V.R.S.
1701

Improperia

Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił, w czemem zasmucił
albo w czem zawinił...

Dla cię roniłem łzy krwawe w noc ciemną,
tyś na modlitwie nie mógł wytrwać ze Mną.

Kielich przyjąłem by twe zmazy spłukać,
tyś z Judaszami szedł braterstwa szukać.

Prawdę ci dałem Ojca w Mej miłości,
tyś uciekł zaznać światowej mądrości.

W sądzie Mnie mieli poganie, żydowie,
tyś milkł, gdy łgali fałszywi świadkowie.

Zbawić cię szedłem na spotkanie z katem,
tyś Mnie się zaparł wielokroć przed światem.

Bicz na Mnie spadał, by twe leczyć rany,
tyś poszedł słuchać doktorów szemranych.

Cierń Mi włożyli, by krwawiła głowa,
tyś chciał zapomnieć, Męki dar zmarnować.

Krzyż na się wziąłem, by twe winy zdjęto,
ty Mi oddałeś tłumu obojętność.

Dla cię zostałem z szat swych obnażony,
tyś wstyd porzucił, ze światem zgodzony.

Gwoździe Mi wbito, wśród wyzwisk, potwarzy,
tyś Krzyż mój ukrył, usunął z ołtarzy.

Matkę ci dałem, co pod Krzyżem stała,
tyś wydał wilkom członki Mego Ciała.

Jam ducha oddał, swe otworzył Serce,
tyś dał by Ciało było w poniewierce.

Lilianna w ogrodzie
I da się te słowa zaśpiewać.