V.R.S.
11872

Ks. Kardynał Karol Wojtyła i rekolekcje rzymskie 1976

„Najstraszliwsza krzywda, jaką się wyrządza człowiekowi, jest ta, gdy mu się odmawia prawa do prawdy”
(Ks. Kardynał Karol Wojtyła – „Znak, któremu sprzeciwiać się będą”, wyd. 1976, s. 94)


W roku 26 czerwca 1967 roku a zatem niecałe dwa lata po zakończeniu zgromadzenia określanego w historii jako Sobór Watykański II i rozpoczęciu „inicjacji soborowej” duchownych i wiernych Karol Wojtyła został kardynałem jako jeden z grupy 27 innych hierarchów. W roku 1969, gdy do kościołów wchodził Novus Ordo Missae czyli ryt Hanibaala Bugniniego i Pawła VI, opublikował filozoficzną pracę „Osoba i czyn”, którą obszernie już na tej stronie cytowano. W tym samym roku doszło też do innego wydarzenia, które tak opisywane jest na stronach organizacji powstałej w „duchu Soboru” i „duchu Asyżu:
“Podczas wizytacji kanonicznej parafii Bożego Ciała na Kazimierzu w Krakowie Ksiądz Kardynał wyraził życzenie odwiedzenia gminy żydowskiej. Ksiądz proboszcz ustalił w porozumieniu z prezesem gminy p. Maciejem Jakubowiczem, czas i miejsce odwiedzin. Prezes prosił, by zachował przepis o nakrywaniu głowy przy wchodzeniu do synagogi. W towarzystwie ks. proboszcza, Kardynał ubrany w czarną sutannę i płaszcz, udał się na ulicę Szeroką. Był to piątek i Żydzi zgromadzili się na modlitwę. Przed synagogą powitał Ks. Kardynała Prezes. Po dość długiej rozmowie Ks. Kardynał wszedł do synagogi i tam, stojąc z tyłu, pozostał dłuższy czas. Później z proboszczem udali się do drugiej czynnej synagogi, gdzie zastali tylko jednego modlącego się Żyda” (za: Nie wszystko zaczęło się 13 kwietnia 1986 roku...)
Wypada dodać że nie był to oryginalny pomysł kard. Karola Wojtyły. Takie zdarzenia działy się już powszechnie i ich krajem macierzystym były przypuszczalnie Stany Zjednoczone, gdzie już w roku 1946 abp Bostonu Cushing udawał się na “braterską wieczerzę” do świątyni Ohabei Shalom w Brookline (więcej). Dwa lata przed Wojtyłą, w lutym 1967 roku biskup Rochesteru Fulton John Sheen udał się do miejscowej synagogi B’rith Kodesz na wspólne spotkanie pod hasłem „Lud żydowski i lud katolicki spoglądają na siebie” (więcej) ze swoim przyjacielem, liderem Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego Markiem Tanenbaumem, który organizował podczas SWII, przy użyciu m.in. ks. Malachiego Martina SJ (pseudonimy artystyczne: F. Carthus i M. Serafian), ks. Willebrandsa i kard. Bei lobbying wokół deklaracji o żydach, która ostatecznie przybrała formę Nostra Aetate. Jak widać zatem kardynał Karol Wojtyła wpisał się w ten trend amerykanizacji struktur Kościoła, który od dłuższego czasu był planowany do wdrożenia, co ułatwiło przejście państw nadreńskich pod kuratelę USA. Jeżeli zatem Ren wpadł do Tybru, jak pisał ks. Wiltgen, na Soborze Watykańskim II, to można z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że skierował go do Tybru amerykański Potomak (więcej).

Takie to zatem były dwa interesujące wydarzenia roku 1969, roku NOM oraz interwencji kard. Ottavianiego i Bacciego. W roku 1972 wyszła wspomniana już książka kard. Wojtyły o „inicjacji soborowej”, zaś na Wielki Post roku 1976 kard. Karol Wojtyła został zaproszony do Watykanu by wygłosić rekolekcje dla Pawła VI i Kurii Rzymskiej. Treść tych rekolekcji została wydana w tym samym roku, w PRL pod tytułem Znak, któremu sprzeciwiać się będą. W przedmowie do tego wydania ks. kard. Wojtyła wyjaśnił że rekolekcje zostały spisane w języku polskim („były pomyślane i napisane po polsku”) i potem tłumaczone na włoski m.in. przez ks. Stanisława Ryłko. „Rekolekcje są dziełem żywego słowa” – pisał ks. kardynał Wojtyła w przedmowie – „w akcie wypowiedzenia, w którym uczestniczy nie tylko tekst, ale cała osoba mówiącego” (pojęcie „żywego słowa” u Karola Wojtyły wyjaśniano tu już w innych tekstach np. Teatr posoborowy oraz o Teatrze Rapsodycznym). Stąd też, jak zaznaczał ks. kardynał Wojtyła, sam wydany tekst rekolekcji nie odpowiada ich „ostatecznej i pełnej aktualizacji”, co jest oczywiste, gdyż czytelnik nie może oglądać postawy, gestów i mimiki głoszącego, ani słuchać tembru jego głosu.

To czym są jeszcze rekolekcje ks. kard. Karol Wojtyła wyjaśnił Pawłowi VI i obecnym duchownym w samym ich tekście: „droga wielkiego Spotkania, którego rekolekcje są i wyrazem, i etapem równocześnie, prowadzi ku Bogu i człowiekowi zarazem. Człowieczeństwo własne bierze w nim udział na zasadzie jakiejś przedziwnej wymiany, takiej jak możliwa jest tylko między człowiekiem a Bogiem, skoro raz zaistniało między Bogiem a człowiekiem Admirabile commercium”. Mówi też ks. kard. Karol Wojtyła czego oczekuje od Boga podczas rekolekcji: „nie proszę tylko o diagnozę, o „Boską ekspertyzę”. Proszę o doświadczenie – doświadczenie jest nie tylko początkiem poznania, jest poniekąd jego pełnią i szczytem, zasadą najdojrzalszej weryfikacji.”
Opowiada też ks. Karol Wojtyła jakie to rekolekcje sprawuje się w jego diecezji. Są to w szczególności rekolekcje dla młodzieży w tym „specjalne rekolekcje wakacyjne, trwające tydzień lub dwa tygodnie, a prowadzone systemem tzw. oazy Żywego Kościoła. Nieraz po tych rekolekcjach rozmawiam z uczestnikami albo słucham ich wynurzeń. I znów powtarza się to samo. Doświadczenie wielkiego Spotkania i zasadniczego odnalezienia Boga i siebie” (nb. takie rekolekcje na modłę posoborową polegające w szczególności na słuchaniu młodzieży i jej wynurzeń prowadził m.in. o. Salij – więcej)

Znajdziemy oczywiście i w tych rekolekcjach liczne elementy odwołujące się do Vaticanum II. I tak na kanwie słów Symeona z tytułowym Znakiem sprzeciwu oraz Lumen gentium pyta ks. kardynał Wojtyła czy te słowa: „nie są one szczególnym znakiem naszego czasu, lub przynajmniej kluczem do zrozumienia różnych znaków, nad którymi zastanawiał się Sobór Watykański II, Synody Biskupów, i nieustannie zastanawia się Stolica Apostolska, Episkopaty i cały Lud Boży wówczas, gdy wchodzi w siebie i stara się zrozumieć najgłębszy sens swego bytowania i świadectwa? (…) ‘Znak, któremu sprzeciwiać się będą’” . Mówi też ks. Karol Wojtyła o tym czym, jego zdaniem jest ów sprzeciw w owych latach 60-70 tych XX wieku, o trudnościach zewnętrznych, które „daleko bardziej się spiętrzyły w epoce Vaticanum II”. Otóż „nowe koncepcje”, które, zdaniem Karola Wojtyły, zastąpiły te potępiane przez Kościół (np. Soboru Watykańskiego 1870) wcześniej, „zdają się o wiele gruntowniej niszczyć w polu poznania człowieka jego przedmiot, już nie tylko Boga i cały porządek duchowy, ale poniekąd także samego człowieka i świat”. Zabrakło jednak podsumowania że to z ataku na Boga i niszczenia Jego obrazu, biorą się jako konsekwencje dalsze nieuchronne błędy, co zawsze Kościół wytykał (ot choćby Pius XI w Mit brennender Sorge: „Na prawdziwej i czystej wierze w Boga opiera się moralność ludzkości. Wszelkie próby oderwania nauki moralnej i porządku moralnego od fundamentu wiary, silnego jak skała, i oparciu ich na piasku norm ludzkich, prowadzą jednostkę i społeczeństwa prędzej czy później do upadku moralnego. (…) Głupców tych, zamierzających obecnie rozdzielić religię i moralność, jest legion”). Nie jest zatem tak, że jedne błędne koncepcje „zostały zastąpione przez nowe”, lecz raczej dochodzi do nawarstwiania się (geometrycznego) błędów wg starej zasady parvus error in principio magnus est in fine (oraz motus in fine velocior).

Znajdziemy i w tych rekolekcjach „integralny humanizm”. Droga do Boga prowadzi, mówi rekolekcjonista, „z wnętrza człowieka. Współczesna umysłowość znajduje na tej drodze jakieś szczególne oparcie w doświadczeniu i uwydatnieniu transcendencji osoby ludzkiej. Człowiek jest kimś, kto siebie przerasta, musi niejako przerastać. Problem humanizmu ateistycznego – tak wspaniale zanalizowany przez o. de Lubaca – polega na tym, że właśnie odbiera człowiekowi jego transcendencję. (…) Człowiek przerasta siebie ku Bogu”. Czyni to według prelegenta nie tylko katolik: „Bóg nieskończonego Majestatu. Takiego Boga wyznaje milczeniem całego życia trapista czy kartuz. Ku Niemu zwraca się wędrujący po pustyni Beduin, gdy przyjdzie pora modlitwy. A może i ten mnich buddyjski, skupiony w swej kontemplacji, która oczyszcza jego myśl, kierując ją w stronę nirwany!”

Wyznaje też ks. Kardynał wiarę w ewolucyjność Przymierza z Bogiem, które „kształtuje się wraz ze stworzeniem (…) Nawet kiedy za naszych dni ten człowiek ruszy w kosmos i postawi po raz pierwszy swą stopę na księżycu, stanie się to w wyniku otrzymanego w tym pierwszym Przymierzu panowania nad ziemią”. Jednocześnie owo pierwsze Przymierze „stanowi nieustający tytuł do zabierania głosu na temat Kościół i świat. Właśnie tak, jak uczynił sobór, dopełniając konstytucję o Kościele – drugą konstytucją o Kościele we współczesnym świecie. To nie był przypadek. To była logiczna konsekwencja pracy soboru, która – jak w pierwszej swojej encyklice stwierdził nasz Ojciec święty [Ecclesiam suam] – miała służyć pogłębieniu świadomości Kościoła u podstaw wszelkiego dialogu *)”. Prelegent-rekolekcjonista wyjaśnia też dalej hasło „w stronę pełni Przymierza”, przywołując m.in. in extenso IV Modlitwę Eucharystyczną NOM, powstałą 7 lat przed prelekcją oraz nową eklezjologię Lumen gentium. Zatem: „Przymierze z Rodem i Ludem jest zorientowane w stronę ostatecznego Przymierza z Człowiekiem, to znaczy z całą Ludzkością w odwiecznym Synu Bożym (…) Kościół zaś, świadom głębi tego Przymierza, powie o sobie na soborze, że ‘jest w Chrystusie niejako sakramentem, czyli znakiem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego’ (LG 1). Wszyscy ludzie są objęci tym Sakramentem jedności”.

W jednym z kolejnych wykładów ks. Kardynał afirmuje wywody Lumen gentium o powszechnym kapłaństwie Ludu Bożego. Zresztą wygłasza cały wykład pod tytułem: „Tajemnica człowieka. Kapłaństwo”, gdzie przyznaje: „Nauka Soboru zdaje się zacierać przyjęte granice i korygować schematy myślowe, do których wielu się przyzwyczaiło. W jej świetle kapłaństwo jest także jakimś profilem świeckości w Kościele, jakimś konstytutywnym elementem laikatu. To jest niewątpliwa prawda nauki Soboru, która znalazła wiele zastosowań w poszczególnych dokumentach”, oczywiście zastrzegając że nie oznacza to deprecjacji kapłaństwa duchownego, lecz „odsłania całe bogactwo powołania świeckich w Kościele”. Po owocach poznajemy.
Jak wskazano dalej to w zakresie nauki o troistym posłannictwie Ludu Bożego, w tym kapłańskim, „wykład Vaticanum II wydaje się szczególnie bliski myśleniu i odczuciu współczesności.”

Inne wykłady stanowią z kolei laudację Gaudium et spes, „wielką Konstytucję o Kościele”, której „wspaniałymi paragrafami” i „kapitalnym tekstem” zachwyca się prelegent i która stanowi, wedle niego „klucz do samoświadomości Kościoła w świecie współczesnym. Wizja ta nie jest oczywiście wolna od błędu synchroniczności i aggiornamento:Wraz z soborem odnajdujemy się w określonym momencie dziejów zbawienia, w tym momencie, w którym historycznie konstytuuje się Kościół”. Ten aktualny Kościół to „Kościół posoborowy”: „Rok Święty [1975] był okazją do wielkiego spotkania całego Kościoła posoborowego – do podjęcia na nowo dzieła odnowy i pojednania” – mówi ks. Kardynał. Ów „Kościół posoborowy” i jego „Rok Święty” ma w szczególności swój „sens ekumeniczny”.
Głoszony przez ów „Kościół posoborowy” Chrystus to Chrystus, który „objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi” (Gaudium et spes 22, cytowane przez prelegenta). Jak wskazuje ks. kardynał Wojtyła: „tekst soborowy, posługując się kategorią tajemnicy w stosunku do człowieka, wyjaśnia antropologiczny, czy nawet w pewnym sensie antropocentryczny charakter Objawienia danego ludziom w Chrystusie. Objawienie to bowiem jest skoncentrowane na człowieku (…) Objawienie to nie jest tylko jakąś teorią czy ideologią, ale polega na tym, że Syn Boży przez swoje wcielenie zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem (…) Poprzez tajemnicę Wcielenia Boga-Syna została uwydatniona wielka, niezwykła godność natury ludzkiej a poprzez tajemnicę Odkupienia Chrystus ukazał jaka jest cena każdego człowieka (…) Oto główne punkty, do jakich można sprowadzić naukę Soboru, a więc Kościoła o człowieku, naukę o tajemnicy człowieka, która tylko w Chrystusie wyjaśnia się naprawdę, wyjaśnia się do końca”. Będziemy te fragmenty „podkreślone wężykiem” z Gaudium et spes, odnajdywać chętnie cytowane i rozwijane w pismach Karola Wojtyły już jako papieża. Znajdujemy je i w dalszych wykładach, np.: „Tajemnica Wcielenia, czyli zarazem Historyczny Chrystus i Mistyczny Chrystus, skoro ‘objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi’ (GS 22), i to człowiekowi wszystkich czasów i epok, zbiera zatem w sobie to, co dla człowieka i człowieczeństwa istotne, konstytutywne, i w tym się wyraża, wypowiada, zarówno swoim Słowem, jak i swoim Czynem. Wyraz ten Vaticanum II odczytało na nowo (…) wskazując, w jaki sposób owo troiste posłannictwo Mesjasza staje się udziałem całego Ludu Bożego.”

Jako główne zagrożenie współczesne prelegent wskazuje sekularyzm tj. walkę z jakimkolwiek pojęciem Boga („Samo stworzenie zapada w mroki przez zapewnienie o Stwórcy” – GS 36). Problemem jest zatem to że zachodzi „już nie tylko negacja Boga Przymierza – ale po prostu negacja Boga, negacja Jego istnienia, oraz postulat, poniekąd nakaz wyzwolenia się od Boga celem afirmacji człowieka”. Diagnoza po części trafna, ale niestety nietrafnie upraszczająca problem (zrównując niejako negację Boga Objawionego w Jezusie Chrystusie z negacją „Allacha”, „Wielkiego Ducha” czy innego fałszywego wyobrażenia o Bogu), w rezultacie prowadząca do obłędu „Asyży”, wizyt w synagogach, meczetach i innych dziwnych miejscach.
Ów sekularyzm jest wskazywany także jako przyczyna przyznania powszechnego kapłaństwa świeckim: „Metoda budowania nowych dzielnic bez kościołów, jako metoda dechrystianizacji, była stosowana we Francji już za trzeciej Republiki. Dzisiaj jest stosowana w wielu krajach. I świat będzie szedł w tym kierunku, jeżeli nie obudzi się w człowieku, w chrześcijaninie, we wspólnocie, w nowej dzielnicy, w mieście – świadomość tego udziału w kapłaństwie Jezusa Chrystusa, która zapisana jest w każdym z nas razem ze chrztem świętym”. „Nowym kapłanom” powinien towarzyszyć nowy, odpowiadający im wzorzec modlitwy, który w momencie wygłaszania powyższych słów istniał już od 7 lat jako Novus Ordo Missae.

Jednak to nie tylko sekularyzm stanowi podłoże kryzysu, również, jak wskazuje ks. kardynał Wojtyła, i Kościół ma swoje winy:
Zdaje się, że także i tego, co się często nazywa ‘kryzysem Kościoła’ w Europie nie sposób utożsamić do końca, jeśli się nie wejdzie w różne warstwy historii, nie rozszyfruje osadu grzechów (kwestia społeczna, kolonializm, imperializm), które one pozostawiły po sobie. Trzeba nawet do pewnego stopnia zastosować analogię ludzkiej podświadomości, złego sumienia, jak to w antropologii i etyce czynią myśliciele współcześni”.

Znajdziemy w owych rekolekcjach i pochwałę innych dokumentów soborowych, np. Deklaracji o wolności religijnej. Znajdują się i w tych prelekcjach elementy i słownictwo osobliwe, pachnące dualizmem („anty-Słowo”, „anty-Miłość” np. „Prawda Słowa i Dar Miłości został przecięty wymiarem, który w człowieka i w świat wniosło anty-Słowo i anty-Miłość”) czy też błędną chrystologią („Cierpiał całą skałą swej człowieczej wrażliwości (…) Cierpiał jednak zarazem całą tajemnicą swej Osoby, całą niewypowiedzianą głębią owego Bogo-Człowieczeństwa, które stało się jedynym Podmiotem i jedynym Sprawcą Odkupienia świata!”), być może nawiązującą do promowanego kultu „Miłosierdzia Bożego” Faustyny Kowalskiej.
Jan Paweł II cytował też Pawłowi VI wydaną przez pozostający pod jego kuratelą Tygodnik Powszechny książkę-ankietę wśród czytelników Kim jest dla mnie Jezus Chrystus? (1975) wskazując „jak ta zasadnicza dla Kościoła i chrześcijaństwa prawda: prawda Osoby Chrystusa – żyje w konkretnych ludziach”, poprzez to że „mówią o swoich doświadczeniach religijnych, moralnych” (widzimy tu znów subiektywne podejście fenomenologiczne i założenie że każde doświadczenie jest źródłem przeżycia i poznania). Oczywiście, jak można się domyśleć, cytowane na rekolekcjach odpowiedzi na ankietę są banalne i emocjonalne np. „Przenika moje życie … Dostrzegam Go w każdym… Nauczył mnie kochać… Ten, który słucha i odpowiada… Chrystus to nie piękne słowa – to życie… Przyjaciel… Najbardziej ludzki… Wzór człowieka… 21-letni kleryk pisze m.in.: ‘Cieszę się, że mogę mówić o moim Chrystusie życia… Uważam że, nie można być pełnym człowiekiem bez Chrystusa. (…)” Cytował też… Leszka Kołakowskiego, wskazując że jego zdaniem: „niezależnie od religii czy Kościoła istnieją w kulturze powszechnej, a przede wszystkim w tradycji kulturalnej Europy pewne podstawowe wartości i treści, które weszły w tę kulturę tylko wyłącznie dzięki Chrystusowi” (a zatem modernistyczne oderwanie „Chrystusa historii od „Chrystusa wiary”).
Jak dodaje prelegent, Chrystus „jest przecież znakiem wyzwolenia z niesprawiedliwych struktur ekonomiczno-społecznych w Ameryce Łacińskiej, ale jest też znakiem wyzwolenia ludzi, którym się odbiera lub ogranicza wolność sumienia i religii. Jest – a w każdym razie powinien być – wyrzutem dla społeczeństw żyjących w dobrobycie i używaniu. (…) Jest Słowem Bożej Mądrości dla prastarych tradycji ducha i kultury wśród ludów Azji. Znajdując się w samym centrum Kościoła, tu, gdzie pada Piotrowa odpowiedź na pytanie: Kim jest Jezus Chrystus, wsłuchujemy się równocześnie we wszystkie głosy ludzi i ludów (…)”.

Znajdziemy również, w zwieńczeniu rekolekcji, typowy dla Karola Wojtyły, i wielokrotnie potem powtarzany, już gdy pełnił funkcję Następcy św. Piotra, milenaryzm „nowego Adwentu”:
„Czas, w który weszliśmy, to równocześnie czas wielkiej nadziei. Oto zbliżają się do siebie wzajemnie wyznawcy Chrystusa i ‘czciciele prawdziwi’ Boga (J 4,23), oto szukają dróg zjednoczenia wołając: Chrystus wyzwala i jednoczy. Kościół – Lud Boży odczytuje coraz lepiej swoje powołanie do jedności (…) Weszliśmy wraz z zakończonym Rokiem Świętym 1975 w ostatnie ćwierćwiecze tego drugiego tysiąclecia po Chrystusie. Jakby nowy Adwent Kościoła i ludzkości. Czas oczekiwania – a zarazem czas decydującej pokusy (…) Czas wielkiej Próby i wielkiej zarazem Nadziei (…)”


Przypisy:
*) 6 sierpnia 1964 roku Paweł VI ogłosił encyklikę Ecclesiam suam, w której słowo dialog odmieniano przez wszystkie przypadki i wymieniono prawie sto razy, mówiąc o “dialogu ze współczesnymi ludźmi”, “dialogu z braćmi odłączonymi”, “dialogu między Bogiem a człowiekiem”. “Dialog” nazwano “najgłębszą dążnością miłości, która ku temu zmierza aby przejść w zewnętrzny dar miłości”, słowa tyleż napuszone co niezrozumiałe i zdystansowane od doprowadzenia do Prawdy i Boga. Jak wskazano bowiem dalej: “jeśli nawet przez sam dialog nie zmierzam ku temu, by zaraz doprowadzić współrozmówcę do prawdziwej religii, bo chcemy uszanować jego godność i wolność, to jednak szukając jego dobra, przygotowujemy go do pełniejszej wspólnoty uczuć i poglądów.” Odnośnie dialogu z ateistami, w tym komunistami wskazano m.in. “nasze serce i dziś nie żywi żadnych uprzedzeń i nie odwraca się od ludzi, którzy wyznają inny światopogląd i są zwolennikami tego rodzaju formy rządów. Dla tego, kto miłuje prawdę, dialog zawsze jest możliwy (…) Nie tracimy nadziei, że mogą oni kiedyś wejść w dialog z Kościołem i to owocniejszy niż ten, który obecnie trwa” Filozofię dialogu rozpropagował w czterdziestoleciu poprzedzającym Sobór chasydzki filozof Mordechaj – Martin Buber, autor wydanej w roku 1923 rozprawy: Ich – Du (Ja – Ty), który interakcję osobową (subiektywną) przeciwstawiał obiektywnej relacji Ich – Es (Ja – To), mającej wg niego charakter monologu uprzedmiotowiającego człowieka. Relację Ich – Du wskazywał jako charakterystyczną dla Jezusa pojmowanego jako Żyd, w opozycji do Szawła z Tarsu (św. Pawła), którego, tradycyjnie żydzi w swej propagandzie, uznawali za rzeczywistego twórcę chrześcijaństwa


podobne tematy:
Poznaj swój sobór (1): Gaudium et spes
Poznaj swój sobór (2): Unitatis redintegratio
Poznaj swój sobór (3): Lumen gentium
Inicjacja soborowa wg bp Karola Wojtyły
Z wystąpień Biskupa Karola Wojtyły na soborze
V.R.S. udostępnia to
573
Nauka Soboru zdaje się zacierać przyjęte granice i korygować schematy myślowe, do których wielu się przyzwyczaiło. W jej świetle kapłaństwo jest także jakimś profilem świeckości w Kościele, jakimś konstytutywnym elementem laikatu.
Quas Primas
No, no... tembr głosu ks. Karola Wojtyły, późniejszego JPII, był wyjątkowo "imponujący". Postawa, gesty i mimika twarzy też była imponująca. Wszystko to, pozwalało przeciętnemu katolikowi (mentalnemu protestantowi) patrzeć na ów pontyfikat emocjonalnie.
--------------------------------------------------
Stąd też, jak zaznaczał ks. kardynał Wojtyła, sam wydany tekst rekolekcji nie odpowiada ich …Więcej
No, no... tembr głosu ks. Karola Wojtyły, późniejszego JPII, był wyjątkowo "imponujący". Postawa, gesty i mimika twarzy też była imponująca. Wszystko to, pozwalało przeciętnemu katolikowi (mentalnemu protestantowi) patrzeć na ów pontyfikat emocjonalnie.
--------------------------------------------------
Stąd też, jak zaznaczał ks. kardynał Wojtyła, sam wydany tekst rekolekcji nie odpowiada ich „ostatecznej i pełnej aktualizacji”, co jest oczywiste, gdyż czytelnik nie może oglądać postawy, gestów i mimiki głoszącego, ani słuchać tembru jego głosu.