V.R.S.
121,1 tys.

I modliłem się bym z tą falą rozpaczy nie popłynął w dół...

fragmenty relacji z roku 1944 Ks. Walentego Garczyńskiego (ur. 1880, od roku 1938 proboszcz w Delatynie) o wydarzeniach w rejonie Delatyna, dekanat Stanisławów - za: ks. J. Wołczański: Eksterminacja Narodu Polskiego i Kościoła Rzymsko-Katolickiego przez ukraińskich nacjonalistów w Małopolsce Wschodniej w latach 1939-1945

"(...) Przyszli Niemcy. Zaczęło się prześladowanie Polaków. Polacy zostali bez pracy i bez środków do życia. Parochy ukraińskie urządzali przyjęcia dla Niemców. Budowano bramy triumfalne po wszystkich drogach. (...) Budowali mohyły w Delatynie, w Dobrze, Jaremczu, Mikuliczynie, w Tatarowie, w Worochcie. Na szczycie mohyły stał krzyż olbrzymi a na nim fana [tj. flaga] ukraińska i hitlerowska. Życie polskie było ciężkie. Prześladowanie na każdym kroku, co chwila aresztowania. Metropolita Szeptycki wydał rozporządzenie by w cerkwi była chorągiew ukraińska i hitlerowska. (...) U Polaków zaczął się głód. Polacy z narażeniem życia szli na Podole, by choć kartofli kupić i jakiegoś tłuszczu. (...)
Księża ukraińscy zaczęli uświadamiać swoje owieczki. W Mikuliczynie paroch ks. Łuciów głosił na ambonie, że przyszedł czas, by Polaków wyrzucić poza Kraków i Warszawę, zabronił sprzedawać Polakom, twierdząc że Polak i Żyd to jest to samo. Miał swoje dogmaty. Na kazaniach udowadniał że Chrystus Pan urodził się na Wschodzie, że tam powstała liturgia a później dopiero zachodnia, że Pan Jezus założył Kościół na Wschodzie, że Pan Jezus w Rzymie nie był, że umarł na Wschodzie, że liturgia wschodnia jest piękna i pociągająca a zachodnia sztywna i prosta, a więc precz z latynizmem, precz z łacinnikami.
Wobec takiego uświadamiania powstała wściekła nienawiść do Polaków. Ks. Budkiewicza aresztowała gmina mikuliczyńska, która trzy dni trzymała go w piwnicy gminnej. Prosił o spowiedź ks. Łuciowa - nie przyszedł. Zawieźli go do Stanisławowa, do kryminału i za 4 tygodnie umarł na tyfus.
Złość ukraińsko-niemiecka doszła do największego napięcia. Zarzęli narzekać, wątpić w miłosierdzie Boże, raz kościół był pełny, drugim razem prawie pusty. I modliłem się, by mnie Bóg strzegł, bym z tą falą rozpaczy, zwątpienia nie popłynął w dół. Trzeba było zachować zimną krew i równowagę. A to tak trudno mi było. I do kościoła wszedłem, by przed N. Sakramentem polecić parafię, modliłem się łzami. W tym czasie pojechałem rowerem z binacją [tj. drugą Mszą] do Jaremcza. Po nabożeństwie poszedłem do wodospadu. Tam, nad samym wodospadem zastałem parafiankę smutną, zamyśloną, jakby w obłędzie. Spytałem ją dlaczego w tak niebezpiecznym miejscu usiadła, można się pośliznąć i wpaść w wodospad. Ona odpowiedziała, że chce się utopić!! I opowiada, że jest sama na świecie, mąż zginął w kryminale, 2 dzieci Niemcy wywieźli do Reichu i znaku nie dają (...) Powiedziałem jej, że tylu świętych ludzi dzisiaj chodzi po świecie, bo cierpią i płaczą dla Chrystusa. Zaczęła płakać i ja płakałem pierwszy raz w życiu nad nędzą ludzką. (...) Kupiłem jej bilet do Lwowa i pojechała do Lwowa. Za parę tygodni dostałem od niej list, w którym dziękowała mi, żem uratował życie jej (...)
Nowe cierpienie spadło na moją parafię. Od czasu do czasu słyszałem, że w Jaremczu 2 Polaków zamordowano. Niemcy i Ukraińcy twierdzili, że to czynią rozbitki Kołpaka [tj. partyzantka sowiecka]. Inaczej nie wolno było mówić, groziło przez to aresztowaniem. W Mikuliczynie został uprowadzony lekarz wraz z rodziną w liczbie 5 osób w niewiadomym kierunku. To znowu banderowcy wymordowali w nocy 17 osób a uprowadzili 15 żywych do lasu. Wziąłem chłopca i pojechyałem do Mikuliczyna na pogrzeb. Ten chłopiec miał wybadać nastroje ukraińskie. Za godzinę przychodzi i mówi, że na cmentarzu w krzakach są Ukraińcy z pałkami, że obok cmentarza, w opuszczonych domach, czatują Ukraińcy. Zrozumiałem sytuację. Więc usiadłem na auto węgierskie i uciekłem do Delatyna. I jak słyszałem, Ukraińcy na stacji czekali na mniej, nie wiedzieli, gdzie się podziałem. (...)
Niemcy wycofali się z doliny Prutu. Przyszli Madziarzy. Była pewna ochrona, Polakom sprzyjali. Ja jeździłem do Mikuliczyna co drugą niedzielę ze Mszą św., do Tatarowa i Worochty. Księża kapelani węgierscy szli mi na rękę (...) Sowieci idą naprzód. Węgrzy się cofają. Dzieci worochniańskie napisały list do mnie, bym przyjechał do Worochty i przygotował ich do I Komunii św., zapewniając mnie, że będzie mi bardzo dobrze. 17.7.1944 pojechałem do Worochty. Worochta przyjęła bardzo serdecznie. Przygotowałem do I Komunii św. a po skończeniu okazało się, że jestem odcięty od Delatyna. Musiałem zostać w Worochcie. (...) Delatyn przechodził straszne chwile. Został tam katecheta ks. Krukowski, który u jednej rodziny zamieszkał. Na probostwie nie było gdzie mieszkać.
Przyszła delegacja z Jabłonicy bym przyjechał do cerkwi, gdzie dużo dzieci jest do chrztu św. Droga kołowa przez Tatarów 16 kilometrów, przez połoniny na koniu 5 kilometrów. Wybrałem drugie (...) Przyjęli mnie hucuły stare chlebem i solą. Spowiadam 2 godzin. Msza św., kazanie po polsku, kazanie to samo do w Worochcie. Hucuły i hucułki płakały. Po Mszy św. ochrzciłem dzieci, co trwało przeszło godzinę (...) Hucułki mię prosiły bym zanocował u nich, bo jeszcze mam być w dwóch domach ze chrztem św. Hucułki w liczbie 20 prowadziły mię po połoninach, chrzciłem dzieci i już ciemno było, gdy mię zaprowadziły do starego hucuła. Tam bryndza, chleb i gorące mleko (...) Rano poszedłem do cerkwi i znowu spowiedź, Msza św., Komunia św., wywody, 2 dzieci ochrzciłem. (...) W Worochcie Polacy się ucieszyli, że żywy wróciłem, niektóre kobiety beształy mię, że zanadto ufam Ukraińcom, że w tych okolicach grasują banderowcy (...) W Woroniecce umarła hucułka. Wyjechałem konno o 7 godzinie (...) Była Msza św., Libera me i na cmentarz obok cerkwi (...) Hucułów na pogrzebie było przeszło 100. W lesie usłyszałem bardzo blisko strzał. Przewodnika mego pytam, co to ma znaczyć, czy to nie zasadzka na mnie. Odpowiedział, że tu żadnej zasadzki na moje życie, tylko wnuki zmarłej, nie mogąc brać udziału w pogrzebie, w ten sposób oddają ostatnią przysługę (...) Byłem w Tatarowie. Kościółek zniszczony, więc w cerkwi odprawiłem Mszę św., kilkoro dzieci ochrzciłem. Bóg mi błogosławił w tej pracy ponad siły. Po ukraińsku nie umię mówić, jeździć nie umię (...)
Wreszcie to się skończyło. Umarł hucuł, pogrzeb po południu. Przed pogrzebem przyjechał z Mikuliczyna ksiądz ukraiński do Worochty, przedstawił się w gminie, że jest proboszczem na całą dolinę Prutu; powiedział, że on będzie miał pogrzeb, zresztą ksiądz polski nie ma prawa ich obsługiwać, że to rzecz niebywała, by w cerkwiach mówił kazania po polsku, że do niego należy pogrzeb: Wtedy huculi do niego: Otcze! Wy jesteście bandytami, przez was my cierpimy, przez was tyle młodych ludzi zginęło, do SS namawialiście a na kapelanów nie poszliście, że tyle młodych ludzi przez was parochów musi się tułać po lasach; my mamy księdza polskiego, który na kazaniach mówi o miłości.
Ksiądz [ukraiński] odjechał do Mikuliczyna a ja poszedłem na pogrzeb.
Poczułem niebezpieczeństwo. Zacząłem się wycofywać, zapowiedziałem swój wyjazd z Worochty, zresztą Polacy wszyscy rejestrowali się na wyjazd na Zachód. Stare hucuły zaproponowały mi mieszkanie u siebie, gdy wszyscy Polacy wyjadą. Powiedziałem, że muszę wyjechać (...)"

Worochta w okresie międzywojennym
megur udostępnia to
1
Lilianna w ogrodzie
Na szczycie mohyły stał krzyż olbrzymi a na nim fana [tj. flaga] ukraińska i hitlerowska. Życie polskie było ciężkie. Prześladowanie na każdym kroku, co chwila aresztowania. Metropolita Szpetycki wydał rozporządzenie by w cerkwi była chorągiew ukraińska i hitlerowska.
Andreios
To był czas prawdziwych męczenników za wiarę. Wtedy wielu kapłanów i ludzi świeckich odznaczyło się heroizmem i świetobliwością.