V.R.S.
681

Ważne pytania dziecięce czyli o świętych wizerunkach

Przemierzając w dzieciństwie górskie ścieżki jednego z regionów Polski, zastanawiałem się nad przedziwną figurą Maryi w sanktuarium na stromym wzgórzu. Zaspokajając dziecięcą ciekawość dowiedziałem się że była to kopia innej figury, którą jakiś mieszkaniec okolic, dawno temu, przyniósł z innych, dość odległych gór, z miejsca zwanego Celą Maryi, aby umieścić pod jednym z drzew. Potem zbudowano dla niej kaplicę a wreszcie kościół. Ponieważ umysł dziecięcy wspaniale godzi w sobie zainteresowanie z tym co pozanaturalne, nadprzyrodzone z bardzo praktycznymi pytaniami, pytałem (sam siebie): po co? Po co trudzić się z robieniem kopii jakiejś rzeźby oraz budować nad nią znacznym nakładem pieniędzy i pracy, inny kościół. Na tej samej zasadzie można było się zapytać: po co peregrynacja po Polsce kopii obrazu jasnogórskiego?

W tym dziecięcym okresie nie wiedziałem że moje pytanie stanowi integralną część poważnej kwestii, której waga zajęła w swoim czasie najtęższe głowy Kościoła. Nie wiedziałem nawet, że istniała Nicea, nie ta we Francji, lecz w Cesarstwie Rzymskim, na brzegach Azji, gdzie wiele stuleci wcześniej ogłoszono pewną mądrą tezę że cześć oddawana wizerunkowi, na przykład obrazowi czy rzeźbie wykracza poza niego i odnosi się do oryginału, oraz że ten kto oddaje cześć obrazowi, okazuje cześć osobie, którą obraz przedstawia. A także że to wartość pierwowzoru – np. świętego, męczennika lub wyznawcy sprawiała że jego relikwie i wizerunki były cenne, nie ich wartość artystyczna czy historyczna. Obiektem kultu nie był sam obraz, był on traktowany jako rodzaj portalu czy też bramy, znaku, symbolu - odnoszącego się do rzeczywistości nadprzyrodzonej, materialny punkt skupienia uwagi dla myśli i woli ludzkiej, tak by mogły unieść się w sferę nadprzyrodzoną, widzialne świadectwo niewidzialnego ponad nami. Zresztą stanowiło to nadto przeniesienie prostego mechanizmu istniejącego jeszcze za życia osób przedstawianych potem w postaci wizerunków: dotykano widzialnego ciała lub szaty świętego z uwagi na cnoty jego niewidzialnej duszy, wychodzącej ku Bogu by działać na Jego większą chwałę i by był On pochwalony w swoich aniołach i swoich świętych.

Jednakże, powyższe stanowiło jedna część odpowiedzi, albowiem wiara bez uczynków jest martwa. Druga część odpowiedzi polegała na tym, że kopia wizerunku z Mariazell została zaniesiony na północ, na pogranicze między Czechami a Śląskiem. Wizerunek stał się zatem świadkiem aktu, który stanowił dowód poprzedzającego go aktu wiary, to jest pielgrzymki. W ten sposób nastąpiła swoista translacja Mariazell, miejsca modlitwy i łaski, na jedno ze wzgórz na północy.

Mariazell było uważane za takie miejsce od ponad pięciu stuleci, kiedy owa jedność osoby i miejsca zaczęła być postrzegana jako przesąd dawnych czasów – bezużyteczny a nawet niebezpieczny, jako odwrócenie uwagi od rzeczy użytecznych. Mimo to przetrwało "cesarza-reformatora", czy, jak mówił uszczypliwie jego kolega Fryderyk II pruski "cesarza-zakrystianina" Józefa II, który zakazał pielgrzymek do tego miejsca. Prawdę mówiąc, przetrwało. wszystkich rzymskich i austriackich cesarzy, będąc jednym wielu miejsc, w których ludzie oddają cześć Matce Boga przed Jej łaskami słynącym wizerunkiem. Zaś opisywane wyżej translacje były dokonywane przez wielu pobożnych ludzi, nie tylko ze Śląska, ale również z terenu Czech.

Tak podsumowuje omawianą wyżej kwestię w wierszu Czarna Madonna (Black Virgin) G.K. Chesterton:

W jednej z tysięcy figur Cię pozdrawiamy ,
na jednym z tysięcy tronów witając,
przez las Twych postaci, które oglądamy,
idziemy jedno Twe imię wzywając.
A jak to być może, jeśli Cię znam,
tej tajemnicy się nie dziwię,
że jeden woła: tu jest, drugi: tam!,
choć poszłaś dawno do nieba szczęśliwie.


Procesja w Mariazell