chemikus
6606

Luter - zabójca, Luter - samobójca

Luter - zabójca

Wpisał: ks. dr Luigi Villa
01.10.2017.

Luter - zabójca

Z książki: ks. dr Luigi Villa; Marcin Luter - zabójca i samobójca

Wydanie poszerzone o dokumenty Papieża Leona X zawierające potępienie błędów oraz ekskomunikę Marcina Lutra i jego zwolenników. str. 13 i nn.

Wydawnictwo ANTYK Marcin Dybowski


Dietrich Emme stwierdza w swojej książce, że Luter wstąpił do klasztoru tylko po to, by uniknąć poważnych sankcji prawnych, które musiałby ponieść za zabicie W pojedynku swojego kolegi ze studiów.

Cytowany autor tak oto opisuje owo „zdarzenie”, które pokrótce tu przedstawimy; Luter - pisze - nie zranił się sam, ale odniósł ranę w wyniku pojedynku, jaki stoczył ze swoim uniwersyteckim kolegą. W tamtym czasie Luter był „bakałarzem" filozofii. W następstwie pojedynku musiał jednakowoż opuścić sławną „Burse Porta-Coeli" w Erfurcie (Collegium „Amplonianum”) i szukać schronienia w mało szacownej bursie św. Jerzego. Trzeba pamiętać, że studenci posiadający już dyplom - począwszy od bakałarza - mieli prawo do noszenia szpady. Nie mogli jednak robić z niej użytku pod groźbą surowej kary. Wszyscy studenci musieli więc przyrzec, że podporządkują się temu rozporządzeniu.

Tym niemniej spory były między nimi bardzo częste, także te rozstrzygane z bronią w ręku. Nawet spory z powodu przebiegu egzaminów często kontynuowane były przy użyciu szpad. Dlatego też egzaminowani musieli przyrzec przed egzaminem, że nie będą się mścić za uzyskane stopnie! Ale i tak w księgach poszczególnych średniowiecznych wydziałów uniwersytetu odnotowywano sporo przypadków śmierci studentów po egzaminach - właśnie z powodu użycia broni.

Zaraz po złożeniu egzaminu magisterskiego z zakresu filozofii doszło do tajemniczej śmierci: śmierci niejakiego Hieronima Buntza, który również zdał egzamin magisterski z wynikiem pozytywnym razem z Lutrem i 15 innymi studentami. Otóż Buntz zmarł właśnie między egzaminem a promocją magisterską!

Wspomniany autor pisze, że to właśnie Luter i Buntz uciekli się do pojedynku i że to Luter śmiertelnie ranił swojego przeciwnika! (W obronie koniecznej? w afekcie? . . .). Trzeba pamiętać, że Luter już wcześniej bił się w innym pojedynku - jak już wspomnieliśmy - w pobliżu Erfurtu. Wyszedł z niego w opłakanym stanie.

Ale w tym drugim pojedynku, w którym zabił swojego kolegę ze studiów, Hieronima Buntza, prócz dwóch ekskomunik Lutrowi groziła kara śmierci i by jej uniknąć, udał się on do swojego opiekuna i przyjaciela Johannesa Brauna, wikariusza kolegiaty w Eisenach, z prośbą o radę. Był czerwiec 1505 roku. Braun poradził mu wstąpienie do zakonu - właśnie po to, by uniknąć sądowego procesu! I w ten oto sposób Luter 17 lipca 1505 r. schronił się w klasztorze eremitów augustiańskich, gdzie chroniło go „prawo azylu”!

W tym miejscu chciałbym przypomnieć słynnego „Ludwika” z powieści Manzoniego, który również schronił się w klasztorze - po zabójstwie pewnego „paniczyka”! - skąd jednak wyszedł skruszony i duchowo odnowiony. A w klasztorze przyjął imię „brata Krzysztofa” ku pamięci swe ofiary!

Luter co prawda również stał się „bratem" - tak, ale chociaż przyznał się do popełnionej zbrodni, to pozostał już na zawsze bratem pełnym niepokoju i wzburzenia! Sam o tym powie w kazaniu wygłoszonym w 1592 r.: „Ego fui, ego mo- nachus, der mit Ernst fromm wollt sein. Sed je tieffer ich hin ein gangen bin, yhe ein grosser bub et homicida fui” (Byłem tym, ja - mnich, który pragnął być prawdziwie pobożny. Tymczasem pogrążyłem się jeszcze bardziej: stałem się ostatnim łajdakiem i zabójcą - WA W 2950,18).

W pewnej biesiadnej mowie Lutra spisanej przez Veita Dietricha czytamy: „Singułari Dei consilio factum sum monachus, ne me coperent. Alioqui, essem facillime captus. Sic autem non poterant, quiaes nahm sich der ganze orden mein an» (Za osobliwym Bożym wskazaniem zostałem mnichem, by uniknąć aresztowania. W przeciwnym razie łatwo by mnie schwytano! A tak nie mogli, bo zajmował się mną cały zakon - WA Tr 1,13432).

Te głupie osły (katolicy) znają jedynie pokusy cielesne. (...). W rzeczywistości rada na te pokusy jest prosta: są jeszcze kobiety i młodziutkie dziewczyny. . (Marcin Luter)

Luter - samobójca

Z książki: ks. dr Luigi Villa; Marcin Luter zabójca i samobójca

Wydanie poszerzone o dokumenty Papieża Leona X zawierające potępienie błędów oraz ekskomunikę Marcina Lutra i jego zwolenników. str. 37 i nn.

Wydawnictwo ANTYK Marcin Dybowski


Mamy wiele świadectw, protestanckich i katolickich, na temat tego ostatniego rozpaczliwego gestu Lutra.

Wystarczy tutaj wspomnieć to najważniejsze świadectwo, relację jego osobistego sługi - Ambrosiusa Kuntzella (albo Kudtfelda). Przerażony straszliwą karą Bożą, która dosięgnęła jego pana opowiedział wszystkie szczegóły tego zdarzenia! Oto jego relacja: „W wieczór poprzedzający jego śmierć Marcin Luter jak zwykle dał się owładnąć nieumiarkowaniu i to do tego stopnia, że kompletnie pijanego musieliśmy go wyprowadzić i położyć do łóżka. Potem poszliśmy stamtąd do naszej izby, nie przeczuwając niczego złego! Nazajutrz wróciliśmy do pana, by jak zwykle pomóc mu się ubrać. I wtedy - och, cóż za boleść! - ujrzeliśmy naszego pana Marcina powieszonego przy łóżku i nędznie uduszonego! Miał wykrzywione usta, czarną prawą część twarzy, szyję czerwoną i odkształconą. Pod wpływem tak przerażającego widoku zdjął nas wszystkich strach! Potworny. Niemniej jednak pobiegliśmy co prędzej do książąt, jego wieczornych gości, by poinformować ich o tym odrażającym końcu Lutra! Ci, podobnie jak my wstrząśnięci, zobowiązali nas od razu - składając w zamian tysiące obietnic i uroczystych przyrzeczeń - byśmy zachowali milczenie aż po grób na temat tego wydarzenia i żeby absolutnie nic nie wyszło na jaw. Następnie kazali nam zdjąć przerażającego trupa ze sznura, położyć go na łóżku i mówić wszystkim na mieście, że mistrz Luter niespodziewanie porzucił ziemskie życie”!

Tak relacjonował samobójczą śmierć Lutra jego służący Kudtfeld; relację tę opublikował W miejscowości Aversa w 1606 r. Sedulius, uczony.

Doktor de Coster - niezwłocznie wezwany! - to on właśnie stwierdził, że usta Lutra były wykrzywione, że prawa część jego twarzy była czarna, że miał zdeformowaną szyję i że najprawdopodobniej został uduszony. Potwierdzenie tej diagnozy możemy odnaleźć na rycinie Lucasa Fortenagela, którą artysta wykonał dzień po śmierci Lutra i którą Jacques Maritain zamieścił w swojej książce „Trzej reformatorzy"”.

Luter zatem nie zmarł śmiercią naturalną - jak mylnie podają wszystkie książki ukazujące dzieje protestantyzmu, ale śmiercią samobójczą, we własnym łóżku po wystawnej kolacji, podczas której jak zwykle pił bez umiaru i objadał się ponad wszelką miarę! Pewnego dnia napisał nad swoim łóżkiem: „Papieżu, za życia byłem twoją DŻUMĄ, po śmierci będę twoją ŚMIERCIĄ”! („Pestis eram Vivus, moriens ero mors tua”).

Jest się czego przerazić, ale też i nad czym rozmyślać! Pewien ówczesny historyk opowiada, że cały tłum diabłów pod postacią kruków latał wokół jego ciała, kracząc przeraźliwie, i towarzyszył mu aż do grobu!

Mamy jeszcze i to wydarzenie: „W Graz (Austria) pewien franciszkanin w głoszonym kazaniu stwierdził, że Luter został potępiony... Któregoś wieczora, pod pretekstem posługi dla jakiejś chorej, przyszedł do niego pewien człowiek... Zamiast znaleźć się u cierpiącej franciszkanin znalazł się w obecności pięciu mężczyzn, którzy grożąc mu rewolwerem, powiedzieli, że jeśli nie zdoła dowieść, że Luter jest w piekle, to żywym go nie wypuszczą. Zakonnik, prawdziwie Boży człowiek, wyłożył Przenajświętszy Sakrament, który ze sobą przyniósł, i począł go adorować; następnie wypowiedział modlitwę-egzorcyzm... Niespodziewanie ktoś zastukał do drzwi. „Wejść!” - zawołali mężczyzn - ale nikt nie wszedł! Kilka chwil później jednak drzwi się otwarły i Luter - rozpalony niczym rozżarzony węgiel, wszedł do pokoju. Był w towarzystwie dwóch innych demonów! Pięciu mężczyzn uciekło...”

Nie mogę się już modlić, nie złorzecząc! Przeklęty! Niech będzie przeklęte imię papisty!... Przeklęty! „ - z pism Lutra.

za;

www.dakowski.pl
Quas Primas
LUTER w PIEKLE!!! A Franciszek i jego świta dają nam go za wzór!!!
Luter - heretycki wieprz z Saksonii i miejsce dla niego przeznaczone... piekło...
Nemo potest duobus dominis servire !
Luter zatem nie zmarł śmiercią naturalną - jak mylnie podają wszystkie książki ukazujące dzieje protestantyzmu, ale śmiercią samobójczą, we własnym łóżku po wystawnej kolacji, podczas której jak zwykle pił bez umiaru i objadał się ponad wszelką miarę! Pewnego dnia napisał nad swoim łóżkiem:
Papieżu, za życia byłem twoją DŻUMĄ, po śmierci będę twoją ŚMIERCIĄ”! („Pestis eram Vivus, moriens …Więcej
Luter zatem nie zmarł śmiercią naturalną - jak mylnie podają wszystkie książki ukazujące dzieje protestantyzmu, ale śmiercią samobójczą, we własnym łóżku po wystawnej kolacji, podczas której jak zwykle pił bez umiaru i objadał się ponad wszelką miarę! Pewnego dnia napisał nad swoim łóżkiem:

Papieżu, za życia byłem twoją DŻUMĄ, po śmierci będę twoją ŚMIERCIĄ”! („Pestis eram Vivus, moriens ero mors tua”).
2 więcej komentarzy od Nemo potest duobus dominis servire !
Nemo potest duobus dominis servire !
Nie mogę się już modlić, nie złorzecząc! Przeklęty! Niech będzie przeklęte imię papisty!... Przeklęty! „ - z pism Lutra.
Nemo potest duobus dominis servire !
Luter zatem nie zmarł śmiercią naturalną - jak mylnie podają wszystkie książki ukazujące dzieje protestantyzmu, ale śmiercią samobójczą, we własnym łóżku po wystawnej kolacji, podczas której jak zwykle pił bez umiaru i objadał się ponad wszelką miarę! Pewnego dnia napisał nad swoim łóżkiem: „Papieżu, za życia byłem twoją DŻUMĄ, po śmierci będę twoją ŚMIERCIĄ”! („Pestis eram Vivus, moriens …Więcej
Luter zatem nie zmarł śmiercią naturalną - jak mylnie podają wszystkie książki ukazujące dzieje protestantyzmu, ale śmiercią samobójczą, we własnym łóżku po wystawnej kolacji, podczas której jak zwykle pił bez umiaru i objadał się ponad wszelką miarę! Pewnego dnia napisał nad swoim łóżkiem: „Papieżu, za życia byłem twoją DŻUMĄ, po śmierci będę twoją ŚMIERCIĄ”! („Pestis eram Vivus, moriens ero mors tua”).