Religia musi mieszać się do polityki. Katolicki polityk musi i w polityce uznawać Chrystusa za …

Pluralizm
Podobnym oszustwem, które miało zagłuszyć kolejne roszczenia ludzi religijnych jest relatywistyczny pluralizm, tzw. "tolerancja". Te nurty, które w zasadzie są praktyczną zasadą ponowoczesnego społeczeństwa kazują ludziom twierdzić, że „nie ważne jaki kto ma światopogląd, religię”, że „nie można nikogo nawracać, mówić, że jego religia jest niewłaściwa...„ Wg tego "wystarczy by człowiek ten był dobry, a poza tym może robić co chce”..

Takie myślenie jednak jest znów wewnętrznie sprzeczne. Bowiem to religia właśnie, światopogląd wskazują kryteria tego, co dobre, a co złe, co słuszne, a co nie. Jeśli jednak są różne religie, to tylko dlatego, że nie zgadzają się one co do tego, co jest dobre, a co złe, co prawdziwe, a co nie, co jest źródłem, sensem i celem. W takim wypadku przyjęcie owego pluralistycznego światopoglądu jest uczynieniem z religii pustego emblematu, ozdobnika, który już nie wyznacza co dobre, a co nie, bo tą funkcję przejmuje tu obowiązkowo zasada pluralizmu- to ona staje się rzeczywistą kryptoreligią.

W takim wypadku wręcz oczywiste się staje ocenianie tego, co się religią jeszcze nazywa, ale już dla ludzi nią nie jest, wg kryteriów istniejących w mentalności ludzkiej i życiu społecznym. Jak pisał Benedykt XVI o pozycji religii w takiej wizji świata: Religia ma znaczenie
w tej mierze jedynie, w jakiej może być pomocna do zrealizowania
tego celu “

Owe religie nie sa tu już źródłem kryteriów, ale same są poddane jakimś innym, nadrzędnym. Czy można więc mówić, że są dla ludzi jeszcze religiami?

Jeśli co innego jest kryterium nadrzędnym to nie, bo istotą religii jest to, że nie ma już ponad sobą żadnych kryteriów a cała jest zasadą i zwornikiem całej rzeczywistości. W imię obrony religii ów pluralizm te religie niszczy- sam zajmując ich miejsce, a raczej oddając ich miejsce niewyrażanym wprost, przemycanym za ową relatywistyczną zasłoną ideologiom, o których powyżej pisałem.

Ja się pytam: Dlaczego nie toleruje się mojego religijnego światopogladu, który z zasady przyznaje religii wpływ na wszystkie sfery życia? Dlaczego nie toleruje się, że uznaje homoseksualizm za zgorszenie, czyli zły przykład niszczący mentalność dzieci? Dlaczego z jednej strony mówi się, "że katolicy są obłudni, bo używają języka nienawiści- krytykując gejostwo i aborcję", a zdrugiej- nie pozwala się im konsekwentnie realizować swojej religii, co wymaga respektowania jej zasad również w polityce? Dlaczego wymaga się od katolików, by zmienili swoje "nietolerancyjne" poglądy, czyli nie pozwala się im wyznawać podstaw swej religii, a jednocześnie mówi się, że jest wolność wszystkich religii? Dlaczego się tak kłamie? Czy nie uczciwiej jest mówić, że katolicy w dzisiejszym państwie musza porzucić swą religię, przestać być katolikami, a nie pustosłowić o "wolności religii"? Bo w rzeczywistości się tego od nich wymaga- porzucenia religii, choć nazywa się to wolnością i równościa wszystkich religii. Taka "wolność i równość", to w rzeczywistości nowa religia narzucana wszystkim. Bo istotą religii jest to, że jest ona nadrzędnym kryterium wyznaczającym cel-sens i powinność wszystkiego. A przecież ta "wolność i równość, uniwersalne zasady ludzkości" stawia się ponad religiami, którym "chce dać wolność", bo czyni się kryterium ich poprawności i rości sobie prawa do ich poprawiania.

Rozum, laickość, wolność i równość religii, to różne nazwy tego, co tak na prawdę jest kultem doczesnej, doraźnej korzyści, czyli kultem samego siebie. Ów neutralny światopogląd okazuje się również bliski temu, co kard. Ratzinger nazwał regnocentryzmem:
“Tymczasem w szerokich kręgach, szczególnie w teologii katolickiej,
zaczęła się pojawiać sekularystyczna wersja idei „królestwa",
która tworzy nową wizję chrześcijaństwa, religii i historii w ogólności
i swoiście pojmowane orędzie Jezusa usiłuje pogodzić z tym
radykalnym przeobrażeniem oraz uczynić przystępnym. Mówi się,
że przed Soborem panował eklezjocentryzm i Kościół uważano za
centrum chrześcijaństwa. Potem dokonało się przejście do chrystocentryzmu
i uczono, że Chrystus stanowi centrum wszystkiego.
Jednak - mówi się - ludzi dzieli nie tylko Kościół, także Chrystus
jest uznawany wyłącznie przez chrześcijan. Wobec tego od
chrystocentryzmu wzniesiono się na poziom teocentryzmu i w ten
sposób przybliżyliśmy się do wspólnoty religii. Jednak i wtedy nie
osiągnięto celu, bo przecież także w Bogu można upatrywać znak
podziału między religiami i ludźmi. Dlatego należy uczynić krok
w kierunku regnocentryzmu, w którym centrum stanowi regnum —
królestwo. To wreszcie - mówi się - stanowi centrum orędzia Jezusa,
to także jest właściwa droga, na której można połączyć pozytywne
siły ludzkości w budowaniu przyszłości świata. „Królestwo"
to po prostu świat, w którym panują pokój, sprawiedliwość i troska
o zachowanie stworzeń. O nic innego nie chodzi. „Królestwo"
to musi być ukazywane jako cel historii. I na tym polega zadanie
56
wszystkich religii: razem budować „królestwo". Mogłyby nawet
nadal zachowywać swoje tradycje, każda troszczyłaby się o własną
tożsamość, musiałyby jednak, z tą odrębną tożsamością, współpracować
w realizowaniu jedynego świata, w którym istotne są pokój,
sprawiedliwość i poszanowanie stworzenia.
Brzmi to pięknie: na tej drodze wydaje się możliwa powszechna
asymilacja orędzia Jezusa, bez konieczności prowadzenia misji
wśród wyznawców innych religii; wydaje się też, że jego słowa
nabrały wreszcie treści mającej praktyczne znaczenie, realizacja
„królestwa" stała się wspólnym zadaniem i wszystkim stała się bliska.
Jednak jeżeli popatrzymy głębiej, zrodzą się wątpliwości: kto
właściwie powie nam, czym jest sprawiedliwość? Co w konkretnej
sytuacji przyczynia się do zapanowania sprawiedliwości? Jak należy
zaprowadzać pokój? Przy bliższym przyjrzeniu się wszystko
okazuje się utopijną gadaniną pozbawioną realnych treści - chyba
że milcząco przyjmie się treści tych pojęć, uważane za obowiązujące
w doktrynie jakiejś partii. Przede wszystkim jednak widać rzecz
następującą: znikł Bóg, chodzi już tylko o człowieka. Poszanowanie
„tradycji" religijnych jest tylko pozorne. W rzeczywistości są
one sprowadzane do roli licznych zwyczajów, które należy ludziom
pozostawić, mimo iż pozbawione są już właściwie jakiegokolwiek
znaczenia. Wiara i religie zostają podporządkowane celom politycznym.
Liczy się tylko urządzanie świata. Religia ma znaczenie
w tej mierze jedynie, w jakiej może być pomocna do zrealizowania
tego celu “


Człowiek, który chce być religijny nie ma wyjścia- musi uczynić swą wiarę ostatecznym wyznacznikiem prawdy. Nawet jeśli będzie to źródłem rozłamu.
Człowiek który chce być w pełni rozumny, musi być religijny, co już wykazałem wcześniej.
Człowiek, który dalej chce być rozumny i religijny musi wybrać katolicyzm, wraz jego hierarchiczną sukcesyjną kościelnością...Proszę się nie denerwować. Konsekwenty katolik(a takim chcę być) musi tak myśleć. Postaram się to jednak gdzie indziej wyjaśnić...

Człowiek, który chce być katolikiem musi się starać, by wszyscy stali się katolikami. Bo jeśli obowiązuje go miłość Boga i bliźniego, to musi po pierwsze starać się, by nikt nie obrażał Boga, by nic nie obrażało Boga i by nikt nie trwał w błędzie, by wszyscy poznali jedyną prawdę i szczęście bycia katolikiem. NIe może poprzestać na własnym zbawieniu, bo tym samym od tego zbawienia się oddala. Kiedy dziecko idzie w przepaść, nie można mu mówić: "a idź se dziecko. Jak myślisz, że to dobre, to idź." Każdy ma obowiązek rzucić się za nim i powstrzymać przed nieszczęściem...

Religia w polityce

Jest dla mnie rzeczą oczywistą, nie biorąc nawet pod uwagę encyklik papieży( Pius XI- Quas Primas, Leon XIII), czy objawień danych sł. b. Rozalii Celak, że polityk, który jest katolikiem pragnie, tak jak całą resztę swego życia, również prawo i organizację państwa kształtować na Podstawie Słodkiego Prawa Miłości Chrystusowej. Uważam, że ma wręcz taki obowiązek. Nie jest słuszne mówienie, że <<nie można opierać polityki na zasadach jednej religii, bo to godzi w tolerancję i wolność wyznania>>. Bo każde prawo, bądź organizacja myśli, kultury, czy porządku społecznego opierać się musi na jakichś podstawach. Bo każdy polityk, naukowiec, każdy człowiek opiera swoje myślenia, postanowienia i decyzje na pewnych nieredukowalnych, ale I redukowalnych-choć koniecznych twierdzeniach, które przyjmuje na zasadzie wiary, czy tak zwanego wyczucia (intuicji). To jest konieczność człowieczego poznania. I te podstawy nie są obiektywne, zazwyczaj też nie są sprawdzalne dowodem zamkniętym. Są relatywne poznawczo. To znaczy: każdy ma możliwość, czyli każdemu wolno różne, nawet sprzeczne podstawy uznawać za prawdziwe. Prowadzi to do bezradności człowieka w dążeniu do poznania obiektywnej prawdy. Ale relatywizm poznawczy nie powinien być zrównany z relatywizmem ontologicznym. Wszystko -bowiem- mi wolno, ale nie wszystko przynosi mi korzyść. Czyli nie należy mówić że prawd jest tyle ile poglądów. Bezradny człowiek ma tylko jedną możliwość- uwierzyć. Chrześcijaństwo przyniosło całkowicie spójne objawienie, które w pełni uznaje ludzką słabość i daje jako lekarstwo te trzy: wiarę, nadzieję i miłość, które stanowić mają zasadę wyboru podstaw.

Czemu byśmy nie mieli uznać za źródło naszych ocen i działań religii katolickiej?
Czemu zmusza się nas do wybierania kryptoreligii:
pluralizmu- który jest wewnętrznie sprzeczny,
neutralności światopoglądowej,
czy każdej innej, która nie pozwala uwględniać w naszych decyzjach rzeczywistości duchowej- odpowiedzialności przed Bogiem?

W przypadku relatywnej wizji polityki elementami podstawowymi są chocażby: tolerancja i i laickość państwa. Popularnie rozumiana “tolerancja” godzi w moje poglądy, w zasady religii katolickiej, które obejmują całość życia, również społecznego i politycznego. Wiem, że państwo obejmuje ludzi róznych wyznań, które zawierają zasady wzajem wykluczające się, ale próba oderwania się w decyzjach politycznych zasad jednego z tych światopoglądów, “żeby nie godzić w inne”, paradoksalnie godzi w podstawowy aspekt religii, również katolickiej- we wszechwpływowość- regulację moralną wszystkich sfer życia. W tej całościowości zawiera się wiele elementów fundamentalnych, które przez swą laicyzację mogą być zagrożone. Bo dla jednych poważnym wykroczeniem jest np. dyskryminacja jawnych zachowań homoseksualnych. Ale dla nas, katolików, to właśnie pozwolenie na takie zachowania, w imię źle rozumianej tolerancji, wolności poglądów jest poważnym błedem, wielkim złem, bo narażeniem na zgorszenia, przed którymi mamy obowiązek bronić własne dzieci i całe społeczeństwo.

Tu się nie da demokratycznie przegłosować, które elementy danych religii, czy światopoglądów będziemy uważać wiążące dla całości. Tu trzeba przyjąć to, co religia POKAZUJE JAKO CAŁOŚĆ. Przykłady mógłbym mnożyć, ale myślę, że już tutaj dość jasno widać, że droga do Bożego, prawdziwego pokoju, wiedzie poprzez tą wojnę o której mówił Chrystus. I w wojnie tej walczyć trzeba realizacją nakazów naszego Króla- Jezusa, którego Słowo Stwórcze ustanawia Prawdę i rzeczy w ich istocie. Można być za Chrystusem albo przeciw niemu. Nie ma opcji neutralnej, jaką się dziś niemożliwie próbuje przybierać. Istnieje jeno opcja prawdziwa. A Chrystus każe nam wierzyć, że to on jest Drogą i Prawdą i Życiem.

Jak można nie wierzyć tak wielkiej Miłości? Miłości Stwarzającej własnym, subiektywnym wrażeniem obiektywny stan rzeczy i wyznaczającej własnym pragnieniem powinności. Tej, która pofatygowała się, by w Swym Bóżstwie zstąpić na ziemię, by urzeczywistnić przedmiot pragnień poszukiwany przez ludzi w różnych religiach. Tylko Ona to sprawiła. Bo tylko Ona mogła. Ona, która pozwala być szczęśliwym mimo najbardziej dotkliwych cierpień i bied. W dobrobycie zaś, który prowadzi do grzechu, przesytu, nieczystości, wynaturzeń, mordowania najbardziej niewinnych, ranienia tajemnicy niewieściego ciała- Świątyni Ducha Świętego- profanowanej dziś na ulicach przez ubiór kulturowo narzucony, billboardy, itd… pogrążać się będziemy w otchłani rozpaczy, (nawet jeśli nazwiemy ową rozpacz przyjemności szczęściem). Cóż nam z tego, że damy bratu kupę piéniędzy, jeśli zaciągniemy go do bram piekielnych. Dobrobyt, bogactwo to jéno instrumenty, które źle używane mogą zaprzepaścić osiągnięcie celu. A cel- Szczęście można osiągnąć bez nich. Byleby wypełniać Prawo Bożej Miłości. Wtedy będziemy szczęśliwi, nawet gdy kromki chleba czasem braknie, nawet w ciérzpieniu. A cóż to za szczęście? Niewypowiedziane! Jakże nie pragnąć, by Intronizacja się dokonała, i w sercach jednostek, i na szczeblu państwowym. Intronizacja- czyli poddanie się Prawu i Władzy tego, który jest Królem niezależnie od naszej woli, ale naszej woli oddaje podporządkowanie się temu Królowaniu.
Zwyczajny Katolik
Zygmunt
Dziękuję i pozdrawiam
Zwyczajny Katolik
Tahamata
Tak, marzy mi się ale mogę coś robić i się modlić...Więcej
Tahamata

Tak, marzy mi się ale mogę coś robić i się modlić...
tahamata
Chcący... wszystko wskazuje na to, że marzy Ci się Kościół wojujący, tryumfujący i misyjny. Non possumus. Nie możemy tego zrealizować w posoborowej rzeczywistości. Modlitwy o pokój w Asyżu są przecież zaprzeczeniem pokoju Chrystusowego w katolickim ujęciu rzeczy.
Pius XI enc. Ubi arcano Dei: "Dlatego nie może być kwestionowany fakt, że prawdziwy pokój Chrystusowy może istnieć tylko w Królestwie …Więcej
Chcący... wszystko wskazuje na to, że marzy Ci się Kościół wojujący, tryumfujący i misyjny. Non possumus. Nie możemy tego zrealizować w posoborowej rzeczywistości. Modlitwy o pokój w Asyżu są przecież zaprzeczeniem pokoju Chrystusowego w katolickim ujęciu rzeczy.

Pius XI enc. Ubi arcano Dei: "Dlatego nie może być kwestionowany fakt, że prawdziwy pokój Chrystusowy może istnieć tylko w Królestwie Chrystusa - "pokój Chrystusowy w Królestwie Chrystusa". Nie mniej niekwestionowane jest, że czynimy wszystko, aby dokonać ponownego założenia królestwa Chrystusa, chcemy działać bardziej efektywnie w celu ustanowienia trwałego pokoju na świecie. Pius X biorąc za swoje motto hasło "Odnowić wszystko w Chrystusie" inspirowany był z wysokości, żeby położyć podwaliny pod to "dzieło pokoju", które stało się programem i naczelnym zadaniem Benedykta XV. Te dwa programy naszych poprzedników chcemy połączyć w jeden - odbudowę Królestwa Chrystusa przez pokój Chrystusowy - "pokój Chrystusowy w Królestwie Chrystusa". Z wielka mocą będziemy starać się ustanowić ten pokój, kładąc ufność w Bogu, który, gdy powołał Nas na tron Piotrowy, obiecał, że Jego Boska pomoc nigdy Nas nie opuści. Prosimy, aby wszyscy pomogli Nam i współpracowali z Nami w tej misji." Amen
Zwyczajny Katolik
TAHAMATA
Zgadzam się. i Do tej encykliki też się odnoszę
tahamata
Papież Pius XI w encyklice Quas Primas rzecze tak: "Jeżeli więc teraz nakazaliśmy czcić Chrystusa - Króla całemu światu katolickiemu, pragniemy przez to zaradzić potrzebom czasów obecnych i podać szczególne lekarstwo przeciwko zarazie, która zatruwa społeczeństwo ludzkie. A zarazą tą jest zeświecczenie czasów obecnych, tzw. laicyzm, jego błędy i niecne usiłowania; wiadomo Wam zaś, Czcigodni …Więcej
Papież Pius XI w encyklice Quas Primas rzecze tak: "Jeżeli więc teraz nakazaliśmy czcić Chrystusa - Króla całemu światu katolickiemu, pragniemy przez to zaradzić potrzebom czasów obecnych i podać szczególne lekarstwo przeciwko zarazie, która zatruwa społeczeństwo ludzkie. A zarazą tą jest zeświecczenie czasów obecnych, tzw. laicyzm, jego błędy i niecne usiłowania; wiadomo Wam zaś, Czcigodni Bracia, że zbrodnia ta nie naraz dojrzała, lecz już od dawna ukrywała się w duszy społeczeństwa. Zaczęło się bowiem od tego, że przeczono panowaniu Chrystusa Pana nad wszystkimi narodami; odmawiano Kościołowi władzy nauczania ludzi, wydawania praw, rządzenia narodami, którą to władzę otrzymał Kościół od Chrystusa Pana, aby prowadził ludzi do szczęścia wiekuistego. I wtedy to zaczęto powoli zrównywać religię Chrystusową z innymi religiami fałszywymi i stawiać ją bezczelnie w tym samym rzędzie; następnie podporządkowano ją pod władzę świecką i wydano ją prawie na samowolę rządu i panujących; dalej jeszcze poszli ci, którzy umyślili sobie, że należy zastąpić religię Bożą jakową religią naturalną, naturalnym jakimś wewnętrznym odruchem. A nie brakło i państw, które sądziły, że mogą się obejść bez Boga i że ich religią to - bezbożność i lekceważenie Boga." - A taka właśnie jest rządzona przez apostatów i liberałów Polska A.D. 2012.

Uważam, że katolik nie może głosować na partie, które mają antychrześcjańskie programy i powinien wspierać przedsięwzięcia z katolickim (zdrowym, katolickim) rodowodem. A jeśli takich nie ma, to należy dążyć do ich powstania.
Radek33
Bardzo dobry artykuł 🤗
Zwyczajny Katolik
DLACZEGO RELIGIJNOŚĆ LUDOWĄ POMIESZANO Z MAGICZNOŚCIĄ?
czYTAJ OD STRONY 84-112:
docs.google.com/…/edit
Zwyczajny Katolik
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA