V.R.S.
12.3K

Gdy katolik próbuje uciec przed sobą (6)

Pierścień Gygesa czyli pokusa fałszywego wyzwolenia

„Że ci, którzy [sprawiedliwość] praktykują, robią to niechętnie, dlatego tylko, że nie potrafią krzywd wyrządzać, to może najlepiej potrafimy dojrzeć, jeżeli coś takiego potrafimy zrobić w myśli: damy jednemu i drugiemu wolność — niech każdy z nich robi, co chce, i ten sprawiedliwy, i niesprawiedliwy. A potem pójdziemy w trop za nimi, zobaczyć, dokąd każdego z nich żądza zaprowadzi. Wtedy byśmy ich na gorącym uczynku schwytali, bo na jedno i to samo wychodziłby sprawiedliwy i niesprawiedliwy — aby więcej mieć — do tego każda żywa istota z natury dąży, bo to jest dobro, a tylko prawo gwałtem ją ściąga do tego, żeby cenić równość mienia. Wolność, o której mówię, byłaby wtedy największa, gdyby każdy z nich posiadł taką moc, jaką miał kiedyś Gygesa przodek Lidyjczyka. On był pasterzem i służył u ówczesnego króla Lidii. Kiedy spadł wielki deszcz i przyszło trzęsienie ziemi, pękła ziemia w pewnym miejscu i utworzyła się rozpadlina w tej okolicy, gdzie on pasał owce. On to zobaczył, zdziwił się, zeszedł w jej głąb i ujrzał dziwne rzeczy, o których bajki opowiadają, a między innymi i konia z brązu, pustego wewnątrz, który miał drzwiczki. Kiedy nachylił się przez nie do środka, zobaczył wewnątrz trupa, który się wydawał nadludzkiego wzrostu. Nie miał na sobie nic, tylko złoty pierścień na ręku. On ściągnął mu ten pierścień i wylazł stamtąd na górę.
Kiedy pasterze odbywali swoje zebranie zwyczajne, jak co miesiąca, aby królowi donieść, co się dzieje z trzodami, przyszedł i on i miał pierścień z sobą. Więc kiedy siedział pomiędzy innymi, obrócił przypadkiem nasadę kamienia ku sobie, ku wnętrzu dłoni. Kiedy się to stało, zrobił się niewidzialny dla siedzących przy nim; oni zaczęli rozmawiać tak, jakby go nie było. Zdziwił się i znowu namacawszy pierścień, obrócił nasadę kamienia na zewnątrz. Jak tylko ją obrócił, zrobił się widzialny. Zauważywszy to, zaczął doświadczać swego pierścienia, czyby miał taką siłę i czyby mu się udawało, obracając nasadę kamienia ku środkowi, stawać się niewidzialnym, a jeśli na zewnątrz — widzialnym. Stwierdziwszy to, natychmiast się postarał, żeby go wśród posłańców wyprawiono do króla. Poszedł tam, żonę królowi uwiódł i razem z nią zamachu na króla dokonał. Zabił go i tron po nim objął.
Więc gdyby istniały dwa takie pierścienie i jeden by sobie na palec włożył człowiek sprawiedliwy, a jeden niesprawiedliwy, to nie znalazłby się chyba żaden człowiek taki kryształowy, żeby wytrwał w sprawiedliwości i nie śmiałby wyciągać ręki po cudze ani go tykać, chociażby mu wolno było, i z rynku bez obawy brać, co by tylko chciał, i do domów wchodzić, i obcować z kim by mu się podobało, i zabijać, i z więzów uwalniać, kogo by tylko zechciał. I inne rzeczy robiłby pomiędzy ludźmi, będąc do bogów podobnym. Postępując tak, nie robiłby nic innego niż drugi — na jedno i to samo wychodziliby obaj”

(PlatonPaństwo, przekł. W. Witwickiego)

----


Taki pierścień, pierścień władzy czy też pierścień całkowitej swobody, dziś byśmy powiedzieli: liberalnej wolności, "uwalniał" zatem, zdaniem Platona, ludzi przede wszystkim od sprawiedliwości. Sprawiedliwością absolutną jest oczywiście Bóg: On Bogiem wiernym, a nie zwodniczym, On sprawiedliwy i prawy (Pwt 32,4, podobnie np. Iz 30,18) a sprawiedliwość u człowieka rozpoczyna się od oddania Bogu tego co Mu należne, następnie zaś bliźnim. Gyges, wkładając pierścień niewidzialności i rozpoczynając deformowanie sprawiedliwości według kryterium własnej woli, ustalanie własnych, subiektywnych pojęć dobra i zła, staje się "do bogów podobnym", co jako żywo przypomina analogiczną zasadę szatańskiego "non serviam" podsuniętą Adamowi i Ewie w kuszeniu w ogrodzie Eden: będziecie jako bogowie (Gen 3,5) Pierścień daje mu sposobność by powyższe realizować. Jak widać po Władcy Pierścieni Tolkien przejął symbolikę Platona i, jako katolik, doskonale rozpoznawał przedmiot tej pierwszej z pokus, matki ludzkiego nieszczęścia oraz jego wagę. Obserwował ją wokół siebie w znakach i okolicznościach mrocznych współczesnych czasów, co przybliżono w poprzednich częściach, ale dostrzegał także w swoim życiu osobistym.

Znamienne jest że dwa, oddzielone o ponad 20 lat listy zawierają ten sam motyw kulminujący. Pierwszy dotyczy małżeństwa i Tolkien skierował go do syna Michała w marcu 1941 r. i po wykładzie, można powiedzieć teoretycznym, zasad przechodzi w nim do opisu własnego małżeństwa: "Moja własna historia jest tak wyjątkowa, tak błędna i nieroztropna niemal w każdym punkcie, że sprawia to że trudno jest [mi] doradzać roztropność. A trudne przypadki tworzą złe prawo zaś przypadki wyjątkowe nie są zawsze dobrym przewodnikiem dla innych".
Następnie opisuje krótko jak poznał i poślubił E. Tolkien. List ten kończy - przechodząc wprost z opisu jak poznał żonę i ją poślubił - następująco: "Z ciemności mojego życia, tak bardzo rozchwianego, kładę przed tobą jedną wielką rzecz do umiłowania na ziemi: Najświętszy Sakrament ... Znajdziesz tam romantyczność, chwałę, honor, wierność i prawdziwą drogę wszystkich twoich miłości na ziemi (...)"
Po latach w liście o wierze do tego samego syna Michała z listopada 1963 pisał: "Od początku umiłowałem Najświętszy Sakrament i, dzięki miłosierdziu Bożemu, nigdy wypadłem ponownie [poza Kościół], lecz niestety! Nie zawsze żyłem by być go godnym. Wychowywałem was źle i zbyt mało z wami rozmawiałem. Z niegodziwości i lenistwa niemal zaprzestałem praktykowania mojej religii zwłaszcza w Leeds i na 22 Northmoor Road". „Nie dla mnie Pies Niebieski [poemat F. Thompsona o „pogoni” Boga za człowiekiem - przyp. wł.], ale nieustanne milczące wołanie Tabernakulum oraz poczucie przymierania głodem. Gorzko żałuję tych dni (i cierpię z ich powodu tak cierpliwie na ile mogę), przede wszystkim dlatego że zawiodłem jako ojciec. Teraz modlę się nieustannie za was wszystkich by Uzdrowiciel (Haelend jak zwykle nazywano Zbawiciela w staroangielskim) uleczył me wady i by nikt z was nigdy nie przestał wołać: Benedictus qui venit in nomine Domini."
W obu listach Tolkien wskazuje na Najświętszy Sakrament jako to co pozwala w okresie próby czy nawet w razie upadku, znaleźć właściwe odniesienie i kierunek.

Wspomniane czasy Leeds i Northmoor Road 22 to lata 1920-1930 czyli lata kiedy Tolkien, który zawarł małżeństwo w marcu 1916 roku, tj. tuż przed wyruszeniem do Francji na krwawy front nad Sommą wrócił do Anglii i podjął pracę naukową i kiedy przychodziły na świat jego kolejne dzieci (najstarszy syn Jan, który został potem kapłanem katolickim, urodził się w roku 1917): Michał (1920), Krzysztof (1924) i Priscilla (1929). Jednocześnie czasy, w których (od roku 1917) spisał pierwszą wersję swojej fikcyjnej mitologii (Księga Zaginionych Opowieści), czerpiąc z mitów północnej Europy (m.in. fińskich). Mitologii, która po wielu redakcjach została wydana dopiero po jego śmierci czy to jako Silmarillion czy inne dzieła. W cytowanym liście uderza samooskarżenie, którego cień znajdziemy także w liście wspomnieniowym o małżonce napisanym w lipcu 1972 r. do syna Krzysztofa:
straszne cierpienia naszego dzieciństwa, z których się ratowaliśmy nawzajem, lecz nie byliśmy w stanie całkowicie zaleczyć ran, które potem okazały się powodować kalectwo, cierpienia, które znosiliśmy po tym jak nasza miłość się zaczęła – które (przede wszystkim nasze osobiste słabości) mogły pomóc w uczynieniu dającymi się przebaczyć bądź możliwymi do zrozumienia upadki i ciemności, które czasem psuły nasze życie – i wyjaśnić jak to się stało, że nigdy nie dotknęły naszej głębi i nie przyćmiły naszych wspomnień o naszej młodzieńczej młodości.”
Jak to życie wyglądało w latach 20-tych XX wieku można się domyślać. W oficjalnej, bo aprobowanej przez rodzinę Tolkiena biografii spisanej przez Humphreya Carpentera czytamy m.in. że przed narodzeniem Krzysztofa żona Tolkiena z „przygnębieniem zdała sobie sprawę że jest znowu w ciąży”. Jak pisze Carpenter, w pierwszych latach po ślubie „Edyta niemal zaprzestała chodzenia na Msze” a po powrocie z Leeds do Oksfordu, gdy Tolkien znów zaczął regularnie chodzić do kościoła, „nie podobało jej się że Ronald bierze dzieci do kościoła”. Można się zatem domyśleć co miało miejsce wcześniej, gdy oboje małżonkowie Tolkien porzucili praktyki religijne, z czego, jak pisał Tolkien synowi w cytowanym wyżej liście, wybudził go duchowy głód – przede wszystkim Najświętszego Sakramentu. Sapienti sat. Ucieczka w baśniowość, nawet estetycznie wysublimowaną, może skończyć się katastrofalnie w razie odejścia od Boga i wiary. Jak wskazywał trzeźwo Tolkien synowi we wspomnianym wyżej liście z marca 1941 roku słabością tradycji romansu rycerskiego było to, że „jej ośrodkiem nie był Bóg, lecz wyimaginowane Bóstwa: Miłość i Dama. Nadal skłania się czynić Damę rodzajem prowadzącej gwiazdy lub bóstwa (…) Jest to oczywiście fałsz i w najlepszym wypadku ułuda. Niewiasta jest innym upadłym człowiekiem o zagrożonej duszy. Jednakże połączona i zjednoczona z religią [taka tradycja] może być bardzo szlachetna. Wówczas tworzy ona to, co, jak nadal się czuje, nawet wśród tych, którzy zachowują szczątkowe chrześcijaństwo, uważam że jest najwyższym ideałem miłości między mężczyzną i niewiastą. Mimo to posiada, jak myślę, swoje zagrożenia – nie jest całkowicie prawdziwa i nie jest doskonale „teocentryczna”.”

W latach 30-tych XX wieku, jak pisze wspomniany Carpenter, życie Tolkiena jako wykładowcy w Oxfordzie i ojca rodziny rozpoczynało się jednak od porannej przejażdżki rowerem z młodszymi synami na Mszę Świętą o 7.30 rano w kościele św. Alojzego przy szpitalu na Woodstock Road. Jednocześnie, jak pisze Carpenter, spał osobno w garderobie z łazienką, gdyż żona uznawała jego tryb życia z późnym kładzeniem się spać oraz chrapanie za zbyt męczący: „w pewnym stopniu Ronald i Edyta prowadzili na Northmoor Road osobne życie, śpiąc w osobnych sypialniach i zachowując różne godziny”. Edyta nie lubiła również przyjaciół Ronalda oraz tego jak ożywiał się w ich towarzystwie. Jak już wspomniano, problemem był dla niej wówczas również powrót Tolkiena do żywego praktykowania Religii Katolickiej. Jak pisze Carpenter jej uczucia w części „były następstwem surowego, niemal średniowiecznego nalegania Ronalda na częstą Spowiedź zaś Edyta nienawidziła spowiadać się z grzechów przed księdzem (…) Edycie przedstawiał jedynie swoje emocjonalne przywiązanie do religii, które niezbyt rozumiała. Czasami jej tląca się złość odnośnie chodzenia do kościoła przechodziła w furię”. Zmianę sytuacji przyniosła dopiero próba II wojny światowej, która oznaczała powołanie syna Michała do wojska (obrony przeciwlotniczej). Jak pisze Carpenter, w roku 1940 po jednym z jej wybuchów gniewu na temat religii „nastąpiło prawdziwe pojednanie między nią a Ronaldem, podczas którego wyjaśniła mu swe uczucia a nawet oświadczyła że chce powrócić do praktykowania religii”, choć jak dodaje „nie powróciła do regularnego chodzenia do kościoła lecz przez resztę swego życia nie okazywała urazy wobec katolicyzmu a nawet z lubością interesowała się sprawami kościelnymi”. Interesujące że w wydanym na długo po śmierci Tolkiena wspomnianym już Athrabeth Finrod ah Andreth, w komentarzu autora znalazła się następująca wzmianka o Berenie i Luthien: „małżeństwo Berena z pewnością wypełniło (…) przepowiednię, że tego rodzaju małżeństwa będą następowały jedynie w jakimś wyższym celu przeznaczenia oraz że mniej okrutnym losem byłoby gdyby śmierć szybko je zakończyła” (Morgoth’s Ring).

Jak można obrazowo powiedzieć (choć z jego kryzysu wiary nie pozostały praktycznie żadne listy, więc możemy bazować jedynie na wspomnieniach rodziny oraz cytowanej retrospekcji) w latach 30-tych XX wieku Tolkien przeszedł od fascynacji gnomami (elfami) z pogańskich mitologii północy do fascynacji hobbitami czyli zwyczajnym ludkiem, który trzyma się z dala od wielkich spraw tego świata, jednak w potrzebie, staje mężnie na miarę swych sił. „Liberalna ciemność, z której wyszedłem” – jak pisał w liście do syna Michała ze stycznia 1965 r. a która powróciła i przyćmiła jego życie w pierwszej dekadzie małżeństwa odeszła z jego życia, choć zbierała się w świecie dookoła, gotowa przerodzić się, za przyczyną gotowych wykorzystać ją do swoich nikczemnych celów, w jeszcze mroczniejszy totalitaryzm. „Nie jestem reformatorem (…) bowiem reformatorstwo wydaje się skazane na sarumanizm” – pisał Tolkien w liście z 25.09.1954. Z kolei jak pisał w innym liście, z marca 1958: „głos Sarumana nie był hipnotyczny, lecz przekonywający. Ci, którzy go słuchali nie byli w niebezpieczeństwie transu lecz, będąc w pełni świadomi, zgodzenia się z jego argumentami. Zawsze każdy mógł odrzucić poprzez wolną wolę i rozum jego głos mówiący oraz późniejsze wrażenia. Saruman korumpował władze rozumowania.”

Tolkien będzie zatem bronił zdrowego rozsądku i tradycyjnych wartości przeciw pokusie liberalnej. Będzie bronił i małżeństwa czy to wobec przyjaciela C.S. Lewisa czy wobec syna Michała. Pierwszemu, jak wynika z zachowanego szkicu komentarza, przekaże że „małżeństwo chrześcijańskie – monogamiczne, trwałe, ściśle „wierne” jest w rzeczywistości prawdą dotyczącą zmysłowego zachowania dla całej ludzkości, jedyną drogą do całkowitego zdrowia (włączając w to właściwe umiejscowienie stosunków seksualnych) dla wszystkich mężczyzn i kobiet (…) Tolerancja dla rozwodu, jeśli chrześcijanin go toleruje, jest tolerancją ludzkiego nadużycia (...) ludzie praktykujący „rozwód” – z pewnością w takiej formie jak jest on obecnie zalegalizowany – dopuszczają się nadużycia na mechanizmie ludzkim (…) tak jak ludzie, którzy się upijają. Krzywdzą swoim zachowaniem siebie, innych, społeczeństwo. Zaś złe postępowanie (jeśli jest naprawdę złe jeśli chodzi o zasadę uniwersalną) jest zawsze postępowe: nigdy nie zatrzymuje się na byciu „niewystarczająco dobrym”, „niepełnym ideałem” – albo ulega poprawie albo dąży do trzeciorzędnego, złego, obrzydliwego.” Drugiemu, we wspomnianym już liście z marca 1941 roku, wskaże:
To jest upadły świat. Złe umieszczenie instynktu seksualnego jest jednym z głównych objawów Upadku. Świat „idzie ku złemu” w poszczególnych epokach, różne formy społeczne się zmieniają, każda nowa moda niesie ze sobą właściwe jej niebezpieczeństwa, lecz „zatwardziały duch pożądliwości” przemierzał każdą ulicę i zasiadał z lubieżnym spojrzeniem w każdym domu odkąd Adam upadł. (…) Zaiste diabeł jest nieskończenie pomysłowy zaś zmysłowość jest jego ulubionym tematem (…) To jest upadły świat, w którym nie ma zgodności między naszymi ciałami, rozumem i duszami. Jednakże istotą upadłego świata jest, iż to co najlepsze nie może być uzyskane przez swobodną przyjemność, czy też to co nazywa się „samorealizacją” (zwykle ładna nazwa dla dogadzania sobie (…), lecz poprzez wyrzeczenia, cierpienie. Wierność w chrześcijańskim małżeństwie to właśnie zakłada: wielkie umartwienie. (…) W tym upadłym świecie możemy mieć jedynie za przewodników naszą roztropność, mądrość (rzadką za młodu, zbyt późną jeśli chodzi o wiek), czyste serce i wierność woli.”
Dlatego, jak napisze potem młodej Kamili Unwin (1969) „to moralność powinna być przewodnikiem dla naszych ludzkich spraw, zachowania w naszym życiu jeśli chodzi o sposób, w który możemy rozwinąć nasze indywidualne talenty bez ich zmarnowania lub złego użytku i bez ranienia bliźnich bądź ingerowania w ich rozwój”.

Już w poprzednich częściach cytowaliśmy brak złudzeń Tolkiena co do kierunku, w którym podąża liberalny świat, nawet tam, gdzie na razie uniknięto totalitaryzmu. W liście z 31 lipca 1944 roku tak pisze do syna Krzysztofa: „A kiedy to wszystko się skończy czy zwykłym ludziom pozostawią jaką wolność czy też będą musieli o nią walczyć albo będą nazbyt wyczerpani by się opierać? (…) Przypuszczam że jeden będzie pewny rezultat tego wszystkiego to jest dalszy wzrost wielkiej ustandaryzowanej amalgamacji z jej masowo wytwarzanymi poglądami i emocjami. Muzyka ustąpi przed „dżajfem” [w jęz. angielskim jive to nie tylko styl jazzowy a także głupia gadanina – przyp. wł.] (…) Jaki rodzaj masowej manii mogą wytworzyć Sowieci pokażą nam pokój i pomyślność i rozwianie wojennej hipnozy. Może nie aż tak fatalny jak te zachodnie”. Dwa miesiące później, pod koniec września 1944 roku, pisał mu o wolności: „słowo to zostało tak nadużyte przez propagandę, że przestało mieć jakąkolwiek wartość dla rozumu i stało się jedynie czysto emocjonalną dawką by podnieść temperaturę”.
To że „upadły świat” źle korzystał ze swej źle rozumianej wolności było dla Tolkiena oczywiste. Jednak podstawą tego wszystkiego było zmaganie z własną osłabioną skutkami upadku człowieka wolą. W liście do syna Krzysztofa z 18 stycznia 1944 r. opisuje spędzoną na uczelni noc, gdzie jego towarzyszem był żydowski historyk Cecil Roth, z którym zasiedział się po północy. Następnie pożyczył Tolkienowi zegarek i sam go obudził za dziesięć siódma rano „abym mógł pójść do Komunii. Wydawało się to jak przemijający odblask świata przed upadkiem. Już nie spałem i (jak często się to czyni) odkrywałem kolejne powody (obok zmęczenia i braku możliwości ogolenia się czy nawet obmycia) takie jak pragnienie powrotu do domu by się rozdziać i umyć, i wszystkie inne dlaczego nie powinienem iść. Jednak nadejście tego łagodnego Żyda i jego posępne spojrzenie na mój różaniec przy łóżku rozwiązały sprawę. Byłem u św. Alojzego o 7.15, na czas by pójść do Spowiedzi przed Mszą”. Jak pisał do syna Krzysztofa 18 kwietnia 1944 roku: „jesteśmy w ręku Boga. Nasz moment przypadł na złe dni, lecz to nie może być zwykły przypadek złego losu”.

W cytowanym już na wstępie liście z listopada 1963 roku napisze do syna Michała jeszcze boleśniejszą, zważywszy na dwie wielkie wojny jakie sam przeżył, refleksję: „żyję w niepewności dotyczącej moich dzieci, które w tym trudniejszym, okrutniejszym i bardziej szyderczym świecie niż ten, który sam przetrwałem, muszą cierpieć więcej ataków niż ja. Jednakże wyszedłem z Egiptu i modlę się do Boga by żadne z mojego potomstwa tam nie powróciło”. W tym samym liście pisze: „”skandalstanowi zwykle okazję do pokusy (…) Jest wygodny ponieważ odwraca nasze oczy od nas samych i naszych własnych win by znaleźć kozła ofiarnego. (…) Im większa jest wewnętrzna pokusa tym chętniej i mocniej będziemy „gorszyć się” innymi”.
Co należy zatem przeciwstawić upadłemu światu i upadłemu człowiekowi w nas samych? O tym również Tolkien synowi pisze: „akt woli – wiary nie jest jednym momentem ostatecznej decyzji, jest ciągle, nieustannie powtarzanym aktem, stanem, który musi być kontynuowany, dlatego też modlimy się o „ostateczne wytrwanie”.

Rysunek Tolkiena: Smok wyruszający za Turinem
V.R.S. shares this
879
Gyges, wkładając pierścień niewidzialności i rozpoczynając deformowanie sprawiedliwości według kryterium własnej woli, ustalanie własnych, subiektywnych pojęć dobra i zła, staje się "do bogów podobnym", co jako żywo przypomina analogiczną zasadę szatańskiego "non serviam" podsuniętą Adamowi i Ewie w kuszeniu w ogrodzie Eden: będziecie jako bogowie (Gen 3,5) Pierścień daje mu sposobność by …More
Gyges, wkładając pierścień niewidzialności i rozpoczynając deformowanie sprawiedliwości według kryterium własnej woli, ustalanie własnych, subiektywnych pojęć dobra i zła, staje się "do bogów podobnym", co jako żywo przypomina analogiczną zasadę szatańskiego "non serviam" podsuniętą Adamowi i Ewie w kuszeniu w ogrodzie Eden: będziecie jako bogowie (Gen 3,5) Pierścień daje mu sposobność by powyższe realizować. Jak widać po Władcy Pierścieni Tolkien przejął symbolikę Platona i, jako katolik, doskonale rozpoznawał przedmiot tej pierwszej z pokus, matki ludzkiego nieszczęścia oraz jego wagę. Obserwował ją wokół siebie w znakach i okolicznościach mrocznych współczesnych czasów, co przybliżono w poprzednich częściach, ale dostrzegał także w swoim życiu osobistym.