Wiesiek M.
279

“Zaprawdę powiadam wam”... A my?

No jednak, mimo wszystko, Kanada się od Polski różni. Chodzi mi, rzecz jasna, o postawę osób publicznych, piastu-jących ważne państwowe stanowiska, wobec wartości, które kształtują nasze życie, czyli duchowo-moralny “kręgosłup”. Jeśli w zdominowanym przez tuskowych popleczników Sejmie, taki “liberalny” katolik jak Gowin Jarosław, minister sprawiedliwości i jego 45 kolegów z PO, potrafią zachować nie tylko “twarz”, ale i zasady, o których wyraźnie mówi Jezus w Ewangeliach, to znaczy, że ci ludzie chyba jednak faktycznie w tego Chrystusa wierzą...
Natomiast tu, w Kanadzie, taki minister konserwatywny Jason Kenney, przyjaciel Polski, który potrafi piękne oświadczenie napisać po zgonie prymasa Glempa, głosuje za aborcją, i wcale mu nie przeszkada, że stoi to w sprzeczności z jego deklaracjami “bycia katolikiem”. Tu, w Ontario, lokalni liberałowie wybierają swego lidera i premiera, a takiemu Gerardowi Kennedy’emu (także deklaruje się jako katolik) nie przeszkadza wcale, iż premierem będzie kobieta (ostatecznie ją poparł), która “pobłądziła w życiu” i jest w związku, które założyciel Kościoła Katolickiego określa jako zboczenie i zło.
Przepraszam bardzo, ale jeśli już mam ja - “zakonserwowany” konserwatysta i katolik (oj, nie zawsze tak było), “oszołom”, osoba wierząca
w cuda za czasów Chrystusa i po Nim, opętania, egzorcyzmy, objawienia potwierdzone przez Kościół oraz niektóre prywatne, cuda eucharystyczne, prawdziwość Całunu Turyńskiego, nieziemskie pochodzenie wizerunku Matki Bożej z Guadalupe - kogoś cenić czy też może docenić, to już zdecydowanie bardziej doceniam postawę takiego katolickiego liberała Gowina niż katolickiego liberała Kennedy’ego. Na ile przyczynił się do stanowiska min. Gowina jego doradca, a mój - no powiedzmy - dobry znajomy, niedawny minister od sprawiedliwości Andrzej Czuma - tego nie wiem. Wiem jednak, że na pewno nie odciągał go od tej postawy.
Powstaje tu pytanie - kwestia - zagadnienie - jak daleko można wyrzec się pryncypiów, zasad, które explicite wykłada nasz Pan w Jego “Drodze, Prawdzie i Życiu”. “Lekko” je ominąć, unowocześnić? Można zawsze, tylko, że wówczas niechże taki pan Kenney czy Kennedy będą na tyle uczciwi, iżby wycofali ze swych oficjalnych życiorysów pod rubryką “religia” wpis “roman catholic”, bo to po prostu nie jest prawdą. Tego nie wymyślił Soren Kierkegaard (przypomnę: genialny duński filozof, który oparł się złudnym koncepcjom Hegla, a twierdził m.in, iż jednostka jest i będzie punktem odniesienia, który ma zatrzymać ten panteistyczny zamęt), on tylko powtórzył za Chrystusem: albo - albo. Kto nie zgadza się całkowicie ze Mną - jest... przeciwko mnie. Nie ma zmian, unowocześnienia Jego zasad i przykazań. On są “żelazne”. Wieczne. Ktokolwiek chce je poprawić, zmodyfikować, “ulepszyć” - jak Kennedy czy Kenney - nie jest już uczniem Chrystusa. Oni są facetami, którzy poddali się modzie współczesności, albo też zwyczajnie zadbali o swe życiowe i partyjne interesy.
Na koniec pytanie do każdego... no nie każdego. Do każdego, kto się uważa za katolika: - Czy wierzysz tak naprawdę w to, co obajwił i mówił Jezus? - Czy wierzysz, że nasze ziemskie życie - to tylko “pielgrzymka”, czas próby, życia bardziej w pokorze niż przyjemności, bardziej w służeniu niż korzystaniu? - Czy w końcu, tak naprawdę, wierzysz, że śmierć to tylko “przejście” i wszystkich nas czeka życie potem?
Bo jeśli w to nie wierzysz, to - moim zdaniem - uczciwsze będzie, szczersze i docenione - gdy się do tego przed sobą i innymi przyznasz. Lepsza jest postawa zgodna z prawdziwymi odczuciami i przekonaniami, niż “faryzejska”. Jeśli jest potępienie i piekło (myślę, że niestety jest), to “faryzeusze” znajdą się tam z pewnością. Ludzie szczerzy niekoniecznie.