Kamil Horal
1,9 tys.

Dziwna, nocna wizyta na oddziale macierzyńskim – historia prawdziwa

Dziwna, nocna wizyta na oddziale macierzyńskim – historia prawdziwa

Ta historia wydarzyła się ponad 25 lat temu... Pani Májka opowiedziała ją... Nigdy jej nie zapomni... Tej wyjątkowej nocy, kiedy urodził się jej pierwszy syn Milanko...

Ożeniłem się młodo... Miałem 19 lat... Pochodzę z biednej chłopskiej rodziny... Od najmłodszych lat uczono mnie ciężkiej pracy na polu... przy gospodarstwie rolnym, przy krowach i wielu pracach, które są potrzebne już tego nawet nie robiłem.. .Pochodzę z bardzo pobożnej rodziny...moi rodzice byli naprawdę wzorowymi chrześcijanami, żyli skromnie...ale z miłością i głęboką wiarą w Boga, którą we mnie zaszczepili i tak mnie wychowali ...Modliliśmy się regularnie w domu...nawet rano...nawet przy obiedzie przed posiłkami i wieczorem różaniec i wieczorne modlitwy, a to za całą rodzinę...Obiad o 12.00. gdzie byliśmy...na polu, czy przy sianie, przy kopaniu, w górach...zawsze klękaliśmy i modliliśmy się do Anioła Pańskiego...Tak mnie wychowano i wspominam tamte czasy z miłość i wzruszenie...Jestem, ona nawet nie chodziła na żadne imprezy...ale mama mnie przysłała, żebym mogła chodzić na imprezy...u nas były imprezy...były też tańce.. Ja nawet nie umiałam dobrze tańczyć... więc nieśmiało stanęłam na uboczu z młodzieżą... i nagle podszedł do mnie taki mądry chłopak, że chciałam iść potańczyć... Nie poszłam znam go... że nie umiem dobrze tańczyć... że mu to nie przeszkadza, że mnie poprowadzi...

Ja i Janko- mąż


No to poszłam... potem rozmawiałyśmy... i kochany Janko powiedział mi, że w niedzielę przyjedzie do mnie do domu... i tak się stało... on też pogadał z moimi rodzicami i potem znowu przyszedł do mnie pomóż nam... żebyś się do niego przyzwyczaił... Wtedy mama mi powiedziała... Májka... że Janko się tobą interesuje i wygląda przyzwoicie, jest z dobrej rodziny, oni też są religijni, on już pracuje..zarobi, jest samowystarczalny i przedsiębiorczy...Pomyśl o tym..takiego dobrego faceta nie znajdziesz..on nie pije...ani nie pali.. .Janko jeździł na motocyklu, przyjeżdżał do nas do domu, mieszkaliśmy prawie sami pod lasem, w pięknej przyrodzie...Oczywiście, że ona nawet nie pomyślała o niczym nieczystym...a Janko był naprawdę przyzwoity. ..A potem poprosił mnie o rękę...że od razu mnie polubił na tańcach i cieszy się, że jestem z porządnej, religijnej rodziny...my też razem chodziliśmy do kościoła...on zawsze czekał na mnie przed kościołem i potem odwiózł mnie na swoim motocyklu do domu, strasznie się bałam, że upadnę, trzymałam go jak szczypce... Więc nie zastanawiałam się długo, modliłam się, jeśli taka była wola Boża... i tak się zgodziłam... W kościele były ogłoszenia, zaręczyliśmy się i przygotowywaliśmy się do ślubu... Więc się pobraliśmy... Mieszkałam dość daleko i w odległym miejscu Janko z rodzicami mieszkali niedaleko miasta w rodzinnym domu i tak tam pojechaliśmy...mieliśmy manzartkę na strychu...Rodzice Janka byli tacy klasyczni, też religijni, że się kłócili... mieli jeszcze jednego młodszego syna... Ale ojciec Janka pracował w kopalni i też dużo palił... Od tej kopalni nabawił się choroby płuc, którą palił... Miał na imię Milan... my dobrze dogadywałam się z rodzicami Janka...a ja już byłam w błogosławionym stanie i spodziewałam się dziecka...naszego pierwszego...

Dziadka Milana


Ale stan zdrowia mojego teścia Milana bardzo się pogorszył, nie mógł już dobrze oddychać...silny kaszel, a czasem duszności... Lekarze powiedzieli nam, że to rak płuc i że jest już w ostatnich dniach życia.. .Teść Milan, ale bardzo chciał znowu zobaczyć swojego wnuka, lub wnuczkę, jeśli się urodzi...że będzie szczęśliwym dziadkiem...Ozaj bardzo nie mógł się doczekać...jak mu się to uda będę się z nim bawić i uczyć wszystkiego, co możliwe... Ale już wiedzieliśmy, że to nigdy nie nastąpi...

Milan miał kolejny poważny atak i się dusił, przyjechała karetka, założyli mu maseczkę i zabrali do szpitala... umieścili go na oddziale stacjonarnym, jego oddech trochę się poprawił... my też pojechaliśmy go odwiedzić w szpitalu już leżał, nie chodził, mało mówił, oczy zamglone... a już podejrzewaliśmy... już

czekałam... miałam już termin... i tak to wyszło stało się...karetka zawiozła mnie na oddział położniczy i wieczorem urodziłam synka...była jestem szczęśliwa i dziękowałam Bogu, że oboje jesteśmy zdrowi... Wieczorem zadzwonili do męża, że był już ojcem... Jano chciał od razu polecieć na motorze do szpitala... ale przekonali go, że dopiero rano, że nadal jestem bardzo wyczerpany. ..

No więc leżałam już na sali porodowej... tam jeszcze spała młoda kobieta z nowonarodzoną córeczką... więc nie mogłam spać, myślałam... że mam syna i dziadek powoli odejdzie nas... choć jeszcze przez jakiś czas tam będzie, śmiali się... Oddział położniczy był w zupełnie innej części szpitala, na innym końcu... podobnie jak oddziały szpitalne i oddział wewnętrzny, gdzie dziadek Milan leżał... Był już późny wieczór... Pokój był tak niebieski, słabo oświetlony, że było trochę widać... Przez chwilę wydawało mi się, że zasypiam, a maleństwo było przy mnie.. .Miałam takie bardzo dziwne uczucie i jakieś przeczucie...ale odebrałam to jako stan poporodowy...Było już spokojnie...nawet na korytarzu...nawet pielęgniarki już nie przychodziły...ja usłyszałem zegar na korytarzu...i właśnie wybiła północ...próbowałem trochę zasnąć...ale po chwili zaczęło...


Leżałam z małą przy drzwiach na łóżku...i nagle usłyszałam cichy szelest i skrzypienie drzwi...które powoli się otwierały...widziałam dobrze...w pierwszej chwili myślałam, że pielęgniarka wejdź...ale to nie była pielęgniarka...wszedł mój teść Milan...miał na sobie piżamę w paski i powoli podszedł do mojego łóżka, ale jakby w ogóle nie chodził.. .on po prostu szedł dalej...pochylił się nade mną trochę...

Byłam cała podekscytowana, skąd on się tam wziął, ale potem pomyślałam, że pewnie dowiedział się, że jestem już na oddziale położniczym i przyszedł, bo chciał zobaczyć swojego wnuka, bo zawsze z entuzjazmem się tym zachwycał... szczęśliwy dziadek będzie... Pochylił się nad domem... Widziałem jego białą, smutną twarz jak ściana... nic nie powiedział... po prostu patrzył na mnie takim dziwnym, nieobecnym spojrzeniem. ..zacząłem szeptać...dziadku, gdzie jesteś, tu się ożenił, dokąd poszedłeś, pielęgniarki cię wygonią... nie martw się, jutro zobaczysz wnuka... Janko tu przyjedzie też... Ale ta twarz była trochę zimna, odległa, słaba, strasznie blada..nic nie powiedział...

więc usiadłam i pokazałam małemu...jego pierwszego wnuka...położyłam to przed nim...tylko wtedy uśmiechnął się tak błogo...i widziałam, że był szczęśliwy...ale nie jedno słowo.. ..więc szepnąłem, dziadku, nazwiemy go po tobie...będzie Milanką...Wydawał się tak strasznie smutny, że zdawało się, że serce mi stanęło, nigdy nie zapomnę tego bolesnego, żałosne spojrzenie i cicho powiedziałam.... .kiedy wrócił i położył się na oddziale chorób wewnętrznych, żeby pielęgniarki go tu nie zastały...wstał powoli i cicho, bez słowa, poszedł do drzwi ...ale w ogóle nie słyszałem żadnych kroków, jakby się unosił... jakby był piórkiem... .powoli drzwi się zamknęły... i pomyślałem... więc macie swojego wnuka. ..tak bardzo chciałaś...Nie podejrzewałam niczego złego...i tak w końcu zasnęłam...

Rano pielęgniarka od razu przyprowadziła Janka, mojego męża... przytulił mnie, przyniósł kwiaty... spojrzał na syna w kocyku... ale potem nagle zaczął płakać... przestraszyłam się... co się stało... Dziadek zmarł w nocy, poszedłem tam i przyniosłem mu rzeczy... nie mógł nawet spełnić swojego marzenia i zobaczyć wnuka... Opłakiwał Jano... i zakrył twarz... Oczy mi się zaszkliły..ale był ze mną wczoraj w nocy...Pokazywałam mu naszego Milanka, oddamy go po dziadku...O czym ty mówisz, mamo, to nie może być, musisz śniło mi się... umarł o północy, nadal go kremowano, dali tlen i maskę... ale to było bez sensu... o północy nie żył... Załamałam ręce... on wciąż przyszedł ...nawet po śmierci... i opowiedziałam Jance wszystko o tej nocnej wizycie... .Nie uwierzył mi, sądził, że jestem przepracowana porodem...Ale ja nie spałam, byłam przytomna, przytomna. ..Widziałem wszystko wyraźnie...jego pasiastą piżamę, kapcie...Jano nie chciał w to uwierzyć, dopóki później nie przyznał, że ojciec poszedł się pożegnać i chciał zobaczyć się z upragnionym wnukiem... Ja nawet nie chciała za bardzo o tym rozmawiać, tylko z mamą naszą i Janka... przyznali się do tego, bo wiele słyszeli, że zmarli przychodzą się pożegnać... .i zachowałem to w pamięci, Wciąż to widzę... to błogie, ostatnie spojrzenie... Pewnego dnia urodził się mój synek i tego dnia zmarł też jego dziadek...

Nikogo nie zmuszam do wiary, bo sam bym w to nie uwierzył, gdybym tego nie doświadczył... i tak ten dzień przynosi nam radość ze strony młodego 25-letniego Milanka, mojego syna... ale ten dzień niesie ze sobą także smutne wspomnienie o dziadku Milanie, więc idziemy na jego grób i złożymy tam kwiatek, zapalimy znicze... a także wspomnę św. msza... Zawsze przypominam naszemu młodemu bohaterowi, że urodził się w dniu, w którym umarł jego dziadek... ale mimo to widział go narodzonego... tak jak zawsze chciał i wiem bardzo dobrze, że Bóg mu to spełnił w taki dziwny sposób, bo o to dziadek prosił w swoich modlitwach...

Część II - wnuk Milan

Muszę jeszcze powiedzieć kilka słów o naszym synku Milanie, który urodził się w dniu śmierci swojego dziadka Milana.Moja mama- teściowa pani Števka bardzo przeżyła śmierć męża, miał 55 lat, od żałoby miał co najmniej 20 lat... Tworzyli piękne małżeństwo... byli szczęśliwi, co zdarza się rzadko. .. Wszyscy szczerze opłakiwaliśmy dziadka...
Ale z naszym synkiem Milanem, dziadek był powiązany w szczególny sposób, choć nie chcieliśmy przyznać, że coś takiego jest możliwe... Potwierdziło to kilka dziwnych faktów. ..Chronił swojego upragnionego wnuka nawet po śmierci... Mały Milanko miał zaledwie 6 lat, dostał zapalenia płuc, wysoką gorączkę, bardzo się baliśmy, a ja najbardziej... zabrano go do szpitala do domu dziecka Nie chciał tam iść, płakał...ale co można było zrobić...dali mu antybiotyki, ale niewiele pomogły...Modliliśmy się wszyscy, nawet babcia...nawet moja Jano się tego przestraszył...założyliśmy Św. msza za zdrowie Milanki... potem wezwano nas do szpitala, że jego stan się poprawił i można go wypisać do domu... nie mogliśmy w to uwierzyć, tak wielka zmiana z dnia na dzień... miał gorączkę do 39 stopni i nagle nie miał...i zapalenie nagle ustąpiło, na prześwietleniach okazało się, że jest zdrowy.Zawieźliśmy go więc do domu i zapytałem chłopca jak to się stało, że był już zdrowy... co mu dali z lekami... Ale mały Milan się nad tym zastanowił i wtedy poważnie mi powiedział: wiesz mamo, nawet nie chciałam tego mówić, bo byś znów się boję... W nocy przyszedł do mnie taki dobry anioł... to było tak, jakby jakiś pan powiedział, że to mój dziadek...pogłaskał mnie po twarzy i włosach i powiedział... nie martw się Milanko. ..będziesz zdrowy i wrócisz do domu...a potem zniknął...nie było go...widziałem go, bo nawet w nocy w pokoju było światło... O czym ty mówisz, po wszystko, dziadek umarł...ale dla Was umarł...ale dla mnie żyje...odpowiedział poważnie Milanka...prawie zemdlałem...pokazałem zdjęcia...i celowo dałem mu 3 zdjęcia...dwa z nich to moi wujkowie, a jedno to mój dziadek...od razu złapał jego zdjęcie...to...ale teraz jest taki młody i przystojny...zmłodniał tam...ja musiałam wyjść, bo płakałam z szoku i miałam już dość...
Gdy Milanko miał 12 lat, latem chodził popływać nad pobliskim stawem, kąpała się tam młodzież...nawet ludzie z sąsiedztwa...bo staw był duży i wolno było się tam kąpać...Woda niedaleko brzegu było płytko, ale trochę było już głęboko i zimno...Milan już umiał pływać, więc podpłynął trochę dalej od brzegu...bo chłopaki się przechwalali, kto się nie boi pływać dalej...ale nagle od zimnej wody poczuł skurcz w nodze, zaczął wić się i tonąć...wciąż wołał o pomoc...ale inni go nie słyszeli...więc zatonął w wodzie głębiny...pamięta, że już się dusił...ale nagle ktoś chwycił go od dołu, podniósł głowę nad powierzchnię i popłynął z nim na brzeg...Milanko powiedział...że to był jakiś człowiek. ..podobno dziadek...ale mu nie wierzyliśmy, bo myśleliśmy, że miał takie wizje po utonięciu...ale najwyraźniej jakiś człowiek go wyciągnął i popłynął z nim na brzeg...a potem zniknął. ..Myśleliśmy, że to jakiś rybak...chcieliśmy mu podziękować i jakoś go nagrodzić...ale nikogo nie znaleźliśmy...a ci inni mówili, że tam nie ma człowieka... Myśleliśmy, że tak Milan zmyślał, ale cieszyliśmy się, że żyje...
Kiedy miał 17 lat, jeździł na motocyklu... zupełnie jak mój Jano, jego ojciec... .poślizgnął się i wypadł z drogi jechał z dużą prędkością i uderzył w drzewo...ale na szczęście gruba dolna gałąź była sucha...więc odłamała się pod wpływem uderzenia i Milan przeleciał nad nią...został uderzony, ale na szczęście nic poważnego.Drzewo żyło i potężny... tylko gruba gałąź była sucha, co było niezwykłe... Widziałem interwencję z góry... i znowu dziadek w akcji...
Ale o wiele większym zaskoczeniem dla Jana i mnie była babcia Števka, że wszyscy widziałem, że Milan ma charakter dziadka i jego zainteresowania... Był głęboki, spokojniejszy, rozważny... mówił niewiele, ale jak już to powiedział, to było warto. Lubił rozbierać maszyny, silniki, naprawiać... on też chodził do takiego warsztatu przemysłowego, podobało mu się... pływanie samochodem, motocyklem, traktorem... prawie wszystko... a stary dziadek Milan też miał takie hobby, choć pracował jako górnik, ze względu na lepsze zarobki..Milan od małego chodził do duszpasterstwa...nawet go nie zmuszaliśmy...poszedł sam...nawet proboszcz go lubił...pomagał mu ...nawet kiedy dorósł... Kiedy Milan skończył szkołę, poszedł, często też chodził na cmentarz i stał tam nad grobem swojego dziadka... sąsiadka mi opowiadała... ona go tam widywała, bo często chodziła na grób męża... Zawsze czułam i wiedziałam, że między moim synem a jego dziadkiem jest coś, tajemnicza więź, która wykracza poza naszą percepcję i rozsądek... ale nie chciałam, żeby to wyszło na jaw. .. Nawet o tym nie mówiłem zbyt wiele... wiedzieli tylko najbliżsi...

Wtedy moja teściowa powiedziała mi, że gdy dziadek Milan był młody, też służył i nawet rozważał zostanie księdzem, ale to był zły czas, socjalizm i księża musieli podpisać umowę o współpracy z centralą... i tymi problemami, on nie chciał martwić rodziców... Powiedział, że jeśli nie zrobię tego dobrze. ..wtedy by to zrobił. Nie powinnam tam iść... Nawet o tym nie wiedziałam, ale babcia Števka mi powiedziała...

Kiedyś przyszła babcia z płaczem i powiedziała, że teraz mi całkowicie wierzy... że w naszym Milanku jest jak dziadek... Podobieństwo - jakby wypadło mu z oka, był taki podobny... Ja też to oglądałem na starych zdjęciach...także przyroda,,,i hobby...no, tylko cały dziadek...Ale babcia ze łzami w oczach opowiadała mi co młody Milan, 25-letni kawaler , powiedziałam jej nie wiadomo skąd... Babcia miała kury, a lis kopał pod płotem i dziesięć udusiła kury na podwórku i zaniosła je w stronę góry...
Babcia Števka

Znalazła to babcia Števka...na podwórku leżały duszone kurczaki...jakie miała z nimi kłopoty...a teraz lis...bardzo jej było przykro i płakała...i Milan przyszedł.. .i nagle mi powiedział...Babciu..zostaw łzy w konfesjonale...Patrzyłam jak w zjawie i wtedy przyszedł, przytulił mnie i uszczęśliwił...babciu już nie płacz, ja kupię ci nowe kurczaki...powiedział mi to zdanie dokładnie w moim Mediolanie, kiedyś, jak za czymś płakałam...jak już nasze siano zmokło... już było suche, po co się martwić około... koszenie kosą, potem strząsanie trawy... przewracanie i suszenie... mieliśmy to po południu przywieźć do domu... do stodoły... mieliśmy krowę... to nie było miało padać...ale było gorąco i przyszła jedna chmura i nagle lało jak z konewki i było siano...No i płakałam...z tego uszkodzenia...i wtedy przyszedł do mnie mój Milan i powiedział:...Zachowaj łzy w konfesjonale...Moja córeczko...Kto zmoczy siano, ten też je wysuszy...i mnie zabrano...tak mi mówił, kiedy płakała za coś... że trzymam łzy w konfesjonale, żeby opłakiwać swoje grzechy... i nikt o tym nie wiedział... i teraz młody Milanko mi to wypalił na raz... straszne to było dla mnie jestem zły... nawet nie przez te uduszone kurczaki... ale jakby mój Milan mi to mówił... przez niego...

Było tu też dwóch Świadków Jehowy i mówili, że dusza śpi po śmierci, nic nie wie i nie przeczuwa.. .i wmawiali mi tu mnóstwo innych bzdur...tylko się uśmiechnąłem, oni tylko uczą tego, co im wpompowano do głów w swojej centrali...w kółko powtarzają to samo i koniec...to gadka dla moich kurczaków...moja wiara katolicka jest o wiele wyższa...umarli nie śpią...wiedzą o nas wszystko...po prostu nie mogą bardzo ingerują w ten świat, chociaż czasem Bóg im na to pozwoli... Powiedziałem im, że mam swoją prawdziwą wiarę i nie muszę jej zdradzać... tak jak oni zdradzili... i oddawali się złudzeniu i chaosowi. ..powiedzieli mi, że pójdę do piekła... Wtedy na pewno pójdę tam z tobą... Odpowiedziałem im... .Wściekli zatrzasnęli bramę i wyszli, dalej nie przyszli i mam pokój przed tymi stworzeniami...
Mam jeszcze 4 dzieci... 2 chłopców i 2 dziewczynki... ale mają różne osobowości... Milan to kompletny dziadek... o czym wszyscy już wiemy... Pomiędzy niebo i ziemia jest wiele tajemnic, do których człowiek nie może dotrzeć, a które należą do wszechwiedzy Boga...człowiek jest na tyle doskonały, aby je poznać i zrozumieć...

młody Milan

Nasz Milan jest tego żywym dowodem...miał już 25 lat...jest rozważny, głęboki i mądry...co jest nie tylko moją matczyną obserwacją i pochwałą...ale też mówią nam inni... On też chciał znaleźć dziewczynę...ale powiedział, że dziś dziewczyny są bardzo skorumpowane, tak samo jak chłopcy...lepiej iść i służyć Bogu...dodał z uśmiechem...Z naszym Milanem wszystko jest możliwe, ma tyle samo rozsądku, co my wszyscy razem wzięci.. Więc zostawiam to woli Boga...choć powiedział to w ramach żartu... Myślę, że coś się za tym kryje... Zobaczymy czym nas zaskakuje... Inaczej jest swego rodzaju doradcą dla swojego rodzeństwa, traktują go jak profesora... potrafi powiedzieć prawdę, do szpiku kości... Mamy się czym martwić z innymi dzieci...jak je dobrze wychować w tym strasznym, skorumpowanym czasie...fundamentem jest wiara i życie duchowe, to przede wszystkim chcemy im dać w życiu, żeby miały na czym w życiu się opierać i nie ulegać ku pokusom i pokusom ciemności świata... Reszta jest w rękach Boga... To tyle... wielu może śmiać się ze mnie, że jestem zamurowanym, głupim fanatykiem, nie uwierzyłbym w to albo gdybym sam tego nie przeżył... ale przeżyłem to wszystko i to jest dla mnie solidna prawda... Dziękuję za przeczytanie...