09:08
..CHODŹ.. ZAPRASZAM CIĘ NA 9 MINUT DO NIEBA.. CHWAŁA BOGU !!!Więcej
..CHODŹ.. ZAPRASZAM CIĘ NA 9 MINUT DO NIEBA..
CHWAŁA BOGU !!!
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU i jeszcze jeden użytkownik linkuje do tego wpisu
1. NIE BĘDZIESZ MIAŁ BOGÓW CUDZYCH PRZEDE MNĄ.
NR 79.
NUMERUJĘ KOMENTARZE, PONIEWAŻ SĄ KASOWANE
Najszlachetniejsza mądrość człowieka na tym polega, żeby wiedział, że jak sam z siebie niczym jest, tak przez podporządkowanie się Bogu wszystkim stać się może.

Wola Boża przeto ponad wszystko! Bóg nie mógł ci dać niezależności, która by sprzeciwiała się prawdzie twojej i Jego natury.
Jesteś Bożym poddanym, Bóg położył rękę swą na tobie i powiedział …Więcej
NR 79.

NUMERUJĘ KOMENTARZE, PONIEWAŻ SĄ KASOWANE

Najszlachetniejsza mądrość człowieka na tym polega, żeby wiedział, że jak sam z siebie niczym jest, tak przez podporządkowanie się Bogu wszystkim stać się może.


Wola Boża przeto ponad wszystko! Bóg nie mógł ci dać niezależności, która by sprzeciwiała się prawdzie twojej i Jego natury.

Jesteś Bożym poddanym, Bóg położył rękę swą na tobie i powiedział ci: należysz do mnie. Stworzył cię wprawdzie Bóg, aby cię uczynić szczęśliwym; chce jednak, ażebyś współpracował na swe szczęście, służąc Mu dobrowolnie.

Twoja służba niech będzie służbą stworzenia, które jest Bogu bardziej poddane, niż sługa swemu Panu.

Twoja służba niech będzie służbą żołnierza, który mimo wszelkich przeszkód spełnia rozkaz swego wodza.

Twoja służba niech będzie służbą dziecka, które w Bogu widzi i uznaje swego ojca i największego dobroczyńcę.

Wola Boża objawia ci się w twym własnym sumieniu.

Wolę swoją objawia ci Bóg w dziesięciorgu przykazań.

Wolę swoją objawia ci Bóg w obowiązkach twego stanu i powołania.

Wolę swoją objawia ci Bóg we wszystkich zrządzeniach i dopuszczeniach swej świętej Opatrzności.

Wolę swoją objawia ci Bóg w tych wewnętrznych poruszeniach i zachętach do dobrego, które w sobie czujesz i jasno poznajesz, że od Boga pochodzą.

2. Wolę Bożą poznawać i jej ulegać – to jest cały człowiek.

Tu na ziemi nie o to chodzi, by robić to, co się ludziom wielkim wydaje, bo prawdziwie wielkie rzeczy czyni tylko ten, kto stara się we wszystkim Boga uwielbić i takich spraw się podejmuje, których Bóg od niego żąda. Wtedy czyni wszystko, co czynić powinien.

Bóg jest nieskończenie wielki, wszystko co stworzone jest nieskończenie małe, dlatego stworzone rzeczy powinieneś cenić tylko przez wzgląd na najświętszą wolę Bożą.

Lepiej jest z wolą Bożą podnieść słomkę z ziemi, jak bez woli Bożej opanować świat cały.

Wola Boża ponad wszystko. Gdyby ci ktoś powiedział: obejrz się poza siebie, gdyż inaczej świat cały w gruzy się rozsypie, a Bóg ci oglądać się zabronił, powinieneś Boga słuchać, choćby świat cały miał runąć.

Najświętszą wolę Boga możesz zawsze wypełniać we wszystkich okolicznościach życia. Będziesz się jeszcze wahał? Patrz, jak blisko ciebie dobro! Ucz się chwytać szczęście, bo ono jest właśnie w dobrym.
To, co się godzi, czyń raczej z miłości ku Bogu, niż dlatego, że ci to chlubę przynosi.

Tego, co nie przystoi, unikaj raczej z bojaźni Boga, niż ze względu na godność własną.

Seneka mówi: "Tak żyj z ludźmi, jak gdyby na to Bóg patrzał; rozmawiaj tak z Bogiem, jak gdyby tego ludzie słuchali". Do żadnego człowieka tak przynależeć nie możesz, żebyś nie przynależał bardziej do siebie, albo raczej do Boga i Pana swego.

Tylko wola Boża ma dla ciebie znaczenie. W dzień sądu przyjdą niektórzy i powiedzą: Panie, albośmy to wielkich rzeczy nie zdziałali, albośmy to nie piastowali wpływowych urzędów? A Pan odpowie: Nie znam was.

Nie powinieneś Bogu, Panu swojemu niczego odmawiać, czy wiele, czy mało od ciebie zażąda. Szczęśliwy ten, od którego Bóg wiele oczekuje.
Jeżeli chcesz, żeby twoje sprawy i czyny podobały się Bogu, czyń wszystko chętnym i radosnym sercem, a nie z oporem i goryczą.

Uważaj się za narzędzie ściśle z Bogiem złączone; bądź – że tak powiem – bezosobisty, a pozwól niech Bóg w tobie myśli, chce i działa, inaczej będziesz tylko naczyniem próżnym.

3. Jakże ograniczone są: siła, życie i znaczenie poszczególnego człowieka! Ten tylko jest wielki, kto wolą swoją jednoczy się z Bogiem. Choć mały w sobie, w Bogu i przez Boga może lekceważyć wszelką doczesną potęgę i chwałę. Niedostatek dóbr ziemskich nie przygnębia go, zbytek ich nie nadyma go. Mądrym on jest i wszystko ziemskie uważa za śmiecie, byle tylko pozyskał Chrystusa.

"Cała Europa nie imponuje mi", powiedział jeden potężny mąż stanu. "Cały świat nie imponuje mi", mówi chrześcijanin, gdy chodzi o najświętszą wolę Boga.

Bóg niech będzie twoim światłem, zobaczysz wtedy, coś widzieć powinien.

Bóg niech będzie twoją siłą, a będziesz chciał tego, co w Nim zobaczysz.

Bóg niech będzie twoim błogosławieństwem, a wypełnisz wszystko, co zechcesz.

Wiara powinna być twoją łodzią, miłość żaglem, nadzieja kotwicą, wtedy będziesz mógł śmiało płynąć poprzez fale świata.

O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia. Przekład z niemieckiego. T. I. Wydanie drugie. Kraków 1930, ss. 89-92.
1. NIE BĘDZIESZ MIAŁ BOGÓW CUDZYCH PRZEDE MNĄ.
+
+
UWAGA !
CENZUROWANY MATERIAŁ. DIABEŁ NIE CHCE, ABYŚ GO ZOBACZYŁ..
Więcej
+
+

UWAGA !

CENZUROWANY MATERIAŁ. DIABEŁ NIE CHCE, ABYŚ GO ZOBACZYŁ..
2 więcej komentarzy od 1. NIE BĘDZIESZ MIAŁ BOGÓW CUDZYCH PRZEDE MNĄ.
1. NIE BĘDZIESZ MIAŁ BOGÓW CUDZYCH PRZEDE MNĄ.
TRZYMAJ SIĘ WIARY KATOLICKIEJ
KS. KAZIMIERZ BISZTYGA SI
–––––––––––
TREŚĆ:
Wstęp.
Czym jest wiara dla każdego katolika?
I. Naród polski, a wiara katolicka.
a) Wiara królów polskich.
b) Wiara rycerstwa polskiego.
c) Wiara ludu i mieszczaństwa polskiego.
d) Wiara niewiast polskich.
II. Nakaz przeszłości.
Zakończenie.
––––––
WSTĘP.
Trzymaj się wiary katolickiej.
A trzymaj się dlatego, że …Więcej
TRZYMAJ SIĘ WIARY KATOLICKIEJ

KS. KAZIMIERZ BISZTYGA SI

–––––––––––

TREŚĆ:

Wstęp.

Czym jest wiara dla każdego katolika?

I. Naród polski, a wiara katolicka.

a) Wiara królów polskich.

b) Wiara rycerstwa polskiego.

c) Wiara ludu i mieszczaństwa polskiego.

d) Wiara niewiast polskich.

II. Nakaz przeszłości.

Zakończenie.

––––––

WSTĘP.

Trzymaj się wiary katolickiej.

A trzymaj się dlatego, że wiara katolicka jest skarbem najdroższym.

1. Wiara skarb.

Bo i cóż jest wiara katolicka? Sam Chrystus Pan i Bóg nasz. Chrystusowa Krew za nas obficie przelana, Chrystusowe Słowo, czyli Ewangelia i nieomylna nauka Jezusowa, tysiączne łaski w świętych sakramentach złożone, a przez kapłaństwo Chrystusowe na całym świecie szafowane – to stanowi przedmiot, treść i istotę świętej naszej wiary. Wiara katolicka jest skarbem, bo czymże byliby wszyscy ludzie bez wiary Chrystusowej, czyli wiary katolickiej? Poganami w ciemnościach najstraszniejszych błędów tonącymi. Bez wiary nie znalibyśmy, ani Boga żywego na niebie, ani Jego Syna, Zbawcy i Odkupiciela całego rodu ludzkiego. Bez znajomości wiary katolickiej nie wiedzielibyśmy, jaki jest cel i przeznaczenie życia naszego tu na tej ziemi, jakie Bóg ma zamiary względem nas, jakich środków używać należy ku ocaleniu duszy naszej. Tych wszystkich dobrodziejstw i skarbów nieocenionych bylibyśmy pozbawieni nie mając wiary świętej. Wiara jest skarbem, ale i jest naszym Światłem najwyższym.

2. Wiara Światło.

Czym jest słońce i gwiazdy na firmamencie niebieskim, tym jest wiara dla każdego człowieka wierzącego. Wiara to największa mądrość jaką człowiek tu na ziemi posiąść może. We wierze bowiem kryją się i mieszczą nie myśli, nie mądrości ludzkie, ale wprost Boskie, nam ludziom objawione. Rozum ludzki wiarą oświetlony i pouczony sięga tam, gdzie żaden rozum ludzki dosięgnąć nie może. Tylko wiara zaznajamia nas z tylu, a tylu tajemnicami niezgłębionymi, a Bogu tylko samemu wiadomymi. Wiara zatem jest istotnym światłem dla rozumu naszego, bo mu daje dostęp do całego szeregu prawd i wiedzy, o której rozumowi ludzkiemu ani śnić by się nie dało.

Światło wiary świętej świeci nam i oświeca nas od samej kołyski życia naszego. Świecąc, niby lampa jaka, chroni nas od błędów i fałszów i rozumu i serca naszego. Kto idzie za światłem gwiazdy wiary katolickiej, ten nie błądzi w ciemnościach, jak mówi Pismo święte. Ten też ma zawsze sumienie czyste, które jest jakby odbiciem sumienia Boga samego.

Światło wiary daje nam znajomość dróg Bożych, palcem przykazań Boskich wypisanych.

Wiara dla wierzącego jest, jakby Aniołem Stróżem, co go chroni i broni i rano i wieczór i we dnie i w nocy od upadku i nieszczęścia złego.

Na wierze oparte i wychowane sumienie wie w każdej minucie i sekundzie życia, co ma czynić, a czego unikać zgodnie z wolą Bożą. Takim dobrodziejstwem jest wiara dla każdego człowieka.

Czym sternik na okręcie, drogowskaz przy drodze, a woźnica przy wozie, tym wiara dla każdego co ku wyżynom nieba wspina się i zdąża.

Wiara katolicka, święta, jest skarbem, światłem, ale jest i łącznikiem z Bogiem i niebem całym.

3. Wiara łącznik z Bogiem.

Wiara łączy nasz rozum, z rozumem Bożym, nasze serce, naszą wolę z sercem i wolą Boga. W wierze poczęte nasze myśli, słowa i czyny wzlatują ku niebu samemu oczekując na koronę zapłaty niebieskiej i wiekuistej. Przez życie z wiary płynące stajemy się Bogu miłymi, a Bóg także ma w nas swe upodobanie i ukochanie.

4. Wiara pociechą.

Z wiary wykwita całe szczęście nasze, radość, wesele i pokój Boży. Gdzież, jeśli nie we wierze, serce wichrami miotane, znajdzie swe uspokojenie i uciszenie?

Kto z rąk zrozpaczonego wyrwie narzędzia mordercze, kto nad przepaścią zwątpienia podaje ręce zbawcze? – wiara, wlewając w serce promyk nadziei i lepszego jutra.

Kto krzepi matkę i ojca nad trumną dziecka najukochańszego, i na odwrót, cóż uśmierza ból w sercach dzieci po zmarłych rodzicach? – tylko wiara. Kiedy św. Teresa płakała nad grobem matki swej usłyszała głos: Nie płacz Tereso, bo ja Bóg będę Twym ojcem, a ja Maryja będę matką Twoją.

Wiara łagodzi i najstraszniejsze cierpienia ludzkie, jako balsam koi rany w chorobie i konaniu samym.

Taką rolę zbawczą odgrywa wiara u tych wszystkich, co w Boga wierzą i Bogu wiernie służą.

Wiara jest skarbem, słońcem, pociechą, ale jest i życiem naszym.

5. Wiara życie.

Podwójne jest w nas życie. Życie czysto ludzkie, które sprawuje dusza żyjąca w ciele naszym. Drugie życie jakim my chrześcijanie żyjemy to jest życie Boże, Boskie, a nie ludzkie.

A gdzież jest korzeń, gdzie źródło, moc tego życia Bożego, nadprzyrodzonego? – wiara. "Sprawiedliwy z wiary żyje" mówi Pismo święte (Gal. 3, 11). Czyż nie wiara sprowadziła nas do chrzcielnicy w kościele, gdzie przez chrzest urodziliśmy się na dzieci Boga samego. Cóż, jeśli nie wiara, poprowadziła nas do ołtarza, z którego braliśmy w komunii św. pokarm i napój, aby Boże życie w nas potężniało, rozwijało się i żyło, a żyło na żywot wieczny. Ile jest sakramentów świętych w Kościele, tyle źródeł dla życia jakim żyją dzieci Boże. Łaską Boską, co jest duszą tego drugiego życia Boskiego, ogrzani, oświeceni, wzmocnieni, choć po ziemi stąpaliśmy, ale głową naszych myśli, słów, czynów i cnót do samego nieba dosięgaliśmy. To nadludzkie życie w nas wiarą wywołane budziło podziw nawet u tych, co nic wspólnego z wiarą nie mają.

Życie wiarą ożywione i w czyn przekute ludzi słabych, ułomnych, przemienia w jakichś bohaterów i olbrzymów nieludzkich, co świętością, cnotą, poświęceniem się bezgranicznym świat cały zadziwiali.

Wiara tyle milionów męczenników prowadzi na tortury męczeńskie; wiara zapełnia więzienia najstraszniejsze; wiara zaludnia lasy i puszcze pustelniami i pustelnikami; wiara buduje klasztory męskie i żeńskie, w których najświętsze i najczystsze żyją dusze; wiara zrodziła tylu świętych, co z największym zaparciem się idą na posługę chorych, zarażonych, płaczących i ostatnią nędzę cierpiących.

Popatrz i na te wspaniałe świątynie Bogu na chwałę a ludziom na zbawienie stawiane, spojrzyj na te tysiączne zakłady dobroczynne i na te szpitale i sierocińce i ochrony i ochronki i inne miłosierdzia dzieła i spytaj, kto je budował, kto groszem ofiarnym podtrzymywał, a nie znajdziesz innej odpowiedzi, jak tylko tę jedną – wiara. Wszystko to pomniki żywej, gorącej i ofiarnej wiary chrześcijańskiej.

Czytelnicy darują, że może nieco dłużej rozpisaliśmy się we wstępie na temat, czym jest wiara dla wierzących, ale uczyniliśmy to z całym rozmysłem, aby wykazać naocznie, jakiej czci, szacunku i miłości godna jest święta wiara katolicka. Jak ohydnej zbrodni dopuszczają się wszyscy ci, co na tę wiarę napadają, piórem, słowem ją szkalują i z serc ludzkich za wszelką cenę wydrzeć usiłują. Do tych wszystkich niedowiarków i szatanów ziemskich wołamy: nie szarpcie i nie plujcie na nasze największe świętości! Aby się do wiary świętej, katolickiej więcej jeszcze przywiązać, aby nabrać dla niej jak największego szacunku i czci, aby ją całym sercem pokochać i ukochać, obaczymy na przykładzie własnego naszego narodu jak od początku wiara katolicka była dlań największą świętością, była skarbem i klejnotem najdroższym. Niech zmarłe ojce i praojce nasi dziś w grobie leżący pouczą nas z jakim uczuciem i szacunkiem mamy się odnosić do wiary katolickiej i całego Kościoła katolickiego.

I. Naród polski, a wiara katolicka.

Wiarą i to nie jakąkolwiek, ale wiarą rzymsko-katolicką ożywiona była cała dusza polska. Gorące, żywe, wprost synowskie przywiązanie do wiary, Kościoła katolickiego i Stolicy Apostolskiej cechowały każdego Polaka bez różnicy na to, jakie w Polsce zajmował stanowisko, czy urząd, czy też do jakiej warstwy ludności przynależał. Rozgrzane wiarą i wychowane w wierze katolickiej serce polskie czerpie swe natchnienie i pobudki do najszlachetniejszych przedsięwzięć i czynów, jakimi zajaśniały dzieje polskie. W tym, że Polska cała żyła po katolicku, że się trzymała Rzymu i Stolicy rzymskiej, że gotowa była zawsze stanąć w jej obronie, nie czuje swego poniżenia, swej hańby, czy niewoli, jak to śmią twierdzić dzisiejsi zaprzańcy wiary katolickiej. Polska zdawała sobie jasno z tego sprawę, że trzymając się wiary katolickiej, służy tym samym i Bogu i Chrystusowi i Jego Królestwu na ziemi. Kto zaś służy Bogu i Chrystusowi, ten służy i sobie w sposób najlepszy. Wiara i to rzymsko-katolicka była dla narodu polskiego jego chlubą i chwałą, zaszczytem i błogosławieństwem, a nie przekleństwem, jak to niedawno wyraził się jeden z masońsko-żydowskich naganiaczy.

Wiara katolicka, jak złota nić ciągnie się w poprzek całych dziejów naszych, jak szeroki potok rozlewa się po wszystkich polach prac naszych. Złote czasy dla wiary katolickiej, były także równocześnie złotymi czasami i dla Polski samej. Przeciwnie upadek w wierze był upadkiem siły, potęgi i ducha polskiego. Kto by temu przeczył, ten kłamałby świadomie, albo pokazałby dosadnie, że nie zna kart historii naszej Polski.

Co dotąd ogólnikowo powiedzieliśmy o miłości wiary katolickiej w Polsce, chcemy poprzeć poszczególnymi przykładami i dowodami.

Zacznijmy najpierw od królów polskich.

1. Wiara katolicka, a królowie polscy.

Aż do upadku ojczyzny naszej Polska liczyła 50 królów polskich. I rzecz dziwna, że ani jeden z tych 50 panujących królów polskich, nie zmazał, nie splamił się odszczepieństwem i odpadnięciem od wiary katolickiej. Nawet w czasach najcięższych dla wiary katolickiej, kiedy luteranizm i kalwinizm przedzierał się przez bramy Królestwa Polskiego, kiedy szlachta i magnateria polska łamała karki i przechodziła na wiarę kalwińską, czy luterską, królowie polscy stali, jak mur przy wierze katolickiej. Żadne nowinki heretyckie nie znalazły przystępu do ich serc i rozumu. Nie tylko, że wszyscy stali wiernie i niezłomnie przy wierze katolickiej, ale czynili wszystko, aby ogień rozgorzałej herezji na ziemi polskiej w samym zarodku swym zdusić i stłumić na miejscu. Były co prawda religijne walki w Polsce, ale nie trwały długo, nie wsiąkły w duszę narodu polskiego, dzięki nie tylko duchowieństwu katolickiemu, ale także dzięki niezłomności i stałości królów polskich w wierze katolickiej. Wszyscy królowie polscy byli wierni Kościołowi katolickiemu, a niektórzy z nich przez gorące umiłowanie wiary świętej stali się świecznikami i wzorami wiary katolickiej.

Taki Mieszko, Chrobry, Jagiełło, tacy Zygmunci, taki Batory, Sobieski, to nie tylko pierwsi królowie co do potęgi i sławy, ale także pierwsi, jako katoliccy królowie. Czyjej to wierze, jeśli nie wierze królów katolickich zawdzięczamy tyle najcudowniejszych i najwspanialszych świątyń i kościołów w Polsce?

Najstarsze katedry polskie, jak gnieźnieńska, poznańska, sandomierska, wiślicka, lwowska, to wszystko dzieło królów polskich. A cóż mówić o innych kościołach zarówno świeckich jak i klasztornych funduszem i staraniem królów polskich budowanych.

Wszystkie ich wyprawy wojenne, to wyprawy podjęte w obronie wiary a tym samym i ojczyzny ukochanej.

Kiedy Władysław IV królewicz wychodził z wojskiem z Warszawy pod Chocim wziął z rąk nuncjusza poświęconą i przysłaną przez Papieża chorągiew na której był orzeł polski z krzyżem na szyi i napisem: "Pro gloria crucis" Za chwałę krzyża.

A cóż mówić o wierze królów polskich, gdy się ich widzi, jak leżą krzyżem na zimnych posadzkach kościołów, jak je całują i łzami zraszają prosząc gorąco Boga i Panienki Maryi o pomoc w bitwach i wojnach, które z wrogiem stoczyć mają. Tak czynił król Jagiełło, Jan Sobieski, tak czynili inni nasi królowie.

Choć w szaty królewskie byli ustrojeni, choć na tronie zasiadali, choć sławnych i potężnych władców imieniem się cieszyli, choć władzy i rozkazom ich był podległy milionowy naród – to wszystko im nie przeszkadzało, aby przed Bogiem i Chrystusem najwyższym Władcą nieba i ziemi swe królewskie czoła schylać i swe kolana zginać mogli.

Taką była wiara naszych królów.

Krzyż symbol wiary św. zdobi ich korony królewskie, zdobi ich mężną pierś i zwycięskie miecze królewskie. O wierze królów polskich mówią i te bitwy i hasła wojenne, i te dary przeliczne jakie Bogu po zwycięstwach po różnych kościołach w ofierze składali. Kościół katolicki może być dumny, że tacy, a nie inni królowie na polskich tronach zasiadali.

Więc kochajmy całym sercem świętą naszą wiarę katolicką, twardo i silnie stójmy przy niej, mając przed sobą tak prześliczne przykłady i wzory w tak dostojnych przodkach, jakimi byli królowie nasi.

2. Wiara rycerstwa polskiego.

Rycerstwo polskie to kwiat, chluba i sława narodu naszego. Krwią rycerstwa polskiego zroszona cała ziemia polska. Sława oręża rycerstwa polskiego znana była w świecie całym. Zna ją Wiedeń, zna Warna i Lignica, gdzie we własnej krwi pławił się rycerz polski. Sławę rycerstwa polskiego sławią wszystkie bitwy, jakieśmy kiedykolwiek w obronie wiary i ojczyzny staczali. Że obcy po dziś dzień nazywają nas narodem rycerskim, to mamy głównie do zawdzięczenia bohaterskim czynom polskiego rycerstwa. Sława takich wodzów i rycerzy jakimi byli Żółkiewski, Chodkiewicz, konfederaci barscy a z ostatnich czasów Kościuszko, nigdy nie wygaśnie w pamięci polskiej.

Przed ich odważnym, męskim i na wszystko gotowym duchem schylamy wszyscy czoła nasze. I słusznie bardzo. Co jednak jeszcze bardziej nas zadziwia, że w sercach rycerstwa polskiego, od stóp do głowy żelazem okutego i w miecz krwawy uzbrojonego tyle biło wiary, tyle miłości Boga i Kościoła katolickiego.

Rycerz polski bije się jak lew, a jest wierny Kościołowi jak dziecko małe. We wszystkich bitwach i wyprawach wojennych liczy rycerz polski przede wszystkim na pomoc Bożą, o którą już w kościele, już na samym polu bitwy gorąco Boga i Panienki Maryi prosi.

Na wojnę wybiera się rycerz polski jakby na jakiś bój święty, więc z pieśnią na ustach: "Boga Rodzico Dziewico" z mieczem okręconym w Różaniec święty – ze szkaplerzem, lub ryngrafem na piersiach, na którym widniał obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. "Bóg i ojczyzna" to hasło wojenne, a "Jezus Maryja" to okrzyk bojowy rycerza polskiego. O Stefanie Czarnieckim, który w życiu swym kilkadziesiąt bitew stoczył, bijąc się ze Szwedem, Tatarem, Turkiem, Kozakiem, Moskalem, piszą dzieje, że ile razy miał uderzyć na wroga, z konia zsiadał i odmawiał z wojskiem klęcząco: "Zdrowaś Maryjo". Częsta komunia święta, słuchanie Mszy św. i śpiewanie godzinek, to stanowiło największą rozkosz tego niezrównanego bojownika i rycerza polskiego.

A cóż mówić o innym rycerzu i bohaterze polskim, który imię swe w bitwie pod Chocimiem wsławił w całym świecie a mianowicie o Karolu Chodkiewiczu! Król Stefan Batory widząc Chodkiewicza na akademii w Wilnie te wyrzekł doń prorocze słowa: Ten będzie kiedyś wielkim żołnierzem. I tak istotnie było. Ale Chodkiewicz był nie tylko wielkim żołnierzem, ale był i pierwszym rycerzem chrześcijańskim. W jednym z pamiętników czytamy takie słowa o Chodkiewiczu: "Uderzał jak piorun na wroga, ścierał go na miazgę, śmiało niósł głowę pod miecz, obronę ojczyzny uważał za obowiązek kapłański. Na wojnę szedł pomodliwszy się przedtem w kościele. Brał wtedy od biskupa chorągiew poświęconą, szablę ocierał o Ewangelię, w pochodzie i boju śpiewał pieśń: Bogu Rodzico!" – Takim duchem wiary było owiane rycerstwo polskie.

Na piersiach Żółkiewskiego, bohatera z pod Cecory, kiedy po 200 latach w Żółkwi uchylono wieko trumny, znaleziono szkaplerz święty i pierścień z napisem

"Ja niewolnik Maryi".

Oto kilka przykładów niezwykłej wiary rycerstwa polskiego.

Polska pod koniec 18 wieku zaczyna słabnąć i rozkładać się. Szlachta i magnateria polska zamiast chwytać za miecz, chwyta za puchary i kieliszki, boć za króla Sasa trzeba pić i popuszczać pasa. Czoło narodu rozpustuje, ale i niedołężnieje zupełnie. Wiara katolicka słabnie, psują się dobre obyczaje. Caryca moskiewska Katarzyna i Fryc pruski zacierają ręce z radości gotując hańbiącą trumnę dla wolnej Polski.

Na ten widok nieszczęścia Polski zbiera się w Barze na Ukrainie rycerz polski, aby naród polski od zguby i upadku ocalić.

Pod przewodnictwem Józefa i Kazimierza Puławskiego, o którym pisze historia: że był to prawdziwy i ostatni rycerz starożytny Polski, chwały Bożej, Kościoła katolickiego i Najświętszej Panny Maryi obrońca, zawiązuje się tak zwana "Konfederacja barska", która między innymi takie czyni zobowiązania: 1) Wiary św. katolickiej życiem i krwią obligowany każdy bronić; 2) Chorągwi z Panem Jezusem i Matką Najświętszą, trup po trupie padając, wydrzeć nieprzyjacielowi wiary św. nie damy; 3) Jeneralne hasło wojenne ma być: "Jezus Maryja!".

Czy to znowu nie przepiękny przykład świadczący o gorącej wierze i przywiązaniu do Kościoła rycerstwa polskiego!

3. Wiara katolicka a lud polski i mieszczaństwo polskie.

Niewesoło działo się ludowi naszemu w Polsce. Ucisk i niewola ludu polskiego przez możnych stały się grzechem wołającym o pomstę do nieba. Na ucisk chłopa polskiego skarży się ks. Skarga w kazaniach sejmowych, skarżą się wybitni kaznodzieje w Polsce.

A król Jan Kazimierz wraz z rycerstwem i panami czyni ślub przed obrazem Matki Boskiej Łaskawej we Lwowie, że zajmie się polepszeniem doli ludu w Polsce.

Lud jednak nasz, choć może nieraz w sercu był rozgoryczony i zbolały, nigdy od wiary katolickiej nie odstępuje. Jeśli o kim, to o ludzie polskim można było powiedzieć, że zawsze był w dawnej Polsce wierny Bogu i świętej wierze katolickiej.

Nawet wtedy, kiedy świerzbiączka i nowinki heretyckie odrywały pewne rody od Kościoła katolickiego, lud nie dał się porwać grasującym burzom heretyckim. Dziś dopiero niestety wiara ludu polskiego nieco się załamała i lud głównie zasila wszystkie nowe sekciarskie i odszczepieńcze kościoły. Mimo to jednak gorąca wiara i przywiązanie ludu polskiego do Kościoła katolickiego pozostanie na zawsze jego najchlubniejszą kartą w naszym narodzie. Któż bowiem, jeśli nie lud polski i katolicki wypełnia po brzegi nasze świątynie? Kto jeśli nie lud tłumnie przystępuje do św. Sakramentów? Kto jeśli nie lud zaoszczędzonym groszem buduje kościoły i świątynie Boże u nas i na obczyźnie? Kto jeśli nie lud z kawałkiem suchego chleba ciągnie w pielgrzymkach do cudownych obrazów w Polsce? Nieprzeliczone rzesze pątników w Częstochowie, Kalwarii, Piekarach, Leżajsku, Starejwsi, Sokalu, w Ostrejbramie i indziej – to rzesze ludu polskiego. Kto po polach, drogach i innych miejscach stawia figury, kaplice a na drzewach zawiesza świętych obrazy? – to lud polski i katolicki. Kto należy do przeróżnych bractw i stowarzyszeń kościelnych? Przeważnie lud.

Co byśmy my księża, my duchowieństwo robili, gdyby nas lud polski i katolicki opuścił?

Dlatego, jeśli na jakiej pracy i służbie warto stargać swe siły i zdrowie stracić, to w pracy nad ludem naszym.

Lud nasz polski ma nawet dzieje męczeńskie.

Któż z nas nie zna dziejów męczeńskich na Podlasiu w Drelowie i Pratulinie, gdzie lud unicki, katolicki, po odśpiewaniu pieśni: "Święty Boże, Święty mocny, Święty nieśmiertelny" odsłaniał swą pierś i wołał do oficerów moskiewskich: Zabijajcie nas, jeśli macie władzę – bo słodko jest umierać za wiarę. Słowa te są jakby żywcem wyjęte z ust pierwszych męczenników chrześcijańskich.

Czy wobec tego nie powinni się wstydzić nasi domorośli sekciarze, że tę wiekową wiarę ludu naszego burzą i niszczą w jego sercu i sumieniu.

A mieszczaństwo nasze?

Wzorem królów, rycerstwa i ludu polskiego co do wiary katolickiej szło także i mieszczaństwo polskie.

Stan mieszczański, jak wszędzie, tak i u nas stanowili kupcy, rzemieślnicy i inni rękodzielnicy. Ogólnie mówiąc mieszczaństwo nasze nie odegrało większej roli w Polsce, gdyż było za słabe i liczebnie i majątkowo. Przemysł, handel prowadzą w Polsce obce narodowości, jak Żydzi, Niemcy i Ormianie. I tak w Polsce widzi się po dziś dzień takie straszne zażydzenie naszych miast i miasteczek. Są w Polsce miasta takie, w których zaledwo kilka, lub kilkanaście rodzin polskich i katolickich się znajduje. Polska wmówiła w siebie, że nie jest do "łokcia", ale tylko do szabelki.

Brak zamożnego, kwitnącego mieszczaństwa w Polsce, było dużym nieszczęściem dla Polski. Wszyscy jednak, jacy byli w Polsce mieszczanie nie tylko wielkim duchem narodowym, ale także niezwykłą wiarą i miłością Kościoła katolickiego się odznaczali. Figury, kaplice, których pełno po naszych miastach i miasteczkach, to dzieła wymowne serca katolickiego naszego mieszczaństwa. A ileż kościołów wspaniałych i osobnych kaplic po kościołach stanęło groszem i ofiarą głęboko religijnego mieszczaństwa polskiego. Śpiewanie Godzinek wczesnym rankiem przed pracą weszło w zwyczaj całego mieszczaństwa polskiego. W procesjach biorą mieszczanie liczny udział ze swymi chorągwiami, godłami pracy i zawodu.

Wszędzie po kościołach mają swe bractwa i brackie organizacje. Liczne sodalicje mariańskie zwłaszcza wśród kupców i odrębne cechy rzemieślnicze, których ustawy są przepojone na wskroś duchem katolickim świadczą wymownie, jak gorąco wierzące i głęboko religijne były serca mieszczaństwa polskiego. Mieszczanie polscy nie wstydzą się własnych kamienic zdobić figurami, czy też obrazami świętych, a zwłaszcza Matki Przenajświętszej.

Jeden z takich obrazów znajduje się po dziś dzień w Krakowie na kamienicy p. Wenzla na rynku naprzeciw kościółka św. Wojciecha. Kiedy p. Wencel kupiec krakowski nabył tę kamienicę radzono mu, aby zniszczył ten obraz, jako szpecący front kamienicy. I cóż na to odpowiedział p. Wenzel: "obraz Maryi niczego nie szpeci, owszem wszystko zdobi". Bóg też sam p. Wenzla za tę cześć Maryi sowicie wynagrodził, bo kiedy 1850 r. gorzał Kraków, gorzała cała połać, gdzie kamienica p. Wenzla z obrazem Matki Boskiej stała, sama jedna cudem od pożaru ocalała.

Tak się w krótkości przedstawia synowskie przywiązanie ludu i mieszczaństwa polskiego ku świętej wierze i Kościołowi katolickiemu.

Obaczmy jeszcze, jak wobec wiary i Kościoła katolickiego zachowywały się nasze polskie niewiasty.

4. Wiara katolicka, a polskie niewiasty.

Nie da się zaprzeczyć, że w pielęgnowaniu, podtrzymywaniu ducha katolickiego niewiasty polskie pierwszorzędną odegrały rolę. Niewiastom katolickim, już to jako matkom, jako żonom i kapłankom rodzinnych ognisk zawdzięcza Polska i tych królów religijnych i to bogobojne rycerstwo i ten pobożny lud polski i szlachetne mieszczaństwo polskie.

Polska ma tylu świętych, jak rzadko który naród. Ma Jacków, Kazimierzów, Kostków, Jadwigi, Kunegundy, Bronisławy, Salomeje, Jolanty. Wszyscy ci święci są chlubą narodu naszego, są jego najlepszymi orędownikami i patronami u Boga na niebie. A któż tych świętych przysporzył niebu i naszej ojczyźnie? To święte, katolickie, bogobojne matki i matrony polskie. To ich prawie wyłączne dzieło, to owoc ich na wskroś katolickiego serca.

Nie ma dworu szlacheckiego, czy pałacu królewskiego, czy lepianki wieśniaczej w których by niewiasty katolickie przez przykład życia pobożnego i religijnego nie były tych domów świecznikami i jakby słońcami. Domy w których mieszkają niewiasty katolickie mają wygląd raczej kaplic kościelnych, niż pokojów pomieszkalnych mieszcząc na ścianach tyle obrazów świętych.

Rodziny katolickie w dawnej Polsce to istne świątynie, w których Bóg i Chrystus ma swe ołtarze, ambony i nabożeństwa swe.

A ileż kościołów, ile kaplic, klasztorów stanęło w Polsce pod wpływem katolickich pań w Polsce?

Taka św. Jadwiga buduje kościół i klasztor w Trzebnicy na Śląsku. Jadwiga żona króla Jagiełły przyspiesza budowę kościoła na Piasku i osadza tamże OO. Karmelitów.

Księżna Ostrogska z wielkim nakładem buduje kościół i klasztor w Jarosławiu i OO. Jezuitom na własność oddaje. Kościoły w Czerny pod Krakowem, w Gostyniu w Poznańskiem i wiele innych, to dzieła nieśmiertelne naszych pań polskich i ich ducha wiarą żywą opromienionego. A cóż mówić o bogatych darach, jak ornaty, kapy, kielichy, pateny, jakie polskie matrony do naszych kościołów składały? Prostota w życiu, ubraniu, towarzyskich stosunkach, stwarza z katolickich niewiast raczej typ jakiejś zakonnicy, niż pani dworskiej.

Nie przesadzimy, gdy powiemy, że wiara katolicka, jaką oddycha jeszcze po obecne czasy olbrzymia część Polski, to poza duchowieństwem, zasługa naszych niewiast polskich i katolickich. Za co należy się im od Polski katolickiej największa wdzięczność i cześć.

II. Nakaz przeszłości.

Serce polskie i katolickie zrosło się tak w jedno serce, że kto w Polsce był Polakiem, był tym samym i katolikiem i na odwrót, kto mówił, że jest katolikiem, mówił równocześnie, że jest Polakiem. Polak, katolik, choć dwa różne słowa, miały zawsze jedno i to samo znaczenie. Wymownym obrazem zjednoczenia się wiary i polskości w jedno jest Wawel krakowski, gdzie katedra, kościół wraz z zamkiem królewskim stanowią jeden gmach i jeden budynek. Skoro zatem Bóg i Opatrzność Boża wiarę katolicką i ojczyznę naszą, jakby jakąś obrączkę ślubną w jedno zespoliła, niech nikt w narodzie naszym tego związku nierozerwalnego nie rozbija i nie targa. Związek narodu polskiego z wiarą katolicką, jest jakby jakimś Sakramentem i największą świętością dziejów naszych. Co Bóg złączył, niech ludzie nie rozdzierają. I to jest pierwszy krzyk, zadanie i nakaz przeszłości, do teraźniejszości. Nie odradzajmy się od ojców i praojców naszych. Niech ich wiara, przywiązanie do Kościoła katolickiego i Stolicy Piotra św. będzie i naszą wiarą i naszym umiłowaniem.

Umierający Paweł brat św. Stanisława Kostki taki na trumnie swej każe wyryć napis: "Nie wstydziłem się Ewangelii świętej". Oto jedynie godny napis każdego Polaka i katolika!

Kiedy zwłoki Piusa IX, niesiono w trumnie na miejsce pogrzebu, różne żydy, masony i socjały wścieklizną i nienawiścią przejęte do Stolicy Apostolskiej, kamieniami i błotem obrzucali trumnę zmarłego papieża. Czynem tym chcieli dowieść, jaką wzgardę i nienawiść czuli w sercu ku świętej wierze katolickiej.

A dziś, ileż jest na świecie całym, a i w Polsce samej, takich, co kamieniami i błotem przeróżnych oszczerstw i napaści obrzucają wiarę katolicką i jej przedstawicieli, jak biskupów, kapłanów, a zwłaszcza Ojca Świętego.

"Nie wstydzę się Ewangelii, nie wstydzę się mej wiary i Kościoła mego katolickiego" oto jedynie godna odpowiedź na wszystkie pociski wrogów miotane na święty Kościół katolicki. Nie wstydzę się wiary i to wiary rzymsko-katolickiej, jak jej nie wstydzili się nasi czcigodni przodkowie i praojcowie. I to jest drugie wołanie, drugi nakaz przeszłości do teraźniejszości. W Polsce starej każdy, czy to był król, czy rycerz polski, czy magnat, czy kmiotek ubogi, za największy zaszczyt i chlubę poczytywał sobie, że mógł żyć, umierać i ostatnią kroplę krwi za wiarę i ojczyznę przelewać. Nikt w służbie katolickiej wiary nie widział poniżenia, jak twierdzą bezwstydnie dzisiejsi sekciarze. Czcząc i słuchając Papieża, czcimy w nim nie człowieka jako takiego, ale czcimy następcę Piotra, a tym samym i Chrystusa, czcimy najwyższą głowę i ojca całego chrześcijaństwa.

Szyderczy tytuł i przezwisko, jakim "Hodurowcy" ugryźć nas pragną, mówiąc, że trzymając z Rzymem, jesteśmy "Rzymiakami" wielce nas nie boli, bo katolicy nie trzymają z Rzymem jako takim, ale trzymają ze Stolicą Piotra w Rzymie będącą. Trzymać zaś z następcami Piotra, to nakaz Chrystusa, nakaz wiary świętej, bo Chrystus budując Kościół swój, tylko na Piotrze, a nie kim innym zbudował i oparł swój święty Kościół.

Za mało jednak katolikowi nie wstydzić się swej świętej katolickiej wiary, obowiązkiem jest każdego wierzącego katolika mieć odwagę bronić swej wiary na każdym kroku i miejscu.

To jest trzecie wołanie i nakaz przeszłości do teraźniejszości.


Krwią i potem przesiąknięta jest cała ziemia polska. A ten pot, a tą krew za cóż Polacy przelewali? Za wiarę i za ojczyznę. Każda gródka ziemi polskiej, to relikwie odwagi męczeńskiej przodków naszych, co ojczyznę i wiarę nade wszystko ukochali. Dziś w młodej Polsce pełno zamachów i napaści na wiarę i Kościół katolicki. Dzisiejsi wrogowie Kościoła katolickiego nie chcą w Polsce ani małżeństw, ani ślubów katolickich, ani szkół katolickich, ani krzyżów chrześcijańskich. My katolicy mając takie święte przykłady obrony wiary przez przodków naszych, brońmy tej wiary, czy to w sejmie, czy na wiecach, czy w piśmie, czy w rozmowach naszych. Kto bowiem zaparłby się Chrystusa tu na ziemi, zaparłby się i Chrystus jego w wieczności.

W Meksyku, gdzie w sposób wprost barbarzyński prześladują katolików, nawet dzieci niedorosłe, kiedy im katy meksykańskie każą wiwatować na cześć żyda masona Calleta, wznoszą okrzyk na cześć Chrystusa Króla wołając: Niech żyje Chrystus Król!

O jakżeby inaczej Polska wyglądała, gdyby wierzący katolicy mieli więcej odwagi w bronieniu wiary katolickiej, gdyby milczeć i usta zamykać kazali tym wszystkim, co wiarę katolicką znieważają i wykpiwają.

Nie odstępuj od wiary katolickiej, ale trzymaj się jej twardo i silnie do ostatniego tchu życia swego, to ostatnie wołanie i nakaz przeszłości do teraźniejszości. Jak Polska Polską była, nie było jeszcze w Polsce tylu rozbijaczy i siepaczy wiary katolickiej, jak w obecnych czasach. Cała zgraja sekt i sekciarzy w postaci Hodurowców, Mariawitów, Tłumaczy pisma św., Spirytystów, Metodystów i innych rzuciła się na Polskę, a zwłaszcza na lud polski, aby to serce polskie przez tyle wieków spojone z wiarą katolicką, oderwać od starej wiary i w szpony sekciarskich błędów umotać.

Jeden Bóg, jeden chrzest, jeden Chrystus, jedna wiara wołał ongi Paweł św. Tak też i u nas było przez wieki całe. Teraz dopiero natworzyło się tyle wiar w Polsce, że na palcach rąk nie można ich zliczyć. Szatańska ręka sekciarzy zasiała kąkol niezgody w Polsce. Czy sekciarstwo długo się utrzyma nie wiemy o tym, to jednak pewne, że z naszej strony trzeba wszystko robić i czynić, aby chwasty i kąkol sekciarski wyrwać z serc polskich.

Lud nasz na ogół jest jeszcze słabo uświadomiony we wierze. Wierzy, bo tak jego tatuś i mamusia wierzyli, ale nie zdaje sobie dość sprawy, czemu tylko tak a nie inaczej wierzyć trzeba. Pouczanie zatem we wierze ludu naszego ma być pierwszorzędnym obowiązkiem naszym. Dobra, odpowiednia broszurka, książka i pisemko może dużo dobrego pod tym względem zdziałać.

Sekciarze wydali naszej wierze walkę, więc na walkę walką należy odpowiedzieć.

Stracenie bowiem dla wiary, choćby i jednej duszy, to chyba najboleśniejsza jaka może być strata.

ZAKOŃCZENIE.

Chlubą i sławą była wiara katolicka narodu naszego. Czasy największej potęgi Polski, to czasy najżywszej wiary w narodzie. Gdy wiara zaczęła słabnąć, słabnął i duch i potęga narodu, ciemniała i jego świetlana przeszłość.

My obecnie stoimy u kolebki odrodzonej i nowej Polski. Chcąc, aby ta Polska nowa stała, kwitła i rozwijała się z pokolenia w pokolenie musimy ją oprzeć o granitowy fundament, a takim fundamentem jest tylko wiara święta i katolicka. Koło tych dwóch ołtarzy, jakim jest wiara i ojczyzna ma się skupić całe życie nasze. Wiara ma przeniknąć wszystko i wszystkich w Polsce. Z wiary świętej niech płyną wszystkie czyny nasze.

Duchem wiary niech owiane będą i rządy i ustawy, rodziny, szkoły i wzajemne wszystkich współżycie. Wtenczas w Polsce zakwitnie i pokój, dobry i czysty obyczaj, obowiązkowość i praca, na których to cnotach opiera się dobrobyt i siła każdego narodu.

Niech nić złota wiary katolickiej, co tak chlubnie przeplatała stare dzieje Polski nie targa się w dziejach nowej Polski. Cudem Boskim naród polski został wskrzeszony, cudem Boskim pod Warszawą ocalony i zachowany, więc wdzięczni bądźmy za to Bogu, Chrystusowi i Panience Maryi. A tę wdzięczność okażemy najlepiej przez wierne trzymanie się świętej, apostolskiej i katolickiej wiary. Każde niedowiarstwo, czy sekciarstwo to miecz wbity w samo serce Polski. Zginie wiara w narodzie, to zginie i ojczyzna nasza od czego niech nas Bóg i Matka Najświętsza zachowa.

–––––––––––

"Głosy Katolickie". Rocznik XXX. Nr 357. Trzymaj się wiary katolickiej. Napisał Ks. Kazimierz Bisztyga T. J., Kraków 1930. WYDAWNICTWO KSIĘŻY JEZUITÓW. Lipiec 1930 r., str. 29. (Redaktor: Ks. Kazimierz Bisztyga T. J.). (1)
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

Przypisy:
(1) Por. 1) Ks. Kazimierz Bisztyga SI, Kościół katolicki. 2) Ks. Ildefons Nowakowski SI, Fałszywe hasła. I. Każda wiara dobra. (Przyp. red. Ultra montes).

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXI, Kraków 2011
1. NIE BĘDZIESZ MIAŁ BOGÓW CUDZYCH PRZEDE MNĄ.
Kard. Ottaviani, Kard. Bacci
Krótka analiza krytyczna Novus Ordo Missae
Rzym, 25 września 1969 r.
Ojcze Święty!
Po przeanalizowaniu, we współpracy z innymi teologami, Novus Ordo Missae, który został przygotowany przez ekspertów Komisji ds. Wcielenia Konstytucji o Liturgii, po modlitwie i długim namyśle, czujemy się w obowiązku wobec Boga i Waszej Świątobliwości zakomunikować następujące …Więcej
Kard. Ottaviani, Kard. Bacci

Krótka analiza krytyczna Novus Ordo Missae

Rzym, 25 września 1969 r.
Ojcze Święty!

Po przeanalizowaniu, we współpracy z innymi teologami, Novus Ordo Missae, który został przygotowany przez ekspertów Komisji ds. Wcielenia Konstytucji o Liturgii, po modlitwie i długim namyśle, czujemy się w obowiązku wobec Boga i Waszej Świątobliwości zakomunikować następujące spostrzeżenia:
Jak dostatecznie udowadnia załączona krótka analiza krytyczna, będąca dziełem grupy doborowych teologów, liturgistów i duszpasterzy, Novus Ordo Missae – biorąc pod uwagę elementy nowe i podatne na rozmaite interpretacje, ukryte lub zawarte w sposób domyślny – tak w całości, jak w szczegółach, wyraźnie oddala się od katolickiej teologii Mszy św., sformułowanej na XX sesji Soboru Trydenckiego. Ustalając raz na zawsze kanony rytu, Sobór ten wzniósł zaporę nie do pokonania przeciw wszelkim herezjom atakującym integralność tajemnicy Eucharystii.

Nie wydaje się, by argumenty natury duszpasterskiej, do których odwoływano się dla uzasadnienia tak poważnego zerwania, były dostateczne, nawet jeśli uznać, że wolno je przeciwstawiać argumentom doktrynalnym. W Novus Ordo Missae pojawia się tyle nowości, zaś z drugiej strony, tyle rzeczy odwiecznych zostaje zepchniętych na dalszy plan lub przesuniętych na inne miejsce – jeśli zostało dla nich jeszcze jakieś miejsce – że grozi to, iż pewna wątpliwość, która wkrada się, niestety, do niektórych środowisk, wzmocni się i przerodzi w pewnik. Uważa się bowiem, że prawdy Wiary, wyznawane od zawsze przez wierny lud, można zmieniać lub pomijać milczeniem i nie będzie to zdradą świętego depozytu nauczania Kościoła, z którym wiara katolicka związana jest na zawsze. Ostatnie reformy stanowią wystarczający dowód na to, że nie da się wprowadzić nowych zmian w liturgii, nie powodując kompletnej dezorientacji u wiernych, którzy wyraźnie okazują, że są im one nieznośne i niezaprzeczalnie osłabiają ich wiarę. Przejawem tego wśród najlepszej części duchowieństwa jest dręcząca rozterka sumienia, czego niezliczone świadectwa napływają do nas codziennie.

Jesteśmy pewni, że nasze spostrzeżenia, dla których natchnieniem jest to, co słyszymy z ust pasterzy i wiernych, znajdą odzew w ojcowskim sercu Waszej Świątobliwości, zawsze pełnym głębokiej troski o duchowe potrzeby dzieci Kościoła. Jeśli jakieś prawo okazuje się szkodliwe, to poddani, dla których dobra się je stanowi, mają prawo – a nawet obowiązek – prosić prawodawcę, z synowską ufnością, o jego odwołanie.

Dlatego też błagamy gorąco Waszą Świątobliwość – w chwili, gdy czystość Wiary i jedność Kościoła narażone są przez tak okrutne rozdarcia i rosnące niebezpieczeństwa, które codziennie znajdują odgłos w zasmuconych słowach Ojca nas wszystkich – abyś zechciał nie pozbawiać nas możliwości uciekania się do nieskazitelnego i obfitującego w łaski Mszału św. Piusa V, tak otwarcie sławionego przez Waszą Świątobliwość i tak głęboko ukochanego i otaczanego czcią przez cały świat katolicki.
+ Alfred kardynał Ottaviani
+ Antoni kardynał Bacci

Rozdział I

Zwołany w Rzymie w październiku 1967 roku Synod Biskupi miał wypowiedzieć się na temat eksperymentalnego odprawiania tzw. mszy normatywnej. Owa Msza, opracowana przez Concilium ad exequendam Constitutionem de Sacra Liturgia (Komisję ds. realizacji soborowej Konstytucji o liturgii), wywołała wśród członków Synodu ogromne zakłopotanie. Na ogólną liczę 187 głosujących wielu wyraziło żywy sprzeciw (43 głosujących non placet) oraz liczne i poważne zastrzeżenia (67 głosów iuxta modum), a 4 wstrzymało się od głosu. Światowe agencje informacyjne mówiły o „odrzuceniu” proponowanej Mszy przez Synod, zaś prasa postępowa pominęła to wydarzenie milczeniem. Pewne znane czasopismo, przeznaczone dla biskupów i wyrażające ich nauczanie, streściło nowy ryt tymi słowami: „Pragnie się całkowicie wymazać katolicką teologię Mszy Świętej. Zbliżamy się w głównych zarysach do teologii protestanckiej, która niszczy ideę Mszy jako Ofiary”.

W promulgowanym 3 kwietnia 1969 r. konstytucją apostolską Missale Romanum Novus Ordo Missae, odnajdujemy identyczną w swej istocie „Missa Normativa”. Nie wydaje się, by w międzyczasie konferencje biskupów były oficjalnie konsultowane w tej sprawie.

Konstytucja apostolska Missale Romanum stwierdza, że dawny mszał, promulgowany przez św. Piusa V (bullą Quo primum z 19 lipca 1570 r.), sięgający jednakże w znacznej części do Grzegorza Wielkiego, a nawet jeszcze wcześniej[1], przez cztery stulecia stanowił normę odprawiania Najświętszej Ofiary dla kapłanów obrządku łacińskiego. Konstytucja apostolska Missale Romanum dodaje, iż Mszał ten, powszechnie przyjęty na całym świecie, był źródłem, „w którym wielu świętych znalazło obfitą pożywkę dla swej pobożności”. Tymczasem, wedle tej samej konstytucji, reforma, która chce ów Mszał definitywnie wycofać z użycia, stała się konieczna „jako, że od tego czasu zamiłowanie do kultury liturgicznej zaczęło upowszechniać się i utrwalać wśród ludu Bożego”.

To ostatnie stwierdzenie zawiera w sposób oczywisty poważną dwuznaczność. Jeśli bowiem lud chrześcijański kiedykolwiek wyrażał jakieś pragnienie, to raczej wtedy, gdy (w głównej mierze dzięki zasługom wielkiego św. Piusa X) począł on odkrywać prawdziwe i nieśmiertelne skarby zawarte w liturgii. Lud nigdy nie domagał się zmiany lub okaleczenia liturgii dla lepszego jej zrozumienia. Jedyne czego oczekiwał, to lepszego zrozumienia jednej i niezmiennej liturgii, nie zaś jej reformy.

Mszał św. Piusa V, darzony szacunkiem przez wszystkich katolików, tak księży, jak i świeckich, był zawsze niezmiernie drogi ich sercom. Nie wiadomo w czym używanie tego Mszału z odpowiednimi objaśnieniami mogło stanowić przeszkodę dla pełniejszego uczestnictwa i większego zrozumienia świętej liturgii. Trudno też zrozumieć dlaczego, przy całym uznaniu jego zasług, uznano, że jest on już niezdolny podsycać liturgiczną pobożność chrześcijan.
Biorąc pod uwagę, że odrzucona przez Synod „Missa Normativa”, którą dziś się ponownie narzuca w postaci Novus Ordo Missae nie została poddana pod zbiorowy osąd Konferencji Biskupich, zaś lud chrześcijański (szczególnie w krajach misyjnych) nie życzył sobie jakiejkolwiek reformy Mszy Św., nie widać zatem żadnych powodów dla nowej legislacji, która obaliła niezmienną tradycję sięgającą IV-V wieku, co zresztą przyznaje sama konstytucja. Skoro nie ma żadnych racji mogących usprawiedliwić podobną reformę, jest ona zatem pozbawiona wszelkiej racjonalnej podstawy zdolnej ją uzasadnić i sprawić, że mogłaby zostać przyjęta przez katolików.

Sobór Watykański II wyraził wyraźne pragnienie w 50 konstytucji „Sacrosanctum Concilium”, by porządek Mszy Św. tak przerobić, „aby wyraźniej uwidocznić właściwe znaczenie i wzajemny związek poszczególnych części”. Zobaczymy w jaki sposób Novus Ordo odpowiada na te życzenia, po których nie pozostaje rzec można ani śladu.

Szczegółowa analiza Novus Ordo wykazuje tak poważne zmiany, że pozwalają one przyłożyć doń ten sam osąd, co na temat „Missa Normativa”. Novus Ordo Missae zostało skonstruowane tak, że w wielu punktach może zadowolić najbardziej modernistycznych protestantów.

Rozdział II

Zacznijmy od definicji Mszy świętej. W paragrafie nr 7, który otwiera drugi rozdział Institutio generalis (Ogólnego wprowadzenia do nowego Mszału) zatytułowany De structura Missae, znajdujemy następującą definicję: „Uczta Pańska lub inaczej Msza, to święta synaksa albo zgromadzenie ludu Bożego, który jednoczy się pod przewodnictwem kapłana, by celebrować pamiątkę Pańską[2]. Dlatego też do każdego zgromadzenia lokalnego Kościoła doskonale odnosi się obietnica Chrystusa: „Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20)”.

Definicja Mszy została zatem sprowadzona do pojęcia „uczty”, które nieustannie przewija się w tekście (IG 8, 48, 55d, 56). Ponadto ową „ucztę” określa się jako zgromadzenie zebrane pod przewodnictwem kapłana, w celu sprawowania pamiątki Pańskiej, wspominając wydarzenia Wielkiego Czwartku. Żaden z tych elementów nie zawiera w sobie dogmatów: rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii, rzeczywistości ofiary, sakramentalnego charakteru dokonującego konsekracji kapłana, ani wewnętrznej wartości Ofiary Eucharystycznej, niezależnej od obecności zgromadzenia[3].

Jednym słowem, nowa definicja nie zawiera żadnego z zasadniczych dogmatów dotyczących Mszy Św., które zebrane razem stanowią prawdziwą jej definicję. Celowe ich pominięcie w tym miejscu jest równoznaczne z ich „prześcignięciem” i negacją, przynajmniej w praktyce[4].

W drugiej części tego paragrafu stwierdza się – pogłębiając jeszcze bardziej już i tak głęboką dwuznaczność – że obietnica Chrystusa („Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”), doskonale odnosi się do zgromadzenia, które stanowi Mszę. W ten sposób obietnica, która dotyczy duchowej obecności Chrystusa przez jego łaskę, postawiona została jakościowo na równi – wyjąwszy większe jej natężenie – z substancjalną i fizyczną obecnością w sakramencie Eucharystii.

Następujący bezpośrednio po tym paragraf (nr 8) dzieli Mszę na Liturgię Słowa i Liturgię Eucharystyczną. Towarzyszy temu stwierdzenie, że na Mszy przygotowuje się „stół Słowa Bożego” i „stół Ciała Chrystusa”, tak że wierni „są pouczani i posilani”. To zrównanie dwu części liturgii, zupełnie jakby chodziło o dwa znaki o równej wartości symbolicznej, jest zupełnie nieuzasadnione. Do sprawy tej jeszcze powrócimy.

W „Institutio generalis” znajduje się wiele określeń Mszy: są one do przyjęcia relatywnie, ale kiedy używa się ich w oderwaniu i bezwzględnie, jak to ma miejsce, należy je odrzucić. Oto niektóre z nich:

- akcja Chrystusa i Ludu Bożego,

- uczta Pańska albo Msza,

- uczta Paschalna,

- wspólne uczestnictwo w stole Pana,

- pamiątka Pańska,

- modlitwa eucharystyczna,

- liturgia słowa i liturgia eucharystyczna, itp.

Oczywiste jest, że twórcy Novus Ordo Missae OBSESYJNIE KŁADĄ NACISK NA „wieczerzę” i „pamiątkę”, nie zaś na bezkrwawe odnowienie ofiary Krzyżowej. Nawet formuła „pamiątka Męki i Zmartwychwstania Pańskiego” jest niewłaściwa, ponieważ Msza jest pamiątką samej Ofiary, w której dokonuje się dzieło Odkupienia, zaś Zmartwychwstanie jest tylko jej owocem[5]. Zobaczymy dalej z jaką spójnością ponawia się i powtarza te same dwuznaczności w samych słowach przeistoczenia, i w ogóle w całym Novus Ordo.

Rozdział III

Przejdźmy teraz do celów Mszy św.

1. Cel ostateczny.

Ostatecznym celem Mszy jest ofiara na chwałę Trójcy Przenajświętszej, stosownie do słów Chrystusa, które tak określają pierwszy cel Wcielenia: „Przeto przychodząc na świat, mówi: Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało” (Hbr 10, 5).

W Novus Ordo cel ten zniknął:

z offertorium, w którym nie ma już modlitwy „Suscipe Sancta Trinitas”;
z zakończenia Mszy, które nie zawiera już modlitwy „Placeat tibi, Sancta Trinitas”;

z Prefacji, ponieważ z cyklu niedzielnego znikła prefacja o Trójcy Św., którą zachowano tylko w uroczystość Trójcy Św., czyli raz w roku.

2.Cel bezpośredni.

Bezpośrednim celem Mszy św. jest ofiara przebłagalna. Także i on jest narażony na szwank, ponieważ zamiast podkreślać odpuszczenie grzechów żywych i umarłych, Novus Ordo kładzie nacisk na posilanie i uświęcanie obecnych (nr 54). To prawda, że Chrystus ustanowił sakrament Eucharystii podczas Ostatniej Wieczerzy i złożył Siebie samego na ofiarę, aby nas z Nim jako Ofiarą zjednoczyć. Jednak ofiara ta poprzedza spożycie Najświętszego Sakramentu i ma już przed komunią sakramentalną pełną zbawczą wartość – owoc ofiary krzyżowej. Dowodem na to jest, że można uczestniczyć we Mszy nie przystępując w sposób sakramentalny do komunii[6].

3 Cel immanentny Immanentny cel Mszy zasadza się na tym, że jest ona przede wszystkim ofiarą.

Istotą każdej ofiary jest to, że musi się podobać Bogu i zostać przezeń przyjęta. W stanie grzechu pierworodnego żadna ofiara nie była odpowiednia, by mogła zostać przyjęta przez Boga, za wyjątkiem ofiary Chrystusa. Novus Ordo wynaturza ofiarowanie (offertorium) czyniąc z niego coś w rodzaju wymiany między człowiekiem a Bogiem: Człowiek przynosi chleb, zaś Bóg przemienia go w „chleb życia”, człowiek przynosi wino, a Bóg przemienia go w „napój duchowy”: „Błogosławiony jesteś Panie, Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb (wino), owoc ziemi (winnego krzewu) i pracy rąk ludzkich, który dziś Tobie przynosimy, aby stał się dla nas chlebem życia (napojem duchowym)” [7].

Nie ma potrzeby dodawać, że wyrażenia „chleb życia” i „napój duchowy” są zupełnie nieokreślone, i mogą oznaczać cokolwiek. Odnajdujemy tu tę samą zasadniczą dwuznaczność, co w definicji Mszy: tam jedynie duchowa obecność Chrystusa pośród swoich, tu zaś „duchowa” (a nie substancjalna) przemiana chleba i wina[8].

Podobna gra dwuznaczności została wprowadzona do przygotowania darów, za sprawą zniesienia dwu pięknych modlitw. Pierwsza z nich, „Deus qui humanae substantiae dignitatem mirabiliter condidisti et mirabilius reformasti ...”, przypominała stan pierwotnej niewinności człowieka oraz jego obecną kondycję istoty odkupionej krwią Chrystusa. Stanowiła ona krótkie i subtelne streszczenie całej ekonomii Ofiary, od Adama do czasów obecnych. Druga, końcowa modlitwa offertorium, towarzysząca przebłagalnemu ofiarowaniu kielicha, wyraża prośbę, aby ofiara wstąpiła „cum odore suavitatis” przed oblicze majestatu Bożego, i wzywa Jego miłosierdzia. Ona także stanowi znakomite streszczenie ekonomii Ofiary.

Zniesienie nieustannego odniesienia do Boga w modlitwie eucharystycznej sprawia, że nie ma żadnej różnicy między ofiarą Boską a ludzką.

Zniszczenie zwornika zmusza do wznoszenia zastępczych rusztowań; zniesienie rzeczywistego celu Mszy, zmusza do tworzenia celów fikcyjnych. Stąd gesty, które mają podkreślać związek między kapłanem a wiernymi, oraz między samymi wiernymi.

Stąd, natychmiast doprowadzony do absurdu, zwyczaj składania w momencie ofiarowania Hostii darów na rzecz ubogich i Kościoła. Szczególny charakter prawdziwej Hostii zostanie zupełnie zatarty, zaś uczestnictwo w bezkrwawej ofierze Chrystusa zamieni się w spotkanie filantropów lub przyjęcie dobroczynne.

Rozdział IV
Przejdźmy do istoty Ofiary.

Tajemnica Krzyża nie jest wyrażona dobitnie, ale w sposób niejasny, ukryty i niedostrzegalny dla ludu[9], z następujących powodów:

1) Definicja „Modlitwy eucharystycznej”

Sens tzw. „Modlitwy eucharystycznej” w Novus Ordo jest następujący: „aby całe zgromadzenie wiernych złączyło się z Chrystusem w wyznawaniu wielkich rzeczy Bożych i w składaniu ofiary” (nr 54).

O jaką ofiarę tu chodzi? Kto ją składa? Na te pytania nie ma odpowiedzi. Definicja „Modlitwy eucharystycznej” sprowadza się do poniższego: „Teraz rozpoczyna się centrum i szczyt całej celebracji: Modlitwa eucharystyczna, tzn. modlitwa dziękczynienia i uświęcenia” (nr 54). Skutek został zatem postawiony na miejscu przyczyny, o której nie wspomina się nawet słowem. Wyraźną wzmiankę o celu ofiary zawartą w modlitwie „Suscipe” zniesiono i nie zastąpiono niczym. Zmiana sformułowania jest przejawem zmiany doktryny.

2) Zatarcie roli dogmatu rzeczywistej obecności.

Przyczyna nieobecności wyraźnej wzmianki o ofierze, to ni mniej ni więcej, tylko zniesienie centralnej roli rzeczywistej obecności Chrystusa, tak dobrze uwidocznionej w tradycyjnej liturgii eucharystycznej. Rzeczywistą obecność wspomina się tylko w jednym miejscu: w przypisie, który stanowi jedyny cytat z Soboru Trydenckiego. Wzmianka ta odnosi się do rzeczywistej obecności, jako pokarmu (przyp. 63, nr 241). Nigdzie nie ma najmniejszej wzmianki o rzeczywistej i trwałej obecności Chrystusa z Ciałem, Krwią, Duszą i Bóstwem w przeistoczonych postaciach. Samo słowo „przeistoczenie” zostało całkowicie pominięte.

Zniesione zostało wezwanie trzeciej Osoby Trójcy Przenajświętszej – Ducha Św. („Veni Sanctificator”), aby zstąpił na dary ofiarne, by dokonać cudu Boskiej obecności, jak niegdyś zstąpił do łona Dziewicy. Wpisuje się to w system milczących zaprzeczeń i stopniowego pomniejszania rzeczywistej obecności.

Z Novus Ordo wyeliminowane zostały:

przyklęknięcia (pozostały tylko trzy przyklęknięcia kapłana i jedno wiernych – na przeistoczenie, od czego dopuszczane są wyjątki);

puryfikacja palców kapłana nad kielichem;

ochrona przed stykaniem się palców kapłana po konsekracji z rzeczami nieświętymi;

puryfikacja naczyń świętych, która już nie musi być natychmiastowa, ani odbywać się na korporale;

palka chroniąca kielich;

wewnętrzne złocenie naczyń świętych;

konsekracja ołtarza przenośnego (portatylu);

poświęcony kamień i relikwie w ołtarzu przenośnym lub na „stole” w przypadku, kiedy Msza odprawia się poza miejscem świętym (ten ostatni punkt prowadzi wprost do „uczt eucharystycznych” w domach prywatnych);
potrójny obrus na ołtarzu, zredukowany do pojedynczego;

dziękczynienie w pozycji klęczącej (zastąpione groteskową praktyką dziękczynienia kapłana i wiernych na siedząco, co jest logiczną konsekwencją przyjmowania komunii na stojąco);
wszystkie dawne przepisy na wypadek, gdyby konsekrowana Hostia upadła na ziemię, sprowadzone do niemal sarkastycznego „reverenter accipiatur” (nr 239);

Wszystkie te zmiany nie są niczym innym, jak prowokacyjnym podkreśleniem cichego odrzucenia wiary w dogmat rzeczywistej obecności.
3) Rola ołtarza (nr 262).

Ołtarz niemal zawsze nazywany jest „stołem” [10]. „Ołtarz, albo stół Pański, który jest centrum całej liturgii eucharystycznej” (nr 49, por. 262). Uściślone jest, że powinien on być oddzielony od ściany w taki sposób, by dało się go obejść wkoło, i aby można było odprawiać Mszę twarzą do ludu. Podkreśla się również, że ołtarz winien być ośrodkiem zgromadzenia wiernych tak, by ich uwaga automatycznie zwracała się ku niemu. Jednak porównanie punktów nr 262 i 276 wydaje się wyraźnie wykluczać możliwość przechowywania w nim Najświętszego Sakramentu. Będzie to podkreśleniem niepowetowanej dychotomii między obecnością Najwyższego i Wiecznego Kapłana w odprawiającym Mszę kapłanie, oraz pod postaciami sakramentalnymi. Pierwotnie była to jedna i ta sama obecność[11].

Obecnie zaleca się przechowywać Najświętszy Sakrament na uboczu, w miejscu odpowiednim dla pobożności wiernych, jak gdyby chodziło o jakieś relikwie. W ten sposób spojrzenia wchodzących do kościoła będą kierować się w pierwszym rzędzie nie na tabernakulum, ale na próżny i ogołocony stół. Po raz kolejny pobożności prywatnej przeciwstawia się pobożność liturgiczną, wznosi się jeden ołtarz przeciw drugiemu.

Z wielkim naciskiem zaleca się, by hostie rozdawane podczas komunii były konsekrowane na tej samej Mszy. Zaleca się także używanie chleba dużych rozmiarów[12], tak by kapłan mógł rozdzielić jego część wśród wiernych. Jest to przejaw tego samego lekceważenia wobec tabernakulum i wobec wszelkich form pobożności eucharystycznej poza Mszą. Stanowi to kolejny poważny cios dla wiary w to, że rzeczywista obecność Chrystusa trwa tak długo, jak długo trwają konsekrowane postacie[13].

4) Formuły konsekracji.

Dawna formuła konsekracji była ściśle sakramentalna, nie zaś wyłącznie narratywna, na co wskazują trzy zasadnicze punkty:

a) Tekst Pisma Św., który nie został podjęty słowo w słowo. Włączenie pawłowego „mysterium fidei” stanowi natychmiastowe wyznanie wiary kapłana w tajemnicę urzeczywistnianą przez Kościół za pośrednictwem hierarchicznego kapłaństwa.

b) Interpunkcja i druk. W starym Mszale usytuowanie słów konsekracji po kropce i od nowego wiersz oznaczało przejście od trybu narracyjnego do sakramentalnego i twierdzącego. Ponadto słowa konsekracji pisane były większymi literami, pośrodku strony, często w innym kolorze, co wyróżnia je z kontekstu historycznego. Wszystko to nadaje im własne i niezależne znaczenie.

c) Anamneza („Haec quotiescumque feceritis in mei memoriam facietis” – „To, ile razy czynić będziecie, na moją pamiątkę czyńcie”), która po grecku brzmi „eis ten emou anamnesin” („zwróceni ku mej pamiątce”). Odnosi się ona nie tylko do prostej pamiątki osoby Chrystusa, albo Ostatniej Wieczerzy, ale każe pamiętać to, co uczynił (haec... in mei memoriam facietis) i sposób w jaki to uczynił. Odnosi się do działającego Chrystusa, nie zaś do Jego pamiątki czy wydarzenia z przeszłości. Zastąpienie w Novus Ordo dawnej formuły przez pawłową („Hoc facite in meam commemorationem” – „To czyńcie na moją pamiątkę”), która codziennie będzie rozbrzmiewać w językach narodowych, spowoduje niechybnie u słuchających przeniesienie nacisku na pamiątkę Chrystusa jako cel akcji eucharystii, podczas gdy jest ona jej źródłem. Idea pamiątki bądź wspomnienia niezadługo zajmie miejsce pojęcia rzeczywistej akcji sakramentalnej[14].

Tryb narracyjny jest podkreślony przez określenie konsekracji jako „narratio institutionis” (opowiadanie ustanowienia – nr 55d) oraz przez definicję anamnezy, gdzie stwierdza się, że „Kościół sprawuje pamiątkę Chrystusa” (55c).
Jednym słowem, skutkiem teorii zawartej w epiklezie, zniekształcenia słów konsekracji oraz anamnezy jest zmiana modus significandi słów konsekracji. Brzmią one odtąd w ustach kapłana jak gdyby stanowiły tylko historyczną narrację, nie zaś kategoryczne i afirmatywne stwierdzenie wypowiadane przez Tego, w którego osobie kapłan działa: „Hoc est Corpus meum” (a nie: „Hoc est Corpus Christi”)[15].

Aklamacja ludu następująca natychmiast po konsekracji („Mortem tuam annuntiamus ... donec venias” – „Głosimy śmierć Twoją ... oczekując Twego przyjścia”) wprowadza pod płaszczykiem eschatologizmu tę samą dwuznaczność co do rzeczywistej obecności. Natychmiast, bez najmniejszej przerwy, głosi się oczekiwanie na drugie przyjście Chrystusa na końcu czasów, dokładnie w tej samej chwili, w której jest substancjalnie obecny na ołtarzu, zupełnie jak gdyby Jego prawdziwym przyjściem miało być dopiero tamto, nie zaś to we Mszy Św.

Zostało to jeszcze bardziej uwypuklone w drugiej aklamacji do wyboru: „Quotiescumque manducamus panem hunc, et calicem bibimus mortem tuam annuntiamus donec venias” – „Ilekroć spożywamy ten chleb i pijemy z tego kielicha, śmierć Twoją głosimy, Panie Jezu, oczekując Twego przyjścia”. Pomieszanie różnych rzeczywistości: ofiary i spożywania komunii, rzeczywistej obecności i ponownego przyjścia Chrystusa sprawia, że dwuznaczność sięga tu szczytu[16].

Rozdział V

Przejdźmy do spełnienia ofiary.

W Mszy katolickiej dokonuje się to za pośrednictwem czterech elementów. Są to w kolejności: Chrystus, kapłan, Kościół i wierni.
1) Wierni w nowym rycie.
Novus Ordo przypisuje wiernym funkcję autonomiczną, a tym samym całkowicie błędną, począwszy od definicji – „Msza jest to święta synaksa czyli zgromadzenie ludu Bożego”, po końcowe pozdrowienie ludu przez kapłana, wyrażające obecność Pana w zgromadzonej wspólnocie, „w którym to pozdrowieniu oraz odpowiedzi ludu przejawia się tajemnica zgromadzonego Kościoła” (nr 28).

Prawdziwa obecność Chrytusa? Z pewnością, lecz tylko duchowa. Tajemnica Kościoła? Tak, lecz tylko jako zwykłego zgromadzenia, które jej pragnie i jest jej znakiem.

Powraca to nieustanie: w przesadnym podkreślaniu wspólnotowego charakteru Mszy (nr 74-152), w niesłychanym dotychczas rozróżnieniu między Mszą z ludem („cum populo”) i Mszą bez ludu („sine populo”) (nr 203-231), w definicji „modlitwy powszechnej albo modlitwy wiernych” (nr 45), gdzie po raz kolejny podkreśla się „funkcję kapłańską” ludu (populus sui sacerdotii munus exercens), przedstawioną w sposób dwuznaczny z powodu pominięcia wzmianki o podporządkowaniu kapłaństwu hierarchicznemu. To kapłan, poświęcony pośrednik, przedstawia wszelkie intencje wiernych w modlitwach Kanonu rzymskiego – „Te igitur” i „Memento”.

W Modlitwie Eucharystycznej III („Zaprawde święty jesteś Boże”, str. 123) mówi się do Boga wprost: „nie przestawaj gromadzić twego ludu, aby od wschodu do zachodu słońca składał Tobie ofiarę czystą”. To „aby” (ut) każe przypuszczać, że elementem niezbędnym dla odprawiania Mszy jest raczej lud niż kapłan. Zaś ponieważ nawet w tym miejscu nie uściśla się kto składa ofiarę[17], powstaje wrażenie, że lud posiada autonomiczną władzę kapłańską. W tej sytuacji nie należy się dziwić, jeśli niedługo pozwoli się, by lud wygłaszał słowa konsekracji razem z kapłanem (co zresztą tu i ówdzie ma już miejsce).

2)Kapłan w nowym rycie.

Rola kapłana została umniejszona, wykrzywiona i zafałszowana. Po pierwsze, w odniesieniu do ludu jawi się on raczej jako przewodniczący czy brat, niż poświęcony sługa Boży celebrujący w osobie Chrystusa (in persona Christi). W stosunku do Kościoła jest jednym z wielu, „kimś z ludu”. Definicja epiklezy (nr 55c) przypisuje wezwania całemu Kościołowi bezosobowo – rola kapłana znika.
W odmawianym odtąd wspólnie „Confiteor”, kapłan nie pełni już roli sędziego, świadka i orędownika u Boga. Logicznym następstwem jest to, że kapłan nie udziela już rozgrzeszenia, które faktycznie zostało zniesione. Kapłan zostaje włączony pomiędzy „braci”. Nawet ministrant w „Confitor” we Mszy bez ludu zwraca się do niego w ten sposób.

Jeszcze przed ostatnią reformą zniesiono rozróżnienie między komunią wiernych a komunią kapłana, czyli chwilą, gdy Najwyższy i Wieczny kapłan oraz ten, który działa w Jego osobie, łączą się, by tak rzec, w ścisłym związku, co stanowi jednocześnie dopełnienie Ofiary.

Nie wspomina się odtąd ani słowem władzy kapłana jako ofiarnika ani tego, że to przezeń dokonuje się akt konsekracji i urzeczywistnia obecność Chrystusa w Eucharystii. Jawi się on jako niewiele więcej, niż protestancki minister.

Zniesienie lub dowolność w używaniu szat litugicznych (w pewnych wypadkach wystarczy tylko alba i stuła – nr 298) jeszcze bardziej zaciera utożsamienie kapłana z Chrystusem. Kapłan nie jawi się już jako przyobleczony w pełnię Jego władz, lecz jako zwykły „oficer”, którego jeden czy dwa galony ledwie co wyróżniają z tłumu[18]: „nieco bardziej człowiek, niż inni”, by przytoczyć mimowolnie humorystyczny zwrot pewnego współczesnego kaznodziei[19]. Tak jak w wypadku oddzielenia ołtarzy, po raz kolejny rozdziela się to, co Bóg połączył: jedyne Kapłaństwo Słowa Bożego.

3) Kościół i jego odniesienie do Chrystusa w nowym rycie.

W Novus Ordo tylko raz, w przypadku Mszy „sine populo”, przyznaje się, że Msza to „akcja Chrystusa i Kościoła” (nr 4, por. „Presb. Ord.” nr 13). Natomiast w przypadku Mszy „z ludem” uznaje się, że jej celem jest jedynie „sprawowanie pamiątki Chrystusa” i uświęcanie obecnych. Paragraf 60 brzmi: „Odprawiający kapłan łączy ze sobą lud, składając ofiarę

Bogu Ojcu przez Chrystusa w Duchu Świętym”, podczas gdy należało raczej stwierdzić: „łączy lud z Chrystusem, który sam Siebie składa w ofierze Bogu Ojcu w Duchu Świętym”.

W tym samym kontekście należy umieścić:

opuszczenie zwrotu „Przez Chrystusa Pana naszego”, który był dla Kościoła gwarancją, że jego modlitwa zostanie zawsze wysłuchana (J 14, 13-14; 15, 16; 16, 23-24);

przesadny „paschalizm”, czy nacisk położony na Zmartwychwstanie i Wielkanoc, jak gdyby ekonomia łaski nie miała innych, równie ważnych aspektów;

wątpliwy i obsesyjny eschatologizm, którzy sprowadza łaskę, rzeczywistość zarazem teraźniejszą i wieczną, do rzędu czegoś doczesnego. Stąd takie zwroty jak „lud w marszu”, „Kościół pielgrzymujący” – nie zaś wojujący z potęgą ciemności – ku przyszłości, która nie jest już związana z wiecznością (tzn. z wieczną teraźniejszością), ale z prawdziwą przyszłością doczesną.

Jeden, Święty, Katolicki i Apostolski Kościół jako taki został upokorzony za sprawą zwrotu, który w Modlitwie Eucharystycznej IV zastąpił modlitwę „za wszystkich prawowiernych i zachowujących katolicką apostolską wiarę”. Brzmi ona teraz ni mniej ni więcej tylko: „za wszystkich szczerym sercem szukających Ciebie”.

Podobnie memento za zmarłych nie wspomina już tych, którzy odeszli „ze znakiem wiary i śpią snem pokoju”, ale po prostu „zmarłych w pokoju Chrystusa”. Łączy się z nimi rzeszę „wszystkich zmarłych, których wiarę Ty jeden znałeś”, co stanowi kolejny zamach na widzialność i jedność Kościoła.

W żadnej z trzech nowych modlitw eucharystycznych nie ma najmniejszej wzmianki o cierpieniach dusz czyścowych, w żadnej z nich nie ma miejsca na jakieś szczególne wspomnienie, co po raz kolejny osłabia wiarę w przebłagalną i odkupieńczą naturę Najświętszej Ofiary[20].

Wszechobecne przemilczenia rzeczy świętych pomniejszają tajemnicę Kościoła, zwłaszcza w aspekcie świętej hierarchii: w drugiej części nowego, zbiorowego „Confiteor” aniołowie i święci rozpływają się w anonimowości, zaś w pierwszej znikają jako świadkowie i sędziowie w osobie św. Michała Archanioła[21]. Hierarchie anielskie znikają także w sposób bezprecedensowy z nowej prefacji II Modlitwy Eucharystycznej. W „Communicantes” zniesiono wspomnienie świętych papieży i męczenników – fundamentu Kościoła Rzymskiego – którzy bez wątpienia przekazali liturgiczną tradycję apostolską i sprawili, że za św. Grzegorza Wielkiego przybrała ona postać rytu rzymskiego. W „Libera nos” zniesiono wszelkie wzmianki o Najświętszej Maryi Pannie, Apostołach i wszystkich świętych, tak że nie prosi się ich o wstawiennictwo nawet w niebezpieczeństwie.

Idea jedności Kościoła jest zagrożona z jeszcze jednego powodu: z całego Novus Ordo, w tym także z trzech nowych modlitw eucharystycznych (jedyny wyjątek to „Communicantes” w Kanonie Rzymskim), odważono się usunąć imiona świętych Apostołów Piotra i Pawła, założycieli Kościoła Rzymskiego, a także imiona innych Apostołów, którzy stanowią kamień węgielny oraz znak jednego i powszechnego Kościoła.

Wyraźny zamach na dogmat świętych obcowania jest zniesienie wszystkich pozdrowień (np. „Pan z wami”) i końcowego błogosławieństwa we Mszach bez ministranta, oraz „Ite Missa est”[22] we Mszy z samym tylko ministrantem.
Podwójny „Confiteor” unaoczniał, że kapłan – przywdziany w szaty sługi Chrystusowego i w głębokim pokłonie – uznaje się za niegodnego tak wzniosłej misji, niegodnego „tremendum mysterium” czyli straszliwych tajemnic, które ma sprawować, a nawet przystąpienia do Świętego Świętych („Aufer a nobis”). Dlatego w „Oramus te” wzywa wstawiennictwa męczenników, których relikwie znajdują się w ołtarzu. Obie te modlitwy zostały zniesione. Uwagi dotyczące zniesienia podwójnego „Confiteor” i oddzielnej komunii kapłana zachowują i tu swą aktualność.

Sprofanowaniu uległy także przepisy dotyczące odprawiania Ofiary, które wynikają z jej świętego charakteru. Kiedy np. Mszę odprawia się poza budynkiem sakralnym, ołtarz można zastąpić zwykłym stołem bez kamienia ołtarzowego ani relikwi, przykrytym jednym tylko obrusem zamiast trzech (nr 260, 265). Tu także zachowują wagę spostrzeżenia poczynione wyżej na temat rzeczywistej obecności: aspekt „uczty” i Ofiary wieczerzy został oddzielony od rzeczywistej obecności.

Desakralizacja i profanacja sięgają szczytu z powodu nowych, często groteskowych zachowań w momencie ofiarowania, położenia akcentu na zwykły chleb zamiast przaśnego, dopuszczenie ministrantów (a nawet świeckich, podczas komunii pod dwiema postaciami) do dotykania świętych naczyń (nr 244). W kościele powstaje nieprawdopodobna atmosfera: bez ustanku przewija się korowód księży, diakonów, subdiakonów, psalmistów, komentatorów (sam kapłan zamienił się zresztą w komentatora, gdyż bez przerwy zachęca się go, by „objaśniał” to, co się dzieje na ołtarzu), lektorów (mężczyzn i kobiet), ministrantów i świeckich zajmujących się witaniem wiernych przy drzwiach i towarzyszeniem im na miejsca, zbieraniem na tacę, przynoszeniem darów na ofiarowanie. Zaś w epoce szaleństwa „powrotu do Pisma Świętego” pojawia się – całkowicie wbrew Staremu Testamentowi i nauczaniu św. Pawła – „mulier idonea”, którą po raz pierwszy w tradycji Kościoła dopuszcza się do czytań liturgicznych oraz wykonywania „innych posług poza prezbiterium” (nr 70). Do tego dochodzi prawdziwa mania koncelebrowania, której skutkiem będzie zniszczenie pobożności eucharystycznej kapłana, oraz usunięcie w cień i rozmycie w kolektywie koncelebrujących centralnej postaci w liturgii, tzn. Chrystusa – jedynego Kapłana i Ofiary[23].

Ograniczyliśmy się tu jedynie do pobieżnej analizy Novus Ordo Missae w miejscach, w których najpoważniej oddala się od teologii katolickiej Mszy św. Nasze spostrzeżenia odnoszą się przede wszystkim do najbardziej typowych błędów. Całkowita ocena niebezpieczeństw, pułapek i innych destrukcyjnych z duchowego i psychologicznego punktu widzenia elementów, zawartych w tak w tekście, jak w rubrykach czy komentarzach nowego rytu, wymaga innej, o wiele szerszej pracy.

Nie zajęliśmy się tu szczegółowo nowymi kanonami, ponieważ ich forma i treść były już wielokrotnie przedmiotem krytyki przez kompetentne autorytety. Zauważmy, że drugiego z nich[24], który już zdążył wywołać wśród wiernych zgorszenie swą zwięzłością, mógłby z czystym sumieniem używać kapłan niewierzący ani w transsubstancjację, ani w ofiarny charakter Mszy św., a zatem nadaje się on znakomicie do celebrowania przez protestanckich ministrów.

Nowy Mszał został przedstawiony w Rzymie jako „bogaty materiał duszpasterski”, „tekst bardziej duszpasterski, niż jurydyczny”, który konferencje biskupów mogą opracowywać, zgodnie z okolicznościami i charakterem poszczególnych narodów. Zresztą zadaniem pierwszej sekcji nowej Kongregacji Kultu Bożego ma być „wydawanie i ciągła rewizja ksiąg liturgicznych”. Ostatni numer oficjalnego biuletynu Instytutów Liturgicznych Niemiec, Szwajcarii i Austrii[25] stwierdza: „teskt łaciński należy przetłumaczyć na języki narodowe, a styl „rzymski” musi zostać dopasowany do indywidualnego charakteru poszczególnych Kościołów lokalnych. To co zostało pomyślane jako ponadczasowe, trzeba będzie dopasować do zmiennego kontekstu konkretnych sytuacji, do nieustannych wahań Kościoła powszechnego i jego niezliczonych zgromadzeń”.

Sama konstytucja apostolska, wbrew wyraźnemu życzeniu Soboru Watykańskiego II, zadaje ostateczny cios językowi powszechnemu, stwierdzając wyraźnie, że „pośród tylu różnych języków, jedna (?) i ta sama modlitwa wszystkich będzie się wznosić, nad wszelkie kadzidło wonniejsza”.

Śmierć łaciny jest zatem przypieczętowana. Logiczną konsekwencją, zwłaszcza wobec możliwości dowolnego wybierania między innymi tekstów introitu i graduału, jest śmierć śpiewu gregoriańskiego, mimo że Sobór uznał go „za własny śpiew liturgii rzymskiej” („Sacros. Conc.” nr 116), nakazując, by „zajmował pierwsze miejsce” (ibid.).

Nowy ryt od początku jawi się jako pluralistyczny i eksperymentalny, zależny od czasu i miejsca. Skoro jedność kultu została definitywnie zerwana, na czym zasadzać się będzie związana z nią jedność wiary, którą wciąż nazywa się czymś istotnym, czego należy bezkompromisowo bronić?

Jest rzeczą oczywistą, że Novus Ordo nie chce już reprezentować wiary Soboru Trydenckiego. Jednak z tą właśnie wiarą katolickie sumienie związane jest na zawsze. Promulgowanie Novus Ordo stawia zatem prawdziwych katolików wobec tragicznej konieczności wyboru.

Rozdział VII

Konstytucja apostolska wspomina wyraźnie o duchowym i doktrynalnym bogactwie, które Novus Ordo zapożyczył ponoć z Kościołów Wschodnich. Wygląda na to, że skutkiem będzie jedynie odepchnięcie zaszokowanych wiernych obrządków wschodnich – tak duch nowego rytu jest od nich odległy, a nawet całkowicie przeciwny. Na czym polegają owe ekumeniczne zapożyczenia? W głównych zarysach: na wielości modlitw eucharystycznych (anafor) (bo przecież nie na ich pięknie, ani bogactwie), na obecności diakona i na komunii pod dwiema postaciami. Z drugiej strony wygląda na to, że chciano rozmyślnie wyeliminować wszystko to, co w liturgii rzymskiej było najbliższe Kościołom wschodnim[26], a jednocześnie – negując odrębny i prastary charakter rzymski – zrezygnować ze wszystkiego, co stanowiło jej własne i najcenniejsze duchowe bogactwo. Zastąpiono je elementami, które ją umniejszają i zbliżają do niektórych rytów protestanckich (i to bynajmniej nie tych najbliższych katolicyzmowi), oddalając w ten sposób od Kościołów wschodnich, czego świadectwem były już ostatnie reformy.

Z drugiej strony nowa liturgia bardzo ucieszy wszystkie grupy stojące na krawędzi apostazji, które pustoszą Kościół, zatruwając jego organizm i atakując jedność doktrynalną, liturgiczną, moralną i dyscyplinarną, pośród duchowego kryzysu bez precedensu w historii.

Rozdział VIII

Św. Pius V dołożył starań (jak przypomina konstytucja apostolska), aby wydanie Mszału Rzymskiego było narzędziem jedności wśród katolików. Zgodnie z zaleceniami Soboru Trydenckiego, miał on zapobiec, aby do liturgii nie zakradły się żadne groźne błędy przeciwko wierze, rozsiewane wówczas przez protestancką Reformację. Motywy, które kierowały św. Piusem V były tak istotne, że święta i niemal prorocza formuła zawarta w bulli promulgującej Mszał Rzymski wydaje się być na miejscu bardziej niż kiedykolwiek: „Jeśli ktokolwiek ośmieliłby się próbować podnieść nań rękę, niech mu będzie wiadomo, że narazi się na gniew Wszechmogącego Boga i świętych Apostołów Piotra i Pawła” („Quo primum”, 13 lipca 1570 r.)[27].

Podczas oficjalnej prezentacji Novus Ordo w watykańskiej sali prasowej miano czelność twierdzić, że racje Soboru Trydenckiego są dziś już nieaktualne. Nie tylko, że nie straciły nic ze swej aktualności, lecz ponadto – nie wahamy się otwarcie powiedzieć – pojawiły się nowe, o wiele poważniejsze. To właśnie, aby stawić czoła niebezpieczeństwom, które z wieku na wiek zagrażają czystości depozytu wiary („depositum custodi, devitans profanas vocum novitatis”, 1 Tim 6, 20), Kościół otoczył go murem obronnym definicji dogmatycznych i orzeczeń doktrynalnych. Te zaś znalazły oddźwięk w liturgii, która stała się krok po kroku pomnikiem integralnej wiary Kościoła. Pragnienie powrotu za wszelką cenę do dawnych form kultu, odtwarzając na zimno, in vitro, to co w pierwszych wiekach rodziło się spontanicznie pod wpływem łaski, oznacza popadnięcie w „niezdrowy archeologizm”, potępiony wyraźnie i w odpowiedniej chwili przez Piusa XII[28]. Równa się to – jak już widzieliśmy – pozbawieniu liturgii całego jej piękna i wszystkich zabezpieczeń teologicznych, nagromadzonych w przeciągu wieków[29], i to w jednej z bardzo krytycznych, być może najbardziej krytycznej ze wszystkich chwil w dziejach Kościoła.

Dziś oficjalnie uznaje się, że podziały i schizmy istnieją już nie tylko na zewnątrz, ale w samym łonie religii katolickiej[30]. Jedność Kościoła jest nie tylko zagrożona, ale znajduje się w bardzo poważnym niebezpieczeństwie[31], zaś błędy przeciwko wierze nie tyle się wkradają, co są narzucane za sprawą liturgicznych nadużyć i aberracji, które również zostały zatwierdzone[32]. Wydaje się, że porzucenie tradycji liturgicznej, która przez cztery stulecia była znakiem i gwarancją jedności kultu, oraz zastąpienie jej inną – zdolną być jedynie znakiem podziału, ponieważ zezwala pośrednio na niezliczone swobody, zaś sama roi się od insynuacji i otwartych błędów przeciw czystości wiary katolickiej – stanowi, mówiąc oględnie, nieobliczalny błąd.

Przypisy

1. Msza jest prawdziwą, widzialną ofiarą, nie zaś zwykłym symbolicznym przedstawieniem: „Pan Nasz Jezus Chrystus... pragnął pozostawić Kościołowi... ofiarę widzialną, ażeby uobecniała krwawą ofiarę mającą się raz dokonać na krzyżu, aż do końca świata była jej trwałą pamiątką i przydzielała nam jej zbawczą moc odpuszczania grzechów codziennie przez nas popełnianych” (DS 1740, BF VII, 319).

2. Pan Nasz Jezus Chrystus „ogłaszając się ustanowionym kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka [Ps 109, 4], ofiarował Bogu Ojcu ciało i krew swoją pod postaciami chleba i wina i pod symbolami tych rzeczy dał je do spożycia Apostołom – których wtedy ustanowił kapłanami Nowego przymierza – oraz im i ich następcom w kapłaństwie polecił składać ofiarę słowami: „To czyńcie na moją pamiątkę” [Łk 22, 9; 1 Kor 11, 24], jak to Kościół zawsze rozumiał i nauczał” (ibid.). Tym, który odprawia, zanosi dary i składa ofiarę jest wyświęcony kapłan, nie zaś lud Boży czy zgromadzenie: „Jeśli ktoś twierdzi, że tymi słowy: „To czyńcie na moją pamiątkę" [Łk 22, 9; 1 Kor 11, 24] Chrystus nie ustanowił Apostołów kapłanami, albo nie nakazał, by oni i inni kapłani ofiarowali Jego ciało i krew – niech będzie wyklęty” (kan. 2; DS 1752, BF VII, 330).

3. Ofiara Mszy św. jest prawdziwą ofiarą przebłagalną, nie zaś jedynie „prostym wspomnieniem ofiary dokonanej na krzyżu”. Jeśli ktoś twierdzi, że ofiara Mszy św. jest tylko ofiarą pochwalną i dziękczynną, albo jedynie prostym wspomnieniem ofiary dokonanej na krzyżu, ale nie ofiarą przebłagalną, albo że przynosi korzyść samemu tylko przyjmującemu, i że nie powinna być ofiarowana za żywych i umarłych, za grzechy, kary, zadośćuczynienia i inne potrzeby – niech będzie wyklęty" (kan. 3; DS 1754, BF VII, 331).

4. Należy być może przypomnieć, że odrzucenie choćby jednego zdefiniowanego dogmatu sprawia, że tym samym upadną i wszystkie inne, ponieważ burzy to samą zasadę nieomylności najwyższego i uroczystego Magisterium Kościoła, zarówno papieskiego jak i soborowego.

5. Jeśli chodziło o podjęcie „Unde et memores”, jednej z modlitw Kanonu, to trzeba było dodać także Wniebowstąpienie. Lecz „Unde et memores” nie zaciera różnicy między różnorodnymi rzeczywistościami, ale je jasno i finezyjnie rozróżnia: „pamiętni.. tak na błogosławioną Mękę, jak Zmartwychwstanie, lecz i chwalebne Wniebowstąpienie...”.

6. To przesunięcie akcentów przejawia się także w zaskakującym usunięciu z trzech nowych kanonów „Memento”, czyli wspomnienia zmarłych, a także wszelkich wzmianek o cierpieniach dusz czyściowych, w intencji których zanoszona jest ofiara przebłagalna.

7. W encyklice „Mysterium Fidei” Paweł VI potępia zarówno błędy symbolizmu, jak i nowe teorie „transsygnifikacji” i „transfinalizacji”: „nie jest słusznym naleganie na aspekt znaku sakramentalnego, jak gdyby symbolizm, który bezsprzecznie zawiera się w Eucharystii, wyrażał i wyczerpywał całą naturę obecności Chrystusa w tym sakramencie... ani traktowanie o tajemnicy przeistoczenia bez wzmiankowania cudownej przemiany całej substancji chleba w Ciało Chrystusa i całej substancji wina w Krew Chrystusa, o czym mówi Sobór Trydencki, jak gdyby polegała ona, jak to niektórzy twierdzą, na samej tylko „transsygnifikacji” i „transfinalizacji” (A.A.S. LVII, str. 755).

8. Encyklika „Mysterium Fidei” ujawnia i potępia wprowadzanie nowych formuł czy wyrażeń, które wprawdzie znajdują się w pismach Ojców lub magisterium, ale używane są jednoznacznie, w oderwaniu od całości doktryny katolickiej, z którą tworzą nierozerwalną jedność (np. „duchowe pożywienie”, „pokarm duchowy”, „napój duchowy”, etc.). Paweł VI przypomina, że „zachowując integralną wiarę, trzeba także zachować odpowiedni sposób wyrażania się, by wskutek posługiwania się niewyważonym słownictwem nie powstały, broń Boże, błędne opinie co do wiary w te nader wielkie prawdy” (BF VII, 344). Następnie Paweł VI cytuje św. Augustyna: „My zaś musimy mówić stosownie do pewnej zasady, aby ze swobody w słowach nie zrodziła się jakaś bezbożna opinia także co do rzeczy, które oznaczają” („De Civ. Dei”, X, 23). Następnie Papież mówi: „Należy zachowywać sposób wyrażania się, który Kościół – nie bez pomocy Ducha Świętego – wypracował w przeciągu stuleci oraz zatwierdził powagą Soborów, i który niejednokrotnie stał się znakiem i sztandarem prawdziwej wiary. Niech nikt przeto nie waży się go dowolnie zmieniać pod pretekstem nowej nauki. (...) Podobnie jest nie do przyjęcia, aby ktokolwiek zmieniał na własną rękę formuły, w których Sobór Trydencki podał do wierzenia tajemnicę Eucharystii” (A.A.S. LVII, 1965, str. 758).

9. Co stoi w wyraźnej sprzeczności z zaleceniami Vaticanum II („Sacros. Conc.” nr 48).

10. Podstawowa funkcja ołtarza została uznana tylko raz (nr 259): „Ołtarz, na którym pod znakami sakramentalnymi uobecnia się ofiara krzyżowa”. Nie wydaje się, by ta jedna wzmianka wystarczyła, by usunąć wątpliwości wywołane nieustannym używaniem innego określenia.

11. „Oddzielenie tabernakulum od ołtarza, to oddzielenie dwóch rzeczy, które z natury winny postać złączone” (Pius XII, Przemówienie na Międzynarodowym Kongresie Liturgicznym, Asyż Rzym, 18 - 23 września 1956). Por. też „Mediator Dei”, I, 5.

12. Novus Ordo z rzadka jedynie używa określenia „hostia”. Ten tradycyjny termin ma w księgach liturgicznych dokładne znaczenie tzn. „ofiara”. Jest to kolejnym przejawem uwypuklania jedynie aspektu „uczty” i „pożywienia”.

13. Za sprawą typowego zjawiska, polegającego na zamianie i zastąpieniu jednej rzeczy drugą, rzeczywista obecność została zrównana z obecnością Chrystusa w głoszonym słowie (nr 7 i 54). Jednak ta druga jest zupełnie odmiennej natury, ponieważ trwa tylko in usu, tzn. w momencie, gdy proklamuje się Słowo Boże, podczas gdy obecność w Eucharystii jest stała, obiektywna i niezależna od przyjęcia sakramentu. Typowo protestanckie sformułowanie: „Bóg przemawia do swego ludu... Chrystus jest obecny w swoim słowie pośród swego ludu” (nr 33, por. „Sacros. Conc.” nr 33 i 7) ściśle mówiąc jest bez sensu, ponieważ obecność Boga w Jego słowie nie jest bezpośrednia, lecz zależna od aktu ducha ludzkiego i jego uwarunkowań, oraz ograniczona czasowo. Błąd ten nie pozostaje bez tragicznych konsekwencji: oznacza on stwierdzenie, a raczej podsunięcie myśli, że rzeczywista obecność jest zależna od użytku i znika razem z nim.

14. Według „Institutio generalis” akcja sakramentalna urzeczywistnia się w chwili, gdy Jezus daje Apostołom „do spożycia” swe Ciało i Krew pod postaciami chleba i wina, nie zaś przez fakt konsekracji, i tym samym mistycznego oddzielenia Ciała od Krwi, co stanowi istotę eucharystycznej Ofiary (por. „Mediator Dei”, rozdz. 1, cz. II pt. „Kult eucharystyczny”).

15. Słowa konsekracji, takie jakie widnieją w kontekście Novus Ordo, mogą być ważne na mocy intencji celebransa. Mogą jednak i nie być, ponieważ ich ważność nie wynika z mocy samej formuły sakramentalnej (ex vi verborum), lub ściślej ze znaczenia (modus significandi), jakie miały w dawnym mszale. Czy księża (już w niedalekiej przyszłości) pozbawieni tradycyjnej formacji, którzy zdadzą się na Novus Ordo, aby „czynić to co czyni Kościół”, będą zdolni ważnie konsekrować eucharystię? Można słusznie powątpiewać.

16. Nie należy twierdzić, jak to czyni egzegeza protestancka, że wyrażenia te należą do tego samego kontekstu biblijnego. Kościół zawsze unikał zestawiania razem tych określeń właśnie po to, aby oddalić niebezpieczeństwo pomieszania odrębnych rzeczywistości, które wyrażają.

17. Przeciw luteranom i kalwnistom, którzy twierdzą, że wszyscy chrześcijanie są kapłanami, a zatem wszyscy mogą celebrować ucztę Pańską, zob. A. Tanquerey „Synopsis theologiae dogmatice” t. III, Desclée 1930: „Wszyscy kapłani i tylko oni są drugorzędnymi szafarzami ofiary Mszy Św. we właściwym tego słowa znaczeniu. Pierwszorzędnym szafarzem jest Chrystus. Wierni zaś składają ofiarę, lecz nie sensu stricto, a jedynie za pośrednictwem kapłanów” (por. Sobór Trydencki, sesja XXII kan. 2).

18. Odnotujmy niewyobrażalną i katastrofalną w skutkach nowość: szaty liturgiczne w Wielki Piątek są koloru czerwonego, a nie czarnego (nr 308b), jak gdyby chodziło o wspomnienie któregoś z męczenników, a nie o znak żałoby całego Kościoła po jego świętym Założycielu.

19. O. Roguet do dominikanek z Betanii w Plesschenet.

20. W niektórych tłumaczeniach Kanonu rzymskiego „locus refrigerii, lucis et pacis” („miejsce ochłody, światłości i pokoju”) zostało oddane po prostu jako „stan” („szczęśliwość, światłość, pokój”). Co powiedzieć na zniknięcie wszelkich wzmianek o Kościele Cierpiącym?

21. Pośród tej prawdziwej gorączki pominięć i zaniedbań tylko jedno ubogacenie: wspomnienie grzechu zaniedbania w Confiteor...

22. O. Lecuyer mówił na konferencji, na której zostało przedstawione Novus Ordo, jak czystej wody racjonalista, o możliwości zamiany w Mszy bez ludu „Dominus vobiscum” i „Orate, fratres” w „Dominus tecum” i „Ora, frater”, „aby (we Mszy) nie pozostało nic, co nie odpowiada prawdzie”.

23. Zauważmy na marginesie, że księżom wolno przyjmować komunię pod dwiema postaciami podczas koncelebry, nawet jeśli odprawiają Mszę przedtem lub potem.

24. Którą przedstawiano jako „kanon Hipolita”, mimo że zachował zeń co najwyżej pewien wydźwięk w słownictwie.

25. „Gottendienst”, nr 9, 14 maj 1969 r.

26. Przychodzą tu na myśl, by wspomnieć tylko liturgię bizantyjską: nieskończenie długie, nalegające, powtarzane wielokrotnie modlitwy pokutne; uroczyste ryty przywdziewania szat liturgicznych przez kapłana i diakona; przygotowanie chleba i wina czyli proscomidia, które samo w sobie stanowi kompletny ryt; nieustanne wezwania w modlitwach, a nawet w offertorium, Najświętszej Maryi Panny, świętych i chórów anielskich, których podczas procesji z Ewangelią kapłan przyzywa jako niewidzialnych współcelebransów, i z którymi utożsamia się w Cherubikonie; ikonostas, który wyraźnie oddziela sanktuarium od świątyni, duchowieństwo od ludu;zakryta przed wzrokiem wiernych konsekracja, oczywisty symbol Niepoznawalnego, do którego odnosi się liturgia; postawa celebransa versus Deum, nigdy versus populum;nieustanne i głębokie oznaki adoracji postaci Eucharystycznych;zasadniczo kontemplacyjna postawa ludu.Ponadto fakt, że liturgia wschodnia nawet w najmniej uroczystej formie trwa ponad godzinę oraz zawiera nieustannie powtarzane określenia w rodzaju: „straszliwa i niewysłowiona liturgia”, „straszliwe, niebiańskie i ożywiające tajemnice” itp., mówi sam za siebie. Zauważmy wreszcie, że w liturgii św. Jana Chryzostoma i św. Bazylego aspekt „uczty” i „wieczerzy” jest wyraźnie podporządkowany aspektowi ofiary, podobnie jak we Mszy Rzymskiej.

27. Podczas XIII sesji, w dekrecie o Eucharystii, Sobór Trydencki wyraził intencję „wyrwania z korzeniami kąkolu bezecnych herezji i schizm, które „nieprzyjazny człowiek” (Mt 13, 25) zasiał w nauce dotyczącej wiary, korzystania i czci Najświętszej Eucharystii, którą zresztą Zbawiciel Nasz pozostawił Kościołowi, jako symbol jego jedności i miłości, pragnąc aby łączyła ona razem i jednoczyła wszystkich chrześcijan” (DS 1635, BF VII, 288).

28. Powracanie duchem i sercem do źródeł świętej liturgii to rzecz mądra i godna pochwały, ponieważ studiowanie tej dyscypliny przez sięganie do jej początków przyczynia się do lepszego zrozumienia świąt oraz znaczenia używanych formuł liturgicznych i świętych ceremonii. Jednak nie jest rzeczą mądrą ni godną pochwały sprowadzenie za wszelką cenę wszystkiego do starożytności. I tak zboczyłby z dobrej drogi ten, kto chciałby na przykład przywrócić ołtarzowi pierwotny kształt stołu, znieść całkowicie kolor czarny szat liturgicznych, usunąć z kościołów obrazy i figury świętych, ukazywać Zbawiciela na Krzyżu w taki sposób, aby ciało nie nosiło śladów okrutnego cierpienia i ukrzyżowania (...). Ten sposób myślenia i działania ożywiłby ów przesadny i niezdrowy pociąg do przeszłości, któremu dał początek nielegalny synod w Pistoi, i odnowiłby liczne błędy znajdujące się u korzeni tego psuedo-synodu, które Kościół, czujny strażnik powierzonego mu przez Boskiego Założyciela „depozytu wiary”, słusznie i prawnie odrzucił („Mediator Dei”, I, 5).

29. Nie dajmy się zwieść twierdzeniu, że budowla Kościoła, która urosła wielka i majestatyczna na chwałę Bożą, jak Jego wspaniała świątynia, musi cofnąć się do swych pierwotnych, małych wymiarów, jak gdyby jedynie one były dobre i prawdziwe (Paweł VI, „Ecclesiam Suam”).

30. Jakiś de facto schizmatycki ferment dzieli, rozszczepia i rozbija Kościół (Paweł VI, Homilia w Wielki Czwartek 1969).
31. Także wśród nas istnieją „schizmy” i „rozdarcia”, na które wskazuje pierwszy list Św. Pawła do Koryntian, w przed chwilą odczytanym fragmencie (Paweł VI, ibid.).

32. Jak wszystkim wiadomo, Soboru Watykańskiego II wyrzekają się dziś nawet ci, którzy niegdyś chwalili się jego ojcostwem. Opuścili oni Sobór zdecydowani „wysadzić w powietrze” jego treść podczas wprowadzania w życie, mimo że Ojciec Święty ogłosił podczas zamknięcia Soboru, że nie wnosi on żadnych nowości. Niestety, Stolica Apostolska z trudnym do wyjaśnienia pośpiechem zezwoliła, a nawet zachęcała, za pośrednictwem Komisji ds. Wcielenia Konstytucji o Liturgii („Consilium”), wciąż rosnącą niewierność wobec dokumentów soborowych. Przejawia się ona, począwszy od spraw na pierwszy rzut oka czysto formalnych (łacina, śpiew gregoriański, zniesienie czcigodnych rytów, etc.), a skończywszy na rzeczach prawdziwie istotnych, których usankcjonowanieniem jest Novus Ordo. Straszliwe konsekwencje, które staraliśmy się ukazać w niniejszym studium, znalazły oddźwięk – co jest o wiele bardziej katastrofalne ze względów psychologicznych – także w dziedzinie dyscypliny i kościelnego magisterium, podcinając szacunek i posłuszeństwo należne Stolicy Apostolskiej.