"Na początku było Słowo (..) i Bogiem było Słowo". Słowo a rzeczywistość duchowa.
Trzeba koniecznie sprawić, żeby ludzie rozumieli liturgię, by mogli w niej uczestniczyć! - tak postulowali reformatorzy liturgii, uzasadniając zastąpienie języka łacińskiego językami narodowymi.
Przyszedł jednak czas, kiedy kościoły zagarnia protestancka duchowość, i jakoś nikomu nie przeszkadza, że w jednym momencie ludzie mówią zrozumiale, a w następnym rozlega się zbiorowy bełkot, którego nikt nie jest w stanie zrozumieć.
Więc zastosowano kasację języka liturgicznego Kościoła, niezrozumiałego dla mas, a z czasem weszło bełkotliwe szaleństwo niezrozumiałych pseudojęzyków, ale za to dostępne dla każdego. Tak samo nikt tego nie rozumie, ale przynajmniej „buduje wspólnotę” – podczas zbiorowego bełkotania nikt nie jest mądrzejszy od nikogo, więc każdy ma szansę się poczuć doskonale.
Dziwne, że niezrozumiałość dla ludu języka łacińskiego przeszkadzała, a niezrozumiałość bełkotu, którego także nikt nie rozumie – nie przeszkadza.
Tymczasem zarzut, że język łaciński nie przenosi treści, bo nikt go nie rozumie poza nielicznymi, jest fałszywy. Że bełkot nie przenosi żadnych treści, także nie wiadomo, bo jeśli następuje z natchnienia jakiejś istoty duchowej, może nieść i przywoływać jakąś rzeczywistość duchową. Pytanie – jaką, jeśli źródłem nie jest Kościół a wspólnoty herezji poza Kościołem. Jeśli Duch Święty w Kościele naucza pełni prawdy a w religiach odstępczych jest błąd, to kto jest źródłem zjawisk, pochodzących z duchowości poza Kościołem, to ciekawe pytanie. I dość proste, jeśli zachowujemy odrobinę logiki w wyciąganiu wniosków.
Ks. abp Antoni Nowowiejski w "Wykładzie Liturgii Kościoła Katolickiego", na str. 327 pisze o tajemnicy języka łacińskiego w liturgii tak:
„Choć ucho nie rozumie, choć w obszerniejszych świątyniach nie każde słowo kapłana dokładnie słychać się daje, ale dusza każde słowo słyszy, mówił pewien prosty człowiek o kazaniu biskupim.
Wszedłszy do kościoła wierny słucha tajemniczych dźwięków, nieznanych; ale one go chwytają za serce, bo Pan Bóg w tych słowach moc umieścił. Wszak forma sakramentów i sakramentaliów nie potrzebuje być zrozumianą, aby mogła skutecznie działać. Więc dźwięki tajemniczego języka myśl poza ziemię wyprowadzają, a gdy ucichną tak, iż zdaje się, że je sam Bóg tylko słyszy, ceremonie symboliczne nie ustają i przez ich formy widzialne lud do rzeczy niewidzialnych się podnosi.
Są rzeczy – powiada Orygenes – które wydają się ciemne, ale przez to że przenikają uszy nasze, wielką korzyść duszy naszej sprawiają.
Jeżeli poganie sądzili, że niektóre poezje, które nazywali czarownymi, że niektóre słowa, niezrozumiałe dla tych, którzy je wywoływali, a szeptane tylko przez czarnoksiężników, usypiały węże, lub wyprowadzały je z najciemniejszych jaskiń; jeżeli mówili, że słowa te miały moc usuwania chorób, że mogły niekiedy wprawiać dusze w stan zachwytu, gdy temu nie stała na przeszkodzie wiara w Chrystusa: o ileż więcej my powinniśmy wierzyć, że daleko więcej posiada władzy wymawianie słów lub imion Pisma Świętego?
Jeżeli u niewiernych , siły nieczyste, skoro tylko usłyszą owe słowa czy formuły, natychmiast gotowymi są dać pomoc tej sprawie, do której służby są przywiązane; o ileż więcej moce niebieskie i aniołowie Boży, będący z nami … przyjemniej słuchają z ust naszych słów Pisma Świętego, które jakoby czary i pieśni czarowne wymawiamy. Choć nie rozumiemy tych słów, jakie usta nasze wymawiają, te moce, które są przy nas, słuchają ich, i jakby ich pieśnią zaproszone, cieszą się z tego, że mogą być nam w czymś pomocne... ”.
Wiemy, że słowa pociągają za sobą nawet życie i śmierć. Wiemy, że przekleństwa stają się przyczyną dramatów przeklętych ludzi, złorzeczenia rzeczywiście szkodzą a zaklęcia czarnoksiężników potrafią działać rzeczywiste szkody – choroby i śmierć zwierząt, roślin a nawet ludzi. Czyni to słowo przywiązane do złych mocy.
A jednak udało się wmówić ludziom Kościoła, że język święty liturgii Kościoła, przeniknięty duchem modlitwy i adoracji, nie niesie ze sobą działania rzeczywistego i prawdziwego w sferze i duchowej i nawet materialnej. Wierzymy, że gusła działają a nie wierzymy, że działają słowa języka sakralnego, kiedy Kościół wielbi Boga!
Czy może tak być, że pozbawienie Kościoła jego świętego języka liturgii osłabiło odporność wierzących przeciwko złorzeczeniom i bluźnierstwom, jakie w czasie religijnych obrzędów są rzucane pod adresem Chrystusa, Jego Najświętszej Matki, Maryi Niepokalanej i Kościoła Świętego, co jak wiemy, jest rzeczywistością niektórych religii z którymi Kościół prowadzi "dialog ekumeniczny"?
Czy to możliwe, że wzmaganie się neopogaństwa, praktyk magicznych i okultyzmu wśród chrześcijańskich społeczeństw jest pogonią za utraconą tajemnicą, z której odarto najświętsze rytuały Kościoła?
Przyszedł jednak czas, kiedy kościoły zagarnia protestancka duchowość, i jakoś nikomu nie przeszkadza, że w jednym momencie ludzie mówią zrozumiale, a w następnym rozlega się zbiorowy bełkot, którego nikt nie jest w stanie zrozumieć.
Więc zastosowano kasację języka liturgicznego Kościoła, niezrozumiałego dla mas, a z czasem weszło bełkotliwe szaleństwo niezrozumiałych pseudojęzyków, ale za to dostępne dla każdego. Tak samo nikt tego nie rozumie, ale przynajmniej „buduje wspólnotę” – podczas zbiorowego bełkotania nikt nie jest mądrzejszy od nikogo, więc każdy ma szansę się poczuć doskonale.
Dziwne, że niezrozumiałość dla ludu języka łacińskiego przeszkadzała, a niezrozumiałość bełkotu, którego także nikt nie rozumie – nie przeszkadza.
Tymczasem zarzut, że język łaciński nie przenosi treści, bo nikt go nie rozumie poza nielicznymi, jest fałszywy. Że bełkot nie przenosi żadnych treści, także nie wiadomo, bo jeśli następuje z natchnienia jakiejś istoty duchowej, może nieść i przywoływać jakąś rzeczywistość duchową. Pytanie – jaką, jeśli źródłem nie jest Kościół a wspólnoty herezji poza Kościołem. Jeśli Duch Święty w Kościele naucza pełni prawdy a w religiach odstępczych jest błąd, to kto jest źródłem zjawisk, pochodzących z duchowości poza Kościołem, to ciekawe pytanie. I dość proste, jeśli zachowujemy odrobinę logiki w wyciąganiu wniosków.
Ks. abp Antoni Nowowiejski w "Wykładzie Liturgii Kościoła Katolickiego", na str. 327 pisze o tajemnicy języka łacińskiego w liturgii tak:
„Choć ucho nie rozumie, choć w obszerniejszych świątyniach nie każde słowo kapłana dokładnie słychać się daje, ale dusza każde słowo słyszy, mówił pewien prosty człowiek o kazaniu biskupim.
Wszedłszy do kościoła wierny słucha tajemniczych dźwięków, nieznanych; ale one go chwytają za serce, bo Pan Bóg w tych słowach moc umieścił. Wszak forma sakramentów i sakramentaliów nie potrzebuje być zrozumianą, aby mogła skutecznie działać. Więc dźwięki tajemniczego języka myśl poza ziemię wyprowadzają, a gdy ucichną tak, iż zdaje się, że je sam Bóg tylko słyszy, ceremonie symboliczne nie ustają i przez ich formy widzialne lud do rzeczy niewidzialnych się podnosi.
Są rzeczy – powiada Orygenes – które wydają się ciemne, ale przez to że przenikają uszy nasze, wielką korzyść duszy naszej sprawiają.
Jeżeli poganie sądzili, że niektóre poezje, które nazywali czarownymi, że niektóre słowa, niezrozumiałe dla tych, którzy je wywoływali, a szeptane tylko przez czarnoksiężników, usypiały węże, lub wyprowadzały je z najciemniejszych jaskiń; jeżeli mówili, że słowa te miały moc usuwania chorób, że mogły niekiedy wprawiać dusze w stan zachwytu, gdy temu nie stała na przeszkodzie wiara w Chrystusa: o ileż więcej my powinniśmy wierzyć, że daleko więcej posiada władzy wymawianie słów lub imion Pisma Świętego?
Jeżeli u niewiernych , siły nieczyste, skoro tylko usłyszą owe słowa czy formuły, natychmiast gotowymi są dać pomoc tej sprawie, do której służby są przywiązane; o ileż więcej moce niebieskie i aniołowie Boży, będący z nami … przyjemniej słuchają z ust naszych słów Pisma Świętego, które jakoby czary i pieśni czarowne wymawiamy. Choć nie rozumiemy tych słów, jakie usta nasze wymawiają, te moce, które są przy nas, słuchają ich, i jakby ich pieśnią zaproszone, cieszą się z tego, że mogą być nam w czymś pomocne... ”.
Wiemy, że słowa pociągają za sobą nawet życie i śmierć. Wiemy, że przekleństwa stają się przyczyną dramatów przeklętych ludzi, złorzeczenia rzeczywiście szkodzą a zaklęcia czarnoksiężników potrafią działać rzeczywiste szkody – choroby i śmierć zwierząt, roślin a nawet ludzi. Czyni to słowo przywiązane do złych mocy.
A jednak udało się wmówić ludziom Kościoła, że język święty liturgii Kościoła, przeniknięty duchem modlitwy i adoracji, nie niesie ze sobą działania rzeczywistego i prawdziwego w sferze i duchowej i nawet materialnej. Wierzymy, że gusła działają a nie wierzymy, że działają słowa języka sakralnego, kiedy Kościół wielbi Boga!
Czy może tak być, że pozbawienie Kościoła jego świętego języka liturgii osłabiło odporność wierzących przeciwko złorzeczeniom i bluźnierstwom, jakie w czasie religijnych obrzędów są rzucane pod adresem Chrystusa, Jego Najświętszej Matki, Maryi Niepokalanej i Kościoła Świętego, co jak wiemy, jest rzeczywistością niektórych religii z którymi Kościół prowadzi "dialog ekumeniczny"?
Czy to możliwe, że wzmaganie się neopogaństwa, praktyk magicznych i okultyzmu wśród chrześcijańskich społeczeństw jest pogonią za utraconą tajemnicą, z której odarto najświętsze rytuały Kościoła?