NIE DA SIĘ TEGO SŁUCHAĆ! Ignorujemy, zatykamy uszy...

(...)Z Książki Katologi(k)a i z "Analizy błędów nie tylko FSSPX"

reguły św. Ignacego Loyoli:

„Reguła 1. Rezygnując z wszelkiego własnego sądu, trzeba mieć umysł gotowy i skory do okazania posłuszeństwa we wszystkim prawdziwej oblubienicy Chrystusa, Pana naszego, czyli naszej świętej Matce, Kościołowi hierarchicznemu.

Reguła 10. Powinniśmy być gotowi do uznania i pochwalania zarówno dekretów i poleceń, jak i obyczajów naszych przełożonych. Chociaż bowiem czasami nie są one godne pochwały, to jednak występowanie przeciw nim czy to podczas publicznych przemówień, czy to w rozmowach z ludźmi prostymi zrodziłoby raczej szemranie i zgorszenie wśród ludzi – i to zarówno przeciw przełożonym świeckim, jak duchownym. Toteż jak z jednej strony jest rzeczą szkodliwą mówić źle do ludzi pod nieobecność przełożonych, tak może być rzeczą pożyteczną, jeżeli się rozmawia o złych obyczajach z tymi, którzy mogą temu zaradzić.

Reguła 13. By we wszystkim utrafić w sedno, powinniśmy być zawsze gotowi wierzyć, iż białe, które widzę, jest czarne, jeżeli się tak wypowie Kościół hierarchiczny, w przekonaniu, że między Chrystusem, naszym Panem i Oblubieńcem, a Kościołem, Jego Oblubienicą, działa ten sam Duch, który nami kieruje i rządzi ku zbawieniu innych dusz. Świętą Matką naszą, Kościołem, rządzi bowiem i kieruje ten sam Duch i Pan nasz, który nam dał dziesięć przykazań.”

Hierarchia(czyli weryfikowanie sporów na tym samym poziomie przez autorytet wyższego rzędu z papieżem na szczycie)jest po to, by wiernym umożliwić odróżnienie wiary prawdziwej od fałszywej. Katolickiej od niekatolickiej, tradycyjnej od nietradycyjnej, szczególnie tam, gdzie sprawy są skomplikowane i abstrakcyjne. Gdyby wierni mieli w tych sprawach rozstrzygać, co jest Tradycyjne, a co nie, (czy rację ma jeden czy drugi biskup, kardynał czy raczej papież) każdy mógłby z racji ograniczoności ludzkiego umysłu rozstrzygnąć inaczej. Stałoby się tak, jak w protestantyzmie, tylko miejsce tekstu Pisma świętego zajęłyby teksty tradycji i obrzędy, proponowane przez tego, czy innego biskupa, czy lidera…
Dlatego w tej akurat sprawie słuszną diagnozę stawia ksiądz, który odszedł z FSSPX i został sedewakantystą:

„przyczyna przylgnięcia do jakiegokolwiek konkretnego nauczania, prawa lub reguły dyscyplinarnej nie wynika z tego, że sam rzymski papież tak zarządził, lecz raczej dlatego, że Bractwo Św. Piusa X "dokonało przesiewu". "Złote sito" Bractwa w rzeczywistości zastąpiło nieomylne magisterium Kościoła.”

Posłuchajmy teraz słów abp. Lefebvre’a ze sławnej deklaracji:

„Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty” (Gal 1, 8).

„Czyż nie to powtarza nam dzisiaj Ojciec Święty? A jeżeli w jego słowach lub czynach, albo też w aktach dykasteriów dałoby się dostrzec jakieś sprzeczności(…)”
Czy te sprzeczności są akurat w przedmiocie wypowiedzenia posłuszeństwa? Czy zmiana jest tożsama ze sprzecznością? To trzeba udowodnić, a nie zakładać.

„(…)to wybieramy wówczas to, czego zawsze nauczano i zamykamy uszy na niszczące Kościół nowinki.”

Jak ocenić, czy to nowinki, czy nie, jeśli zamkniemy uszy? Nawet jeśli to są rzeczy nowe, nie znaczy to jeszcze że są sprzeczne. Jak więc ocenić czy te nowinki są sprzeczne czy nie, jeśli zamkniemy uszy?
Zawsze nauczano też, że trzeba bronić Soborów i danych przez Stolicę Apostolską Obrzędów. To jest zasada daną nam przez poprzedników w Tradycji. Właśnie tym, czego nie można zmieniać. Nie można zapominać o tej zasadzie i rezygnować z PRÓBY Obrony Soboru. Ta rezygnacja byłaby tu nowinką. Ktoś powie, że tutaj cytowane słowa były poprzedzone próba takiej obrony, ale okazało się to niemożliwe. Czy aby na pewno się okazało? A może możliwość tej obrony dalej jest, tylko inne czynniki, np. emocje i prowokacje powołujących się na Sobór oszczerców, oraz naciski przeciwnych im sedewakantystów sprawiły, że traktujemy je w sposób nieuzasadniony jako mało przekonujące. To, że coś jest mało przekonujące i „niekonkretne” to nie argument. To emocja.
Czytamy powyżej „jeżeli dałoby się dostrzec jakieś sprzeczności” Jeżeli. Pytanie, czy rzeczywiście te sprzeczności mają miejsce. Nie można przy ustalaniu tego odrzucać z góry głosów tych, co pokazują że i jak te sprzeczności można usunąć.
Druga sprawa: Czy dostrzeżenie błędów w jednym miejscu uprawnia nas do odrzucenia całej reszty?
Nie można „zatykać uszu”, a więc w oparciu o jedne błędy przełożonych odrzucać i resztę ich nakazów. Zatkanie uszu sprawia, że nie da się usłyszeć innych nakazów przełożonych, a więc nie ma jak oddzielić słusznych od niesłusznych. Pozostaje jedno: głuchota na nie, czyli odrzucanie hurtem. A na to mi wiara nie pozwala. Wiara Katolicka wymaga bym odrzucał tylko te wprost z nią sprzeczne, wszak jedną z kluczowych jej zasad jest posłuszeństwo. Właśnie to było jednym z błędów księdza Piotra Natanka: wypowiedzenie posłuszeństwa i tam, gdzie to nie było konieczne. Oczywiście na ten zarzut powstała już cała argumentacja powołująca się na wyższą konieczność. W dalszej części wprost się do niej odniosę i pokażę dlaczego jest błędna.

Jeżeli już góry „zamkniemy uszy”, to jak ocenimy, czy to co, co nazywamy nowinkami rzeczywiście tymi nowinkami jest i czy to, co wrzucamy do jednego wora z rzeczami niszczącymi Kościół rzeczywiście ten Kościół niszczy? Łatwo tu wylać dziecko z kąpielą, z rzeczywistymi błędami odrzucić dobro, do którego się one przyklejają. Tu trzeba sprawdzać, weryfikować, konkretyzować, a nie uogólniać! Tym bardziej gdy mówimy o rzeczach zadekretowanych przez Kościół święty. Baczmy, byśmy lecząc ból głowy nie ucięli głowy. Byśmy goniąc złodzieja nie pomylili go z tym, który akurat stał obok i mu skradzioną torebkę wyrwał !
To uogólnienie skutkujące pomyleniem powtarza się w tłumaczeniu nieposłuszeństwa w sprawie święceń jako wyższej konieczności, co przeanalizujemy dalej.
Czytamy dalej w owej deklaracji:

„Nowej Mszy” odpowiada nowy katechizm, nowe kapłaństwo, nowe seminaria i uniwersytety, charyzmatyczny Kościół Odnowy w Duchu, wszystko to, co sprzeczne z katolicką prawowiernością i odwiecznym magisterium.”
To są stwierdzenia. Nie dowody. Czy rzeczywiście odpowiada i czy rzeczywiście „wszystko to”? Nawet jeśli coś takiego jest, to czy rzeczywiście wszystko w tych nowościach jest sprzeczne z katolicką prawowiernością? Nic takiego nie wynika. Nie można tego założenia czynić argumentem, tym bardziej, że wyjściowo mamy zakładać prawowitość. Możemy ewentualnie stwierdzać sprzeczność z nią gdy nie ma opcji obrony i to w konkretnych elementach. Skąd mamy wiedzieć, że nie ma opcji obrony, gdy zatykamy uszy i nie dopuszczamy propozycji tej obrony? A mamy obowiązek bronić póki się da, bo taką otrzymaliśmy naukę, że to, co Kościół daje do wierzenia, daje w ramach Soborów i form kultu i to otrzymujemy, by przekazać. Nie wspominając tu już o oczywistej zasadzie ignacjańskiej. Wcześniej uzasadnialiśmy, że nie tylko taką naukę otrzymaliśmy, ale że ona okazuje się jedynym racjonalnym rozwiązaniem.

Nawet gdy dostrzeżemy błąd, to nie jest uprawnione rozciąganie go na całość.
Gdy widzimy zabitą w kuchni kobietę i stojącego nad nią człowieka z zakrwawionym nożem pod nogami wydajemy surowy osąd. Sprawa wydaje się prosta: zabił. Morderca. Fakty mogą być takie, że rzeczywiście jego ręka trzymała nóż, ale dlatego, że wcześniej kroił cebulę, napastnik zaszedł go od tyłu, chwycił za rękę i popchnął na ofiarę, a potem uciekł.
My jednak odrzucamy wszelkie niuansowanie jako kręcenie. Zatykamy uszy. To emocje. Nie fakty.
Tak robią Ci, co oczerniają Abpa Lefebvre’a, nie dopuszczają żadnych tłumaczeń, generalizują. Ale tak samo robią Ci, co broniąc się, odrzucają hurtem to, co ich oskarżyciele chwalą. Konsekwentnie idąc tym tokiem rozumowania należałoby odrzucić wiarę w Jezusa Chrystusa, bo protestanci też w Niego wierzą, no i odrzucać Kościół, bo, Ci co się obnoszą swoim katolicyzmem tyle złych rzeczy robią… skoro te czyny, czyli owoce są złe, to i Drzewo, czyli Kościół też jest Wielką Nierządnicą… No nie. Nie jesteśmy pewni, czy to rzeczywiście owoc z tego drzewa. To może być równie dobrze grzyb, czy jemioła, które na nim pasożytują, albo owoce z drzewa sąsiadującego z którym gałęzie sie splątały.
Nie można winić głowy za to, że ktoś wbił w nią ciernie. Nie można tylko dlatego usuwać całej głowy! Powbijały się w nią ciernie rewolucji rytu Mszy świętej, czy dwuznacznych sformułowań? Trudno. Lepiej poczekać do żniw a nie brać się za wyrywanie teraz kąkolu, bo można i zboże usunąć.(tłumacze mówią, że to nawet nie kąkol, tylko rodzaj trawy zwany życicą, która bardzo przypomina w początkowej fazie pszenicę i podobne zboża) „Z-BOŻE”. Dlatego przy oskarżaniu i odrzucaniu trzeba zawsze uważnie sprawdzać czy to liść, czy może raczej kamuflujący się kameleon i nie ulegać prowokacyjnym oszczerstwom skłaniającym nas do emocjonalnych uproszczeń.
Szukamy tego dowodu dalej:

„Reforma ta, tkwiąca korzeniami w liberalizmie i protestantyzmie, jest całkowicie zatruta; z herezji się wywodzi i do herezji prowadzi, nawet jeżeli nie wszystkie jej czyny są formalnie heretyckie.(…)

Jedyna droga wierności Kościołowi i doktrynie katolickiej, dla dobra naszych dusz, to kategoryczne odrzucenie reformy.”
Mamy powyżej kilka założeń:
1. Że reforma tkwi w protestantyzmie i modernizmie.
2. Że jest CAŁKOWICIE zatruta
3. Z herezji się wywodzi i do herezji prowadzi.
Sęk w tym, że te założenia stanowią przedmiot sporu, a traktowane są tu jako niezaprzeczalne, jako podstawa do następującego dalej wniosku:
„(…)Jest zatem niemożliwe, by świadomy i wierny katolik miał tę reformę przyjąć, lub się jej poddać.”
Tymczasem sam arcybiskup używając stwierdzenia nr. 3. unika słusznie stwierdzenia, że Nowa Msza czy Sobór są heretyckie, a tylko to pozwalałoby je odrzucać.
Nie wiemy nawet Co konkretnie jest krytykowane pod hasłem „TA REFORMA”? Dalej, nie jest udowodnione, czy wszystkie elementy i przejawy odrzucane tu hurtem jako „prowadzące do herezji”, rzeczywiście takie są.
Czy reforma ta rzeczywiście tkwi w liberalizmie i protestantyzmie?(o pałce słownej „liberalizmu” napiszemy w innym miejscu) Jest tu takie założenie, ale brak dowodu a nawet konkretyzacji w przeprowadzaniu wnioskowania, bez której łatwo o pomylenie liścia z kameleonem i wylanie dziecka z kąpielą.
Czy CAŁKOWICIE? Czy nie ma tu mylenia istoty z przypadłościami?
Pełno tu założeń, brak dowodów. Dalsze wnioskowanie oparte jest więc na nieuzasadnionych przesłankach.
„Jedyna droga wierności Kościołowi i doktrynie katolickiej, dla dobra naszych dusz, to kategoryczne odrzucenie reformy”
Skoro nie wiemy nawet czy nie mylimy reformy z tymi, co się na nią fałszywie powołują, a próbujemy to uzasadniać dopiero później, po rzuceniu takiego oskarżenia, to tym bardziej nie możemy stwierdzić, że to droga jedyna. Nie wynika.
Nie możemy tak KATEGORYCZNIE i z góry odrzucać tego, co Kościół zatwierdził, tym bardziej w sytuacji, gdy opieramy się na przeskokach w rozumowaniu, na nieudowodnionych podstawach, w przypływie skądinąd słusznego wzburzenia wywołanego krzywdami i oskarżeniami.
Nawet jeśli ktoś jest rzeczywiście mordercą, ale mi brak danych by się o tym upewnić, nie wolno mi go oskarżać z pewnością, bo tej pewności nie mam. Złamałbym VIII Przykazanie. Podobne też jest moje stanowisko w sprawie NOM.
Jeśli wierni wierzą orzeczeniom arcybiskupa podważającym Sobory i obrzędy używane oficjalnie przez Kościół, traktując zdanie papieża wyjściowo nieufnie, to tego arcybiskupa traktują jak papieża, co samo w sobie jest rewolucyjna metoda myślenia, przewrotem, przeniesieniem nadziei która mamy pokładać w całym Kościele na część tego Kościoła. I jest to poważny błąd nawet wtedy jeśli arcybiskup ma rację. Błąd leży bowiem nie w racji co do przedmiotu sporu ale w metodzie traktowania podmiotów sporu. Jest to makiawelizm, czyli używanie fałszywej metody myślenia do obrony prawdy. Metody zawierającej fundamentalnie nieuporządkowaną postawę wobec Instytucji Kościoła.
Wole mówić niejasno niż łamać VIII Przykazanie, zasadę domniemania dobroci bliźniego i Aktów Kościoła, oraz zasadę ignacjańską: ja nie rozstrzygam TU jaki NOM jest. Mówię że jeśli nawet to co przeczytałem nie wystarcza, by uważać, że NOM uczyni katolika protestantem, to nie wolno mi się na to zdanie zgadzać, a nawet w imię Tradycji mam obowiązek protestować. Ludzie orzekają w tej sprawie nie mając dowodów. Dowodami nazywają twierdzenia, orzeczenia. Dopiero jak im to wytknę, to sie oburzają, i wynajdują post factum jakieś cytaty. I na tej podstawie bardziej wierzą oskarżycielom papieża niż papieżowi. Nawet jeśli ktoś jest mordercą, ale nikt mi nie potrafi tego udowodnić tylko z oburzeniem wymaga ode mnie bym go skazał, to viii przykazanie nie pozwala mi go skazać tylko dlatego, ze środowisko uznaje to za fakt i wywiera emocjonalny nacisk oparty na sile autorytetu i orzeczenia. Większość środowiska czy to krytykującego Bractwo, czy broniącego polemizuje nie ze mną, ale z fałszywym rozumieniem mojego stanowiska.
Konsekracja i zdrada.
Arcybiskup Marceli Lefebvre oskarżał tych, co nie zgodzili się na akt jego nieposłuszeństwa w sprawie konsekracji, że są zdrajcami. Tymczasem oni konsekwentnie stosowali się do Tradycji Nauki Kościoła przekazywanej im wcześniej przez Arcybiskupa choćby w takich słowach:

„Gdybym konsekrował biskupa bez nieodzownego uprawnienia od papieża, byłbym schizmatykiem. Otóż, póki uznaję, że Jan Paweł II jest papieżem, nie mogę z nim zerwać… Jeśli Bóg chce, by Bractwo nadal trwało, sprawi, że biskupi konsekrują moich księży… Zatem bądźmy ufni” Tak wypowiadał się abp Lefebvre w przeoracie w Nantes, 11 kwietnia, 1987 roku[1]
To oni więc wykazali się odwagą niezważania na względy ludzkie i emocje, ale trzymania się ZASAD, czyli Tradycji. Idąc późniejszym tokiem rozumowania Arcybiskupa i powtarzających za nim księży Bractwa należałoby stwierdzić, że to raczej oni pozostali Arcybiskupowi wierni, a on sam siebie zdradził. To arcybiskup okazał się niekonsekwentny. Właśnie to wyrzucali mu rozmaici sedewakantyści:

Przytoczona poniżej wypowiedź abpa Lefebvre’a jest przykładem pragmatycznego podejścia do kwestii papiestwa, dokładnie jak choćby ze sprawą „mszy”. Wystarczył rok, by teologowie FSSPX opracowali „nową eklezjologię”, która legitymizowałaby ich sprzeciw wobec tego, którego uznają za Papieża. Tym samym zaprzepaszczona została okazja do połączenia sił przeciwko modernistycznym okupantom Kościoła. Mamy tu także przykład tej dwulicowości arcybiskupa oraz jego Bractwa, która prowadzi do najgorszych kompromisów. Otóż dokładnie w tym samym czasie (maj 1987 r.) o. Guérard des Lauriers o tym mówił:

„JEŚLI, z okazji ewentualnej Sakry abp Lefebvre NIE OGŁOSI I TO PUBLICZNIE porzucenia swego obecnego stanowiska, a nawet jeśli zewnętrznie nie potwierdzi tego, że nie uznaje Wojtyły jako Wikariusza Jezusa Chrystusa w akcie: wówczas dwulicowość, którą systematycznie stosuje abp Lefebvre spowoduje, że TRZEBA SIĘ BĘDZIE obawiać najgorszych kompromisów. Takie „Sakry” będą przyporządkowane, w szatański i mistrzowski sposób, temu, by lepiej zapewnić „pojednanie” „tradycyjnej” falangi z „kościołem” oficjalnym.”

Dlatego trwające za bpa Fellay zabiegi o otrzymanie oficjalnego uznania są nie tylko dalszym ciągiem zabiegów abpa Lefebvre’a, ale przede wszystkim skutkiem zasad zaprowadzonych przez założyciela FSSPX. Jan Grodzki[2]
Niestety Arcybiskup tą diagnozę urzeczywistnił. W swojej niekonsekwencji przychylił się zbytnio do jej błędnej strony, którą podzielali sedewakantyści, wywierający na niego nacisk mocnymi oskarżeniami, a odrzucił własną, słuszną deklarację z 1987 roku. I o zdradę przewrotnie oskarżył tych, co w ten błąd nie popadli, co konsekwentnie trwali przy powyżej skrytykowanym przez sedewakantystów stanowisku.
To co sedewakantyści zarzucają Arcybiskupowi On zarzucił „indultowcom”. Przesunął tylko granicę tej fałszywej alternatywy: Sedewakantyści za „chwiejność” i dwulicowość uznawali w ogóle traktowanie papieża jako de facto papieża, natomiast abp Lefebvre, bycie mu posłusznym (w sprawach które abp uznał wg własnej opinii za Tradycję i wyższą konieczność), uznawanie Nowej Mszy i Soboru.
Konferencja Abp. Marcela Lefebvre’a wygłoszona w Econe we Wrześniu 1990(za Christianitas, J. Bissig):

„Jeśli nie chcemy znaleźć się w towarzystwie tych, którzy nas zdradzają nie możemy wahać się nawet przez moment. Zawsze istnieją tacy, którzy mają ochotę rzucić okiem na drugą stronę. Nie patrzą na przyjaciół walczących obok na polu bitewnym, lecz zawsze odwracają oczy nieco w bok, ku nieprzyjacielowi. Mówią, że należy być litościwym, mieć dobre intencje, że należy unikać podziałów. W końcu mimo wszystko tamci odprawiają dobrą Mszę, nie są tacy źli jak się mówi.”
Konstruuje chochoła i buduje uprzedzenia(z czego przykład będą brali analizowani tu za kilka stron jego uczniowie) – mówią wszak coś innego - a mianowicie, że obrona Tradycji i VIII przykazania tego wymaga, wymaga by nie mówić fałszywego świadectwa przeciw Kościołowi i bliźniemu. Nie mówią po prostu i tylko, że należy unikać podziałów.

„(…)Lecz oni nas zdradzają. Podają rękę tym, którzy rujnują Kościół, tym, którzy mają modernistyczne i liberalne poglądy, mimo iż są one potępione przez Kościół. Zatem dzisiaj Ci, którzy pracowali z nami nad przywróceniem królowania naszego Pana Jezusa Chrystusa i nad zbawieniem dusz, wykonują diabelską robotę.(…)”
Pełno tu orzeczeń, więcej: oskarżeń o „diabelską robotę” opartych na niczym. Dlatego są one oszczerstwem i to niezwykle ciężkim, podobnie jak cytowane przed chwilą oskarżenia wobec Abp. Lefebre’a, ze strony sedewakantystów że działa w szatański sposób.
„(…)Jak można, proszę Was, utrzymywać stosunki z tymi ludźmi?”
Z tymi, czyli z jakimi? Gdzie udowadnia, że tacy są i że to jacy są jest „takie”, jest zdradliwe, złe, itd.?
„(…)Właśnie to stwarza nam problemy z niektórymi bardzo dobrymi wiernymi, którzy nas popierają i którzy zaakceptowali konsekracje biskupie.”
Dlaczego dobroć tych konsekracji traktuje jak oczywistość? To brnięcie w zaparte i błędne koło w rozumowaniu, wszak właśnie zasadność i zgodność tych święceń z Tradycją stanowi przedmiot sporu i niezgody tych, którzy zostali oskarżeni o zdradę. Tymczasem oni właśnie konsekwentnie stosują się do tradycyjnych zasad wspomnianych wcześniej przez arcybiskupa, i protestują przeciwko ich łamaniu.

„(…)lecz którzy odczuwają coś rodzaju wewnętrznego żalu iż nie mogą już być z tymi, z którymi byli poprzednio, tymi, którzy nie uznali święceń i którzy są dzisiaj przeciwko nam. „Szkoda, bardzo chciałbym pójść ich odwiedzić, wypić z nimi kieliszek, wyciągnąć do nich rękę.”
Orzeka że oni są przeciwko im, czym sam generuje taką sytuację. Samospełniająca się przepowiednia. Ignoruje merytoryczne argumenty przeciwników nieposłuszeństwa i sprowadza je fałszywie do emocji, do żalu, co jest manipulacją:

„(…)Nazywa się to zdradą, ponieważ przy najmniejszej okazji odejdą z nimi. Trzeba wiedzieć, czego się chce” [3]
Tak, wiem czego chcę: iść z Chrystusem, z Jego Kościołem i całą Tradycją, a nie TYLKO z częścią. Arcybiskup polemizuje z chochołem, popada w niekonsekwencję, obraca się w błędnym kole, gdy zarzuca tym, co mówią o "dzisiejszym żywym Kościele", jakoby wynikało z tego, iż ten Kościół dzisiejszy jest inny niż wczorajszy, a w ten sposób tak interpretuje wypowiedź oponenta, by pasowała do wcześniej urobionej kategorii ewolucjonizmu (którą swoją drogą J.E. abp M.L. słusznie krytykuje). Przecież to z tego sformułowania nie wynika. To raczej Arcybiskup bardzo często opiera się na tym rozróżnieniu, gdy mówi po wielokroć o dwóch Kościołach, dwóch Rzymach:

"liberalny i postmodernistyczny Kościół jaki zawładnął tym właściwym Kościołem, Kościołem, któremu zakneblowano usta, nie ma żadnego, najmniejszego nawet prawa, by żądać od nas posłuszeństwa. Winniśmy raczej mu się przeciwstawić, ponieważ jego postanowienia i zauważalne w nim tendencje nie są tymi, jakie przystoją Kościołowi katolickiemu. One go niszczą! Nie możemy współdziałać w niszczeniu Kościoła. Nie chcemy stać się protestantami.” [4]
Owo branie za pewnik najbardziej niekorzystnej dla bliźniego interpretacji jego wypowiedzi to powtarzająca się tendencja w stanowisku osób pod wpływem arcybiskupa. Kilka takich przykładów opisałem w innymi miejscu tej książki. Zanim do nich przejdziemy wczytajmy się w wypowiedzi Arcybiskupa:

"Tym samym należy zawyrokować, że oficjalnie, zreformowane teksty Mszy faventes haeresim(faworyzują herezję). Mamy obowiązek trzymać się z dala od tego Nowego Rytu, a możemy brać udział w tych obrzędach tylko w naprawdę wyjątkowych wypadkach, jak ślub, czy pogrzeb, i to tylko wtedy, gdy mamy moralną pewność, że taka Msza jest ważna i nie stanowi świętokradztwa.(...) Lepiej raz w miesiącu uczestniczyć w prawdziwej Mszy Świętej, a jeśli nie można inaczej, w jeszcze większych odstępach czasu, niż brać udział w rycie o posmaku protestantyzmu, odmawiającego naszemu Panu należnej mu czci, a może nawet negującego Jego rzeczywistą obecność. Rodzice muszą wytłumaczyć dzieciom, dlaczego chętniej modlą się w domu niż uczestniczą w ceremonii, która mogłaby sprowadzić niebezpieczeństwo dla wiary.[5]",

„Uznajemy nakaz posłuszeństwa oraz jurysdykcję wtedy, gdy służą one rozwojowi wiary. Kto jednak rozstrzygać może w takiej sprawie? Odpowiadamy: tylko Tradycja, Tradycja wiary takiej, jaka byłą nauczana od dwóch tysiącleci. Każdy wierzący może i powinien przeciwstawić się w Kościołowi każdemu, kto podnosi rękę na jego wiarę, wiarę Kościoła wszech czasów, opartą na wyuczonym w dzieciństwie katechizmie”[6]
Idąc konsekwentnie tym tokiem rozumowania należałoby zapytać: Kto może rozstrzygać jak rozumieć Tradycję, co nią jest? Powyższe sformułowania to kolejne błędne koło w rozumowaniu, wszak oponenci arcybiskupa sprzeciwiający się jego nieposłuszeństwu w sprawie święceń, czy twierdzeniom, że lepiej nie iść w Niedzielę na Mszę niż iść na NOM występują właśnie w imię Tradycji, w imię katechizmowych wyuczonych w dzieciństwie zasad, które już tu wymienialiśmy.

„To na Soborze zerwano dobre, normalne stosunki z Kościołem, na Soborze zerwano z Tradycją Kościoła. Kościół odciął się od Tradycji.”[7]
Jest to stanowisko sprzeczne wewnętrznie. Albo zerwano z Kościołem i jego Tradycją, albo Kościół zerwał! Powyższe stwierdzenie oznacza, że Kościół zerwał z Kościołem. Można by to uznać, za brak precyzji, za przejęzyczenie, za poetykę, swoją drogą bardzo postmodernistyczną wpisującą się w ZRYWANIE z logiką. Tyle że tu na taki brak precyzji nie można sobie pozwolić, wszak wierni przez taką sprzeczność mają możliwość w zależności od sytuacji wybiórczo powoływać się na jeden z jej członów, raz ten, raz inny, co czyni całą ich postawę wewnętrznie sprzeczną i moralnie rozdwojoną, sprawia to, że nawet nie wiedzą iż sami sobą manipulują. Gdy ktoś im zarzuca, że odrywają się od Kościoła, oni mogą się oburzać że to oszczerstwo, wszak oni uważają, że występują w imię Kościoła, z którym Sobór zerwał. I tak robią księża Bractwa, a za nimi jeszcze mocniej wierni w rozmaitych polemikach, które dalej opiszę. Wtedy mogą mówić tak ja tu Arcybiskup M. Lefebvre powiada:

„Jak to było już powiedziane przyjmuję wszystko, co tylko w Soborze i jego reformach zgadza się z Tradycją”[8]
Innym razem, mogą mówić wprost lub tak jak tu, dosłownie, że Kościół, sic! ogólnie Kościół zerwał z Tradycją, co jest herezją! Można byłoby ich tłumaczyć, tyle że oni sami zarzucają Soborowi, czy NOM niejednoznaczność, możliwość wielu interpretacji, a tu mamy niejednoznaczność i coś więcej: sprzeczność, która stanowi wprost błąd i dezorientuje. Owo zgorszenie powiększa fakt, iż jest to mowa do seminarzystów. To oni i ich następcy później idą w świat i obok pięknych tradycyjnych nauk, jednym tchem i bez zająknięcia wypowiadają analizowane w innym miejscu oszczerstwa wobec „indultowców”. Oni tą sprzeczność przekazują dalej. Okazuje się więc, że analizowane tu pochopne sądy księży Bractwa, to nie ich indywidualna wada, ale konsekwencja stanowiska ich założyciela, którego – co zrozumiałe- starają się bronić, w dużej mierze wokół tej obrony skupiona jest ich formacja. Tyle, że jest to obrona stanowiska fałszywego, co w zawartej tu analizie udowadniam.

„Akceptujemy nowości, o ile powstają one całkowicie w zgodzie z wiarą i tradycją lecz nie czujemy się zobowiązani do posłuszeństwa w sytuacji, gdy zmiany wewnątrz Kościoła zaczynają zagrażać naszej wierze i przeczyć Tradycji” [9]
Ks. Karol Stehlin:

Proszę nie myśleć, że odrzucamy całe nauczanie soboru. Treści szesnastu dekretów soborowych w jakichś 80% odzwierciedlają tradycyjną naukę Kościoła, często bardzo trafnie przedstawioną, w sposób bardzo katechetyczny, choć może nie zawsze tak wyraźnie jakbyśmy tego chcieli. Wobec tych wypowiedzi nie mamy żadnych zastrzeżeń.” [10]
Jeśli się uznaje papieży i biskupów za prawowitych, to jak można tak wybiórczo traktować Sobór przez nich formalnie zatwierdzony? Rozmaici heretycy też mogą nawet w 99% mieć rację. Nie o procenty tu idzie. To nie alkohol.
Zasadne okazują się tu znowu(ale tylko częściowo!) uwagi sedewakantystów wskazujące na niekonsekwencję tego podejścia:

„Jednego dnia abp Lefebvre ostro krytykował Vaticanum II: "Odrzucamy i zawsze odrzucaliśmy pójście w ślady Rzymu o tendencji neomodernistycznej i neoprotestanckiej, która wyraźnie zaznaczyła się podczas Drugiego Soboru Watykańskiego, a po Soborze we wszystkich wynikających z niego reformach" (9). [Arcybiskup stosuje w swej retoryce ciekawy zabieg: okreslenia „tendecja”, prefiks „neo”, „czy późniejsze „faworyzują herezję” rozmywają, zmiękczają literalny sens, choć w uproszczeniu dla wiernych brzmią jednoznacznie z tym, że ta Msza, że ten Sobór są modernistyczne, protestanckie i heretyckie. Takie określenia to wytrychy pozwalające się później wykręcać od zarzutów w taki sposób: „ale to oszczerstwo: nie powiedział, że jest protestancka, że jest heretycka. Odpowiadam od razu: nie musiał. Już samo takie sugerowanie, że coś zmierza do herezji, czyli wyjściowa nieufność, jest sprzeczna z Tradycyjną wyjściową ufnością do aktów Kościoła. Komentarz mój- JM]

Dodał ponadto, że: "Błędne jest twierdzenie, że reformy nie mają swoich korzeni w Soborze" (10), że "oficjalne posoborowe reformy i tendencje bardziej niż jakikolwiek dokument ukazują oficjalną i zamierzoną interpretację Soboru" (11) i że "dlatego jest niemożliwe by jakikolwiek świadomy i wierny katolik przyjął tę Reformę i w jakikolwiek sposób mógł się jej poddać" (12). Innym razem abp Lefebvre deklarował swą gotowość "podpisania deklaracji przyjmującej Drugi Sobór Watykański interpretowany zgodnie z Tradycją" (13). Pewnego dnia grzmiał on przeciw "mszy Lutra", która "zakłada inną koncepcję katolickiej religii, inną religię" (14). W kategoryczny sposób wyszczególnia nawet powody swojego sprzeciwu: "Niech nie będzie tu żadnych wątpliwości, to nie jest kwestia różnicy zdań między abp. Lefebvre i Papieżem Pawłem VI. Tu chodzi o radykalną niezgodność między Kościołem katolickim, a kościołem soborowym, mszą Pawła VI stanowiącą symbol i program soborowego kościoła" (15). Podkreślał poważne niebezpieczeństwa, jakie niesie z sobą nowa msza: "Katolicko-protestancka msza, zatrute od tej chwili źródło, które wywołuje nieobliczalne zniszczenia... Ekumeniczna msza prowadzi w logiczny sposób do apostazji" (16). [Jeżeli jest „katolicko-protestancka” jako taka nie może być katolicka. Mozę być protestancka i heretycka, bo te nurty wg katolików są błędne i mogą być wewnętrznie sprzeczne. – komentarz mój - JM] Ale już innym razem abp Lefebvre nie wstydził się rozważać współistnienia dwóch rytów. Dokonywał rozróżnienia między "dobrymi" i złymi nowymi mszami. Nie przekreślał nawet uczestnictwa w nowej mszy w celu wypełnienia niedzielnego obowiązku[W innych miejscach pokazujemy wypowiedzi wskazujące, że zradykalizował w tej materii swoje stanowisko, zbliżając się do stanowiska sedewakantystów i zalecał rezygnację z pójścia w Niedzielę do Kościoła, jeśli ma się dostęp tylko do Nowej Mszy.- dopisek JM.]: "Uważam, że nie można opuszczać żadnego publicznego aktu religijnego i w związku z tym, jeżeli msza jest odprawiana w sposób pełny szacunku i nie świętokradzki to sądzę, że właściwa jest obecność na tej niedzielnej mszy w celu spełnienia obowiązku"[Te słowa nie musza oznaczać, że abp. Lefebvre mówi o Nowej Mszy, wszak może zakładać, że NOM jest z założenia bez szacunku. Wtedy jednak literalnie rzecz ujmując tej sprzeczności akurat sedewakantyści doszukują się pochopnie . Choć tak to rzeczywiście brzmi, jakby o NOMie pisał. Koment. Mój - JM], (17). Jednego dnia abp Lefebvre traktuje soborowy kościół, jego hierarchię a szczególnie jego "papieża" jak schizmatyków: "Wszyscy, którzy współpracują przy realizacji tego przewrotu, akceptują i przynależą do tego nowego soborowego kościoła... popadają w schizmę" [tak samo tu. Z grubsza brzmi to jak potępienie każdej współpracy z Watykanem, co byłoby sprzeczne z faktem, że przecież uznając papieża Abp. Lefebvre sam współpracuje, ale tak literalnie rzecz ujmując, arcybiskup nie precyzuje, co jest konkretnie „tym przewrotem”. Wobec tego, na każdy zarzut może odpowiedzieć, że do „tego przewrotu” nie zalicza „współpracy w dobrym”. Stąd i poniższy zarzut sedewakantystów mógłby tak odeprzeć.- komentarz mój – JM] (18). A już kiedy indziej zniża się do proszenia owych "schizmatyków" o wciąż przez niego wyczekiwane uznanie: "Ojcze Święty, przez wzgląd na cześć Jezusa Chrystusa, na dobro Kościoła, na zbawienie dusz, błagamy cię byś wymówił jedno słowo, jedno słowo: «kontynuujcie»" (19).”[11]

Jeżeli słowa mają jakieś znaczenie i jeżeli Apostoł nie mówił tylko po to, aby mówić, to jasnym jak dzień jest to, że sprzeciwiając się władzy papieży, sprzeciwiacie się samemu Bogu i że ściągacie gniew Boży na siebie oraz na tych, którzy za wami podążają.

Ażeby nie popaść w błąd w tej sprawie przez niebezpieczeństwo prywatnej opinii (zob. wolne badanie Pisma świętego), Bóg w Swoim miłosierdziu pragnął, aby przedsoborowi (ante Vaticanum II) papieże przypominali nam, że konieczność posłuszeństwa wobec Papieża jest prawdą boskiej wiary, która jest niezbędna do zbawienia. Wystarczy, że przytoczę tylko dwa cytaty odnoszące się do tej sprawy. Pierwszy cytat, wzięty z Bonifacego VIII: "...Toteż oznajmiamy, twierdzimy, określamy i ogłaszamy, że posłuszeństwo Biskupowi Rzymskiemu jest konieczne dla osiągnięcia zbawienia" (6).

Drugi cytat z Piusa XI: "Nikt nie może żyć, ani też zachować się w jednym Kościele Chrystusa, jeżeli nie uznaje i nie akceptuje konieczności posłuszeństwa autorytetowi i władzy Piotra oraz jego prawowitych następców" (7).[12]

„Trzy razy w tej deklaracji założyciel FSSPX publicznie uznaje w Montinim wikariusza Chrystusa. Chapeau bas! Co gorsza (jeśli tak można powiedzieć), w tym tekście, abp Lefebvre wprowadza zasadę protestanckiego swobodnego badania3, która polega na przebieraniu w przemówieniach i czynach tego, które uznaje się jako następcę Piotra: „A jeżeli w jego (Pawła VI uznawanego przezeń za Papieża) słowach lub czynach, albo też w aktach dykasteriów dałoby się dostrzec jakieś sprzeczności, to wybieramy wówczas to, czego zawsze nauczano i zamykamy uszy na niszczące Kościół nowinki”. Innymi słowy, abp Lefebvre przyjmuje rolę magisterium równoległego jednocześnie uznając władzę Pawła VI. Odtąd to do niego będzie należało zadanie przebierania (w imieniu jakiej władzy? Jakiej nieomylności? Jakiej prawowitości?) tego, co jest katolickie, tego, co jest do przyjęcia, tego, co jest zgodne z Tradycją i tego, co nie jest takie w słowach i czynach tych, których uznaje za wikariuszów Chrystusa. Ma się tu do czynienia z wygórowanym roszczeniem, bowiem co jest gwarantem nieomylności Tradycji, jeśli nie magisterium, jeśli nie papież, który jest, przypomnijmy, żywą i bliższą regułą wiary. To do papieża należy orzekanie z autorytetem o tym, co jest zgodne z Tradycją, a co nie, co jest katolickie, a co nie. Jeśli myśli się i działa inaczej, nie jest się katolikiem. Tam, gdzie Piotr, tam Kościół(…)

Uznawanie autorytetu za prawowity i stawianie mu stałego oporu w tym, co należy do jego istoty – oto istota „lefebryzmu””[13]
Ta uwaga jest po części słuszna. Błąd w niej zawarty leży w tym, z czym się sedewakantyści z FSSPX zgadzają:
w odrzucaniu z zasady, odgórnie i w całości Soboru i NOM.
W oskarżaniu „drugiej strony” pochopnie o zdradę, kolaborację, czy dwulicowość.
Sedewakantyści jednak problem niekonsekwencji rozwiązują poprzez bycie bardziej konsekwentnym w błędzie. Sama konsekwencja to nie wszystko. Chodzi o to, by być konsekwentnym w prawdzie. To banał. Banał trudny w praktyce.
Tak się więc składa, że ta strona niekonsekwencji, którą Bractwu św. Piusa X wytykają sedewakantyści jest właśnie właściwa i godna pochwały. Ją należy wybrać.
Sedewakantyści słusznie wskazują na sam fakt istnienia pewnej niekonsekwencji: jeśli się uznaje papieża, to nie można wybiórczo traktować jego decyzji: Właśnie to co jest Tradycją, a co nie jest przedmiotem sporu, a przypadku takich sporów właśnie to, co orzeczone i dane pozytywnie do wierzenia wiernym przez papieża jest wiążące i obowiązuje.
Sedewakantyści oczywiście dla swoich bardziej radykalnych niż Bractwo(nieuznające papieży od Jana XXIII, albo od innego papieża) tez nie dostarczają dostatecznych racji, a jednocześnie traktują je jak argument w sporze, w którym są przedmiotem sporu. To błędne koło w rozumowaniu.
Sedewakantyści zauważając że „To do papieża należy orzekanie z autorytetem o tym, co jest zgodne z Tradycją, a co nie, co jest katolickie, a co nie.” nie widzą, że sami temu zaprzeczają wg własnego uznania odrzucając papiestwo papieża, na podstawie tego samego orzeczenia, że porzuciło Ono magisterium i Tradycję. Przecież żeby to stwierdzić, muszą zrobić to samo, co wyrzucają „Lefebrystom”: uczynić się arbitrem i wg własnego uznania rozstrzygnąć co Tradycyjne jest, a co nie, by na tej podstawie odrzucić prawowitość owych papieży. Sami w tej niekonsekwencji trwają, którą innym wyrzucają, przesuwając ją tylko w inne miejsce.

„Władza Kościoła to władza Chrystusa. Jeśli działalność Bractwa ma na celu dobro dusz, to władza Chrystusa by jej nie potępiła. Jeśli władza Chrystusa potępiła dzieło Bractwa, to nie może być ono dla dobra dusz. Prawdziwy problem polega na tym, że oni (Jan Paweł II i hierarchia pozostająca z nim w jedności) porzucili prawdziwe magisterium i reguły dyscypliny Kościoła, a wymusili na wiernych szkodliwe, przez co utracili autorytet władzy.”[14]
Otóż jeżeli słusznie innym wyrzucają czynienie się wyrocznią w sprawie tego, co tradycją jest, a co nie, wbrew temu, że właśnie papież jest tą wyrocznią, to dlaczego dalej sami sobie pozwalają na czynienie siebie wyrocznią w stwierdzeniu, że papież to magisterium porzucił i dlatego nie jest papieżem?
To, że nie mogą się zgodzić z uznaniem papieża za papieża wynika z ich przeświadczenia o niemożności pogodzenia literalnego brzmienia tekstu z Tradycją i Nauką Kościoła. Właśnie to skupianie się na literze czy to Pisma, czy tekstów magisterium, czy Tradycji, czy Soboru, jest wg mnie wspólnym błędem obu tych grup, a wcześniej protestantów. Dostrzeżenie niesamodzielności litery, słowa, czy jakichkolwiek znaków znosi tą sprzeczność. Nie dostrzegą jednak jej ludzie zanurzeni nieświadomie w autonomistycznych, przejęzykowionych schematach, ku którym zmierza myśl zachodnioeuropejska od pięciu stuleci. Stały się one bardzo silną tradycją.

Przy okazji wychodzi też nie tyle ignorowanie w przypadku SWII i Papieża zasady ignacjańskiej i VIII przykazania, ale odwracanie go do góry nogami. Wg sedewakantystów, powściąganie się od analizy kanonicznej sytuacji papiestwa i uznawanie papieża bez takich analiz jest przejawem rzekomo niemoralnego przyjmowania postaw mimo braku pewności.
Nie jest, ponieważ nie mamy też pewności że papież papieżem nie jest. Wobec tego uznawać go musimy na podstawie tradycyjnych, zwyczajnych świadectw tego że nim jest.
Owa odwrotność zasady dostatecznej racji jest przejawem jego wynaturzenia w sumieniach skrupulanckich. One też idąc tym tokiem rozumowania nigdy nie zyskują pewności. Zawsze można znaleźć „ale” i ten regres jest możliwy w prawienieskończoność. Ów argument sedewakantystów okazuje się więc mieczem obosiecznym, a przez to błędem. Sam sobie zaprzecza.

Pozwolę sobie zacytować dłuższy fragment z listu ks. sedewakantysty Noela BARBARY do FSSPX:

„1) Wasz sposób zachowania jest niemoralny

Jeżeli sięgniecie do nauki dowolnego katolickiego autora to znajdziecie tam, że zawsze, a szczególnie wtedy, gdy dotyczy to sprawy mającej wpływ na dobro innych, działanie bez pewności opartej na jasnym i pewnym sumieniu, że postępuje się sprawiedliwie, jest niemoralne.

Zlekceważyliście tę elementarną zasadę prawa naturalnego. Ponieważ zwyczaj staje się zwykle drugą naturą, ten sposób zachowania stał się dla was tak naturalnym, że nie ulega już wątpliwości, iż nie widzicie żadnej potrzeby, aby szukać dla niego usprawiedliwienia.

Nie myślcie, że przesadzam. 23 grudnia 1988 wasz Przełożony Generalny, ks. Franciszek Schmidberger, napisał do mnie następujące zdanie, prawdopodobnie nie będąc świadomy powagi swojego stwierdzenia: "Nasz opór wobec najwyższej władzy nie opiera się na innym motywie niż wiara katolicka porzucona przez tę władzę, którą to (tzn. wiarę – przyp. M. S.) powinniśmy chronić za każdą cenę, i to bez żadnej konieczności z naszej strony dokonywania oceny kanonicznej sytuacji papiestwa" (podkreślenie ks. Noëla Barbary).

Tak więc, dla waszego Przełożonego Generalnego i dla was, nawet gdyby ta najwyższa władza porzuciła wiarę katolicką, papież zachowuje swój Autorytet Władzy, co oznacza, że pozostaje on bezpośrednią regułą wiary, bez żadnej potrzeby osądzania przez was jego kanonicznego statusu.

Dla was i dla waszego Przełożonego Generalnego fakt, że wcześniej Paweł VI, a dzisiaj Jan Paweł II jest lub nie jest papieżem jest do tego stopnia drugorzędny i nieistotny i ma tak niewielkie znaczenie, że odmawiacie angażowania się w tę sprawę. To tak jakbyście umyślnie zdecydowali się zaniedbać to jako rzecz mniejszej wagi, która może tylko odrywać was od tego, co jest istotne.

dla waszego Przełożonego Generalnego i dla was, nawet gdyby ta najwyższa władza porzuciła wiarę katolicką, papież zachowuje swój Autorytet Władzy, co oznacza, że pozostaje on bezpośrednią regułą wiary, bez żadnej potrzeby osądzania przez was jego kanonicznego statusu.”[15]

Dalej ks. Noël Barbara pisze:

„W sytuacji, gdy panujący papież jest Wikariuszem Chrystusa, a dla was on nim jest, a wasi biskupi, seminaria i uniwersytety, wszyscy wyznajecie swoją niezdolność do wykazania tezy przeciwnej, to nie możecie opierać się mu (papieżowi) tak jak to otwarcie robicie bez poważnej obrazy Chrystusa (zob. Łk. X, 16) oraz grzechu śmiertelnego.

A co gorsza, wasza systematyczna odmowa i sprzeciw wobec wszelkich prób przestudiowania tego problemu pozwala poważnie wątpić czy działacie w dobrej wierze (5).”

I jak słuszne jest wskazywanie na konieczność uznawania woli papieża np. co do święceń, bo to leży w jego kompetencjach, skoro się go za papieża uznaje, tak pochopne i li tylko orzeczone są następne stwierdzenia:

Wiecie bardzo dobrze, że gdy ten problem raz został postawiony, jesteście zobowiązani rozwiązać go. Zrozumiałe jest, że obawiacie się tego. Jesteście przecież tak pewni, że papieże Vaticanum II są prawdziwymi papieżami. Jeżeli tak jest naprawdę, to są oni naprawdę wyposażeni w Chrystusowy Autorytet Władzy. Mając wpojone fałszywe pojęcie na temat nieomylności Magisterium, odkrycie prawdziwej doktryny o posłuszeństwie powinno zobowiązać was do posłuszeństwa dyrektywom tych papieży, a przecież Paweł VI nakazał wam natychmiast przerwać całą waszą działalność.”
Błędne koło w rozumowaniu: Właśnie to, co jest fałszywą, a co prawdziwą doktryną jest przedmiotem sporu, a więc nie można go czynić elementem argumentacji.
To jest tak, jak „Mylicie się, bo macie wpojone fałszywe pojęcie….”,co sprowadza się do stwierdzenia: „mylicie się ,bo się mylicie” albo mylicie się bo nie macie racji”.
W innym miejscu FSSPX ten błąd popełnia w krytyce indultowców. Brak dostatecznej racji.

„Przeczuwacie, że nie moglibyście kontynuować waszej działalności gdybyście odważyli się powiedzieć i udowodnić, że ci papieże naprawdę nimi nie byli, że nie posiadali już Autorytetu Władzy.”

„Obawiacie się”, „Przeczuwacie”… A skąd on wie, co oni przeczuwają i czego się obawiają? Nie wie. To co robi w tym tekście to błąd stawiania nieudowodnionych tez i opierania na nich argumentacji. Tymczasem same te tezy wymagałyby udowodnienia.

„Jednak tego także nie możecie zrobić. Jesteście do tego niezdolni z powodu doktrynalnej nauki o papieżu, którą zostaliście przepojeni w Ecône.”

Znowu ma miejsce argumentowanie: nie macie racji, bo nie macie racji. Właśnie ta doktrynalna nauka o papieżu jest przedmiotem sporu, a więc nie można go czynić argumentem. Właśnie to, czym zostali przepojeni jest wg nich prawdą.

„Jesteście także niezdolni do zrobienia tego z powodu upokorzenia, które stałoby się waszym udziałem po przyznaniu się, że w tej kwestii byliście w błędzie.”

Znowu orzeka: „Jesteście niezdolni” ale skąd wie, że są niezdolni? Nie wie. Orzeka sobie, ale tego orzeczenia stawiającego bliźniego w złym świetle nie udowadnia. Traktuje je jak argument i oczywistość, czym pokazuje kolejny raz przewrotność w stosowaniu zasady dostatecznej racji. Wg niego dostateczna racja potrzebna jest by stawiać bliźniego w dobrym świetle. Jeśli jej brak to należy wszystkich uznawać za z gruntu złych, czy w łagodnej wersji błądzących…
Tą zasadę FSSPX przenosi na SW II czy decyzje papieży posoborowych, czy indultowców. Powstrzymują się z uznaniem posoborowych świętych za świętych, a w sposób nieuprawniony pewne wady soboru czy NOM, zatwierdzonych przed Kościół czynią podstawą do ich odrzucania w całości. Poniżej, na przykładzie sprawy wyższej konieczności pokażę na czym konkretnie ów błąd polega:

[1] „Monde et Vie”, 15 maja, 1987). Z języka francuskiego tłumaczył Pelagiusz z Asturii. Źródło: pismo „Sodalitium”, nr 41 (kwiecień-maj 1996), edycja francuskojęzyczna, s. 59. za stroną sedewakantystyczą myslkatolocka.wordpress.com
[2] Za:, Prorocze słowa abpa Lefebvre’a na rok przed konsekracją biskupią

[3] Lefebvre 1995 s. 112 Marcel Lefebvre: Kościół przesiąknięty modernizmem. Chorzów: Canon, 1995
[4] 1975 Nadzwyczajny List J.E. abp. M. Lefebvre w obliczu prześladowań: za : "Aby Kościół trwał" Te Deum Warszawa 2011 .
[5] Tamże, s. 118, Econe, 24 lutego 1977 r. " Z "wytycznych J.E. arcybiskupa Marcela Lefebvre'a dla seminarzystów"
[6] Tamże : s. 51
[7] Tamże, S. 85(z mowy wygłoszonej do seminarzystów 18 września Anno Domini 1976)
[8] Tamże, s. 111
[9] Tamże, s.52
[10] Źródło: Wywiad na bibula.com, luty 2009
[11] Ks. Mikołaj Barbara, „Econe. Koniec, kropka.” za: Abp Marcel Lefebvre. Doktryna lefebryzmu – Econe - koniec, kropka – Ks. Noel Barbara
[12] Ks. M. Barbara, Tamże.
[13] Skończyć z 40 latami lefebryzmu! Pelagius Asturiensis za: Skończyć z 40 latami lefebryzmu!
[14] Błędy i sprzeczności FSSPX. Powody dla których opuściłem Bractwo Św. Piusa X (*)List do biskupa Bernarda Fellaya, KS. [BP] ROBERT L. NEVILLE za: Błędy i sprzeczności FSSPX. Powody dla których opuściłem Bractwo Św. Piusa X. List do biskupa Bernarda Fellaya. Ks. [Bp] Robert L. Neville.
[15]List otwarty do członków Bractwa Św. Piusa X (*) KS. NOËL BARBARA: List do członków Bractwa Świętego Piusa X (FSSPX). Ks. Noël Barbara. Epistola ad Lefebrianos. Bractwo Św. Piusa X.
MEDALIK ŚW. BENEDYKTA
Ks. M. Bąk na temat pokory:
,,Przez człowieka pokornego dzieją się cuda, ponieważ człowiek pokorny nie stawia oporu Łasce Bożej. Tam są cuda gdzie jest pokora.Cuda zdarzały sie u Świętych...
Tylko nie dajcie sobie narzucić światowej koncepcji pokory. Świat pokorny nie chce być, ale nam wyznawcom Boga tę pokorę proponuje. A więc świat uważa, że my pokorni powinniśmy być łatwym łupem, o nic się …Więcej
Ks. M. Bąk na temat pokory:

,,Przez człowieka pokornego dzieją się cuda, ponieważ człowiek pokorny nie stawia oporu Łasce Bożej. Tam są cuda gdzie jest pokora.Cuda zdarzały sie u Świętych...

Tylko nie dajcie sobie narzucić światowej koncepcji pokory. Świat pokorny nie chce być, ale nam wyznawcom Boga tę pokorę proponuje. A więc świat uważa, że my pokorni powinniśmy być łatwym łupem, o nic się nie upomnieć , do polityki się nie mieszać, zła nie demaskować, wszystko znieść , dać się ograbić, i jeszcze oprawcom stopy lizać. No nieee, to nie jest pokora. Nie, nie.

Pokorny jak walczy to jest dzielnym rycerzem, jak bije, to bardzo skutecznie, jak mówi to tak, że nie ma słowa na odpowiedź. Pokorny to nie słabeusz. Nie ma pokory u człowieka zdeptanego, który się na to zgodził. Jak jest pycha zuchwałości i pycha rezygnacji z siebie, tchórzostwa takiej samo rezygnacji.

Wprawdzie mamy się uniżać przed Panem Bogiem, mamy być usłużni, mamy się dla nich poświęcać i życie za nich nawet oddawać , ale nie wolno nam zgodzić sie na dyktat cudzej pychy. To nie jest pokora. Nie. Pokorny jest skuteczny, mocny i na pokornego nie ma argumentów. Więc pokora to MOC, A NIE SŁABOŚC CZŁOWIEKA , KTÓRY ZREZYGNOWAŁ I POZWOLIŁ SIE rozgrabić i on sie nie liczy, bo on jest pokorny. Mozna na niego nie zwracac uwagi, bo on jest niegroźny , bo on jest pokorny. To nie jest pokorny człowiek, ale niewolnik.

Niech ciebie nie uczą pokory wrogowie twojego zbawienia. Ty się pokory swojej ucz od Pana Boga i we wspólnocie ludzi , którzy cie kochają. Bo ten co ciebie kocha cię nie zniszczy. Ten kto ciebie kocha spełni wobec ciebie usługę upomnienia ciebie, A jeśli jesteś troszeczkę pokorny to się zastanowisz i przyjmiesz z wdzięcznością. ten kto cię upomniał też będzie przez kogoś upomniany. Upomnieć to nie jest obrazić, z kulturą, z mądrością, dyskretnie, z zatroskaniem, jeśli cię ktoś upomina to przyjmij z wdzięcznością bo on ci życie ratuje! jak masz coś komuś powiedzieć to też zrób to w miarę bezboleśnie, ale bezboleśnie nie będzie. Zrób to samo też upomnij kogoś, upomnieć kogoś i dać słowo prawdy to jest wielki dar.

Bo jeżeli tak zwana wspólnota ma być grupką schlebiaczy sobie , którzy będą prawić sobie tylko miłe słówka, i będą sobie wzajemnie przyjemnie kłamać, to tam ci ludzie będą obrastać w pychę coraz bardziej i bardziej i to nie będzie wspólnota ludzi wiary, tylko to będzie jakieś środowisko wzajemnej zguby, wspólnego zatracania się. Do tego tematu trzeba wracać często i często.

Zaślepienie z pychy rodzi niepokój, przeczulenie i obraźliwość. Zauważ gdzie u ciebie to występuje, przeczulenie, obraźliwość? Gdzie cię można obrazić, gdzie nie wolno cię dotknąć, bo zawyjesz z bólu? gdzie nie pójdziesz nie zrobisz czegoś nie powiesz? taka nieśmiałość odkładanie terminów, na spotkanie na zobowiązanie na wykonanie czegoś to też jest owoc pychy. Pycha boi się niektórych wysiłków, niektórych zaangażowań, znalezienia się gdzieś między ludźmi, to też jest owoc pychy. Pycha człowieka wykoślawi, człowiek od pychy staje się takim zgniłym owocem. Dlatego przyjmowanie drobnych upokorzeń od ludzi, cierpliwe znoszenie urazów, czyli praktykowanie uczynków miłosiernych i co do duszy i co do ciała, rachunki sumienia, Sakrament Spowiedzi, to jest ta rzeczywistość szanowania naszej duszy, by zdzierać pychę warstwa po warstwie i nie żyć w iluzjach takich jak wczoraj tylko nich coś dzisiaj będzie inaczej.''

O pysze. ks Marek Bąk z Łodzi. Źródło: radio Chrystusa Króla online z Łodzi
Posoborowe absurdy
Jan Moniak = @Zwyczajny Katolik (posoborowy) = @Chcący. Zapraszamy na dyskusję z ks. Szydłowskim, ks. Bańksa, czy dr Anna Mandrela, z którą miałeś publiczną dyskujsę w Krakowie. Więc powtórka stawianych przez Ciebie zarzutach na Bractwo, o Posłuszeństwie, o nauczaniu SW II. Co chodzi po SW II do hermenteutyki ciągłości w Tradycji Kościoła i nauczania , czy udzielanych Sakramentów, Święceń.
Zwyczajny Katolik
Nie miałem żadnej publicznej dyskusji z Panią dr Mandrelą. Miałem wywiad, w którym byłem raczej od słuchania, niż dyskutowania. dedykuje mi Pani film w którym inni krytykują postawę "rekonstruktorstwa" zdradzając iż nie rozumie Pani iż oczernianie kogoś, żę jest mordercą, nie znaczy, żę nie wolno krytykować morderstwa. Tak samo oczernianie kogoś że jest rekonstruktorem nie znaczy, zę nie wolno …Więcej
Nie miałem żadnej publicznej dyskusji z Panią dr Mandrelą. Miałem wywiad, w którym byłem raczej od słuchania, niż dyskutowania. dedykuje mi Pani film w którym inni krytykują postawę "rekonstruktorstwa" zdradzając iż nie rozumie Pani iż oczernianie kogoś, żę jest mordercą, nie znaczy, żę nie wolno krytykować morderstwa. Tak samo oczernianie kogoś że jest rekonstruktorem nie znaczy, zę nie wolno przed rekonstruktorstwem przestrzegać. Nie widzi Pani różnicy?
Posoborowe absurdy
@MementoMori+++ Tu na Glorii TV nie ma merytorycznej dyskusji. Pan Moniak jest amatorskim znawcą SW II i Bractwa św. Piusa X. Skoro raz ostrą dyskusję prowadził z dr. Anną Mandrelą w krakowie to teraz swoje wywody, zarzuty, przemyślenia, dowody będzie musiał uzasadnić w dyskusji w/w podanyh tematach z pod tego filmu Kto kogo atakuje? Ks. Natanek jak Arcybiskup Lefebvre. youtu.be/Fd7YcztFITM
Posoborowe absurdy
@MementoMori+++ W pewnym sensie Jan Moniak święceniach, które mogą lub nie mogą być powtarzane. Jednak jego retoryka przesycona jest na atak św. Bractwa Piusa X. Tak zawsze jest. Jak @PiotrM zaczyna to kończy go Jan Moniak czyli - Zwykły Katolik, który zmienił ksywę z Chącego w trakcie pisania komentarzy
Zwyczajny Katolik
Posoborowe absurdy
@Zwyczajny Katolik = @Chcący = Jan Moniak
TAK!!! Nie da się słuchać twojego bełkotu o ŚLEPYM POSŁUSZEŃSTWIE PAPIEŻOWI. W tym obecnego Franciszka. Biskupów, którzy w raz z Nim zachęcali wręcz zmuszali do szczepień katolików na Covid19 z komórkami płodów ludzkich, zmuszają do Komunii na rękę i na stojąco, do przyjmowania nieszczepionych Ukrainców w domu w imię fałszywej miłości bliźniego, …Więcej
@Zwyczajny Katolik = @Chcący = Jan Moniak
TAK!!! Nie da się słuchać twojego bełkotu o ŚLEPYM POSŁUSZEŃSTWIE PAPIEŻOWI. W tym obecnego Franciszka. Biskupów, którzy w raz z Nim zachęcali wręcz zmuszali do szczepień katolików na Covid19 z komórkami płodów ludzkich, zmuszają do Komunii na rękę i na stojąco, do przyjmowania nieszczepionych Ukrainców w domu w imię fałszywej miłości bliźniego, akceptowania sodomitów, innowierców, rozwodników w kościele
Papież jest tylko WIKARYM Jezusa Chrystusa ( cytat z Roberto de Mattei), który ma strzec depozytu wiary i strzec nieomylności wiary. I w tym mamy być posłuszni papieżowi.

Papież nie ma prawa tak jak po SW II zmieniać nauczanie Jezusa oparte na Tradycji APOSTOLSKIEJ i PIŚMIE ŚWIĘTYM.

Papieże po SW II nadinterpertują POSŁUSZEŃSTWO Papieżowi w sposób modernistyczny czyli SEKCIARSKI
Książka ,,Sto lat modernizmu" wyd. De Reggio jest dostępna tutaj:

Papieże po SW II plują w twarz Apostołom, męczennikom za wiarę, którzy woleli umrzeć, a niżeli powrócić, zadawać się z poganami. A tu po SWII w imię Posłuszenstwa katolicy mają akcetopwać innowierców.

Po raz enty pytam
Gdzie w Biblii pisze o dialogowaniu z poganami, o fałszywym ekumeniżmie, gdzie pisze o wolności religijnej.

TAK PISZE .... DO WOLNOŚCI WYSWOBODZIŁ NAS JEZUS CHRYSTUS i to w przez Jezusa Chrystusa i w Chrystusie, ... a nie w innych relgiach.