V.R.S.
1517

Nazwali go schizmatykiem (16)

List do zagubionych katolików

W roku 1986 – roku opisywanych w poprzedniej części pamiętnych wydarzeń, ukazała się we Francji, w tamtejszym języku, niewielka objętościowo książeczka, wkrótce przetłumaczona także na język angielski. Nosiła tytuł List otwarty do zagubionych katolików i w przystępny sposób objaśniała główne przejawy kryzysu Kościoła i dostępne remedia. Abp Lefebvre wychodzi w niej z wypowiedzi Pawła VI (z 30 czerwca 1968 r.) i Jana Pawła II (z 6 lutego 1981 r.) o zamęcie wśród chrześcijańskich dusz. Podziela ten opis, różni się jednak od obu papieży w diagnozie przyczyn problemu. Jak pisze: „Ten zamęt jest widoczny wszędzie – w rozmowach, książkach, gazetach, audycjach radiowych i telewizyjnych, w zachowaniu katolików, które ukazuje nagły spadek praktykowania wiary, jak pokazują to statystyki, niezadowolenie z Mszy i sakramentów, ogólne rozluźnienie moralne. (…) Szybkie zmniejszanie się liczby osób praktykujących religie pochodzi raczej z nowego ducha, który został wprowadzony do Kościoła i który rzucił podejrzenie na całe przeszłe nauczanie i życie Kościoła. Wszystko to było oparte na niezmiennej wierze Kościoła, przekazanej przez katechizmy uznawane przez wszystkich biskupów. Wiara była oparta na rzeczach pewnych. Zostały one wywrócone i powstał w wyniku tego zamęt. Weźmy jeden przykład: Kościół nauczał a wierni wierzyli że Religia Katolicka jest jedyną prawdziwą religią. Została w rzeczywistości ustanowiona przez samego Boga, podczas gdy inne religie są dziełem człowieka. W konsekwencji, chrześcijanin powinien unikać kontaktów z fałszywymi religiami a ponadto czynić wszystko co w jego mocy by przywieść wyznawców fałszywych religii do religii Chrystusowej. Czy to dalej jest prawdą? Oczywiście że jest! Prawda nie może się zmieniać – w innym wypadku nie byłaby prawdą (…) Jednak teraz widzimy jak sam Papież uczestniczy w ceremoniach religijnych fałszywych religii, modląc się i nauczając w kościołach sekt heretyckich. (…) Gdy czytam Documentation Catholique lub czasopisma diecezjalne znajduję tam pochodzące od łącznej komisji katolicko-luterańskiej, oficjalnie uznawanej przez Watykan takie twierdzenia: „Wśród idei Soboru Watykańskiego II dostrzegamy zebrane wiele z tego o co prosił Luter, to jest: opis Kościoła jako ‘Ludu Bożego’ (wiodąca idea nowego Prawa Kanonicznego – idea demokratyczna, nie hierarchiczna), akcent na kapłaństwo wszystkich ochrzczonych, prawo do indywidualnej wolności religijnej. Inne żądania Lutra z jego czasów można rozważyć jako spełnione przez teologię i praktykę dzisiejszego Kościoła: używanie ludowego języka w liturgii, możliwość Komunii pod obiema postaciami, odnowa teologii i celebracji eucharystycznej”. Cóż za oświadczenie! Spełnienie żądań Lutra, który ogłosił się zdecydowanym i śmiertelnym wrogiem Mszy i papieża! (…) Z tego nieprawdopodobnego podsumowania możemy wywieść jedynie jeden wniosek: albo powinniśmy potępić Sobór Watykański II, który to dopuścił, albo potępić Sobór Trydencki i wszystkich papieży, którzy, począwszy od XVI wieku, ogłosili protestantyzm jako heretycki i schizmatycki. Jest zrozumiałe że katolicy są zagubieni takim obrotem spraw. Lecz jest jeszcze tak wiele innych! W ciągu kilku lat oglądali transformację serca i istoty praktyk religijnych znanych przez dorosłych od dzieciństwa. W kościołach ołtarze zostały zniszczone lub zastąpione stołami, często przenośnymi, które wynosi się kiedy ich się nie używa. Tabernakulum nie zajmuje już honorowego miejsca: jest zwykle schowane (…) a kiedy pozostaje w centrum kapłan zwraca ku niemu plecy podczas Mszy. Celebrans i wierni patrzą na siebie i dialogują. (…) Świeccy, w tym kobiety rozdają Komunię, która jest otrzymywana do ręki. Ciało Chrystusa jest traktowane bez szacunku, co rzuca wątpliwości naprawdę o przeistoczeniu. (…) Katolicy są zaskoczeni również zniknięciem szaty duchownej jak gdyby księża i zakonnicy wstydzili się by wyglądać na to kim są. Rodzice, którzy wysyłają swe dzieci na katechezę odkrywają że nie uczy się już prawd wiary, nawet tych podstawowych (…) Wiara stała się pojęciem płynnym, miłość – rodzajem powszechnej solidarności, zaś nadzieja jest przede wszystkim nadzieją lepszego świata.”
Abp Lefebvre przechodzi dalej do samej sprzeczności aggiornamento w sferze religii: „katolicy, którym próbowano narzucić nowinki w porządku duchownym i nadprzyrodzonym na tej samej zasadzie [tj. postępu, udzisiejszenia] uświadomili sobie że nie jest to możliwe. Nie zmienia się Świętej Ofiary Mszy, sakramentów ustanowionych przez Jezusa Chrystusa, nie zmienia się objawionej raz na zawsze prawdy, nie zastępuje się jednego dogmatu innym."
Przechodzi też Abp Lefebvre do własnej odpowiedzi na kryzys – jak wskazuje: „nie jestem głową żadnego ruchu, tym mniej – partykularnego kościoła (…) Opisują pewne osoby jako „lefebrystów” jak gdyby to była kwestia stronnictwa lub szkoły. To jest nadużycie językowe. Nie mam żadnej osobistej doktryny w materii religii. Całe moje życie trzymam się tego co mnie nauczono w Rzymie, w Seminarium Francuskim to jest doktryny katolickiej (…) Jak wszyscy inni biskupi mogli ulec takiej przemianie? Widzę tylko jedno wyjaśnienie: pozostawali we Francji i dopuścili do stopniowego zarażenia się. W Afryce byłem chroniony. Wróciłem w roku soboru, kiedy szkoda została już wyrządzona. Vaticanum II jedynie otwarło bramy powstrzymujące niszczący potop.” Jak wskazywał za zmianami musiała kryć się jakaś intencja: „widzimy tu pragnienie zmiany relacji człowieka do Boga w stronę familiarności i swobody, jak byśmy spotykali się z Nim jak z równym sobie. Jak może ktoś nabyć przekonanie że jest w obecności Stwórcy i Pana wszechrzeczy jeśli znosi się gesty, które ucieleśniają „moc Religii”? Czy nie ryzykuje również zmniejszenie poczucia Rzeczywistej Obecności w tabernakulum?"
„Katolicy są również zdumieni uporczywą tendencyjnością, banalnością czy nawet wulgarnością sposobu w jaki traktowane są miejsca kultu. Wszystko co składało się na piękno budynków oraz wspaniałość obrzędów jest potępiane jako „triumfalizm”. Dekoracja powinna być teraz bliższa codziennego życia. Jednakże w epokach wiary ofiarowano Bogu najcenniejsze posiadane rzeczy. To w wiejskim kościele oglądano te rzeczy, które nie należały do świata codziennego: złoto, obrazy, jedwabie, koronki, zdobienia i figury Matki Bożej ukoronowane klejnotami. Chrześcijanie podejmowali finansowe ofiary by oddać cześć Bogu Wszechmogącemu w najlepszy sposób w jaki umieli. Wszystko to skłaniało do modlitwy i wznosiło duszę.”
Przypomina dalej Arcybiskup akty kultu w przestrzeni publicznej – procesje Bożego Ciała. Tę przeszłość zestawia z obecnym kryzysem: spadkiem liczby Mszy, powołań, praktykujących wiernych, redukcją liturgii i modlitwy publicznej do najprostszych środków wyrazu, także jeśli chodzi o nowoczesną muzykę „sakralną”, dodatkowymi „atrakcjami” obcymi Wierze Katolickiej (joga, zen).
Podkreśla zwłaszcza kwestię Mszy, która „próbuje sprowadzić się do poziomu ludzkiego zamiast podnieść ludzi ku Bogu (…) zniszczyć to co sakralne. Katolik zostaje w ten sposób pozbawiony tego czego potrzebuje i czego pragnie albowiem ma pragnienie czczenia i szanowania wszystkiego co odnosi się do Boga (…) Ta desakralizacja rozciąga się na osoby, które ślubowały służbę Bogu wraz ze zniknięciem szaty duchownej kapłanów i zakonników, używaniem imion chrzcielnych, familiarności i zeświecczonego sposobu życia” Jak zauważa: „utrata tego co święte prowadzi również do profanacji” to jest szerokich nadużyć liturgicznych: „Lekceważenie realnej obecności Chrystusa w Eucharystii jest najbardziej jaskrawym znakiem, przez który wyraża się nowa mentalność, nie będąca już katolicką (…) Ten nowy sposób można wyjaśnić jedynie następująco: skoro ludzie przychodzą na Mszę by łamać się chlebem przyjaźni, wspólnej uczty, wspólnej wiary wówczas jest dość naturalne że nie trzeba podejmować nadmiernych środków ostrożności. Jeśli Eucharystia jest symbolem wyrażającym po prostu pamiątkę przeszłego wydarzenia i duchową obecnością Naszego Pana jest logiczne że nie trzeba się martwić o parę okruchów, które mogą spaść na podłogę."
Jest to zupełnie inne podejście niż „przyjmowanie Chrystusa, przed którym, jak powiada św. Paweł, zgina się każde kolano w niebie, na ziemi i poniżej”. Tymczasem „wielu kapłanów nie przyklęka już przed Świętą Eucharystią a nowy ryt Mszy do tego zachęca. Dostrzegam tu jedynie dwie możliwe przyczyny: albo niezmierna pycha, która sprawia że traktujemy Boga jakbyśmy byli Mu równi albo pewność że nie jest rzeczywiście obecny w Eucharystii (…) Czynienie z Mszy pamiątki czy też uczty braterskiej jest błędem protestanckim. Co wydarzyło się w XVI wieku? Właśnie to co ma miejsce dzisiaj. Od razu zastąpili ołtarz stołem, usunęli z niego krucyfiks i obrócili ‘przewodniczącego zgromadzenia’ twarzą do niego. (…) Nie, Msza tym nie jest. Nie jest kontynuacją posiłku podobnego do tego, na który Nasz Pan zaprosił św. Piotra i kilku Apostołów rankiem na brzegu jeziora, po zmartwychwstaniu. (…) Jeśli Msza jest posiłkiem rozumiem obrócenie kapłana do zgromadzenia. Nie przewodniczy się posiłkowi plecami do gości. Jednak ofiara jest składana Bogu, nie zgromadzeniu. Dlatego kapłan na czele wiernych zwraca się ku Bogu i krucyfiksowi na ołtarzu. (…) Do kontynuacji Ofiary Krzyża są niezbędne trzy warunki: oblacja Żertwy, przeistoczenie, które sprawia że Żertwa jest obecna rzeczywiście a nie symbolicznie oraz jej złożenie przez kapłana, który otrzymał święcenia kapłańskie, będącego w miejscu Najwyższego Kapłana, którym jest Nasz Pan. (…) Cała nadprzyrodzona moc Mszy pochodzi z jej relacji do Ofiary Krzyża. (…) Luter widział bardzo jasno, że Msza stanowi serce i duszę Kościoła. Powiedział: zniszczmy Mszę a zniszczymy Kościół. A teraz widzimy że Novus Ordo Missae to jest nowy porządek przyjęty po soborze zostało sporządzone zgodnie z pozycjami protestanckimi lub przynajmniej niebezpiecznie blisko nich. Dla Lutra Msza była ofiarą pochwalną, aktem pochwalnym, aktem dziękczynnym lecz z pewnością nie ofiarą przebłagalną, która ponawia i zastosowuje Ofiarę Krzyża (…) Przeciwnie, Kościół twierdzi że Ofiara ta dopełnia się mistycznie na naszych ołtarzach podczas każdej Mszy, w bezkrwawy sposób poprzez rozdzielenie Ciała i Krwi pod postaciami chleba i wina. To ponowienie pozwala na zastosowanie zasług Krzyża do obecnych wiernych, przedłużając to źródło łaski w czasie i przestrzeni (…) Różnica w pojęciu nie jest mała. Czyni się wysiłki by ja zredukować, jednakże przez zmianę doktryny katolickiej, czego obserwujemy liczne oznaki w liturgii. (…) W Kościele kapłan jest naznaczany niezatartym „znakiem”, który czyni z niego „alter Christi” – jedynie on może składać Świętą Ofiarę. Luter uważał rozróżnienie między duchowieństwem a świeckimi za „pierwszy mur wzniesiony przez Rzymian”, wszyscy chrześcijanie są kapłanami, pastor sprawuje jedynie funkcję przewodniczącego na mszy luterańskiej. W Novi Ordinis „ja” celebransa zostało zastąpione przez „my” tam gdzie wierni „celebrują”, wiąże się ich z aktami kultu, czytają Epistołę a czasem nawet Ewangelię, rozdają Komunię, czasem wygłaszają homilię – którą można zastąpić „dialogiem w niewielkich grupach o Słowie Bożym”, spotykają się z wyprzedzeniem by „ułożyć” niedzielną celebrację. Jednak to jest tylko pierwszy krok”. Opisuje następnie Abp Lefebvre likwidację modlitw Offertorium i zastąpienie ich (żydowskim) błogosławieństwem pokarmów, do którego doklejono resztkę Lavabo i Orate Fratres. Jak wskazuje dalej „w Novi Ordinis najbardziej starożytna część Kanonu Rzymskiego, sięgająca czasów apostolskich została przeformułowana by zbliżyć ją do luterańskiej formuły konsekracyjnej, poprzez dodania i usunięcia”, w tym przekształcenie słów Ustanowienia, wyraźnie wyodrębnionych w tradycyjnym rycie rzymskim, w narrację: „nowy Mszał wymaga od celebransa by zachował narracyjny ton głosu jakby naprawdę przewodniczył pamiątce”. Wskazuje na kwestię wątpliwości co do ważności Mszy z powodu braku właściwej intencji: „jest oczywiste że jest coraz mniej ważnych Mszy ponieważ doszło do skażenia wiary kapłanów i nie mają już intencji czynienia tego co Kościół, który nie może zmienić swej intencji, zawsze czyni."
Co do uczestniczenia w Mszy według nowego rytu, odpowiada: „Msze te nie mogą stanowić przedmiotu obowiązku, nadto powinniśmy stosować do nich zasady teologii moralnej i prawa kanonicznego dotyczące udziału lub uczestnictwa w akcji stanowiącej zagrożenie dla wiary lub niosącej ze sobą ryzyko profanacji. Nowa Msza, nawet odmawiana z pobożnością i szacunkiem dla zasad liturgicznych, stanowi przedmiot takich samych zastrzeżeń, jest bowiem przesiąknięta duchem protestantyzmu. Nosi w sobie truciznę szkodzącą wierze. Oznacza to że dzisiejsi francuscy katolicy znajdują się w warunkach praktyki religijnej panujących w krajach misyjnych.” Podkreśla walor łaciny jako „języka uniwesralnego. Poprzez jego użycie liturgia formuje w nas powszechną to jest katolicką łączność (…) Fakt iż łacina jest językiem martwym działa na jej korzyść: jest najlepszym środkiem ochrony wyrażenia wiary przed lingwistycznymi zmianami, które następują naturalnie z biegiem czasu”. Opisuje zmiany w rytach innych sakramentów, pisze o utracie znaczenia pojęcia kapłaństwa, wśród kapłanów, nowych katechizmach i nowej teologii, nauczanej w seminariach i na „katolickich” uczelniach, ekumenizmie i ideologii wolności religijnej oraz ich straszliwych skutkach na poziomie powszechnym i lokalnym (wspólne nabożeństwa z muzułmanami, przekazywanie pomieszczeń na meczety). Jak pisze: „Francuski kardynał odprawiał Mszę w obecności tybetańskich mnichów ubranych w szaty ceremonialne i siedzących w przednim rzędzie (…) w kościele w Rennes miał miejsce kult Buddy, we Włoszech dwudziestu zakonników przeszło uroczystą inicjację zen z rąk buddysty.” Pisze o wpływach komunistycznych i masońskich w Kościele, o wypowiedziach hierarchów (kard. Suenens) że Sobór Watykański II stanowił Rewolucję Francuską w Kościele, problemach z Vaticanum II, które „nie jest soborem takim jak inne i dlatego możemy go osądzać, z roztropnością i rezerwą” oraz stanowi skutek mariażu między Kościołem a ideami Rewolucji, o odnowie modernizmu potępionego przez Piusa X, o Tradycji oraz wiecznym, niezmiennym nauczaniu Kościoła, wreszcie o prawdziwym i fałszywym posłuszeństwie oraz swojej działalności w odpowiedzi na kryzys.
Jak wskazuje nie jest „ani heretykiem ani schizmatykiem”. „To było by bardzo wygodne – zamienić nas w sektę i ogłosić schizmatykami. Jak wiele razy stosowano wobec nas określenie: schizma! (…) Władza Papieża w Kościele jest najwyższa, ale nie absolutna i nieograniczona, ponieważ podlega Boskiemu autorytetowi wyrażonemu w Tradycji, Piśmie Świętym i definicjach promulgowanych przez Magisterium Kościoła. W rzeczywistości granice władzy papieskiej wyznaczają cele, dla których została udzielona Wikariuszowi Chrystusa na ziemi, cele, które Pius IX jasno zdefiniował w konstytucji Pastor aeternus Soboru Watykańskiego I. Mówiąc powyższe, nie wyrażam zatem prywatnej teorii. Ślepe posłuszeństwo nie jest katolickie: nikt nie jest zwolniony od odpowiedzialności posłuchania raczej człowieka niż Boga jeśli przyjmuje polecenia od wyższej władzy, nawet Papieża, w sytuacji w której są one przeciwne Woli Bożej rozpoznanej z pewnością na podstawie Tradycji. (…) Jest błędem uważanie że każde słowo wypowiedziane przez Papieża jest nieomylne.” Odnosi się na koniec Abp Lefebvre do pewnych kwestii politycznych, odwołując się do nauczania Kościoła m.in. św. Piusa X o sillonistach. Jak zauważa: „Po chrześcijańskiej demokracji następuje chrześcijański socjalizm a skończymy z chrześcijańskim ateizmem!” Daje również rady praktyczne katolickim rodzinom: „Czytajcie i czytajcie wciąż jako rodzina Katechizm Soboru Trydenckiego – najlepszy, najzdrowszy i najbardziej kompletny (…) wyrzućcie książki, które niosą ze sobą modernistyczną truciznę (…) Nie kupujcie dowolnej Biblii – każda rodzina katolicka powinna mieć wierne tłumaczenie oparte na Wulgacie (…) Trzymajcie się prawdziwej interpretacji Pisma Św., prawdziwej Mszy i sakramentów – takich jak były wcześniej powszechnie sprawowane. (…) Musimy się modlić i czynić pokutę, jak wymaga Matka Boża i odmawiać razem Różaniec w rodzinie. Jak widzieliśmy podczas każdej wojny ludzie zaczynają się razem modlić kiedy zaczynają spadać bomby. W dokładnie taki sam sposób spadają teraz na nas: jesteśmy w niebezpieczeństwie utraty wiary. (…) Jest przed nami wspaniałe przedsięwzięcie do dokonania z zgodzie ze wskazówkami przekazanymi nam przez Apostołów: Tenete traditiones… Permanete in iis quae didicistis. Stary świat, który wzywa do zaniku jest światem aborcji. Rodziny wierne Tradycji są również dużymi rodzinami a sama ich wiara zapewnia im przyszłość. (…) Nie pozwólcie sobie na przyjęcie określenia „tradycjonalista”, które ludzie będą rozumieli w złym znaczeniu. Jest to pewien pleonazm ponieważ nie wyobrażam sobie katolika, który nie jest tradycjonalistą. (…) Jesteśmy tradycją Mówią również o „integryzmie”. Jeśli przez to rozumiemy szacunek do integralności dogmatu, katechizmu, moralności chrześcijańskiej, Świętej Ofiary Mszy, wówczas owszem, jesteśmy integrystami. I nie wyobrażam sobie katolika, który nie jest integrystą w tym znaczeniu. Mówi się również, że po mnie moje dzieło zniknie ponieważ nie będzie biskupa, który mnie zastąpi. Jestem pewien że będzie inaczej – nie mam obaw w tej kwestii. Mogę umrzeć jutro, lecz dobry Pan odpowie na wszystkie problemy. Znajdzie się na świecie wystarczająco biskupów by wyświęcać naszych seminarzystów – to wiem."
Ta kwestia – znalezienia nowych biskupów, którzy mogliby wyświęcać kapłanów wiernych Tradycji i tradycyjnemu kultowi Kościoła pojawia się na koniec listu. Jak pisze Bp Tissier de Mallerais w swojej biografii Abp Lefebvre – już w roku 1974 o. Roger-Tomasz Calmel (więcej) zwrócił Arcybiskupowi uwagę że nadejdzie dzień, w którym będzie musiał konsekrować biskupa, który zajmie jego miejsce. Pogarszający się stan zdrowia i coraz bardziej zaawansowany wiek (w roku 1985 Arcybiskup ukończył 80 lat) z pewnością sprawiały że myśl o tym powracała. W roku 1982 mówił seminarzystom że rozmawia z osobami, które obawiają się że jeśli wstąpią do seminarium SSPX to przed jego ukończeniem Abp Lefebvre umrze „a kiedy kaszlę seminarzyści drżą: niech przynajmniej Arcybiskup dotrwa do moich święceń! Ufajmy w Opatrzność, czekajmy i zobaczmy co dobry Pan zechce nam przynieść”. Jak pisze Bp Tissier de Mallerais Abp Lefebvre zasięgał też opinii teologów w tej kwestii, część zwracała uwagę że akt taki będzie stanowił uzurpację prerogatyw papieża. Jak wcześniej pisano – Watykan ostrzegał że tak sprawę potraktuje, pisał o tym Kard. Ratzinger w liście do Arcybiskupa z lipca 1983 roku, ostrzegając go przed podjęciem święceń. W powyższej sytuacji, niezależnie od kroków jakie podjąłby lub ogłosił Watykan – w tym na podstawie nowego Kodeksu prawa kanonicznego, który przewidywał co do zasady (por. Kanon 1382) wyświęcenie biskupa bez upoważnienia Papieża jako odrębne wykroczenie związane z ekskomuniką ipso facto (latae sententiae) tj. z mocy samego zdarzenia - bez konieczności orzekania, Abp Lefebvre musiał się liczyć z kryzysem jeśli nie rozłamem w samym SSPX, w tym odejściem przeciwników takiego kroku. Zresztą przed powyższym go przestrzegano, choćby w liście J. Guittona z lipca 1986 r.
Jednakże następowały kolejne wydarzenia – w tym skandale „ekumeniczne” i Asyż 1986, które Abp Lefebvre uznawał za znaki, że powinien działać. Podjął też na nowo konsultacje teologiczne i kanoniczne. Postanowił podjąć rozmowy z Watykanem odnośnie wyświęcenia biskupów (biskupa) dla „Tradycji” a jako wyjście awaryjne dopuszczał konsekracje jednak – jak wskazywał m.in. w wypowiedzi podczas konferencji w Econe 8 września 1986 roku dokonane w taki sposób by pokazać brak zamiaru schizmy. Innymi słowy – nowo wyświęcani biskupi mieli być jedynie odpowiednikami biskupów pomocniczych – sprawujących Sakramenty Św. (w tym święcenia kapłańskie bo o nie głównie chodziło) ale nie roszczących sobie prawa do jurysdykcji na danym obszarze konkurencyjnej do jurysdykcji ordynariuszy diecezji mianowanych przez Watykan: „Będą moimi biskupami pomocniczymi bez jurysdykcji. Będą jedynie po to by udzielać Bierzmowania i Święceń (…) Nie ma to nic wspólnego z ustanawianiem „Kościoła Równoległego” Celem jest jedynie zapewnienie dalszej działalności Bractwa tak aby nie umarło z tego powodu że nie będzie komu dokonywać święceń kapłańskich. A kiedy dzień prawdy Kościoła Wszechczasów powróci do Rzymu biskupi ci złożą swe godności biskupie w ręce Papieża, mówiąc mu: Oto jesteśmy. Co z nami uczynisz? Jeśli chcesz będziemy odtąd żyli jako zwykli kapłani, jeśli pragniesz uczynić z nas użytek, możesz to zrobić."

Anieobecny
,,Cała nadprzyrodzona moc Mszy pochodzi z jej relacji do Ofiary Krzyża..."