V.R.S.
646

Ksiądz Jan Macha: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

[każdy z poniższych listów więziennych zaczyna się pozdrowieniem: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!]

"Wszystko przejdzie a my znowu będziemy razem"
"(...) Dnia 7.XII napisałem do sędziego śledczego abym mógł modlić się z brewiarza. Jestem tu taki samotny, ale pan Bóg przysyła mi od czasu do czasu pocieszenie. Najwięcej mi żal, że Wam Kochani Rodzice sprawiłem tyle zmartwień. Dlatego siedząc wieczorem na swoim legowisku śpiewam po cichu piosenkę „Dobranoc Mamo dobranoc sprawiłem Ci tyle zmartwień i trosk. Ty się męczyłaś i martwiłaś o twojego syna..” tu załamuje mi się głos i nie mogę dalej śpiewać. Kochani Rodzice nie martwcie się o mnie. Wasze obowiązki już spełniliście. Wychowaliście mnie, pozwoliliście studiować, wychowaliście mnie na człowieka. Bóg zapłać za wszystko. Nie róbcie sobie żadnych zmartwień. Kochani Rodzice wszystko przejdzie, a my znowu będziemy razem, choć może nie tak szybko. (...)"
(List z 12.12.1942)

"Byłem na pasterce"
"Z radością podzielę się z Wami nowiną, że otrzymałem zezwolenie od sędziego śledczego i naczelnego inspektora więzienia, że mogę się modlić z brewiarza. W związku z tym proszę Was, przyślijcie mi jak najszybciej brewiarz i co do niego należy, więc pars hiemalis et verna, ten stary Brewiarz Ordo i C.I.C. (...) Jesteście na pewno ciekawi jak przeżyłem Święta Bożego Narodzenia? Byłem u Was w domu, byłem na pasterce, ja tam współuczestniczyłem, ale tylko w myślach. Śpiewałem pieśni na Boże Narodzenie, które kocham. (...)"
(List do rodziców z 08.01.1942)

"Jestem przez ten czas w myślach tam przy ołtarzu"
"(...) Jest mi bardzo ciężko, że nie mogę brać udziału w tych pięknych ceremoniach Wielkiego Tygodnia. Jest mi bardzo smutno jak słyszę jak dzwony kościelne dzwonią. Jestem w ten czas w myślach tam przy ołtarzu, który jest około 200 m oddalony od mojej celi. Czas postu już za nami. Następnie zaśpiewamy to wesołe „Alleluja”. Niestety ja nie mogę z wami śpiewać, ale wychwalam Boga na ten sposób, który jest tutaj możliwy i proszę Wszechmocnego, żeby Was kochani Rodzice pocieszył. Bo niczego mi nie jest tak żal, jak bym widział Wasze smutne twarze i przejęte bólem serca. Mam nadzieję, że Pan Bóg was pocieszy. (...)"
(List do rodziców z 02.04.1942)

"Boleść i przeznaczenie"
"(...) Ach, jak mało jest potrzebne człowiekowi by być szczęśliwym! Ale tego uczy się dopiero przez boleść i przeznaczenie. Jeden francuski pisarz Musset – powiedział- „.. człowiek jest uczniem, a ból jest Jego Mistrzem ..” i to jest prawdą. Nasz kochany Zbawiciel wpierw jest człowiekiem, który dużo wycierpiał przez to chce byśmy tę drogę boleści sami torowali, na tej drodze można widzieć, że wierzy się wiernie w Boga. My poznajemy jak mały i słaby jest człowiek, jak wielki nasz Zbawiciel - Bóg. Z tego doświadczenia, że ta miłość do Boga, na której tak nam na Nim zależy, tak że jednym życzeniem jest w Jego służbie pozostać, Jemu dać ocenić i Jemu całkiem się poświęcić. W Rudzie w kościele ostatnią niedzielę był odpust. Ja też byłem myślami i duchem z Nimi. Ja też całą oktawę obchodziłem. (...)"
(List do rodziców z 02.05.1942)

"Co ja bym za to dał, żeby klęknąć przed ojcem spowiednikiem"
"(...) Kochani Rodzice to jest ostatni list, który piszę stąd do Was, będę odtransportowany do Katowic, kiedy to będzie nie wiem, w każdym razie przed 17 lipca, to jest w piątek, a więc w dzień poświęcony Sercu Jezusowemu, które w moim życiu tak często mi pomagało, tak teraz też mi pomoże. Kochany Zbawca wie, że ja w dobrej wierze pracowałem i pomagałem. Tylko ciężko mi na sercu, że nie mogę się spowiadać i przyjąć komunii św. Mija już prawie rok jak ostatnio miałem okazję do spowiedzi. O, co ja bym za to dał, żeby uklęknąć przed ojcem spowiednikiem, boskim ....żal znosić.. Ale ja mógłbym obrazić Boga, gdybym powiedział, że nie otrzymałem od Niego żadnego pocieszenia. On nasz Zbawiciel pociesza mnie bardzo często. Są to na pewno Wasze modlitwy, które mnie tak pocieszają.
Kochani Rodzice, te miesiące mojego uwięzienia są bardzo bogato pouczające, nawet bardzo drogie. Oni mnie zamknęli i dali do zrozumienia, że to życie tylko z Bogiem i dla Boga ma znaczenie. Ja traktuję to życie jak ścianę lnianą i mogę sobie dużo wyobrazić, a wystarczy tak mało, aby być szczęśliwym teraz i w wieczności. Potrzeba tylko dla Boga i z Bogiem żyć. (...)"
(List do rodziców z 26.06.1942)

"Uregulujcie to za mnie"
Ja jestem po rozprawie. Jestem osądzony na karę śmierci. Najpierw chcę wam podziękować za wszystko za tą wielką ofiarność jaką żeście dla mnie mieli. Niech Wam za to kochany Bóg wynagrodzi. Jak jest ciężko z życiem się żegnać, ale jeżeli to wola Boga to trzeba się zgodzić. Najbardziej mnie to boli, że ja nie mogę Wam podziękować za wszystko co żeście dla mnie w moim życiu zrobili. Ja nie wiem ile dni mi pozostało mojego życia, jak długo to będzie jeszcze trwało. Jestem osądzony i skazany, może to nastąpić w ciągu jednego dnia. (...) Ja chcę jeszcze do porządku doprowadzić. W księgarni w Katowicach mam jeszcze mały rachunek do zapłacenia. Pani prof. Klementy – w Królewskiej Hucie, jestem winien za lekcje skrzypiec 10 marek. Jeżeli jeszcze jestem gdzieś coś winien, to proszę uregulujcie to za mnie. Mam jeszcze zaległe 2 msze do odprawienia do Ducha św. za zmarłych, a druga w intencji biskupa. Ja nie mogę odprawić, więc proszę dajcie je odprawić. (...)
(List do rodziców z 21.07.1942)

"Do widzenia!"
To jest mój ostatni list. Za 4 godziny wyrok będzie wykonany. Kiedy więc ten list będziecie czytać, mnie nie będzie już między żyjącymi! Zostańcie z Bogiem! Przebaczcie mi wszystko! Idę przed Wszechmogącego Sędziego, który mnie teraz osądzi. Mam nadzieję, że mnie przyjmie. Moim życzeniem było pracować dla Niego, ale nie było mi to dane. Dziękuję za wszystko! Do widzenia tam w górze u Wszechmogącego. Mam parę życzeń, a mianowicie: kielich mój proszę podarować ode mnie ks. Gaszowi. Niech ten kielich często przypomina mu przyjaciela. Mój stary brewiarz, który mam tu w więzieniu, dajcie mu także. Z drugim brewiarzem czyńcie według Waszego uznania.
Pozdrówcie wszystkich moich kolegów i znajomych. Niechaj w modlitwach swoich pamiętają o mnie. Dziękuję za dotychczasowe modlitwy i proszę też nie zapominać o mnie w przyszłości. Pogrzebu mieć nie mogę, ale urządźcie mi na cmentarzu cichy zakątek, żeby od czasu do czasu ktoś o mnie wspomniał i zmówił za mnie „Ojcze nasz”. Umieram z czystym sumieniem. Żyłem krótko, lecz uważam, że cel swój osiągnąłem. Nie rozpaczajcie! Wszystko będzie dobrze. Bez jednego drzewa las lasem zostanie. Bez jednej jaskółki wiosna też zawita, a bez jednego człowieka świat się nie zawali. (...) Pozostało mi bardzo mało czasu. Może jeszcze jakie trzy godziny, a więc do widzenia! Pozostańcie z Bogiem.
(list do rodziców z 02.12.1942)

podobne tematy:
Święta Barbara z Królewskiej Huty
Pelplińska jesień
Maksymilian Maria Kolbe
Z listów, pism i notatek o. Maksymiliana Kolbe
Z archiwum o. Maksymiliana: antychryst marszerujący
Msza prymicyjna o. Maksymiliana
Militia
Wola
Reymont: Pielgrzymka jasnogórska
Nazistowskie konotacje propagandy antykościelnej
Raport kardynała Hlonda z 20.12.1939 roku
Raporty kard. Hlonda (2)
Kardynał Adam Stefan Sapieha (3)
Norymberga v. 1
Aliant mojego alianta
Dowód na istnienie Boga
Sutanna i neopogaństwo
O naśladowaniu Chrystusa – fiszki z Rotmistrza