Znam człowieka, który dalej żyje i mówi, który dzięki nabożeństwu do Najświętszego Krzyża Chrystusowego oraz Najświętszej Panny powstrzymał kule artyleryjskie, pociski i strzały, które nie przeszły za jego konia, przeciw armii chrześcijańskiej. I, co jest większym cudem, jedna duża kula spadła na łęk tegoż człowieka, który nadal żyje i mówi a choć Turcy byli znacznie liczniejsi niż chrześcijanie, zostali wszyscy zmuszeni do ucieczki a wielu z nich zabito, podczas gdy armia chrześcijańska, znacznie mniej liczna, zmęczona i znużona przez ciągłą walkę, pozostała w cudowny sposób zwycięska.
"jedna duża kula spadła na łęk tegoż człowieka"? Chodzi tu o łęk siodła? Swoją drogą musiał być bardzo dobrym jeźdźcem, aby brać udział/być obecnym konno w bitwie.
4 września Roku Pańskiego 1601 pod murami Alba Regia czyli węgierskiego Szekesfehervaru, pozostającego od roku 1543 pod okupacją turecką, stanęły wojska austriackie pod dowództwem księcia Mecroeur Filipa Emmanuela Lotaryńskiego. Po ponad 2-tygodniowym oblężeniu miasto zostało zmuszone do kapitulacji, jednak pod Szekesfehervar ciągnęła okazała armia turecka. Lotaryńczyk otrzymał niewielkie posiłki pod wodzą arcyksięcia Macieja. W ich gronie znajdował się czterdziestoletni kapucyn o. Wawrzyniec z Brindisi. Bitwa z przeważającymi siłami tureckimi rozpoczyna się 9 października. O. Wawrzyniec głosi kazanie, wychodząc od fragmentu 2 Księgi Kronik rozdział XX: O Judo i Jerozolimo! Nie bójcie się i nie lękajcie! Jutro wyruszcie im na spotkanie, a Pan będzie z wami! Objeżdża z krzyżem szeregi i zagrzewa chrześcijan do boju. Starcia trwają kilka dni. 11 października o. Wawrzyniec żegna znakiem krzyża linię osmańskich baterii i o dziwo cały dzień nie wyrządzają one szkody wojsku chrześcijańskiemu, które spycha wroga z pobliskich wzgórz i zajmuje tureckie okopy. 14 października o. Wawrzyniec znów pojawia się na koniu podczas starcia i wzbudza podziw nawet żołnierzy protestantów, którzy wcześniej szydzili z niego nazywając “wilczym mnichem”. Kule tureckie się go nie imają. Jedna z nich wymierzona w jego głowę muska włosy przy tonsurze. O. Wawrzyniec podnosi ją i mówi: Prostaczko, zatem miałaś mnie zabić! W dalszej części dnia, dzięki zwrotowi konia o. Wawrzyniec unika dwukrotnie tureckiej szabli, za trzecim razem Turka powala jeden z austriackich oficerów. Niezrażony kapucyn jedzie dalej na czele natarcia, wołając: Zwycięstwo! Cesarscy spadają na mahometan, zajmują linię ich dział, Turcy uciekają. Tego dnia o. Wawrzyniec pięciokrotnie zmieniał konia. Jak opowiadał potem jeden z oficerów – Filip Bevelacqua: “Ojciec Brindisi z krzyżem w ręku był na czele naszego szwadronu. Gdy tylko padał wystrzał lub widziano dym z paszczy działa, czynił znak Krzyża w stronę artylerii i jednocześnie wypowiadał słowa, których nie byłem w stanie zrozumieć. Choć kule doszły do szwadronu nie zabiły nikogo poza, jak sądzę, dwoma, trzema końmi.” Straty chrześcijańskie są relatywnie niewielkie w porównaniu do tureckich. Książę de Mercoeur powie potem: “O. Brindisi uczynił więcej podczas wojny niż żołnierze. Zwycięstwo, zaiste cudowne, po Bogu i Błogosławionej Dziewicy, zawdzięczamy kapucyńskiemu komisarzowi”. Chrześcijanie składają dzięki Bogu za wiktorię, zaś walczący w szeregach wojsk cesarskich protestanci z pewnym baronem – oficerem przechodzą licznie na Wiarę Katolicką. Cztery lata później sam o. Wawrzyniec tak podsumuje wydarzenia z Węgier w wygłoszonym, w Neapolu kazaniu: “Znam człowieka, który dalej żyje i mówi, który dzięki nabożeństwu do Najświętszego Krzyża Chrystusowego oraz Najświętszej Panny powstrzymał kule artyleryjskie, pociski i strzały, które nie przeszły za jego konia, przeciw armii chrześcijańskiej. I, co jest większym cudem, jedna duża kula spadła na łęk tegoż człowieka, który nadal żyje i mówi a choć Turcy byli znacznie liczniejsi niż chrześcijanie, zostali wszyscy zmuszeni do ucieczki a wielu z nich zabito, podczas gdy armia chrześcijańska, znacznie mniej liczna, zmęczona i znużona przez ciągłą walkę, pozostała w cudowny sposób zwycięska.”[..]