V.R.S.
1661

Opactwo

“Czy widzisz te gruzy na szczycie?
Tam wróg twój się kryje jak szczur!
Musicie, musicie, musicie!
Za kark wziąć i strącić go z chmur!
I poszli szaleni, zażarci…”


Te “gruzy na szczycie” z piosenki, którą zna chyba każdy Polak, to były oczywiście ruiny słynnego od czasów św. Benedykta z Nursji, czyli jakieś 1400 lat przed Hitlerem, Stalinem i Rooseveltem, opactwa benedyktyńskiego Monte Cassino. Po zniszczeniu przez francuskich rewolucjonistów opactwa w burgundzkim Cluny – najwspanialszego opactwa Europy.
Na kilkanaście tygodni przed powstaniem powyższej piosenki, którą nasi rodacy dodawali sobie otuchy w beznadziejnej sytuacji w jakiej znalazła się Polska i oni sami, 15 lutego 1944 roku, między godziną 9.28 a 13.33 miało miejsce osiem fal nalotów na Opactwo Benedyktyńskie Monte Cassino. W nalotach tych wzięło udział łącznie około 250 alianckich superfortec i bombowców średnich, które zrzuciły na opactwo, według różnych danych, 450-1150 ton bomb i innych ładunków, zabijając 230 osób cywilnych. Osoby te szukały, pradawnym zwyczajem, w klasztornych murach azylu przed okropnościami wojny. Czcigodne opactwo zamieniło się w owe znienawidzone, opisane na wstępie gruzy, które po ataku lotniczym oczywiście zajęli Niemcy. Ocaleli, z mnichami na czele schronili się w Rzymie. Nie zginął żaden niemiecki żołnierz, bo ich tam nie było, choć w tym kierunku zmierzało tłumaczenie przez dowództwo alianckie tego barbarzyńskiego aktu. Oddziały hinduskie miały donieść o tym że Niemcy wykorzystywali klasztor jako punkt obserwacyjny, czego nigdy nie dowiedziono, mimo zapewnień Roosevelta o przytłaczających dowodach, i czemu zaprzeczali zakonnicy z opatem Gregorio Diamare na czele. Ten ostatni złożył oficjalne oświadczenie w tej kwestii.

W roku 2000 ukazała się książka (autobiografia R. Clarke: With Alex at War, “Alex” to generał Alexander), według której owe 250 samolotów (dla porównania w największym nalocie dywanowym na Tokio, w marcu 1945 roku, brały udział 334 bombowce) wysłano na klasztor przez pomyłkę wywiadu, a właściwie kryptologa, który tłumacząc przechwycony komunikat uznał że kontekstowo lepiej mu pasuje obecność niemieckiego batalionu w klasztorze z mnichami niż obecność z mnichami opata. Bombardowanie przygotowano oczywiście propagandowo – 11 lutego tabloid the Daily Mail ogłosił że Niemcy przekształcili opactwo w twierdzę. 14 lutego zrzucono ulotki ostrzegające przed ostrzałem:

“Włoscy Przyjaciele, uważajcie: do tej pory szczególnie staraliśmy się uniknąć bombardowania klasztoru na Monte Cassino. Niemcy wiedzą jak na tym skorzystać. Ale teraz walki coraz bardziej zbliżają się do tego uświęconego miejsca. Nadszedł czas, kiedy musimy wycelować nasze działa w sam klasztor. Udzielamy wam ostrzeżenia, abyście mogli się uratować. Ostrzegamy was usilnie: opuśćcie klasztor. Opuście go natychmiast. Zastosujcie się do tego ostrzeżenia. To dla waszego dobra.”

Ciekawą relację o tym jak wyglądał dzień 15 lutego w opactwie przekazuje artykuł na:
editorpress.it/en/monte-cassino-abbey-destruction zawierający relacje samych zakonników, z których fragmenty poniżej przywołuję:
“Około 8.30 odmawiamy Prymę, Tercję i Mszę konwentualną w pomieszczeniu używanym jako kaplica. Potem idziemy do sali Ojca Opata i następują Seksta oraz Nona. Kiedy modlimy się przy końcu Antyfony maryjnej [Ave Regina Caelorum]: Et pro nobis Christum exora, nagle przerażeni słyszymy potężną eksplozję. Potem następują kolejne, jest około 9.45. Zbieramy się, klęcząc w narożniku izby, wokół O. Opata, który stoi wyprostowany: udziela nam rozgrzeszenia, odmawiamy krótkie modlitwy w nieszczęściu. Eksplozje silnie nami wstrząsają – wkładamy bawełnę do uszu. Grube ściany schronienia (…) przerażająco się trzęsą. Przez wąskie okna wpada kurz i dym, i można dojrzeć płomienie z tych bomb, które spadają po stronie kolegium. Nie wiem ile to piekło trwa, najwyraźniej bardzo długo.”
Około 11.15 nastąpiła przerwa w bombardowaniu ale samoloty wróciły około 13 by dopełnić dzieła zniszczenia. Niemcy mogli teraz zająć opuszczone po nalocie ruiny i urządzić w nich dogodne miejsce obrony.

W roku 1950 ukazały się wspomnienia alianckiego gen. Clarka pod tytułem Calculated Risk, w których tak opisał on sprawę opactwa Monte Cassino (cyt. za: H. Bloch: The Bombardment of Monte Cassino): “(…) Jak mniemam oficjalne stanowisko [aliantów] zostało najlepiej podsumowane w komunikacie Departamentu Stanu [USA] złożonym watykańskiemu podsekretarzowi stanu 13 października 1945 roku, głoszącym że ‘w posiadaniu alianckich dowódców polowych znajdowały się niepodważalne dowody że Opactwo Monte Cassino stanowiło część niemieckiego systemu obrony.’ Byłem jednym z owych alianckich dowódców polowych, dowodzącym pod Cassino i mówiłem wówczas że nie ma żadnych dowodów że Niemcy używają Opactwa do celów wojskowych. Teraz mówię że istnieją niepodważalne dowody że żaden żołnierz niemiecki, poza emisariuszami, nie znalazł się nigdy w Klasztorze w innym celu poza opieką nad chorymi lub zwiedzanie – zaś po rozpoczęciu bitwy nie mieli żadnej okazji do takiego zwiedzania. Nie tylko zbombardowanie Opactwa stanowiło zbędny błąd psychologiczny na polu propagandowym, lecz było taktycznym błędem wojskowym pierwszej klasy. Uczyniło naszą pracę jedynie trudniejszą i kosztowniejszą jeśli chodzi o ludzi, sprzęt i czas.”


Bombardowanie Monte Cassino
Bóg jest Miłością
W bombardowaniu ocalał ...ołtarz ( a pod nim relikwie św. Benedykta)