Anja39
173 tys.

Katastrofa której nie było

Katastrofa, której nie było.
Smoleńsk 10 kwietnia 2010.


W 10 kwietnia 2010, w Smoleńsku nie było żadnej katastrofy samolotu TU-154M 101 z
prezydentem Lechem Kaczyńskim oraz cala tzw „delegacja katyńska” na pokładzie. Załoga samolotu, prezydent, osoby towarzyszące, w sumie – umownie – 96 osób zostało zamordowane lub zaginęły w Polsce, a nie w Rosji.
Był to krwawy zamach stanu z ofiarami osób całkowicie postronnych.

„Katastrofa smoleńska” była jedynie aranżacją medialną, mającą na celu wykluczenie śledztwa z terenu Polski i urządzenie jakiejś farsy w Rosji. To celem ukrycia tego faktu - zamachu stanu z użyciem siły i masowym skutkiem śmiertelnym postronnych osób.

„Katastrofa smoleńska” była jedynie manipulacją „okrągłego stołu” - nowym rozdaniem stołków. Jak za komuny lub później dopuszczano się skrytobójstw mających na celu właściwe uformowanie zestawu osobowego strony opozycji, która w składzie odpowiednich person miała układać się z bandziorami, tak teraz należało dokonać gruntowniejszej korekty tego składu. I tak się stało.

Nowością są tylko dwa nowe elementy tej techniki okrągłostołowej: podłączenie do gry Rosji i masowość zabójstw. Rosja jest wyeksponowana w tym zamachu, a nie jest świadectwo jej siły lub roli głównej ale słabości i głupoty. ZSRR nie dał się wmieszać bandycie Jaruzelskiemu w krwawe jatki w Polsce – bo ZSRR był bardziej odpowiedzialny i ludzki niż dzisiejsza Rosja, która jest słaba i chodzi na smyczy „ okreslonych sił na Zachodzie”.

Obrazy medialne oraz ogólny charakter informacji nt. rzekomego zdarzenia , którego nie było,
zdołały swą olbrzymią nawałą informacji zagłuszyć racjonalne spojrzenie na wypadki związane
katastrofą. Do nawały gigantycznego zagłuszania włączono „tydzień żałoby” , gdzie w akompaniamencie ustawicznie nadawanego neurotycznego fragmentu muzyki maglowano w koło
fakty będące relacjami z relacji. W trakcie tego zacierano fakty niewygodne, a podrzucano sfabrykowane. Prezydenta przywieziono w zalutowanej trumnie. Pochowano go bez sekcji zwłok w Polsce i identyfikacji ze strony uprawnionych przedstawicieli władzy państwowej. Aby i to kolejne przestępstwo zamaskować, ustalono pochówek na Wawelu, który swymi kontrowersjami w kolejny już raz odwrócił uwagę od istoty problemu.

Powiedzmy dobitnie raz jeszcze, tam w „katastrofie smoleńskiej” żadnych faktów „lotniczych” nie ma. Nie ma dowodów na to, że samolot leciał i rozbił się w lesie koło lotniska w Smoleńsku. Tam nie było katastrofy nie było też i zabitych w tej katastrofie.
Należy zauważyć bardzo proste i podstawowe fakty:

1.Nie ma ani jednego dowodu na to, że wypadek miał miejsce w rzeczywistości.

2.Nie ma ani jednego dowodu na to, że ktokolwiek z 96 ofiar rzekomej katastrofy opuścił
terytorium Polski żywy.

Ad1.

1.10
Lotu samolotu Tu-154M 101, na terytorium Rosji, nikt nie widział.
1.11 Próby podejścia do lądowania Tu-154M 101, w Smoleńsku, nikt nie widział
(Wiśniewski nie mówił prawdy twierdząc, że widział samolot, który lądował
i natychmiast potem rozbił się – a był to samolot z polska szachownica. Takie
spostrzeżenie w warunkach tam opisywanych nie jest możliwe).
1.12 Momentu rozbijania się samolotu, którego fragmenty wraku widzieliśmy, nikt nie
widział.
1.13 Na miejscu położenia wraku – krótko po wybuchu, który opisał Wiśniewski -
nikogo żywego lub martwego nikt nie widział .
1.14 Czarna skrzynka nie została zabezpieczona w jej oryginale na miejscu rzekomej
katastrofy i jako taka nie stanowi dowodu w sprawie.
1.15 Odstępując tu od chronologii wydarzeń podajmy; startu samolotu TU-154M 101
z lotniska w Warszawie nikt nie widział.
Podkreślmy tu dwa dodatkowe zagadnienia.
- Nie jest znana godzina odlotu samolotu TU-154M 101 z lotniska na Okęciu.
- Fakt startu samolotu z lotniska w Warszawie nie może być dowodem na, że
samolot ten opuścił terytorium Polski jako sprawny statek powietrzy (aerodyna).
Rozróżniamy tu oczywiście sprawnie lecący samolot, od wraku tego samolotu
transportowanego w częściach.
1.16 Ślady zniszczeń środowiska – rzekomego miejsca katastrofy - sugerują wręcz
eksplozję wielu ładunków wybuchowych, które w ten sposób utworzyły pas
zniszczenia lasu – wzdłuż rzekomego tragicznego przebiegu lądowania - wlotu
samolot w las. Śladów tych nie mógł dokonać spadający samolot.
Zniszczenia podłoża ściółki w lesie, a pokazane na pierwszych ujęciach filmu
Wiśniewskiego świadczą właśnie o tym. Odsłaniają one błąd w inscenizacji.
Film Koli wykazuje zaś odwrotność, że tamta druga część lasu (wrak podwozia)
jest nienaruszona, czym dobitnie świadczy o podrzuceniu tam skrzydeł i
podwozia głównego. Gdyby bowiem fragmenty te odpadły od rozbitego
samolotu to ślizgając się po podłożu zniszczyłyby to podłoże – tak właśnie jak
na na filmie Wiśniewskiego. Też widać tu błąd w inscenizacji.
Samolot miał rzekomo nadlecieć od strony kamery Wiśniewskiego a spaść po
stronie kamery Koli. Konsekwentnie więc; tak sfilmowane zniszczenia
otoczenia powinny narastać a nie maleć. Licząc od kamery Wiśniewskiego do
kamery Koli.
Samolot bowiem, który leci na trawami bagien nie może tych traw
zniszczyć na pasie o szerokości 20-40 metrów i długości 100 metrów prawie - co
widać u Wiśniewskiego.
Fragmenty wraku, ślizgające się po gruncie, muszą
zniszczyć wszystko na swojej drodze, zanim się zatrzymają - czego nie widać u
Koli.

Czyli: film Wiśniewskiego powinien ukazać ograniczoność zniszczenia
środowiska – tak ja u Koli. U Koli zaś powinno być widoczne pobojowisko
takie jak na filmie Wiśniewskiego. Jest zaś odwrotnie.
1.17 Obrazy pokazywane na miejscu sugerowanego wypadku tupolewa nie bilansują
części wraku jako całości samolotu, z którego fragmenty te mogłyby powstać.
To dodatkowo bez przesądzania o tym, czy części tego wraku powstały skutkiem
wypadku katastrofy lotniczej, czy też pochodziły od samolotu, wcześniej,
celowo rozbitego za pomocą maszyn specjalistycznych. Bez przesądzania także
o tym, czy fragmenty te pochodziły od jednego samolotu czy od wielu.
1.18 Fotografia składowiska wraku tupolewa 154 pokazywanego przez oficjalna
stronę MAK jest prowokacyjna wręcz (nie wiadomo czemu ma to służyć).
-Ukazuje jedynie ok 40% samolotu jako całości.
-Brak tam 80% kadłuba w tym kabiny pilota w 100%.
-Brak foteli w 100%
-Brak podłogi wewnętrznej w prawie 100%.
Zdjęcie ukazuje – tak jak w lasku – marginalne zniszczenia statecznika
pionowego co jaskrawo przeczy tezie o lądowaniu na plecach.
Dodatkowo statecznik poziomy prawy stawia znaki zapytania co do swego
pochodzenia.
Cześć ogonowa – podobnie jak statecznik pionowy – nie wykazuje uszkodzeń
potwierdzających wersję uderzenia o ziemię. Fragment ten jest tak oddzielony
od części kadłuba, że wskazuje dobitnie na działanie sił odrywających
(wzdłużnych do osi) - sprzecznych z teza o oderwaniu tej części konstrukcji
jako skutku uderzenia w ziemię. Siły wzdłużne do osi mogą być dowodem
explozji. Tak samo o explozji świadczą oderwane materiały termoizolacyjne ( na
filmie Wiśniewskiego białe kłęby rozrzucone na długo przed szczątkami
zalegającymi szczątkami kadłuba i ogona)
1.19 Lądowisko i rozbicie odbyło się w lesie. Podczas kiedy części wraku leża na
polanie.
Polanę łatwo rozpoznać na zdjęciach satelitarnych z daty przed 10 kwietnia
2010. Co za zbieg okoliczności.
1.20 Części wraku, szokująca poprawność – systematyka - ułożenia:
- cześć ogonowa kadłuba – do góry nogami – tyłem do kierunku lotu
Dodatkowo ogon ten leciał do tyłu co widać po charakterze wbicia się w
ziemię.

- część przyogonowa kadłuba – do góry nogami – tyłem do kierunku lotu
- skrzydło lewe (podwozie) – do góry nogami – tyłem do kierunku lotu
- skrzydło prawe (podwozie) – do góry nogami – tyłem do kierunku lotu
- skrzydło prawe (końcówka) – do góry nogami – tyłem do kierunku
1.21 Części kadłuba wykazują wyraźnie efekt - explozję, co widać na „wyplutych”
zawartościach kabin: okładzin kable etc. Fragmentu wraku autentycznej
katastrofy lotniczej są rozrzucone a nie rozdmuchane tak jak to było widać
na filmie Wiśniewskiego i kilku fotografiach.
1.22 Rozwleczone fragmenty samolotu i połamane drzewa miały świadczyć
o fakcie katastrofy i jej przebiegu. Są jednak dowodem na fikcje katastrofy i
jej prymitywną inscenizacje.
Samolot nie mógł na tak długiej trasie gubić swe elementy konstrukcyjne, tracić
część skrzydła, opadać, lecieć pod górę zbocza, przeskoczyć drogę
samochodową przewrócić się na plecy i potem rozbić się – to równocześnie
w trakcie jednej i tej samej katastrofy. Podobnie, ułamane wierzchołki
drzew, które wciąż wiszą na drzewie – a jest tego wiele przypadków.
Jak to możliwe, że uderzenie samolotu z prędkością 250-300km/h
pozwala na to aby odcięta skrzydłem korona brzozy pozostała na swym miejscu?
Normalnie powinna rozpaść się w proch nie do rozpoznania, a tu wisi i ma
być dowodem katastrofy lotniczej.
1.23 Elementy podłużnic kadłuba przechodzące z kadłuba na część ogonową -
via wręga - są równo odcięte na prawie całym obwodzie przekroju kołowego
ogona. Świadczy to sile osiowej , która oderwała ogon od kadłuba – a wiec
wybuchu , co wyżej nadmieniano. Dodatkowo wygląd tych uszkodzeń
może być podstawą do podejrzeń o to, że podłużnice te zostały przecięte
piłą lub podobne.

Ad2.

2.10
Osób wchodzących na pokład tupolewa w Warszawie nikt nie widział.
Boardingcard (karta pokładowa) nie była podawana osobom mającym wchodzić
na pokład tupolewa, a jej oderwany odcinek, jako dowód wejścia na pokład
samolotu Tu-154M 101, nie istnieje.
2.11 Odprawa celno-paszportowa członków delegacji w Warszawie w dniu 10
kwietnia nie miała miejsca.
Min Arabski, który organizował odlot do Moskwy rodzin ofiar – po 12
godzinach od czasu ogłoszenia katastrofy nie posiadał „aktualnej listy ofiar”.
2.12 W Smoleńsku nie potrafiono podać nawet godziny uderzenia TU-154M 101
w ziemie. (Nie ma zatem też mowy o jakimkolwiek świadectwie zgonu
jakiejkolwiek osoby – ofiary katastrofy - jako dokumentu spełniającego jakieś
normy formalne).
2.13 Nie było jakiejkolwiek pracy ratowniczej nad wyszukiwaniem ofiar.
2.14 Nie było pożaru.
2.15 Władze Smoleńska podały, że samolot rozbił się ze 132osobami na pokładzie.
Wszystkie osoby zginęły. Duża cześć ofiar zginęła w ogniu i zwłoki są nie do
rozpoznania. Wiadomość podano niemal natychmiast po alarmie.
2.16 Jak nie było akcji wyszukiwania ofiar, które mogły przeżyć katastrofę,
to prawie natychmiast zaczęto zwozić trumny.
2.17 Nigdy nie podano, gdzie i jak odnajdowano ciała poszczególnych ofiar.
2.18 Można nawet przypuszczać, że ciała wielu zamordowanych pozostały w
Polsce, a do Moskwy wysłano materiał DNA pobrany od rodzin ofiar, który to
kod następnie podrzucono do obcych ciał. Kodów DNA ofiar nie wysłano
bowiem do Polski celem weryfikacji ale odwrotnie zażądano pobrania takich od
rodzin.

Jakież są to zatem części wraku, skąd pochodzą? Nie wiemy, a to jest mniej istotne. Chociaż przypuszczalnie jest tu jakiś związek fizyczny lub pojęciowy polskim tupolewem 101.

Biorąc pod uwagę ograniczenia czasowe – konieczność nakładu pracy ok 2-3 godzin na to aby normalny samolot typu TU-154M doprowadzić do takiego stanu jak to pokazano w TV – jest całkowicie uzasadnione stwierdzenie mówiące, że samolot z którego sporządzono te szczątki
(70 minut lotu) nie mógł znajdować się na lotnisku w Warszawie o godz 7.00 krytycznego dnia.
Powtarzając to co podano na wstępie można przyjąć, że:
- szczątki pokazywane w telewizji (Smoleńsk) pochodziły z samolotu bliźniaka, który został przemalowany na samolot 101.
- Alternatywnie: są to szczątki prawdziwego samolotu 101 podczas kiedy bliźniak samolotu 101 znajdował się w Warszawie krytycznego dnia ok godz 7.00 i odleciał z Okęcia do Smoleńska, podczas kiedy prawdziwy samolot 101 był już na miejscu w Smoleńsku, gdzie przerabiano go na wrak upozorowanej katastrofy lotniczej.

Tu możliwe jest nawet i to, z Okęcia nie wyleciał jakikolwiek samolot typu tupolew jako
typ samolotu. Wystarczy, że coś wyleciało a to zafałszowano na start Tu-154M 101.
Posuwając się dalej można podejrzewać, że samolot taki z Warszawy Okęcie w ogóle nie
wystartował – bo go tam - FIZYCZNIE - nie było. Jest jednak wpisany rejestrach startu i
lotu. Lub też był i wystartował ale o kilka godzin wcześniej – gdzie zafałszowano jedynie
godzinę odlotu. Taka mistyfikacja jest możliwa w czasach techniki digitalnej. Pewne
informacje nt. sygnałów lub ich braków można zafałszować droga działań hackerskich.
Tego nie da się wykluczyć.

Należy zauważyć i podkreślić:
Wszyscy obserwatorzy medialni zgodni są co do tego, że odlot ten z Okęcia jako zupełny wyjątek odbył się bez jakichkolwiek świadków, którzy do tamtego dnia zawsze towarzyszyli odlotowi samolotu z prezydentem na pokładzie. Do dnia dzisiejszego godzina odlotu nie jest nigdzie oficjancie opublikowana
Zachodzi tu pytanie, co zatem stało się załogą i pasażerami? Otóż są przesłanki wskazujące na to, że osoby te zaginęły lub zostały zamordowane przed dotarciem do lotniska, czy samolotu.
Tym tłumaczyć można brak ciał -pierwsze godziny- w Smoleńsku (Wisniewski, Bahr i inni), tym tłumaczyć można także wielkie mistyfikacje związane z obdukcją i identyfikacją zwłok – konieczność pobrania kodu DNA od członków rodzin. I nie po to, aby na podstawie tych kodów
pozytywnie zweryfikować ciała ofiar ale po to aby ten prawdziwy kod DNA podrzucić
obcym zwłokom
( zmasakrowanym do niepoznania). Niezrozumiałe dla rodzin ofiar warunki obdukcji, przesłuchań. Zwrot osobistych przedmiotów ofiar, które to przedmioty swym stanem zewnętrznym w żaden sposób nie pasowały do totalnie zniszczonych części wraku tupolewa. Podawanie naiwnych wręcz faktów o rozmowach telefonicznych ofiar z pokładu tupolewa, gdzie ofiary te dodzwoniwszy się do kogoś wypowiadały jakąś formułkę powitalną po czym nie odpowiadały na pytanie, bo rozmowa została przerwana. Np. Jarosław Kaczyński zeznał, że Lech Kaczyński dzwoniąc do niego o godz 6.00 rano poradził mu aby ten się przespał. Radę taką daje się wieczorem, a nie na początku dnia. Może to wskazywać, że właśnie wtedy słowa te były nagrane a prezydent już był w rekach zamachowców i jako poddany działaniom narkotyków – nagrywał frazy, które były mu dyktowane przez zamachowców. Długotrwały brak informacji co do identyfikacji bardzo dużej liczby ofiar wypadku w tym brak ciał pilotów. Brak listy boardingowej u min Arabskiego aż na kilkanaście godzin po „katastrofie” etc.

Reasumując.

W dniu 10 kwietnia 2010, do tupolewa, nikt z członków delegacji katyńskiej nie wsiadał w każdym razie żywy lub przytomny. Zwłoki ofiar dowieziono do Rosji później i to nie wszystkie. Okoliczności startu samolotu są całkowicie niejasne.
Katastrofy Tu-15M 101 w Smoleńsku nie było – widzieliśmy jakieś szczątki samolotu i to nie kompletne. Szczątki te pochodzę z demontażu i podrzucenia do lasku i tam wysadzono to wszystko
w powietrze. Zrobiono to bardzo nieudolnie. A co zauważył Shoigu w trakcie rozmowy z Putinem. Shoigu powiedział to do Putina przez zęby ale kamery TV ten moment złapały.

Zamach był przeprowadzony po polskiej stronie, a inscenizacja rzekomego wypadku przypadła stronie rosyjskiej. Zaplanowano, że wydarzy się spektakularny wypadek lotniczy na terenie Rosji. To celem - „oddania śledztwa w ręce Rosjan”. W ten sposób cały ciężar dowodowy pochodzi z Rosji, która jest niczym innym jak „pralnia faktów i dowodów”. To na takiej samej zasadzie jak pralnia pieniędzy wśród przestępców. Wielka dumna Rosja praczką brudów polskojęzycznej szumowiny.

Coż zatem czynić?
To proste, należy składać do polskiego aparatu ścigania żądania o wszczęcie śledztwa ws zaginięcia osób ofiar członków delegacji do Katynia w dniu 10 kwietnia 2010 lub dzień wczesniej.
Polski aparat ścigania musi wszcząć postępowanie wyjaśniające w sprawie zaginięcia tych 96 osób. Fakt bowiem , że ciała tych ofiar widziano w Rosji nie uzasadnia do mniemania, że
osoby te zostały pozbawione życia w Rosji. Jest absolutnie zasadne wymagać aby polska prokuratura udowodniła, że osoby te żywe i z własnej woli opuściły terytorium Polski.
Należy zbadać cała drogę osoby zaginionej od momentu rozstania się z bliskimi do momentu
opuszczenia terytorium RP. Tu jest ta wielka tajemnica. Poruszenie tego kamienia ujawni prawdę.
A to moga zrobic nawet blisc ofiar, ważne jedynie aby nie robic tego samotnie a wszelkie dane wykładać natychmist w sieci.

Krzysztof Cierpisz
100728

Kłamstwo wiarygodniejsze niż prawda.

Hipoteza zakładająca , że w Smoleńsku nie było samolotu prezydenckiego Nr 101, a w TV widzieliśmy jedynie samolot bliźniak nie przestała być aktualna. Przeciwnie, wydarzenia jakimi jesteśmy świadkami po opublikowaniu tego przypuszczenia -co miało miejsce 16 kwietnia – dodały jedynie nowych argumentów na korzyść hipotezy samolotu dublera.
Chodzi tu o dwa fakty szeroko rozpowszechnione w mediach, które swymi skutkami maja odwrócić
uwagę od spostrzeżeń świadków miejsca katastrofy, z których jasno wynikało , że ciał ofiar nikt nie widział w Smoleńsku.
Fakt pierwszy, publikacja bardzo krótkiego filmu w YOUTUBE, w którym to widać i słychać coś
co wskazuje na likwidacje ocalałych rozbitków samolotu 101. Fakt drugi to skandal związany z
plądrowaniem rzekomego miejsca katastrofy z rzeczy osobistych ofiar a nawet wygrzebywanie szczątków ciał. Jest to bardzo dziwny zbieg okoliczności. Jest zastanawiające to, czy te dwa fakty nie są reakcja na słabość oszustwa smoleńskiego? Spontanicznie ujawnionego w TVP na miejscu w Smoleńsku w kilkadziesiąt minut po rozbiciu samolotu o polskich znakach lotniczych.
Musi być oczywiste to, że te dwa w/w zdarzenia medialne mają dać „wrażenie” oczywistości rozbicia się samolotu 101 na lotnisku w smoleńsku.
Film - przypadkowo zrobiony telefonem komórkowym - , który ukazuje „sugeruje” likwidacje osób, które katastrofę przeżyły. Według sugestii audio wizualnych przekazanych przez to nagranie, rozbitkowie wychodzą z wraku samolotu, a tam czekają na nich oprawcy. Rozpoczyna się wymiana ognia i po 1 minucie wszystko jest gotowe – ci co przeżyli – rozbitkowie - zostali zlikwidowani w 100 procentach , a widzą to miliony internautów.
Pozostaje pytanie: dlaczego zatem przeżył sam autor tego filmu? Jak to możliwe, że uszedł z życiem? Czy nie po to aby zainstalować film na internecie? Nie ma w filmie niczego
co jest jakimkolwiek dowodem przestępstwa. Mimo to skorumpowana prokuratura gorliwie bada jego zawartość. To podczas kiedy, ani Wiszniewskiego ani Bahra nikt nie wzywa na przesłuchanie. Naoczni świadkowie miejsca masowej zbrodni - Wiśniewski i Bahr - leżą poza zakresem zainteresowań polskiego prawa.
Film ten jest nadzwyczaj udanym przykładem manipulacji zbiorowej. Internauci całymi
milionami budują w swych świadomościach przekonanie , że na pokładzie samolotu byli jednak
ludzie. Czyli jest to zbiorowe odwrócenie uwagi od spostrzeżeń Wiśniewskiego, Bahra oraz innych świadczące o tym, że ciał tam nie było. Nie był to zatem samolot 101.
Przypuszczalnie – tak jak to bywa - sprawcy zbrodni dużo chętniej przyjmą na siebie ciężkie podejrzenia - a fałszywe, aniżeli pozwolą odsłonić słabe nawet poszlaki, które mogą naprowadzić na prawidłowy trop. Trop , który mógłby okazać prawdę o tym zamachu.
Sam film mógłby jednak być – paradoksalnie - dowodem na prawdziwość hipotezy „samolotu bliźniaka”. Otóż o słuszności hipotezy bliźniaka świadczyć miałby ten krótki fragment likwidacji tych którzy przeżyli. Oprawcy musieliby wiedzieć , że na pokładzie miało znajdować się jedynie parę osób, a nie dziewięćdziesiąt sześć. W ciągu tych kilkunastu sekund osoby te zostały odnalezione i zlikwidowane. Gdyby miał to być prawdziwy samolot prezydenta musiałby być tam i załoga i cała delegacja . Wyszukiwanie i dobijanie 96 osób musiałoby zająć jakieś dobre 30 minut a nie 20 sekund.
Drugim szachrajstwem mającym uśpić czujność analityków wydarzeń jest farsa odnajdywania
przedmiotów osobistych należących do ofiar katastrofy. Kiedy już „wszytko zostało znalezione i zabezpieczone” nagle w 3 tygodniu po katastrofie na jego sugerowanym miejscu tragedii odnajdują się przedmioty osobiste ofiar. Portfele, telefony i pieniądze o dużych wartościach.
A przecież teren był tak dokładnie zbadany, ziemia przekopana na jeden metr w głąb!
Zamachowcy tak bardzo zapatrzyli się w oszustwa WTC – 11 września - że i w Smoleńsku, tak jak w Nowym Yorku odnalazł się paszport osoby mającej znajdować się na pokładzie. Przypomnijmy, w WTC w wielkim ogniu, stopiła się nawet stal ale paszport rzekomego dowódcy porywaczy nie spłonął. W Smoleńsku tak samo. Mówią, że ciał nie widzieli, a tu patrz, nawet paszport się znalazł!
Otwarcie miejsca katastrofy dla poszukiwaczy nie jest przypadkowe. Poszukiwacze chodzą tam i grzebią, dzięki temu , że znajdują tam nawet pieniądze motywacja grabieży jest podtrzymywana.
Nagłaśnianie tych aktów sprawia, że problem pytań nt. Braku ciał w samolocie bliźniaku utonie w morzu faktów na temat grabienia przedmiotów osobistych rozbitków. Bo skoro są rzeczy osobiste to musieli być i pasażerowie. Brak kontroli nad tym miejscem nie jest przypadkowy. Bo gdyby tak było to ta – kiedy indziej - żenująca sprawa byłaby natychmiast zatuszowana a teren byłby natychmiast szczelnie odizolowany. Problem plądrowania tego miejsca jeszcze długo pozostanie na łamach prasy. Lekcja ta musi być utrwalona w świadomości ogółu.
Jak jednak hipoteza samolotu bliźniaka wpisuje się w przebieg zamachu?
O ile jest bardzo prawdopodobne to, że zarówno załoga jak i inni na pokładzie zostali odurzeni lub zabici gazem bojowym w trakcie lotu, to pozostaje pytanie czy zamachowcy byli na pokładzie , czy też nie. Nie można też wykluczyć tego, że w samolocie 101 utworzono tzw. kocioł. Ci wszyscy, którzy wchodzili kolejno na pokład byli natychmiast mordowani a ich ciała układane wgłębi kabiny.
Tej ewentualności nie można wykluczyć z dwóch powodów: Faktu spóźnienia pary prezydenckiej
na lotnisko oraz wyjątkowego przypadku braku kamer telewizyjnych jakie zawsze były podczas wchodzenia prezydenta na pokład samolotu. Lech Kaczyński mógł być już zabity w pałacu prezydenckim i to łącznie z oficerami BOR. Metoda ta choć klasyczna jest trudniejsza do wykonania niż metoda gazu bojowego, która to jak się przypuszcza jest często stosowana przy porywaniu samolotów pasażerskich, a które są przerabiane na katastrofy.
Weźmy to po kolei. Zaatakowanie załogi oraz pasażerów samolotu pasażerskiego gazem jest nad wyraz proste. Jak wiadomo samolot taki lecąc na wysokości 3000-9000 metrów musi mieć
- wg przepisów lotów - własna instalacje tlenową. Jednakże wpuszczenie gazu do samolotu – droga wentylacji ogólnej niosłoby ze sobą problem nierównomiernego rozejścia się tej substancji w samolocie jako całości, co mogło być zauważone przez potencjalne ofiary. Poza tym wstępna manipulacja taką instalacją mogłaby być wykryta przez serwis naziemny w Warszawie.
Najlepszym rozwiązaniem jest tu posłużenie się system masek tlenowych, które są na wyposażeniu każdego takiego samolotu. Maski takie same wypadną na głowami pasażerów i co ważne pilotów, kiedy tylko pojawi się jakikolwiek alarm na pokładzie. Tym alarmem może być; pożar, dekompresja kabiny, inne podobne problemy.
Procedura jest taka: natychmiast po alarmie wypadają maski, pilot oznajmia powód, zachęca wszystkich do założenia masek na twarze. Kapitan tak jak inni zakłada też i swoją maskę, aby oddychać tą droga. Procedura nakazuje kapitanowi równoczesne załączenie AUTOPILOTA .
I to w zasadzie wszystko. Załoga wdycha gaz , którym jest odurzona lub zabita. Zamachowcy drogą zdalną przejmują rozmowy rutynowe z ew. Wieżami kontrolnymi lub podobne. Wieże rozmawiając z porywaczami są przekonane , że mają bieżącą łączność z załogą.
Jeżeli samolot nie musi lądować bez katastrofy na ziemi, to fizyczna obecność zamachowców na pokładzie jest zbędna. Trudność pojawia się o ile samolot jest mało nowoczesny , a potrzeba sprowadzić go na ziemie bez kolizji. Tu–154 był takim samolotem , który pod tym względem mało nadawał się do takiego zdalnie sterowanego lądowania. A samolot 101 wylądował bez szwanku – to niemal pewne.
Należy zatem założyć, że zamachowcy musieli być na pokładzie.
Fakty mówiące o tym, że;
-nie było kamer TV w chwili kiedy prezydent Kaczyński wsiadał do samolotu,
-nie można było otrzymać informacji z lotniska w Warszawie co ilości osób na pokładzie
-niejasność co do powodów spóźnienia pary prezydenckiej na lotnisku
wskazują na to, zamachowcy na samolotu TU-154 nr 101, musieli wsiąść na jego pokład
już w Warszawie.
Jeżeli tak, to był wśród nich porywacz pilot , który przejął stery od nieprzytomnych lub martwych pilotów prezydenta L. Kaczyńskiego. Z chwila zameldowania do centrum dowodzenia , że samolot 101 został przejęty, nastąpił moment wprowadzenia do akcji „samolotu bliźniaka”. Bliźniak został podłączony ruchu jako samolot 101, podczas kiedy samolot prezydenta leciał w głąb Rosji.
To właśnie bliźniak krążył nad lotniskiem w Smoleńsku z załoga lub na autopilocie. To z tym pilotem lub zamachowcem podszywającym się pod pilota – już tu samolotu bliźniaka - rozmawiała wieża w Smoleńsku. Rosyjski kontroler nie kłamał. Kontroler mógł rozmawiać z fałszywym pilotem, który -możliwe - siedział w samolocie dowodzenia zamachem. Taki samolot był zauważony nad Smoleńskiem – był to przypuszczalnie rozpoznany Antonow. To z tego powodu kontroler prawdziwie powiedział, że pilot Tupolewa miał problemy z językiem, dokładnie: z liczbami. Pilot w bliźniaku lub podający się za pilota zamachowiec w Antonowie mógł rzeczywiście błędnie dyskutować – problem wysokości co nie uszło uwadze wieży. A mogło to być jedynie udawanie problemów językowych – jako konieczność grania na czas.
Kiedy bliźniak – lecąc na autopilocie - znalazł się we właściwym punkcie – został osadzony na ziemi. Odbyło się to poprzez detonacje ładunku wybuchowego w skrzydle. Skrzydło zostało ucięte i tym sposobem osiągnięto precyzyjne miejsce rozbicia samolotu bliźniaka.
Popełniano jednak błąd lub nastąpiły inne okoliczności niż te które przewidywano. Samolot ten nie miała paliwa w ilości należnej do wkalkulowanego wybuchu. Skutkiem czego zniszczono by ślady manipulacji a przede wszystkim ukryto by fakt braku ofiar na pokładzie. Wszystko miało spłonąć. W popiołach ukryto by fakty; braku ciał oraz ogromnego (nietypowego) zniszczenia konstrukcji samolotu. Brak pożaru sprawił, że opóźniono alarm. To tu i dlatego powstał problem braku określenia czasu rozbicia bliźniaka. Nie było też już czasu na przeredagowanie komunikatu władz Smoleńska: Wszyscy zginęli a duża ilość ciał jest całkowicie zwęglona – tak ogłoszono. Możliwe, że samolot miał lecieć bez paliwa ale miał zapalić się na ziemi od nafty, którą wstępnie rozlano na miejscu zaplanowanego wypadku. Było jednak coś co nie zagrało, rozlane paliwo nie wywołało pożaru i samolot nie spłonął.
Należy uważnie zwrócić uwagę na to co ukazują filmy ze scenami gaszenia pożaru. Otóż widać tam palącą się ziemie, a nie palący się samolot. Wrak samolotu nie ma śladu płomieni! Pierwsze co powinno się zapalić to opony kół podwozia. Koła te znajdowały się w najbliższej bliskości rozszarpanego zbiornika i powinny spłonąć, pozostały jednak nietknięte.
Filmy wideo pokazują zaś coś odwrotnego niż zwykle: płonie ziemia ale nie samolot.
Oznacza to, że podkład był polany paliwem i to podkład płonie ale słabym płomieniem, coś zawiodło.
Co zaś stało się z samolotem 101 i 96 osobami na pokładzie? Samolot ten osadzono na ziemi
gdzieś na tajnym lotnisku lub nawet doraźnie utwardzonym terenie, ważne aby nie było świadków. Okolice bardziej na wschód. Było to daleko od Smoleńska.
Fakt ten wyszedł na jaw, kiedy Jarosław uparł się aby ciało Lecha Kaczyńskiego zabrać natychmiast do Polski. Ciało należało najpierw przewieźć do Smoleńska. Samolot 101 lecąc z prędkością 800-900 km/h mógł osiągnąć dość daleką odległość, która sprawiła ten właśnie kłopot. Wymagań Jarosława Kaczyńskiego nie wzięto tego pod uwagę przy planowaniu. Ciało Lecha trzeba było specjalnie przerzucić do Smoleńska. Siły operacyjne w takich sytuacjach posługują się helikopterami . Prędkość lotu helikoptera jest 4 razy niższa niż Tu1-54. Oznacza to , że transport taką drogą też może być 4 razy dłuższy. I to było powodem , że samochód z Jarosławem Kaczyńskim był wstrzymywany w drodze do Smoleńska, gdzie miał zidentyfikować zwłoki Lecha.
Jest niemal pewne, że samolot 101 nigdzie nie rozbił się. Świadczyć musi o tym stan zwłok Lecha Kaczyńskiego. Zwłoki te szybko „znaleziono”, zidentyfikowano i dostarczono do Smoleńska. Świadczy to o tym, że nie był to losowy przypadek zmiażdżenia ciała w trakcie uderzenia samolotu o ziemię. Miejsce prezydenta było przy kabinach pilotów. Stan zwłok byłby podobny do innych
z tego samego miejsca w kadłubie Tupolewa. Pilotów nie znaleziono, ciało żony prezydenta było
trudne i do odnalezienia i do identyfikacji.
Bez wątpienia 96 zostało zamordowanych. Nie wiadomo jaka była to śmierć, może wszyscy byli martwi już w Warszawie. Może kapitan nie dotknął nawet steru samolotu. Czy ginęli od kuli w głowę, czy od trucizny? Można przypuszczać, że ciała ofiar celowo masakrowano to granicy
nierozpoznawalności, a to ze względu na obawę związana z ew. sekcja zwłok. Oględziny ciała
mogą ujawnić to czy ciało zostało zmasakrowane u osoby żyjącej, czy też po zgonie. Ustalenie
tego momentu mogło poważnie obnażyć kulisy zamachu.
Istotne jest to, że w Smoleńsku rozbił się bliźniak, nie było tam ciał, samolot ten nie spalił się tak jak zaplanowano, skutkiem czego pozostały dowody poszarpanych blach pokrycia co świadczy wyraźnie o podłożonym ładunku detonacyjnym.
Czarne skrzynki nie świadczą zaś o czymkolwiek. Towarzysze napiszą cały zapis na nowo. Jeżeli zapisy skrzynek mogłyby coś okazać to nic innego jak tylko kolejna fuszerkę fałszerzy i zbrodniarzy. Tak jak po partacku rozbili samolot bliźniak - nie potrafili go spalić na miejscu, tak mogą też coś pomylić w nowo tworzonym zapisie. Towarzysze nad Wisła pomogą towarzyszom
w Moskwie zatuszować ew. uchybienia. A są także towarzysze w szerokim świecie, ci też pomogą.
Należy mieć świadomość co do tego , że zamach nie był robotą ani jednej osoby ani jednego państwa. Zamach ten jest rezultatem zmowy międzynarodowej – przypuszczalnie nowej Jałty. O ile inicjatywa , inspiracja lub doraźne korzyści mogły przeważać w jedną lub drugą stronę to jednak nikt nie robił tego na własna rękę.
KC100511
+++

www.zamach.eu
inź.Krzysztof Cierpisz
saju1991 udostępnia to
18
....
jadwiska
wojciechowskikrzysztof
" W Moim Kościele jest o wiele więcej ofiar niż walczących z dzisiejszym złem.
Dlaczego tak jest? Dlaczego nie wierzą już wcale ani Moim słowom, które są słowami Boga, nie zmieniającego się nigdy? Niemało świętych wytrwało nieugięcie, bo wytrwałą była ich wiara a z nią nadzieja i miłość.
Uzbrojeni w te trzy wielkie cnoty stali się prawdziwymi bojownikami z mocami ciemności …Więcej
wojciechowskikrzysztof
" W Moim Kościele jest o wiele więcej ofiar niż walczących z dzisiejszym złem.
Dlaczego tak jest? Dlaczego nie wierzą już wcale ani Moim słowom, które są słowami Boga, nie zmieniającego się nigdy? Niemało świętych wytrwało nieugięcie, bo wytrwałą była ich wiara a z nią nadzieja i miłość.
Uzbrojeni w te trzy wielkie cnoty stali się prawdziwymi bojownikami z mocami ciemności i pychą"

"Kochajcie się tak jak Ja was kocham.
Iluż to nie wierzy w Moja osobistą obecność pośród was! Jakże wielka i smutna jest otaczająca ich ciemność."
Link do "Orędzia Pana Jezusa Chrystusa do Kapłanów -ks.Ottavio Michellini"
ps. zobacz że świeci Kościoła nie mieli pychy nieomylności ale wiarę że to prawda co mówią Ewangelie, nadzieję że Bóg jest w Ich historii która prowadzi do zbawienia i miłośćdo Boga i wszystkich ludzi, która nie osądza ale rozumie i wybacza.

Trzeba nie tylko kochać, ale przede wszystkim dobrze kochać. Czasami wrażliwość może nas mylić o prawdziwej wartości naszego świadectwa miłości. Co to znaczy dobrze kochać? To znaczy kochać w duchu i prawdzie. To znaczy zapomnieć swoje - "ja". To znaczy, że w życiu pełnym poddania się i modlitwy mieć stale świadomość, co Bogu jesteśmy winni. Dobrze kochać, to znaczy także mimo wszelkiej goryczy zachować w swym sercu słodki pokój Pana i wierność Jego łasce. To znaczy, stale się troszczyć o zachowanie dziedzictwa miłości, które nam w Swojej szczodrości zostawił.
Anja39
cyt : Drugą pomocną bronią dla szatana jest niewiasta. Jest ona wszędzie, w kinie, teatrze, na murach miasta i w najbardziej ukrytych zakątkach górskich. Nie ma miejsca gdzie by jej nie wysuwano, w dziennikach i wydawnictwach wszelkiego rodzaju, na najrozmaitszych przedmiotach.( ” Orędzia Pana Jezusa Chrystusa do Kapłanów -ks.Ottavio Michellini)
wojciechowskikrzysztof
Stasiu trudno uwierzyć w to co piszesz o ks. Natanku i p.Agnieszce bo u Nich i tych co wiernie w Nich wierzą nie widać tego (przynajmniej ja nie widzę) co powiedział Jezus ks. Otttavio Mishellini o wielkich cnotach świętych Kościoła:
"Moim Kościele jest o wiele więcej ofiar niż walczących z dzisiejszym złem.
Dlaczego tak jest? Dlaczego nie wierzą już wcale ani Moim słowom, które są słowami Boga …Więcej
Stasiu trudno uwierzyć w to co piszesz o ks. Natanku i p.Agnieszce bo u Nich i tych co wiernie w Nich wierzą nie widać tego (przynajmniej ja nie widzę) co powiedział Jezus ks. Otttavio Mishellini o wielkich cnotach świętych Kościoła:

"Moim Kościele jest o wiele więcej ofiar niż walczących z dzisiejszym złem.
Dlaczego tak jest? Dlaczego nie wierzą już wcale ani Moim słowom, które są słowami Boga, nie zmieniającego się nigdy? Niemało świętych wytrwało nieugięcie, bo wytrwałą była ich wiara a z nią nadzieja i miłość.
Uzbrojeni w te trzy wielkie cnoty stali się prawdziwymi bojownikami z mocami ciemności i pychą"

"Kochajcie się tak jak Ja was kocham.
Iluż to nie wierzy w Moja osobistą obecność pośród was! Jakże wielka i smutna jest otaczająca ich ciemność."
Link do "Orędzia Pana Jezusa Chrystusa do Kapłanów -ks.Ottavio Michellini"
ps. zobacz że świeci Kościoła nie mieli pychy nieomylności ale wiarę że to prawda co mówią Ewangelie, nadzieję że Bóg jest w Ich historii która prowadzi do zbawienia i miłość do Boga i wszystkich ludzi, która nie osądza ale rozumie i wybacza.
Anja39
20100416
+++
Prezydent Kaczyński i wszyscy inni znajdujący się na pokładzie samolotu lecącego na uroczystości katyńskie nie zginął w samolocie, który rozbił się kolo lotniska w Smoleńsku – jak to pokazano całemu światu, ale w innym miejscu.
W Smoleńsku rozbił się samolot – bliźniak. Bliźniak ten był pusty – bez pasażerów i załogi.
Przypuszczalnie chciano mieć absolutną pewność skutków …
Więcej
20100416
+++
Prezydent Kaczyński i wszyscy inni znajdujący się na pokładzie samolotu lecącego na uroczystości katyńskie nie zginął w samolocie, który rozbił się kolo lotniska w Smoleńsku – jak to pokazano całemu światu, ale w innym miejscu.
W Smoleńsku rozbił się samolot – bliźniak. Bliźniak ten był pusty – bez pasażerów i załogi.
Przypuszczalnie chciano mieć absolutną pewność skutków zamachu i dlatego zamordowano wszystkich poprzez strącenie samolotu prezydenta i rozbicie go w ustronnym miejscu, gdzie ofiary można było rzeczywiście dobić o ile ktoś by przeżył.
W Smoleńsku rozbił się jedynie samolot – bliźniak, który został spreparowany jedynie do upozorowania katastrofy z winy pilota. W TV widać było rozbity samolot, ale ciał ofiar nikt nie widział.

Konstrukcja bliźniaka była specjalnie przygotowana do rozpadnięcia się na mnóstwo kawałków zdemolowanej konstrukcji na dużej przestrzeni miejsca upadku. To celem ukrycia właśnie faktu braku ciał ofiar w samolocie rzekomo prezydenckim.
Pierwsi spontaniczni świadkowie na miejscu rozbicia samolotu Tu-154, np. polski kamerzysta telewizyjny oraz polski ambasador w Moskwie Bahr, stwierdzili zgodnie, że nie widzieli ciał ani zabitych, ani rannych. Szczególnie ważne tu jest zeznanie kamerzysty, który był na Kabatach i widział, jak wygląda miejsce katastrofy lotniczej w chwili tuż po zderzeniu samolotu z ziemią.
Brak ciał zabitych lub rannych, obaj świadkowie podkreślali ze zdumieniem i pełną świadomościową niezwykłość tego faktu.
Ciał ofiar nie widział ani ten polski kamerzysta, ani następni operatorzy , którzy filmowali strażaków polewających wrak wodą. Ani jeden raz kamera nie pokazała czegoś co mogło przypominać ciało jakiejś ofiary katastrofy. Ciała te powinny przecież znajdować się w samolocie oraz obok niego.

Samolot ten leciał z niską prędkością, a konstrukcja miała być nienaruszona do chwili uderzenia w ziemię. Dodatkowo gałęzie lasu oraz miękkie podłoże powinny wybitnie amortyzować uderzenie, co powinno umniejszyć efekt ew. rozrzutu ciał. Gdyby w samolocie bliźniaku byli ludzie, to widać by było też ciała ofiar tego wypadku.
Kamery nie pokazały także, ani plandek lub koców , które w takich wypadkach narzuca się na ciała zabitych. Na wszystkich ujęciach kamer brak takich śladów przykrycia ew. ciał.
Do miejsca wypadku nie podjechała ani jedna karetka, nie przybył nikt z personelu medycznego.
Pokazano trumny przy wwożeniu ich na miejsce wypadku jak i przy wywożeniu ich do Moskwy.Co było w trumnach nikt nie widział. Pakowanie skrwawionych ciał ofiar katastrofy pozostawia ślady krwi na ubraniu personelu ratunkowego, jak i na sprzęcie ratunkowym. Tu ani ratownicy nie mieli śladów krwi, ani materiał trumien nie został zakrwawiony w sposób widoczny.
Władze Smoleńska – groteskowo wręcz- od razu podały , że wszyscy zginęli. Podczas kiedy nie wiedziano nawet ilu było zabitych – nie umiano podać żadnej cyfry. Cyfrą było: wszyscy zabici.W przypadku takiej katastrofy podaje się, ilu ciał doliczono się wśród zabitych, a ile ciał możne brakować – są to ew. zaginieni. Widać tu wcześniej zaplanowane komendy zaprojektowane za biurkiem i nie mające pokrycia w realnych raportach o faktycznym zdarzeniu.
Oprócz oceny działań ratunkowych dochodzi tu aspekt oszacowania technicznego uszkodzenia samolotu. Kiedy w pierwszych doniesieniach podawano , że wszyscy zginęli i samolot został doszczętnie zniszczony w trakcie katastrofy, TVP Info pokazywała swymi kamerami – w tle takich właśnie komentarzy -wyraźny dobrze zachowany kształt kadłuba samolotu. Kadłub – w części środkowej – leżąc na ziemi wyglądał na będący w bardzo dobrym stanie!

Leżąc lekko skośnie do osi kamery ukazywał wyraźnie swe wnętrze,które wyglądało na dobrze zachowane choć wskazujące na ślady braku tak foteli, jak półek bagażowych itp. Wyglądało to tak, jakby nastąpił tam wybuch , który wymiótł wszystko ze swego wnętrza. Coś tak jak skorupka jajka bez swej zawartości.
Na pokazywanych zdjęciach video widać było tak, jakby część cylindryczna kadłuba została rozdarta na kawałki. Przekrój tego rozerwania był charakterystycznie postrzępiony regularnie – też jak skorupka jajka - co było widokiem niezwykłym przy takich zderzeniach. To postrzępienie mogło być także podobne do rury lub łuski pocisku , które zostały rozerwane silą wybuchu od środka, a nie siły zewnętrznej. Uszkodzenia takie nie mogą być skutkiem uderzenia w ziemię.
Film pokazujący tak zniszczoną konstrukcję zaginął i może nie ma już go nawet w archiwum TVP. Jeżeli ktoś nagrywał te sceny w domu, powinien kopię tego filmu rozesłać po świecie i opublikować na internecie.

Co charakterystyczne, ogon części kadłubowej – pokazany na innym filmie -ma widoczne oderwanie od części kadłuba cylindrycznego w sposób absolutnie odwrotny.
Sprzeczność w rozumowaniu nie występuje jeżeli założymy , że kadłub cylindryczny jest jednolity, a część ogonowa jest przykręcona śrubami przez wręgę kadłubową.
Przygotowując konstrukcje do łatwego rozsypania się w trakcie wybuchu przy uderzeniu w ziemię jest dużo łatwiej poluzować śruby części ogonowej niż osłabić monolityczną konstrukcję części cylindrycznej. Stąd ta różnica. Fakt, że konstrukcja ogonowa została celowo osłabiona jest łatwo zauważalny. Wystarczy popatrzeć na zdjęcia innych katastrof Tu-154. Tam zawsze ogon jest konstrukcją najtrwalszą i trzyma się części cylindrycznej , podczas kiedy – u bliźniaka – nastąpił wyraźny podział.
Przygotowując samolot bliźniak do efektownego rozbicia postanowiono zwiększyć efekt rozrzucenia części wraku poprzez rozerwanie kadłuba od środka właśnie za pomocą ładunków wybuchowych. Obawiano się bowiem , że wrak zachowa się w całości i trudniej będzie ukryć fakt braku ciał.
Bliźniak był tak właśnie przygotowany – konstrukcja osłabiona – do rozpadnięcia się na mnóstwo kawałków na rozleglej przestrzeni. Z tych to powodów samolot nie zapalił się. Brak pożaru bowiem jest prostym wynikiem braku paliwa w zbiornikach. Samolot prezydencki - „prawdziwy” - miał paliwo na całą drogę powrotną i przy takim właśnie uderzeniu “plunąłby” ogromnym pożarem. Brak paliwa w bliźniaku musiał wynikać z obaw , że eksplozja samolotu w powietrzu wywoła równoczesny pożar samolotu na wyraźną chwilę przed zderzeniem się z ziemią – co podważy wersję o błędzie pilota.
KC100416
+++
forumemjot.wordpress.com/…/zamach-warszaws…
stanislawp
Brak w tym logiki
Do takiej wielkiej zaglady 96 osob potrzeba armii ludzi...
Ktoz przy zdrowych zmyslach by chcial w tym brac udzial, wiedzac co go czeka po wykonaniu tak bardzo brudnej roboty!?
To samo sie tyczy 9-11 2001 gdy pewna silna grupa forsuje teorie o podminowaniu budynkow ladunkami wybuchowymi...
Potrzebna by byla armia ludzi i po wykonaniu tych dzialan -zlikwidowana...setki ludzi, tysiace …Więcej
Brak w tym logiki
Do takiej wielkiej zaglady 96 osob potrzeba armii ludzi...
Ktoz przy zdrowych zmyslach by chcial w tym brac udzial, wiedzac co go czeka po wykonaniu tak bardzo brudnej roboty!?
To samo sie tyczy 9-11 2001 gdy pewna silna grupa forsuje teorie o podminowaniu budynkow ladunkami wybuchowymi...
Potrzebna by byla armia ludzi i po wykonaniu tych dzialan -zlikwidowana...setki ludzi, tysiace nawiercen i polaczen kablami tych ladunkow...nonsens!
No ale czemu wam nie lezy najbardziej realna wersja?
Dzialania szatana sa juz prawie jawne a beda jeszcze jawniejsze!
Czasy Ostatecznbe, ktore wlasnie nadeszly!

Moze sie juz przestaniecie wyglupiac wysmiewajac proroka ks Piotra i p Agnieszke?
Czas dla ignorantow sie konczy!
Ten sie bedzie cieszyl/smial kto przezyje!
Za wysmiewanie prorokow... no co moze byc?
urielrafael
W dniu 10 kwietnia 2010, do tupolewa, nikt z członków delegacji katyńskiej nie wsiadał w każdym razie żywy lub przytomny. Zwłoki ofiar dowieziono do Rosji później i to nie wszystkie. Okoliczności startu samolotu są całkowicie niejasne.
Katastrofy Tu-15M 101 w Smoleńsku nie było – widzieliśmy jakieś szczątki samolotu i to nie kompletne. Szczątki te pochodzę z demontażu i podrzucenia do lasku i …
Więcej
W dniu 10 kwietnia 2010, do tupolewa, nikt z członków delegacji katyńskiej nie wsiadał w każdym razie żywy lub przytomny. Zwłoki ofiar dowieziono do Rosji później i to nie wszystkie. Okoliczności startu samolotu są całkowicie niejasne.
Katastrofy Tu-15M 101 w Smoleńsku nie było – widzieliśmy jakieś szczątki samolotu i to nie kompletne. Szczątki te pochodzę z demontażu i podrzucenia do lasku i tam wysadzono to wszystko
w powietrze. Zrobiono to bardzo nieudolnie. A co zauważył Shoigu w trakcie rozmowy z Putinem. Shoigu powiedział to do Putina przez zęby ale kamery TV ten moment złapały.

Zamach był przeprowadzony po polskiej stronie, a inscenizacja rzekomego wypadku przypadła stronie rosyjskiej. Zaplanowano, że wydarzy się spektakularny wypadek lotniczy na terenie Rosji. To celem - „oddania śledztwa w ręce Rosjan”. W ten sposób cały ciężar dowodowy pochodzi z Rosji, która jest niczym innym jak „pralnia faktów i dowodów”. To na takiej samej zasadzie jak pralnia pieniędzy wśród przestępców. Wielka dumna Rosja praczką brudów polskojęzycznej szumowiny.
urielrafael
Powiedzmy dobitnie raz jeszcze, tam w „katastrofie smoleńskiej” żadnych faktów „lotniczych” nie ma. Nie ma dowodów na to, że samolot leciał i rozbił się w lesie koło lotniska w Smoleńsku. Tam nie było katastrofy nie było też i zabitych w tej katastrofie.
Należy zauważyć bardzo proste i podstawowe fakty:
1.Nie ma ani jednego dowodu na to, że wypadek miał miejsce w rzeczywistości.
2.Nie ma ani …Więcej
Powiedzmy dobitnie raz jeszcze, tam w „katastrofie smoleńskiej” żadnych faktów „lotniczych” nie ma. Nie ma dowodów na to, że samolot leciał i rozbił się w lesie koło lotniska w Smoleńsku. Tam nie było katastrofy nie było też i zabitych w tej katastrofie.
Należy zauważyć bardzo proste i podstawowe fakty:

1.Nie ma ani jednego dowodu na to, że wypadek miał miejsce w rzeczywistości.

2.Nie ma ani jednego dowodu na to, że ktokolwiek z 96 ofiar rzekomej katastrofy opuścił
terytorium Polski żywy.