Mój problem z Neokatechumenatem
Mój problem z Neokatechumenatem
Mam ostatnio bardzo duży problem ze wspólnotą neokatechumenalną. Byłem niedawno świadkiem kilku przegięć, które są udziałem bardzo wielu ludzi będących na te drodze.
Sam wszedłem na drogę w 2002 roku.Byłem wtedy 28 letnim zagubionym człowiekiem. W kwestii wiary nie byłem, ani zimny, ani gorący. Przynależność do Neokatechumenatu rozpaliła we mnie wiarę na nowo. Na „konwiwencji założeniowej”, na której powstaje nowa wspólnota proboszcz (saletyn) przekonywał i gwarantował, że jeśli uczestniczymy w sobotniej Eucharystii to w niedzielę nie musimy iść do kościoła na mszę i grzechu na pewno mieć nie będziemy. Zastanowiło mnie to trochę, ale ks. proboszcz wszystko ładnie wyjaśnił, więc moje sumienie zostało uspokojone. Rzeczywiście jakiś czas nie chodziłem w niedzielę do kościoła, ale w końcu zacząłem. Moi współbracia zresztą też.
Wspólnota, do której należałem brała też udział w życiu całej parafii, organizowała czuwania itp. Później przeprowadziłem się do Warszawy i tam trafiłem do wspólnoty na ul Domaniewskiej. Tam nastąpił pierwszy mały zgrzyt, który dał mi do myślenia i zasiał ziarno niepokoju. Otóż moja siostra wspólnotowa zaprosiła mnie i kilka jeszcze osób na grilla. Nic w tym dziwnego, jednak grill organizowany był w piątek. Podzieliłem się, więc moimi zastrzeżeniami, że to piątek jest post i mięsa spożywać nam nie wolno. Wytłumaczyła się, że to oktawa Wielkanocna. Jednak, kiedy okazało się, że oktawa już skończyła się tydzień temu, usłyszałem, że rodzice jednej z zaproszonych osób to katechiści i oni powiedzieli, że możemy mięso na grillu spożywać.
Wtedy pojawiło się w mojej głowie pytanie, od kiedy katechiści udzielają dyspensy od pokarmów mięsnych?
W 2006 roku ożeniłem się i przeprowadziłem na Dolny Śląsk. W miejscowości, w której zamieszkałem neokatechumenatu nie było, podobnie jak i w całej diecezji, gdyż z informacji, jakie miałem Biskup nie wyraził na to zgody. Straciłem, więc na kilka lat kontakt z Drogą Neokatechumenalną. W tym czasie zaszło we mnie wiele zmian. Wyzbyłem się myślenia, że bez neo ani rusz. Moja żona była członkiem Wspólnoty Miłości Ukrzyżowanej i dzięki niej poznałem duchowość WMU, która bardzo różni się od tej Neokatechumenalnej. Nigdy do Wspólnoty Miłości Ukrzyżowanej nie należeliśmy razem z Żoną, ale jeździliśmy na spotkania otwarte we Wrocławiu.
W końcu w roku bieżącym dowiedzieliśmy się, że Neokatechumenat organizuje katechezy w jednej z naszych parafii. Nie byliśmy na wszystkich katechezach, z racji pracy i obowiązków domowych. Moja żona chodziła, mimo że miała dużo zastrzeżeń do tej wspólnoty, z którymi ja po części się zgadzałem, ale nie powodowały we mnie takich niepokojów.
Zdecydowaliśmy, że pojedziemy na konwiwencję założeniową, a decyzję o wspólnym wejściu do wspólnoty uzależniłem ostatecznie od decyzji mojej żony. Byłem w tym wolny, od dawna wiedziałem, że wspólnota małżeńska jest najważniejsza. O tym, ze jedziemy na konwiwencji założeniową wiedziałem tylko ja i moja żona, gdyż ja już kiedyś w takiej konwiwencji uczestniczyłem. Reszta ludzi nie miała o tym zielonego pojęcia, a kiedy zadawali pytania, byli zbywani wymijającymi odpowiedziami typu: „Przeżyjecie coś pięknego, czego nigdy jeszcze nie doświadczyliście” i „Wszystkiego dowiecie się na miejscu”. W rezultacie ludzie nie mieli pojęcia, że zostaną postawieni przed wyborem wstąpienia do wspólnoty zupełnie nic o niej nie wiedząc. Druga sprawa to kwestia kosztów pobytu, które też były przed ludźmi ukrywane (podobnie było na mojej konwiwencji w 2002 roku). Zapewniano, że nie trzeba martwić się o pieniądze, że wszystko będzie tam przygotowane i nie mamy martwić się o coś, co nas może odciągnąć od wyjazdu. Na miejscu ostatniego dnia pobytu okazało się, że za dwa dni pobytu trzeba zapłacić 150 zł od osoby, również za dzieci ( ja byłem z dwójką). Czyli nie mieliśmy martwić się o koszty, ale trzeba zapłacić 150 zł.
Dlaczego katechiści kłamali w sprawie kosztów? Odpowiedz dał jeden z nich, kiedy jedna z osób o to zapytała.
„ A co, przyjechalibyście, gdybyśmy wam powiedzieli ile trzeba zapłacić?”
Następna sprawa to herezje, które głoszono w czasie tej konwiwencji. Ogólny ich wydźwięk był taki, ze w kościele jest wszystko robione źle, Msza św, obrosła jakimiś pogańskimi naleciałościami, a w Neokatechumenacie wszystko jest lepiej. Na przykład:
„Idziecie sobie do kościoła i tam dostajecie jakiś tam komunikant do buzi, a tylko tutaj możecie przyjąć Ciało i Krew Chrystusa pod postacią chleba i wina”.
Słowa te wypowiedział katechista mający bodajże 19 lat! Wcześniej wyraził swoje niezadowolenie z przyjazdu ks proboszcza. Musieli wtedy dostosować plan katechez do księdza, bo ten nie mógł być na wszystkich. Oczywiście Proboszcz zareagował stanowczo na te brednie i chłopak przeprosił, nie powiedział jednak, za co. Jeden z katechistów zaliczył też świadków Jehowy do chrześcijan. Jednym z najgorszych momentów był czas, kiedy katechiści zadawali pytanie każdemu po kolei, czy chce wejść na drogę. Był to festiwal nacisków, byle tylko usłyszeć odpowiedz tak. Ludzie czuli się niemiłosiernie przyparci do muru, wręcz zmuszani. Wiem to z ich relacji. Kiedy przyszła moja kolej powiedziałem, ze dla mnie najważniejsza jest wspólnota małżeńska i jeśli zona zechce, to ja nie mam nic, przeciwko, aby razem z Nią wejść do wspólnoty.
Co zrobił katechista? Zasugerował, że jeśli moja żona nie wejdzie, to będzie przyczyną mojego grzechu. Powiedział, że Ewa tez podała jabłko Adamowi. Był to moment, kiedy postanowiliśmy, ze rezygnujemy z wejścia. Jednak po zastanowieniu zdecydowaliśmy się powiedzieć tak, podobnie jak kilka inny osób. Obecnie w naszej wspólnocie zostało siedmiu braci i sióstr i wcale mnie to nie dziwi. Razem z żoną też mamy zamiar zrezygnować. Z dużo jest przegięć i niejasności. Zapomniałem dodać, że ludzie uczestniczący w konwiwencji nie zapłacili całej sumy za pobyt. Główny katechista powiedział, że brakującą sumę zapłaci jego macierzysta wspólnota. Prawda jest taka, ze przyjechał do proboszcza i zasugerował, aby ten zapłacił. ( Wiem to od proboszcza).
Nie jestem wrogiem Neokatechumenatu. Moją wiarę i fascynację Kościołem Katolickim zawdzięczam między innymi tej wspólnocie. W głowie mam jednak masę pytań.
Dlaczego katechezy mają wydźwięk antykościelny?
Dlaczego prowadzą je ludzie nieprzygotowani?
Dlaczego kłamią o kosztach konwiwencji?
Dlaczego nie informują o tym jak działa i czym jest wspólnota Neokatechumenalna?
Dlaczego mimo całego zaplecza w parafii Eucharystie są w salkach?
Dlaczego katechiści są ważniejsi od proboszczów? (słowa jednego z członków)
Dlaczego, dlaczego, dlaczego?
Jacol
Mam ostatnio bardzo duży problem ze wspólnotą neokatechumenalną. Byłem niedawno świadkiem kilku przegięć, które są udziałem bardzo wielu ludzi będących na te drodze.
Sam wszedłem na drogę w 2002 roku.Byłem wtedy 28 letnim zagubionym człowiekiem. W kwestii wiary nie byłem, ani zimny, ani gorący. Przynależność do Neokatechumenatu rozpaliła we mnie wiarę na nowo. Na „konwiwencji założeniowej”, na której powstaje nowa wspólnota proboszcz (saletyn) przekonywał i gwarantował, że jeśli uczestniczymy w sobotniej Eucharystii to w niedzielę nie musimy iść do kościoła na mszę i grzechu na pewno mieć nie będziemy. Zastanowiło mnie to trochę, ale ks. proboszcz wszystko ładnie wyjaśnił, więc moje sumienie zostało uspokojone. Rzeczywiście jakiś czas nie chodziłem w niedzielę do kościoła, ale w końcu zacząłem. Moi współbracia zresztą też.
Wspólnota, do której należałem brała też udział w życiu całej parafii, organizowała czuwania itp. Później przeprowadziłem się do Warszawy i tam trafiłem do wspólnoty na ul Domaniewskiej. Tam nastąpił pierwszy mały zgrzyt, który dał mi do myślenia i zasiał ziarno niepokoju. Otóż moja siostra wspólnotowa zaprosiła mnie i kilka jeszcze osób na grilla. Nic w tym dziwnego, jednak grill organizowany był w piątek. Podzieliłem się, więc moimi zastrzeżeniami, że to piątek jest post i mięsa spożywać nam nie wolno. Wytłumaczyła się, że to oktawa Wielkanocna. Jednak, kiedy okazało się, że oktawa już skończyła się tydzień temu, usłyszałem, że rodzice jednej z zaproszonych osób to katechiści i oni powiedzieli, że możemy mięso na grillu spożywać.
Wtedy pojawiło się w mojej głowie pytanie, od kiedy katechiści udzielają dyspensy od pokarmów mięsnych?
W 2006 roku ożeniłem się i przeprowadziłem na Dolny Śląsk. W miejscowości, w której zamieszkałem neokatechumenatu nie było, podobnie jak i w całej diecezji, gdyż z informacji, jakie miałem Biskup nie wyraził na to zgody. Straciłem, więc na kilka lat kontakt z Drogą Neokatechumenalną. W tym czasie zaszło we mnie wiele zmian. Wyzbyłem się myślenia, że bez neo ani rusz. Moja żona była członkiem Wspólnoty Miłości Ukrzyżowanej i dzięki niej poznałem duchowość WMU, która bardzo różni się od tej Neokatechumenalnej. Nigdy do Wspólnoty Miłości Ukrzyżowanej nie należeliśmy razem z Żoną, ale jeździliśmy na spotkania otwarte we Wrocławiu.
W końcu w roku bieżącym dowiedzieliśmy się, że Neokatechumenat organizuje katechezy w jednej z naszych parafii. Nie byliśmy na wszystkich katechezach, z racji pracy i obowiązków domowych. Moja żona chodziła, mimo że miała dużo zastrzeżeń do tej wspólnoty, z którymi ja po części się zgadzałem, ale nie powodowały we mnie takich niepokojów.
Zdecydowaliśmy, że pojedziemy na konwiwencję założeniową, a decyzję o wspólnym wejściu do wspólnoty uzależniłem ostatecznie od decyzji mojej żony. Byłem w tym wolny, od dawna wiedziałem, że wspólnota małżeńska jest najważniejsza. O tym, ze jedziemy na konwiwencji założeniową wiedziałem tylko ja i moja żona, gdyż ja już kiedyś w takiej konwiwencji uczestniczyłem. Reszta ludzi nie miała o tym zielonego pojęcia, a kiedy zadawali pytania, byli zbywani wymijającymi odpowiedziami typu: „Przeżyjecie coś pięknego, czego nigdy jeszcze nie doświadczyliście” i „Wszystkiego dowiecie się na miejscu”. W rezultacie ludzie nie mieli pojęcia, że zostaną postawieni przed wyborem wstąpienia do wspólnoty zupełnie nic o niej nie wiedząc. Druga sprawa to kwestia kosztów pobytu, które też były przed ludźmi ukrywane (podobnie było na mojej konwiwencji w 2002 roku). Zapewniano, że nie trzeba martwić się o pieniądze, że wszystko będzie tam przygotowane i nie mamy martwić się o coś, co nas może odciągnąć od wyjazdu. Na miejscu ostatniego dnia pobytu okazało się, że za dwa dni pobytu trzeba zapłacić 150 zł od osoby, również za dzieci ( ja byłem z dwójką). Czyli nie mieliśmy martwić się o koszty, ale trzeba zapłacić 150 zł.
Dlaczego katechiści kłamali w sprawie kosztów? Odpowiedz dał jeden z nich, kiedy jedna z osób o to zapytała.
„ A co, przyjechalibyście, gdybyśmy wam powiedzieli ile trzeba zapłacić?”
Następna sprawa to herezje, które głoszono w czasie tej konwiwencji. Ogólny ich wydźwięk był taki, ze w kościele jest wszystko robione źle, Msza św, obrosła jakimiś pogańskimi naleciałościami, a w Neokatechumenacie wszystko jest lepiej. Na przykład:
„Idziecie sobie do kościoła i tam dostajecie jakiś tam komunikant do buzi, a tylko tutaj możecie przyjąć Ciało i Krew Chrystusa pod postacią chleba i wina”.
Słowa te wypowiedział katechista mający bodajże 19 lat! Wcześniej wyraził swoje niezadowolenie z przyjazdu ks proboszcza. Musieli wtedy dostosować plan katechez do księdza, bo ten nie mógł być na wszystkich. Oczywiście Proboszcz zareagował stanowczo na te brednie i chłopak przeprosił, nie powiedział jednak, za co. Jeden z katechistów zaliczył też świadków Jehowy do chrześcijan. Jednym z najgorszych momentów był czas, kiedy katechiści zadawali pytanie każdemu po kolei, czy chce wejść na drogę. Był to festiwal nacisków, byle tylko usłyszeć odpowiedz tak. Ludzie czuli się niemiłosiernie przyparci do muru, wręcz zmuszani. Wiem to z ich relacji. Kiedy przyszła moja kolej powiedziałem, ze dla mnie najważniejsza jest wspólnota małżeńska i jeśli zona zechce, to ja nie mam nic, przeciwko, aby razem z Nią wejść do wspólnoty.
Co zrobił katechista? Zasugerował, że jeśli moja żona nie wejdzie, to będzie przyczyną mojego grzechu. Powiedział, że Ewa tez podała jabłko Adamowi. Był to moment, kiedy postanowiliśmy, ze rezygnujemy z wejścia. Jednak po zastanowieniu zdecydowaliśmy się powiedzieć tak, podobnie jak kilka inny osób. Obecnie w naszej wspólnocie zostało siedmiu braci i sióstr i wcale mnie to nie dziwi. Razem z żoną też mamy zamiar zrezygnować. Z dużo jest przegięć i niejasności. Zapomniałem dodać, że ludzie uczestniczący w konwiwencji nie zapłacili całej sumy za pobyt. Główny katechista powiedział, że brakującą sumę zapłaci jego macierzysta wspólnota. Prawda jest taka, ze przyjechał do proboszcza i zasugerował, aby ten zapłacił. ( Wiem to od proboszcza).
Nie jestem wrogiem Neokatechumenatu. Moją wiarę i fascynację Kościołem Katolickim zawdzięczam między innymi tej wspólnocie. W głowie mam jednak masę pytań.
Dlaczego katechezy mają wydźwięk antykościelny?
Dlaczego prowadzą je ludzie nieprzygotowani?
Dlaczego kłamią o kosztach konwiwencji?
Dlaczego nie informują o tym jak działa i czym jest wspólnota Neokatechumenalna?
Dlaczego mimo całego zaplecza w parafii Eucharystie są w salkach?
Dlaczego katechiści są ważniejsi od proboszczów? (słowa jednego z członków)
Dlaczego, dlaczego, dlaczego?
Jacol