Już doszło do tego, że moje dzieci połamali moje obrazy i że oddawali mocz na krucyfiksy... Droga Dobrego Pasterza dobiega końca, wraca On do swojego domu!”
Dziś wieczorem podczas Mszy Świętej Jezus poprosił mnie, abym poszła za nim, bo musiał mi coś pokazać... Widziałam Europę zalewaną przez morze rozżarzonej lawy pochodzącej z północy Rosji, powoli schodzącej w kierunku Włoch i Hiszpanii...
Potem Jezus pokazał mi ogromny wir w wodach Morza Tyrreńskiego, między Sardynią, Sycylią i półwyspem, a z tego ogromnego wiru w wodzie wyłoniły się zdeformowane, żarzące się istoty. Jezus powiedział mi, że to demony, które wychodzą z piekła i rzucają się na ziemię. Zapytałam więc Jezusa o powód tej wizji i powiedziałam mu, że nie mamy ucieczki; Odpowiedział mi, że tego chce sam człowiek, ci, którzy otworzyli drzwi piekła, są złymi i skorumpowanymi dziećmi, a teraz katastrofa będzie straszna...
„Czy wierzycie, że możecie powstrzymać demony? Czy myślicie, że mogą wywołać tylko choroby, burzę lub wojnę? Wy nie wiecie, co wyście zrobili! Szatańska horda niszczy wszystko, niczego nie oszczędza i nienawidzi was tak bardzo, że płoną z pragnienia wciągnięcia was w otchłań, gdzie będą was dręczyć, rozrywając was na wieczność bez wytchnienia...
Tylko mój wszechmocny oddech i mój boski rozkaz mogą ich powstrzymać i wygnać ich z powrotem do miejsca, z którego wyszli, ale wiele, zbyt wiele dzieci mnie nie chce, wypędzili mnie, pluli na mnie, połamali moje obrazy, doszli do tego, że oddawali mocz na krucyfiksy...
Mój ból jest bardzo wielki, ale jeśli ktoś z nich zechce wrócić i zeszczerego serca poprosi Mnie o przebaczenie, spalę wszystkie jego grzechy w ogniu Mojego Miłosierdzia... Ale czasu na to pozostało mało, bardzo mało! Nadal chcę robić to, co powiedział mój Izajasz: nawet gdyby ich grzechy były jak szkarłat, staną się biali jak śnieg, ale tylko dopóki pozwolę się spotkać... Droga Dobrego Pasterza dobiega końca, wraca On do swojego domu!”
Potem Jezus wszedł w moje ramiona; był cały zraniony, podrapany, spuchnięty, brudny od plwocin, zakrwawiony, pobrudzony ziemią. Poprosił mnie, żebym dała mu odpocząć i pocieszyła go, odgarnęłam mu włosy z twarzy, oczy miał opuchnięte i fioletowe, nos był złamany i opuchnięty, górna warga spuchnięta i posiniaczona, w uszach była zakrzepła krew, na czole znaczna głęboka podłużna rana, między szczęką a szyją miał duże siniaki, włosy były sklejone od zakrzepłej krwi, a on szeptem poprosił mnie, żebym trzymała go w ramionach. Następnie dodał, że chce, abym towarzyszyła mu do grobu, pomagając mu chodzić. Tak więc nazwał mnie „swoją małą Cyrenejką”, chciał, żebym położyła go na kamieniu i przykryła jego ciało długim białym prześcieradłem, a po zakryciu jego twarzy kolejnym małym kawałkiem materiału na wierzchu prześcieradła, musiałam wyjść i pozostać blisko prawie okrągłego kamienia, aż powróci...
Grób był w ogrodzie i nie był zbyt duży, mógł pomieścić tylko jedno ciało, już dawno temu Jezus powiedział mi, że ten grób należał do Józefa i że ten pobożny człowiek kazał go już zbudować w skale dla jednego ze swoich wyzwolonych sług, już w podeszłym w wieku, który był dla niego jak syn, nie był ani Żydem, ani Izraelitą, pochodził z Kapadocji, ale przyjął wiarę ojców; nazywał się Ciro Leuco.
Do grobu wchodziło się po trzech kamiennych stopniach, a miejsce, w którym leżało ciało, ale nie całkiem, było prostokątnym kamieniem, tak wysoko nad ziemią jak nasz normalny stół, być może trochę niższym i tak długim jak święte ciało Pana, pomimo iż jego nogi nie były w pełni wyprostowane ... Szerokość była taka sama, jak ciała. Uderzył mnie fakt, że ten kamień był przymocowany do tylnej ściany, jakby z niej wyszedł. Wtedy Jezus, zanim wyszłam, powiedział mi, abym złożyła tę małą chusteczkę, którą położyłam na jego twarzy, i położyła ją na kawałku wystającej ściany, bocznie do kamienia depozycji... już jakiś czasu temu Jezus dawał mi poznać, czym był ten mały kawałek materiału i co to oznaczało.
W końcu wyszłam, tak jak mi kazał i usiadłam w pobliżu kamienia zamykającego grób. Na dole zobaczyłam drewnianą bramę, nie było dużych drzew, ale rośliny, a niektóre z małymi żółtymi kwiatkami... Patrząc na to, zasnęłam!
Wielokrotnie pytałam Jezusa, jak to możliwe, że On nadal żyje tym wszystkim, skoro zmartwychwstał, jest po prawicy Ojca, w pełnej Chwale...
Jezus wyjaśniał mi za każdym razem, że wszystko to, co przeżył jako człowiek przeżywał także z Wolą Bożą i wieczną, dla tego jego życie, męka, śmierć i zmartwychwstanie nigdy nie ustają, ale powtarzają się i będą się powtarzać zawarte w Jego Boskości, aż do końca czasów... Przed nim, stworzenie, odkupienie i uświęcenie są jednością, żyją i istnieją jednocześnie; i chociaż są podzielone, przenikają się wzajemnie.
Nie jest nam łatwo to zrozumieć...
Ile innych rzeczy Jezus zawsze mi pokazywał!
Wczoraj wieczorem, po Mszy, Jezus był bardzo poruszony i powiedział mi: „Moje dziecko, duch prostytucji opanował wiele młodych i starych kobiet; ich ubranie jest niegodne, bez wstydu, są ciałem na wystawie dla chciwych i pożądliwych spojrzeń... One nie wiedzą, za ile grzechów są odpowiedzialne, grzechów seksualnych, cudzołóstwa, pornografii, nieczystych grzechów... Ile dusz idzie na stracenie z winy tej skomplikowanej rozwiązłości owych kobiet... Moje dziecko, brzydzą mnie, obrażają mnie, ubliżają mi, prześladują mnie... Było powiedziane, że ciało jest siedzibą Ducha Świętego a one nie wiedzą, że te ubrania, które odbierają wszelką godność żeńską, są szatami najgorszego z grzechów: tego przeciw Duchowi Świętemu. Nikt im nic nie mówi, moi obłudni ministrowie boją się oddalić dusze. Nie przyszedłem i nie umarłem, aby mieć nędzną ilość zepsutych i brudnych dusz, obrzydzonych grzechem, ale aby mieć jakość kochających, jaśniejących, dobrych, hojnych dusz. Nawet gdyby mój Kościół odwrócił się [plecami] do 12 filarów, Ja uzdrowiłbym go i zaakceptowałbym z wielką miłością. Dziecko, proszę cię, pociesz mnie za to wszystko, złóż mi swoją ofiarę”.
Z książki Wołanie miłości i bólu do jednej dziecięcej duszy na nasze czasy 15.03.2020