Tucho broni swojej książki o orgazmie: "Żadnych błędów teologicznych" (sic)
"Książka nie zawiera błędów teologicznych, ale poprosiłem o jej wycofanie i dziś napisałbym ją inaczej, ponieważ niektóre fragmenty, wyrwane z kontekstu, mogą prowadzić do nieporozumień" - stwierdził, nie przyznając się do żadnego błędu.
Wśród dosadnych opisów pożądania seksualnego, Tucho twierdzi w książce, że "łaska Boża" nie oznacza, że ktoś, kto angażuje się w grzech homoseksualny, koniecznie przestanie. W książce wyobraża sobie również sesję całowania między nieletnią dziewczyną a "Jezusem".
Zapytany o swój homoseksualny utwór propagandowy "Sodoma Supplicans", Tucho protestuje, że "spontaniczne błogosławieństwa" grzechu nie mogą być świętokradcze ani bluźniercze, ponieważ "niczego nie sankcjonują, nie kwalifikują, nie autoryzują ani nie zatwierdzają". Problem polega na tym, że takie "błogosławieństwo" istnieje tylko w umyśle Tucho.
Z nienawiścią w sercu atakuje afrykańskich katolików: "Dla mnie natomiast świętokradztwem lub bluźnierstwem byłoby przyjmowanie komunii z nienawiścią w sercu lub akceptowanie tego, że dana osoba powinna być więziona lub mordowana tylko z powodu swojej [homo] orientacji seksualnej". Wprowadzające w błąd wyrażenie "orientacja seksualna" jest homoseksualnym terminem bojowym.
Jeśli chodzi o 15-sekundowy limit na jego "spontaniczne błogosławieństwo", Tucho stwierdził, po uświadomieniu sobie szkód, jakie wyrządził, że "wiedziałem, że my [= Franciszek / Fernández] będziemy wyśmiewani za ten 15-sekundowy szczegół, ale zaryzykowałem, aby wyjaśnić, że dzięki tym błogosławieństwom świat się nie rozpada". Z pewnością mały Tucho nie będzie w stanie sprawić, że "świat" się rozpadnie, ale poważnie szkodzi Kościołowi.
Zapytany o wielkie podziały, jakie wywołuje w Kościele, Fernández zakpił z wiernych: "To nie jest tak, że te dokumenty powodują podziały, one je po prostu wydobywają. Przynoszą szczerość". Każdy schizmatyk powiedziałby to samo.
Obraz: Tucho Fernández © Mazur CC BY-NC-ND, Tłumaczenie AI
