Modlitwy i Msze z papieżem bez udziału wiernych. Koronawirus w Watykanie!
![](https://seedus4268.gloriatv.net/storage1/ynzsu9l6qt9666tg6u0349a1zyeyqwrzgxl8fnj.webp?scale=on&secure=NqFY71yy0HH5lIotI6McZw&expires=1721247499)
Oznacza to, że w niedzielę 8 września Ojciec Święty nie wygłosi swego rozważania i nie udzieli wiernym błogosławieństwa z okna Pałacu Apostolskiego ani też nie spotka się z nimi na placu św. Piotra. Wierni, którzy tam przybędą będą mogli widzieć papieża na ekranach telebimów, a widzowie telewizji transmitujących to wydarzenie na ekranach w swoich domach. Podobnie będzie w najbliższą środę 11 marca podczas audiencji ogólnej.
Zaznaczono, że decyzje te są konieczne, by uniknąć ryzyka rozprzestrzenienia się wirusa COVID-19 związanego ze zgromadzeniami podczas kontroli bezpieczeństwa, by umożliwić dostęp do placu, jak tego wymagają władze włoskie (kontrole te wprowadzono po zamachach terrorystycznych w USA 11 września 2001 roku).
Ponadto Dyrekcja ds. Zdrowia i Higieny Państwa Watykańskiego zawiesiła do niedzieli 15 marca udział wiernych we Mszach św. sprawowanych przez papieża w Domu Świętej Marty. Franciszek będzie odprawiał w tych dniach Eucharystię prywatnie.
KAI/ad
archwwa.pl/…/modlitwy-i-msze…
==========================================
A JAK KOŚCIÓŁ REAGOWAŁ W PRZESZŁOŚCI NA EPIDEMIE I ZARAZY?
==========================================
EPIDEMIA DŻUMY WE WŁOSZECH 590 ROK
Pandemie zawsze uznawano za karę Bożą; a jedyne lekarstwa Kościoła na nie stanowiły modlitwa i pokuta.
To właśnie wydarzyło się w 590 roku w Rzymie, gdy na papieża wybrano Grzegorza pochodzącego z senatorskiej rodziny Anicii. Przyjął on imię Grzegorza I (540-604). Zarazy, głód, niepokoje społeczne i niszczycielska fala Lombardów dewastowała wówczas Włochy. Ponadto między 589 a 590 rokiem Italię nawiedziła gwałtowana dżuma, straszliwa inguinaria lues, która po zniszczeniach na terytorium Bizancjum na wschodzie i ziemi Franków na zachodzie zasiała śmierć i terror na półwyspie i uderzyła w Rzym. Rzymianie dostrzegli w epidemii Bożą karę za zepsucie w mieście. Pierwszą ofiarą plagi w Rzymie okazał się zmarły 5 lutego 590 roku i pochowany w Bazylice świętego Piotra Pelagiusz II.
Kler i senat rzymski wybrali na następcę Grzegorza, który po zakończeniu posługi praefectus urbis mieszkał w mniszej celi w Montecelio. Po konsekracji 3 października 590 roku papież natychmiast zajął się problemem plagi. Grzegorz z Tours (538-594) – współczesny tego papieża i kronikarz tamtych wydarzeń – przywołuje, że w pamiętnym kazaniu wygłoszonym w kościele świętej Sabiny, Grzegorz wezwał Rzymian do podążania za przykładem skruszonych i pokutujących mieszkańców Niniwy mówiąc „rozejrzyjcie się wokół siebie – oto miecz gniewu Bożego wymierzony w całą ludność. Nagła śmierć wyrywa nas ze świata, dając nam ledwie sekundę. W tym właśnie momencie – ach – jakże wielu z nas ulega pochłonięciu przez zło (tu nieopodal nas), nie mogąc nawet pomyśleć o pokucie”.
Następnie papież wezwał wszystkich do podniesienia oczu ku Bogu pozwalającemu na tak wielkie kary po to, aby Jego dzieci zdecydowały się na poprawę. Papież nakazał ponadto odprawienie specjalnego nabożeństwa-litanii. Chodziło o procesję całej rzymskiej ludności podzielonej na siedem orszaków zróżnicowanych pod względem płci, wieku i stanu. Procesja ta wędrowała od różnych rzymskich kościołów do Bazyliki Watykańskiej, śpiewając litanię podczas całej trasy.
Oto początek znanych nam największych Litanii Kościoła, zwanych także rogacjami, poprzez które modlimy się do Boga o ochronę przed przeciwnościami losu. Siedem orszaków przemieszczało się przez budynki starożytnego Rzymu, boso, wolnym krokiem, z głowami posypanymi popiołem. Gdy tłum przemierzał miasto w grobowej ciszy, zaraza osiągnęła punkt kulminacyjny i w ciągu godziny 80 osób padło martwych na ziemi. Jednak Grzegorz nie ustawał ani na sekundę w nawoływaniu do kontynuowania modlitwy i nalegał, by na czoło procesji przenieść obraz Matki Bożej namalowany przez świętego Łukasza i przechowywany w Santa Maria Maggiore.
Złota legenda Jacopo da Varazze stanowi kompendium tradycji przekazywanych od pierwszych stuleci chrześcijańskiej epoki i zauważa, że w miarę jak święty obraz posuwał się naprzód, powietrze stawało się zdrowsze i czystsze, a plaga ustępowała, jakby nie mogąc znieść obecności obrazu. Obraz dotarł do mostu łączącego miasta z Mauzeleum Hadriana znanym w średniowieczu jako Castellum Crescentii, gdy nagle usłyszano chór Aniołów śpiewających „Regina Coeli, laetare, Alleluja – Quia quem meruisti portare, Alleluja – Resurrexit sicut dixit, Alleluja” a Grzegorz odpowiedział głośno „Ora pro nobis rogamus Alleluja”. W ten sposób narodziła się Regina Coeli, antyfona, za której sprawą Kościół pozdrawia Maryję Królową w czasie wielkanocnym.
Po śpiewie aniołowie zgromadzili się wokół obrazu Matki Bożej, a Grzegorz uniósł oczy i ujrzał na szczycie zamku anioła, który po wyschnięciu ociekającego krwią miecza włożył go z powrotem do płaszcza na znak końca kary. „Tunc Gregorius vidi super Castrum Crescentii angelum Domini qui glaudium cruentatum detergens in vagina revocabat: intellexitque Gregorius quod pestis illa cessasset et sic factum est. Unde et castrum illud castrum Angeli deinceps vocatum est”. (Iacopo da Varazze, Legenda aurea, Edizione critica a cura di Giovanni Paolo Maggioni, Sismel-Edizioni del Galluzzo, Firenze 1998, p. 90).
Papież Grzegorz I został kanonizowany, ogłoszony doktorem Kościoła i przeszedł do historii jak „Wielki”. Po jego śmierci Rzymianie zaczęli określać Mauzoleum Hadriana mianem „Castel Sant’Angelo” i w ramach wspomnieniu cudu umieścili figurę świętego Michała na szczycie zamku. Po dziś dzień w Muzeum Kapitolińskim zachował się okrągły kamień z odciskami stóp, który zgodnie z tradycją został pozostawiony przez Archanioła, gdy ten stanął, by ogłosić koniec zarazy. Również kardynał Cesare Baronio (1538-1697) uznawany za jednego z najwybitniejszych historyków Kościoła z uwagi na rygoryzm swych badań potwierdził objawienie się Anioła na szczycie zamku (Odorico Ranaldi, Annali ecclesiastici tratti da quelli del cardinal Baronio, anno 590, Appresso Vitale Mascardi, Roma 1643, s. 175-176).
Zauważmy tylko, że jeśli Anioł dzięki apelowi świętego Grzegorza schował swój miecz, to oznacza, że wcześniej wyciągnął go w celu ukarania grzechów ludu rzymskiego. Aniołowie są bowiem wykonawcami Bożych kar na ludziach, o czym przypomina nas dramatyczna wizja Trzeciego Sekretu w Fatimie, wzywając nas do pokuty. „Po dwóch częściach, które już przedstawiłam, zobaczyliśmy po lewej stronie Naszej Pani nieco wyżej Anioła trzymającego w lewej ręce ognisty miecz; iskrząc się wyrzucał języki ognia, które zdawało się, że podpalą świat; ale gasły one w zetknięciu z blaskiem, jaki promieniował z prawej ręki Naszej Pani w jego kierunku; Anioł wskazując prawą ręką ziemię, powiedział mocnym głosem: Pokuta, Pokuta, Pokuta” [cyt. za sekretariafatimski.pl].
Czy szerzenie się koronawirusa wiąże się w jakiś sposób z wizją trzeciego sekretu? Przyszłość pokaże. Jednak wezwanie do pokuty pozostaje sprawą niecierpiącą zwłoki dla naszych czasów i podstawowym środkiem gwarantującym nasze ocalenie w czasie i wieczności. „Cóż powiemy o straszliwych zdarzeniach, jakich jesteśmy świadkami, jeśli nie to, że są one zapowiedzią przyszłego gniewu? Pochylcie się więc najdrożsi bracia z największą troską, (ang. Think then dearest brothers, with extreme care to that day) poprawcie swe życie, zmieńcie zwyczaje, pokonajcie z całą mocą wszystkie pokusy zła, ukarajcie łzami i popełnionymi grzechami” (Omelia prima sui Vangeli, in Il Tempo di Natale nella Roma di Gregorio Magno, Acqua Pia Antica Marcia, Roma 2008, pp. 176-177).
Właśnie tych słów, a nie snu o szczęśliwej Amazonii, potrzebuje dzisiejszy Kościół, który wygląda jak ten opisany przez świętego Grzegorza w jego czasach „bardzo stary statek, straszliwie zatopiony, fale i zepsute deski wpadające wszędzie, wstrząsane codziennie gwałtowną burzą zapowiadającą rozbicie statku” (Registrum I, 4 ad Ioann. episcop. Konstantynop.). Ale już wtedy Opatrzność Boża wezwała sternika, który jak stwierdza święty Pius X „pośród szalejących fal był w stanie nie tylko zadokować w porcie, ale także zabezpieczyć statek przed przyszłymi burzami” (Encyklika Jucunda sane del 12 marzo 1904).
-----------------------------------------------------------------------------
EPIDEMIA CHOLERY WE WŁOSZECH 1837 ROK
Procesja w Rzymie w roku 1837 podczas cholery. Rzym 15-go sierpnia.
Z listu do Paryża.
Widziałem com nie myślał, żeby kiedy być mogło i z czym wszystko, co nadzwyczajnego w chrześcijańskiej starożytności opowiadają, porównać się nie da. O! trzeba było to samemu widzieć, trzeba się na to patrzyć, aby uwierzyć, że to nie urojenie, nie marzenie śpiącego, bo taki sen nigdy być nie może. Gdy ci powiem że 150000 osób razem o łaskę i miłosierdzie do nieba woła, gdy powiem, że większa część tych osób, mężczyźni, kobiety, panny, dzieci, starcy chodzą po ulicach Rzymu boso z cierniową koroną na głowie.... Ale o którejże to godzinie? o którym czasie? każdej godziny. A to wszystko dlatego, że cholera w Rzymie panuje, i że Papież (Grzegorz XVI) pojedynczo i po prostu Rzymianom na pokutę Niniwitów przypomniał. "Et crediderunt Ninivitae in Deum. A wy dziatki moje, zawołał Ojciec Święty, wierzycież wy? Wierzymy, odpowiedział lud. Ale Niniwici czynili pokutę... I my chcemy pokutować Ojcze Święty, i my przyodziejemy się w włosiennice, posypiemy głowy popiołem, będziemy wzdychać dzień i noc do Pana, my i panienki nasze i zgrzybiali starcowie nasi!". Przeniesiono cudowny obraz Panny Maryi od św. Łukasza malowany z kościoła Panny Maryi większej do kościoła Jezuitów stojącego wśród Rzymu. Wszyscy księża, zakony, urzędnicy świeccy, prałaci, biskupi, kardynałowie szli parami na procesji ze świecami w ręku. Sam Papież szedł naprzód przed świętym obrazem, który trzydziestu ludzi na przepysznym niosło ołtarzu. Nie potrafiłbym ci powiedzieć, jak wiele szło za procesją ludu, ani opisać jak on wołał do nieba, tym mniej, jaka była fizjognomia tych ludzi, których twarzom wiara jakiś taki nadała wyraz, że go w żadnym naturalnym wzruszeniu, ani w bólach, ani w radości nie można by spostrzec. Procesja trwała 4 godziny i skończyła się dopiero w nocy. Co dzień z rana odprawiali kardynałowie jeden po drugim Mszę świętą, i komunikowali wiernych. Papież sam przybył tam i rozdzielał jakby prosty kapłan więcej niż 600 osobom ten pokarm niebieski. Widziałem to, nigdy mi nie wyjdzie z myśli ta chwila, kiedy Ojciec Święty podnosił Najświętszy Sakrament. Zalał on się łzami, i my mu tylko łzami odpowiedzieli. Wczoraj rzekł Ojciec Święty do Rzymian: "Wyście lud Maryi!". Zaprawdę nie wiem czy kiedy od owego dnia, jak sobór w Efezie rzekł do Efezjanów: "Bogarodzica Maryja", imię Maryja taki zapał wzbudziło. Nie, zapewne nigdy nie było tyle gorącej pobożności, tyle jawnej miłości. Ten tytuł "lud Maryi" był niejako ostatnim ciosem dla serc głęboko poruszonych. Ze zmierzchem oświecono na raz miasto, stanęło ono jakby całe w ogniu. Ale nie wystawiaj sobie nic podobnego do waszych (paryskich) nikczemnych festynów. Co tylko w dekoracjach tego gatunku wielkiego i wspaniałego być może, wszystko tu powystawiano naraz na cześć Maryi. Cyfry, godła, transparenty, szkła w różnych kolorach błyszczały i rzucały promienie z okien i balkonów, wisiały przez całe ulice w długich girlandach, błyszczały na terasach i owijały gałęzie i kwiaty. Nigdy by sobie co podobnego wystawić nie można. Po rogach każdej ulicy wznosiły się ołtarze na cześć Najświętszej Panny Maryi, a na ich przyozdobienie cała sztuka, jak się zdawało, wysilała się; u stopni tych ołtarzów klęczały pokornie do ziemi nachylone grupy szlachetnych dziewic, i śpiewały, jak tutaj jest zwyczaj, na przemian pieśni o Najświętszej Pannie, i litanie na które lud przechodząc odpowiadał. Ojciec Święty udzielił z góry kwirynalskiej wielkiego błogosławieństwa papieskiego miastu i światu (urbi et orbi); upał słońca 40-o stopniowy podczas południa nikogo nie zdołał odstraszyć. Ludu mnóstwo było niezliczone. Zresztą lud ten w swojej wierze podobno by śmiało po jarzących węglach deptał, bez wzdrygania się najmniejszego.