jakoś instynktownie wstydzić tych swoich "Wytycznych", bo w liście odczytywanym tu i tam po kościołach w Polsce, w którym przedstawiają tematy z posiedzenia KEP, o najistotniejszym jego punkcie - czyli o "Wytycznych" - wspominają jednym zdaniem. Jest to doprawdy osobliwe zachowanie, bo biskupi sprawiają wrażenie, jakby nie chcieli, żeby wierni poznali ich twórczość. Czyżby jakieś resztki wstydu? Wstydu, że się wyprodukowało, przegłosowało i podpisało coś, co historia i sam Pan Jezus osądzą niewątpliwie bardzo bardzo surowo. Jakże wobec takiej nijakiej postawy dwuznacznej, zwodzenia katolików w Polsce jakimiś nowymi bzdurnymi pojęciami i bałamucenia w stylu "na dwoje babka wróżyła" nie przywołać słów z Apokalipsy św.
Jana Apostoła:
"Znam twoje czyny,
że ani zimny, ani gorący nie jesteś.
Obyś był zimny albo gorący!
A tak, skoro jesteś letni
i ani gorący, ani zimny,
chcę cię wyrzucić (wypluć, zwymiotować, wyrzygać) z mych ust."
(Ap 3, 15-16)
Przykrą konstatacją niejednego świadomego i uczciwego katolika jest więc dziś oczywisty wniosek, że niestety polskim biskupom zależy na innych (często bzdurnych) rzeczach bardziej niż na zbawieniu swoich wiernych. Gdyby im na zbawieniu wiernych zależało, to wierni usłyszeliby z ich ust głos czysty, klarowny, jednoznacznie KATOLICKI. Bo tylko taki służy sprawie zbawienia. Każdy inny "od złego pochodzi".
I te ewidentnie zalatujące swądem "Wytyczne" też.
Mt 5, 37.
"Wielki Problem",
że dla polskich biskupów
rzeczy rozstrzygnięte przez Pana Boga
i Kościół przed wiekami,
podlegają dalszej dyskusji...
Wracamy do tematu
i przyglądniemy się bliżej temu,
co się stało na ostatnim posiedzeniu KEP,
oraz ostatecznemu "produktowi"
wytężonych 2-letnich prac 140 "doktorów" teologii w piuskach.
Minęły dwa tygodnie.
Dość czasu, by przeczytać kilka razy, doczytać i wyczytać.
Dość czasu, by ochłonąć z szoku i wstrząsu po tej lekturze.
Dość czasu, by się z przygnębienia tą lekturą podnieść.
Dość czasu, by sensownie pozbierać myśli.
Dość czasu, by te myśli odważnie i jasno na klawiaturę przelać.
Nie wiadomo od czego zacząć, bo tyle w "Wytycznych" mułu, że jakby chciał to wszystko oczyścić, to właściwie najrozsądniejszym wyjściem byłoby wywalenie tej mowy-trawy do kosza, i to po potraktowaniu przez niszczarkę, żeby czasem ktoś gdzieś tym sobie jeszcze szkody nie wyrządził.
Bierzemy jeden wątek, pod koniec dokumentu. W moim przekonaniu wątek esencjalny, w którym jest największe stężenie trucizny argentyńskiej. Ilustracja w załączniku. I cóż tam czytamy, że nawet jeśli małżeństwo prawomocnym wyrokiem sądu zostało potwierdzone jako ważne, należy kontynuować rozeznanie sytuacji osoby, która takim ważnym małżeństwem jest związana, a już żyje sobie z kimś innym. Tym sposobem biskupi podłożyli bombę atomową pod porządek prawny, a więc i moralny, a więc i doktrynalny Kościoła. Najtragiczniejsze jest to, że przecież te wyroki sądów kościelnych są w istocie wyrokami biskupa, bo sąd działa z jego prerogatyw i nominacji, a tutaj biskupi zachęcają, żeby się tymi wyrokami nie przejmować i sobie "rozeznawać" dalej sytuacje już skrupulatnie przestudiowane na wylot. Ten idiotyzm idzie dalej, gdy się mówi, że to rozeznanie ma się oprzeć też o jakiegoś duszpasterza z sądu biskupiego?!? Co to za zawracanie Wisły jest, żeby płynęła w góry??! Przecież już sąd, czyli duszpasterze sądu biskupiego, orzekli. Prawomocnie. Ostatecznie. Czyli co? Wracamy do sądu tylnym wejściem? Przez okno w piwnicy? W nocy? Jest to niewyobrażalne mącenie w duszach wiernych, duchownych i w życiu i organizmie Kościoła.
Czytamy dalej, że to bałamutne (wyszeptane do ucha przez diabła) rozeznanie ma zmierzać do podjęcia "odpowiedniej decyzji"? Jakiej DECYZJI? Dotyczącej czego decyzji? Jaka to ma być decyzja o coraz większym "integrowaniu" osoby żyjącej moro uxorio? Żeby do Kościoła na Mszę w niedzielę szła? To już jest zdecydowane przez Pana Boga i Kościół! Żeby się modliła i starała o nawrócenie? To też już zdecydowane. Żeby uczynki dobre wykonywała, by jakoś na łaskę uczynkową nawrócenia sobie zasłużyć? To też już Kościół podał do wierzenia i działania dawno temu. A więc, jakiej "odpowiedniej" DECYZJI? Wiadomo jakiej. Decyzji o pójściu (w stanie grzechu śmiertelnego) do Komunii świętej. To właśnie tutaj, w tym wyrażeniu o DECYZJI, w moim przekonaniu, siedzi diabeł. I czeka na dusze. Zamek w furteczce otwarty. Wystarczy furteczkę popchnąć. Duchownych rwących się do tego nie brakuje. Woda przez biskupów zamącona maksymalnie. Szatan nie będzie miał problemów, żeby liczne dusze w tym - przepraszam za wyrażenie - syfie złapać ("syf" czyli "schifo", "schifezza" ze słynnej Drogi Krzyżowej Benedykta XVI w Koloseum). Dusze na krawędzi piekła, widziane tak i tam przez Siostrę Faustynę Kowalską, doprowadzone tam przez szatańskiej proweniencji dzisiejszą kulturę rozwiązłości i rozpusty, dusze które pasterze miłosiernie mieli ratować przed spadnięciem w otchłań piekła, są tymi "Wytycznymi" zamulonymi i zamąconymi "delikatnie" do piekła przez tychże pasterzy popychane. Wystarczy zapytać pierwszego lepszego spowiednika.
Było we wstępie słowo o przygnębieniu. Do przygnębienia w spojrzeniu na postawę i twórczość polskich biskupow skłania kontekst w jakim to wszystko się działo i dzieje. Posiedzenie KEP miało miejsce w świętym czasie. "Wytyczne" zostały przegłosowane w Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Dzień wcześniej był Piewszy Czwartek Miesiąca, a dzień póżniej, w nowym rycie, Wspomnienie Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny. Wydostanie się z tych 140 dusz takiego badziewia w takich dniach świadczy o tym, co w tych duszach jest. Jakiś ogromny mrok! Żeby w takim dniu nie wydać z duszy czegoś katolickiego?! Posiedzenie KEP miało miejsce na Podlasiu, gdzie Pan Jezus upomniał się o szacunek dla Najświętszego Sakramentu Swego Ciała i Krwi, przez cud eucharystyczny w Sokółce. Wydaje się, że nawet taka przestroga dramatyczna nie zrobiła na polskich biskupach wrażenia i przyklepali "Wytyczne", które do poszanowania Sakramentu Eucharystii i innych sakramentów przyczyniają się, jak spowiednicy zgodnie potwierdzają, dokładnie odwrotnie!
Przeżywamy, podobno, Rok Ducha Świętego. Na wielu kościołach wiszą bannery z jego hasłem, wymyślonym przez polskich biskupów: "Jesteśmy napełnieni Duchem Świętym". Samo to sprawia, że to całe wydarzenie - wydanie takich "Wytycznych" w takim Roku - zakrawa na jakieś szyderstwo i bluźnierstwo z Ducha Świętego. "Jesteśmy napełnieni Duchem Świętym"... i wydajemy mętne i zagmatwane "Wytyczne"?! "Wytyczne" mącące w katolickich duszach! Duch Święty nie ma z tym nic wspólnego. Duch Święty nie jest Duchem mącenia tego, co klarowne. On nie jest Duchem bajdurzenia, lania wody, kręcenia, kombinowania, mataczenia, oszukiwania i naciągania. "Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem." (J 14, 26). Gdyby Duch Święty był mile widziany na posiedzeniu KEP, i gdyby biskupi rzeczywiście byli Nim napełnieni, to On by biskupom przypomniał VI Przykazanie i nauczanie Pana Jezusa na temat tego przykazania w Ewangelii. Jest bluźnierstwem przeciwko Duchowi Świętemu przypisywanie Mu działania, z którym On nie ma nic wspólnego, co więcej, działania wprost przeciwnego jego działaniu. Gdy Pan Jezus zapowiadał przyjście Ducha Świętego (J 15, 26 - 16, 1), wyraźnie pouczał, że przyjdzie On po to, by uczniowie nie załamali się w wierze. Doskonale to rozumieli Ojcowie Kościoła, których komentarze zebrał św. Tomasz z Akwinu w "Catena Aurea". Tak jak sam Pan Jezus troszczył się o wiarę uczniów, gdy z nimi fizycznie widzialnie przebywał, tak po Jego odejściu, to właśnie Duch Święty zatroszczy się o to, by uczniowie tej wiary nie stracili, ani jej nie zniekształcili. I Duch Święty jest tym zajęty cały czas. On chroni wiarę w sercach uczniów od skażenia, zepsucia, i ostatecznie jej utraty. Dlatego właśnie, deklarowanie z jednej strony, że jest się "napełnionym Duchem Świętym", a z drugiej strony chytre i przebiegłe podkopywanie prawdziwej wiary katolickiej w duszach wiernych, a przynajmniej jej rozmywanie, jest obrzydliwym bluźnierstwem przeciwko Duchowi Świętemu! Kto się czegoś takiego dopuszcza daje o sobie najgorsze świadectwo.
Na żenującą parodię zakrawa postawa KEP wobec JP2 i jego nauczania, zamanifestowana w całym procesie powstawania "Wytycznych" i w nich samych. Jednomyślne komentarze katolickich mediów na świecie mówią o ostatecznym rozstaniu się polskiego Episkopatu z JP2. Zanosiło się na to od dawna i widać to było w Wielkiej Zmowie Milczenia, którą biskupi nawróceni na religię argentyńską pokrywają bodaj najsolidniejszy dokument moralny Kościoła ostatnich dekad, czyli "Veritatis Splendor" JP2. Nie dziwmy się tej Wielkiej Zmowie Milczenia także w polskim Episkopacie, skoro sama AL - będąca największym dokumentem w historii Kościoła (60 000 wyrazów) - nie cytuje "Veritatis Splendor" ani razu, a nawet o nim nie wspomina! Dlaczego "Veritatis Splendor" jest tak skwapliwie przemilczane? Bo rozprawia się z niedorzeczną i szatańską ideą stosowania rozeznania - rozumianego po argentyńsku - w sprawach Przykazań wyrażonych negatywnie, tzn. "Nie... Cudzołóż", "Nie... Kradnij", etc. Według katolickiej nauki, wyłożonej właśnie w "Veritatis Splendor", rozeznanie takie stosuje się TYLKO do Przykazań wyrażonych pozytywnie, np. "Czcij ojca swego i matkę swoją", bo ta nakazana cześć dla rodziców będzie znaczyła coś innego w przypadku 10-letniego chłopca, a coś nieco innego w przypadku 50-letniego mężczyzny. Tak, w takim Przykazaniu rozeznanie jest możliwe, a nawet konieczne! A w przypadku Przykazań wyrażonych negatywnie, co z rozeznaniem? Cóż tam można rozeznać, na miłość Boską?! Tylko to, czy to Przykazanie mnie dotyczy czy nie. No i cudzołożnicy, zachęceni przez swoich pogubionych kompletnie pasterzy, rozeznają, że VI Przykazanie Boskie i Przysięga Małżeńska może obowiązywały ich dziadków, może ich rodziców, może obowiązują ich sąsiadów, albo jakichś nawiedzonych katolików, ale nie ich. Bo w ich przypadku, zgodnie z ich (przez diabła do ucha wyszeptanym) rozeznaniem, "Nie Cudzołóż" znaczy "Cudzołóż".
Gdy mówimy o parodii, jaką zaczyna odgrywać polski Episkopat, w kontekście tego, że jest Episkopatem w kraju JP2 i dla narodu JP2, i w związku ze swoją pokrętną postawą i mętnym nauczaniem, to mamy na myśli także te tysiące już ulic, pomników, szkół, tablic, imprez, ewentów, koncertów, oraz wszelkich zjawisk i wydarzeń, przynajmniej teoretycznie dedykowanych JP2. Rozstawszy się w istocie najgłębszej z jego nauczaniem, będzie to teraz co najwyżej całoroczna szopka, wołająca o pomstę do nieba, robiona coraz bardziej na siłę, bez wiary i przekonania. Trzeba będzie przy tym dokonywać nieprawdopodobnych ekwilibrystyk, żeby tak na nowo zre-interpretować nauczanie JP2, żeby z tego, który jednak ostro gromił relatywizm moralny, zrobić świadomego prekursora kompletnie relatywistycznej religii argentyńskiej.
Żenująca jest również, niestety, postawa w tych sprawach wszelkiej maści ruchów wyglądających katolicko, powstałych w posoborowych czasach, także na polskiej ziemi. Mowa tutaj np. o Ruchu Światło-Życie i jego kontynuacji w Domowym Kościele, o Odnowie w Duchu Świętym, o Ruchu Charyzmatycznym, o Neokatechumenacie, i wielu innych "ruchach", "stowarzyszeniach" i "bractwach". Przecież one miały być awangardą w trosce o wiarę katolicką, o jej pielęgnowanie, strzeżenie i głoszenie. Jeśli to ma być awangarda, to psu ona na budę! Gdyby była awangardą, to już dawno ruszyłaby z odwagą i impetem do obrony wiary katolickiej przed jej rozmywaniem przez kogokolwiek, nawet własnego pasterza. Gdyby była awangardą, to wszędzie pełno byłoby mocnych apeli, żądań, i ultimatum do pasterzy, by na depozyt wiary nawet nie myśleli ręki podnosić. Na co to całe ich paplanie pobożne, tysiące spotkań, miliony godzin, z których nawet niekiedy sporo przed Najświętszym Sakramentem, skoro podwinęli ogon pod siebie i jednym chórem śpiewają już nie po wadowicku, tylko po argentyńsku. Uzasadnione wydaje się więc stwierdzenie pewnego bardzo doświadczonego egzorcysty i wytrawnego teologa, że niektóre "ruchy katolickie" mogą się stać pułapką na pobożne dusze, które w dobrej wierze i szczerze szukają miejsca na coś więcej w wierze i miłości do Pana Boga. Szukają, znajdują taki "ruch", oddają mu swoje życie, czyniąc w nim niejedną wyglądającą katolicko rzecz, ale ostatecznie kończą razem z tym ruchem w nowej niekatolickiej religii argentyńskiej. Diabłu nie przeszkadza "pobożna" działalność takich ruchów, jeśli ostatecznie masowo pozbawią one swoich członków fundamentalnych elementów wiary katolickiej i doprowadzą ich na pozycje wprost sprzeczne z Bożym Objawieniem.
Zbliżając się ku końcowi, warto zauważyć, że sami biskupi zdają się jakoś instynktownie wstydzić tych swoich "Wytycznych", bo w liście odczytywanym tu i tam po kościołach w Polsce, w którym przedstawiają tematy z posiedzenia KEP, o najistotniejszym jego punkcie - czyli o "Wytycznych" - wspominają jednym zdaniem. Jest to doprawdy osobliwe zachowanie, bo biskupi sprawiają wrażenie, jakby nie chcieli, żeby wierni poznali ich twórczość. Czyżby jakieś resztki wstydu? Wstydu, że się wyprodukowało, przegłosowało i podpisało coś, co historia i sam Pan Jezus osądzą niewątpliwie bardzo bardzo surowo. Jakże wobec takiej nijakiej postawy dwuznacznej, zwodzenia katolików w Polsce jakimiś nowymi bzdurnymi pojęciami i bałamucenia w stylu "na dwoje babka wróżyła" nie przywołać słów z Apokalipsy św.
Jana Apostoła:
"Znam twoje czyny,
że ani zimny, ani gorący nie jesteś.
Obyś był zimny albo gorący!
A tak, skoro jesteś letni
i ani gorący, ani zimny,
chcę cię wyrzucić (wypluć, zwymiotować, wyrzygać) z mych ust."
(Ap 3, 15-16)
Przykrą konstatacją niejednego świadomego i uczciwego katolika jest więc dziś oczywisty wniosek, że niestety polskim biskupom zależy na innych (często bzdurnych) rzeczach bardziej niż na zbawieniu swoich wiernych. Gdyby im na zbawieniu wiernych zależało, to wierni usłyszeliby z ich ust głos czysty, klarowny, jednoznacznie KATOLICKI. Bo tylko taki służy sprawie zbawienia. Każdy inny "od złego pochodzi".
I te ewidentnie zalatujące swądem "Wytyczne" też.
Mt 5, 37.