Rok 1624
I.Gdy Boży synowie szli stanąć przed Panem,
Bo karać miał grzechy Adama plemienia,
Archanioł-wódz Michał się spotkał z szatanem,
Co śmiał mu przedstawić ten głos oskarżenia:
- Tyś dusze ratować nad wyraz jest skłonny
I niemal poczucie słuszności naginać,
Lecz akt miłosierdzia twój jednak jest płonny,
Bo w ludzkiej rachubie na zawsze jest wina.
O popatrz nad Wisłę, gdzie pysznić się lubią,
Lecz poszli za modą w kąkolu złe plony,
I kara nań przyszła – poganie ich gubią,
A oni wyzbyli się wszelkiej obrony.
Nie ratuj, nie warto, ten naród zbłąkany,
Tych ludzi, co łatwo o drobiazg się skłócą,
Co będą, z swej woli, całować Korany,
I sami, bez miecza, skarb ojców porzucą.
Krzyż dla nich się stanie sprzed wieków pamiątką,
Co ładnie wygląda czasami od święta,
Cześć będą oddawać współczesnym zaś świątkom,
I sami nałożą niewoli swej pęta.
Gdy dotkniesz ich mienia, to zaczną złorzeczyć
Wnet, zanim cokolwiek wielkiego się stanie,
Z głupoty ich nigdy się nie da uleczyć…
Archanioł mu przerwał: - Idź za mnie, szatanie!
O litość poproszę ze względu na dusze,
Co wiary ustrzegły, strzec będą w przyszłości,
I da Bóg, że zaraz z swym wojskiem wyruszę,
By wspomóc je w walce, w godzinie ciemności.
I szatan zamilknął, w swej pysze zdeptany,
I Michał za ludem nieszczęsnym tak prosił,
Że zastęp rozliczny, w biel lśniącą odziany,
Widziano jak groźny nad wzgórzem się wznosił.
II.
Gdzie kościół zniszczony, gdzie krzyż połamany,
Gdzie Chrystus zbezczeszczon, agonii gdzie jęki,
Gdzie przeszli pohańcy, gdzie jasyr pobrany,
Siadł groźny Kantemir przed mnichem stareńkim.
I kazał mu pokłon tam oddać przed sobą,
I buty całować krwią wiernych oblane,
Lecz starzec stał prosto, i pewną rzekł mową:
Cześć Bogu oddaję a Chrystus mym Panem.
Zasyczał Kantemir: nieszczęsnyś, ty starcze,
Rozpaczasz, że ołtarz wydany przybłędom,
A ja cię proroctwem tym strasznym obarczę,
Że twoi ołtarze usuwać też będą.
I duma z twej wiary dziś tak cię przepełnia,
Nie widzisz, że bratem być mogę w tej wierze,
Nóg nie chcesz całować a ja cię zapewniam,
Że będą to czynić wnet nawet papieże.
Zastygłeś jak martwy na wieży swej blankach,
Nie widzisz, że postęp zwycięży nad losem,
I gdzie jest twój Hetman i twoja Hetmanka,
I kto cię zratuje przed szabli mej ciosem?
To rzekłszy, uderzył krzywułą swej stali,
Bo pokój stateczny go przywiódł do złości,
Zakonnik zaś Boga raz jeszcze pochwalił
I będzie Go chwalił na wieki w wieczności.
III.
Nad Dniestrem rozlanym pod brzegi wysokie,
Opodal Halicza wież z cegły, kamienia,
Ogarnia Pan Hetman horyzont swym okiem
A serce przepełnia mu czara zwątpienia.
Wojsk mało, powiodło się zatem poganom,
Przejść obok i rozlać po Wisły dolinę,
Od Krosna po Lublin już jasyr pobrano
I wiodą nieszczęsnych w osmańską dziedzinę.
Jedyna nadzieja by odbić porwanych,
Nim ich zbisurmanią w dalekim hen kraju,
Lecz orda jest silna, Kantemir zaś szczwany
I trzeba zatrzymać marsz szybki Nogajów.
Przybywa posłaniec: Tatarzy wieś palą,
Lecz jak słup obłoku dym krzyżem się wznosi,
Czy znak to, że Krzyża wyznawców ocalą,
Czy dobrą nowinę to Niebo dziś głosi?
O, święty Antoni, Dawidów proś korzeń,
Proś Lwa ziemi judzkiej by przybył, zwyciężył,
By przemóc pogaństwo, błogosław nam Boże,
By wrogów porazić, ich moc nadwyrężyć.
I płyną hetmańskie modlitwy tak ciche,
Bojaźnią lecz także ufnością przejęte:
O wspomóż nas Panie, o powal ich pychę,
O uderz, bo bluźnią wciąż imię Twe święte!
Zacieśnia się tabor - Tatarzyn zamierza
Go rozbić harcami lecz Hetman nie daje,
Przesuwa się tabor – Kantemir uderza,
Lecz wojsko hetmańskie w potrzebie wnet staje.
Strzelają armaty – Kantemir ucieka,
By za Dniestr uchodzić i odejść z jasyrem,
I siły odzyskać, lecz Hetman nie zwleka:
Napiera - Dniestr stworzy pohańców mogiłę.
Już ranny Kantemir dopada do brzegu,
Już orda rozbita w dniestrowej otchłani,
Lecz polskie chorągwie nie wstrzymują biegu
I pędzą by dotrzeć do nocy aż granic.
I kosza dochodzą, gdzie jeńcy są drżący,
Niewiasty i dzieci, co wpadły w ord ręce,
Ze szczęścia wielkiego obficie płaczący
Krzyż znaczą i krzyżem padają w podzięce.
A Hetman wiktorii tej, tak znamienitej,
Na Halicz pociągnie, do bram Franciszkanów
By stąd w dziękczynieniu, po Rzeczpospolitej
Głos gromki się rozszedł: Te Deum laudamus.
tło historyczne:
Blizne