Katolicyzm kremówkowy (2)
Otóż, mimo, iż mitem jest że tzw.” komuna” zlikwidowała nad Wisłą analfabetyzm, prawdą jest że powszechne szkolnictwo władzy ludowej działało sprawnie i prężnie, wychowując nowego człowieka, formatowanego do potrzeb kolejnych mądrości etapu. I mimo, iż człowiek ów, także z samej, właściwej miejscowemu narodowi przekory, nie chłonął w całości serwowanych mu treści, to uczył się choćby właśnie uznawać ową etapowość, transformację i owe mądrości etapu za coś normalnego. Panta rhei – jak powiedział kiedyś ponoć Heraklit, Ewolucja! – krzyknął Darwin do swojej zięby, wszystko zmierza do punktu Omega – oznajmił Teilhard de Chardin. Bierut mógł chodzić na procesje Bożego Ciała, Jaroszewicz mógł podtrzymywać Prymasa trzymającego Najświętszy Sakrament, zaraz potem mogła nadejść otwarta noc stalinizmu, podczas której męczono Biskupa Baraniaka i robiono proces Biskupowi Kaczmarkowi a następnie gomułkowska odwilż, która rozlała się szerszą falą dialogu w ramach Ostpolitik i aggiornamento. Ostpolitik i aggiornamento, w ramach których papież Roncalli dogadywał się z Sowietami w Metzu by w zamian za zaszczyt obecności na „nowej Pięćdziesiątnicy” agentów KGB dzielnie milczeć o komunizmie. W podzięce za zasługi władze PRL ufundowały mu zresztą pomnik w dolnośląskim Wrocławiu, w tym samym Wrocławiu, w którym kilkanaście lat wcześniej te same władze męczyły księży, choćby księdza Tomasza Sapetę, w ubeckich katowniach. Księża katoliccy mogli pełnić posługę duszpasterską dla konspiracji „żołnierzy wyklętych” a prymas Wyszyński, dwa lata po śmierci W. Pileckiego i niecały rok po śmierci o. Władysława Gurgacza mógł obiecywać komunistom w porozumieniu z 1950 roku „zwalczanie zbrodniczej działalności band podziemia" oraz że będzie "piętnować i karać konsekwencjami kanonicznymi duchownych, winnych udziału w jakiejkolwiek akcji podziemnej i antypaństwowej”. Zenon Kliszko mógł sobie wymarzyć Karola Wojtyłę jako idealnego metropolitę krakowskiego a jednocześnie Karol Wojtyła mógł być ideałem marzących o wolnej Polsce i wolnym Kościele.
Masy, które miały przyjąć kremówkowy katolicyzm zostały ponadto pozbawione elit. Naród Polski przeszedł i przechodził masakrę z rąk dwóch równie bezbożnych totalitaryzmów – narodowo-socjalistycznego niemieckiego i internacjonalistycznego – komunizmu sowieckiego. Mężni przedstawiciele Narodu, także kapłani ginęli w obozach, miejscach kaźni, na polach bitew. Modelowym wręcz przykładem jest wielka postać o. Maksymiliana Marii Kolbe, który, korzystając z dostępnych środków techniki, przed wojną stworzył wielki, wykraczający znacznie poza granice kraju apostolat, nawracając ludzi do Niepokalanej i wyrywając ideologiom żydowskim oraz masońskim. „Zaczynało się od pytania rzuconego przez pasiastego człeka z drągiem: “Was bist du von zivil?” Odpowiedź: ksiądz, sędzia, adwokat wówczas powodowała bicie i śmierć.” – zapisał Rotmistrz Witold Pilecki w jednym z Raportów z obozu Auschwitz. A Oświęcim, jak sam potem zauważył, to była igraszka w porównaniu z katowniami i systematycznym niszczeniem wiary, intelektu i woli przez komunistów. Pozostali ci, którzy przeżyli – nie zawsze i nie często najbardziej mężni.
Oczywiście elity, które kształtowały wcześniej masy nad Wisłą nie były idealne. I tu masoneria, zwłaszcza w dwudziestoleciu międzywojennym, rozwinęła swoje szeregi i wpływy, zwłaszcza gdy odeszli Mężni Kapłani, którzy stawiali opór jej zakusom tacy jak Biskup Józef Pelczar. Hymnem narodowym został „Mazurek Dąbrowskiego”, hołubiona przez rewolucjonistów XIX-wiecznych pieśń przypominająca czasy, w których „Legiony Polskie” wraz z towarzyszami francuskimi w imię „Wolności, Równości i Braterstwa” broniły opanowanego Rzymu przed papieżem. Rzymu, z którego uprowadzono na śmierć Piusa VI. W programie szkolnym królowała gloryfikacja romantyzmu, to jest ideologii i twórczości XIX-wiecznych rewolucjonistów i sekciarzy. Należał do nich panteista, członek sekty Towiańskiego Juliusz Słowacki, który twierdził że zguba kraju leży w papieskim Rzymie, gdzie „legiony zjadliwe robactwa” (Beniowski), chwalił Lutra (Oda do wolności), wołał że nigdy z królami nie będzie w aliansach (Ksiądz Marek), szydził z uciekającego do Gaety przed rewolucją masońską Piusa IX i roił sobie rewolucyjnego „słowiańskiego papieża” (Pośród niesnasek) – „ludowego brata”. O kapłanach katolickich pisał w liście do matki z 18 marca 1843 następująco: „nie zostanę nigdy księdzem… Oni to faryzeusze miłość udający, obrzydzali mi próg kościelny i pokazywali do Boga drogę maleńką i pełną fałszów, po której tylko robactwo ludzkie pełznąć mogło”. Szczególnie upodobał sobie jego twórczość a zwłaszcza jego najbardziej bodaj neo-gnostycki utwór („Król Duch”) o ewolucji narodu i „mistycznym”, „reinkarnacyjnym” pochodzie pokoleń, pewien aktor-amator, który wiele lat potem wraz z innym aktorem doprowadził do wielkiej pierestrojki na wschodzie Europy. W roku 1987, na krakowskich Błoniach, występując jako Wikariusz Chrystusa, Następca Świętego Piotra i Biskup wspomnianego Rzymu powiedział:
„Wiemy, że Juliusz Słowacki napisał te słowa, na które się nieraz różni powoływali: «Polsko, twoja zguba w Rzymie». Jest to ten sam Juliusz Słowacki, który napisał wiersz o słowiańskim papieżu. I teraz ja, dzisiaj właśnie tu przybywszy do Krakowa, pomyślałem sobie: miał rację. Twoja zguba w Rzymie, zgubił się człowiek z Polski, z Krakowa i jest w Rzymie. Zgubił się! Bardzo przepraszam wieszcza narodowego za to, że tak wypaczyłem jego myśli. Teraz pójdę go przeprosić w katedrze na Wawelu”.
Owa sprawa pochówku Słowackiego jako notorycznego sekciarza w katedrze na Wawelu była zaledwie 60 lat wcześniej przedmiotem otwartego starcia między władzami sanacyjnymi a metropolitą krakowskim Sapiehą, który bynajmniej Słowackiego nie zamierzał ani przepraszać, ani też na Wawelu chować, idąc w ślady kardynała Jana Puzyny, który na taki pochówek nie zgodził się w roku 1909. Ostatecznie po wielu naciskach i groźbach Sapieha ustąpił – oporu mu jednak nie darowano, jak zapisała jedna z współczesnych sanacyjnych propagandystek: „te same awantury urządzał o Słowackiego i o Marszałka Piłsudskiego pod Tegoż śmierci, tak że długie targi dopiero zezwoliły na wprowadzenie prochów do Panteonu Narodowego”. Taka była zatem różnica podejścia i nastrojów między rokiem 1927 a 1958 – między metropolitą Adamem Sapiehą a metropolitą i późniejszym papieżem - Karolem Wojtyłą. A jednocześnie Słowacki, Mickiewicz czy towarzysz Kościuszko, błagający, już po masakrach wandejskich, reżym niejakiego Robespierra o pomoc dla rewolucji nad Wisłą świetnie nadawali się na bohaterów jedności narodowej i dla żydów, i dla masonów, i dla komunistów, i dla „patriotycznych” kręgów konserwatywnych liberalnego katolicyzmu. Romantyczny pseudo-mesjanizm, choć judaistyczny w naturze i antykatolicki, również świetnie nadawał się na budulec nowego świeckiego człowieka.
Z tego wszystkiego przeciętny przedstawiciel mas pracujących, wykształcony w stopniu podstawowym w szkole masońskiej czy socjalistycznej szkole ludowej kojarzył chyba jedynie, że „Słowacki wielkim poetą był”. Jeśli przedstawiciel ten był jednocześnie pobożny to być może wiedział, że Słowacki pisał że „smutno mi, Boże”, pisał o „Słowiańskim papieżu” i pisał że „u Chrystusa my na ordynansach, słudzy Maryi”, więc zapewne też był pobożny. O tym że w tym samym utworze wieszcz promował masońskie hasło antymonarchistyczne nie wiedział i o tym że Mickiewicz, niczym Chruszczow walący butem w ONZcie, darł się przed Piusem IX o „nowej epoce ducha” oraz, chwytając Papieża za rękę, wrzeszczał że „Duch Boży jest dzisiaj w bluzach paryskiego ludu!” też nie. Mickiewicz też był pobożny, bo pisał o księdzu Robaku, o Pannie świętej, która Jasnej broni Częstochowy i w Ostrej świeci Bramie a nawet jakieś tam księgi o pielgrzymkach napisał. Cała ta pobożność była zatem raczej patriotyczna, „antyzaborcza”, instynktowna, uczuciowa, pietystyczna czy nawet mesjanistyczna niż katolicka i mająca silne podstawy w cnocie Wiary. Była traktowana jako dziedziczne dobro narodowe, jako element kultury ludowej.
Taki właśnie był status quo nad Wisłą, gdy Jan XXIII ogłosił aggiornamento a Paweł VI - przyjazne spotkanie religii Boga, który stał się człowiekiem z religią człowieka, które czyni siebie bogiem.
Dobrze wpasowywały się w ten stan pierwsze zwiastuny „wiosny” i „dzieci kwiatów” lat 60-tych: Msza na drzwiach stodoły lub też szałasu, czy też nurt otwartych na zwykłych ludzi „księży robotników”, którego tajniki poznawał ks. Karol Wojtyła we Francji i Belgii pod koniec lat 40-tych XX wieku i opisał w tekście z „Tygodnika Powszechnego” z roku 1949 (por.):
„Zbiornik istnieć musi. Chodzi jedynie o doprowadzenie jego bogactw do szerokich rzesz, przede wszystkim do szerokich rzesz własnego społeczeństwa. (…)Nowi apostołowie Francji zdali sobie sprawę, że muszą wyjść w swej pracy z punktu zerowego. Popatrzyli w oczy rzeczywistości i zrozumieli, że wiele zabytków chrześcijańskiego życia, to już tylko czcza forma, opierająca się na próżni. Że to, co się brało za tradycję, nie ma już żadnej siły, żadnej życiowej wartości. Doświadczenie wykazało, że przeciętny katolik, przeniesiony z takiej np. Bretanii w środowiska niewierzących czy choćby nie praktykujących, porzuca praktyki religijne z zatrważającą szybkością i bardzo prędko zrównuje się ze swym otoczeniem. Widocznie tradycja, którą wyniósł ze swego środowiska, nic mu nie dała. Katoliccy pisarze i działacze biją na alarm, patrząc na to wygasanie, a raczej wyczerpywanie się psychologicznych źródeł religijnej tradycji. (…) „Silnikiem” apostolskim nowoczesnych parafii misyjnych jest liturgia, pojmowana jako zbiorowe przeżywanie chrześcijańskiej prawdy. Liturgia przedmiejskich parafii Paryża czy Marsylii, to na pewno nie liturgia wielkich benedyktyńskich opactw. Musi ona być zrozumiała dla nowoczesnego proletariusza. Musi do niego przemawiać. (…)
Apostolskość Kościoła katolickiego to ciągłość zbiorowego wysiłku wszystkich wierzących w kierunku utrzymania i rozpowszechnienia wiary. Na tych zasadach urabia się w nowych parafiach typ świeckiego katolika. On ma być właściwym twórcą chrześcijańskiego oblicza swego środowiska, swej społeczności, on jest odpowiedzialny za społeczne urzeczywistnienie i przedłużenie Tajemnicy Wcielenia. Nie potrzeba dodawać, że tak kapłan-apostoł, jak również idący przed nim świecki apostoł-pionier, natrafiają na cały szereg oporów i trudności. Rzesze proletariackie nie poddają się nowej nauce bez walki. Nie zniechęca to pionierów duchowych i świeckich. Rozumieją oni, że wygasa pewien typ kultury, że wiele tradycji ongiś żywych stało się już tylko pustym dźwiękiem. Przewidują więc i planują. Plan ten polega głównie na tym, by w narastające życie i jego nowe formy wprowadzić zasady Ewangelii. Na tym polega głównie działalność francuskich placówek misyjnych. Nie jest to działalność oporu, sprzeciwu, działalność „anty” – przeciwnie, jest to działalność pozytywna, konstruktywna, dążąca do budowania. Uwzględnia ona wymogi dzisiejszego życia, dzisiejszej psychiki, dzisiejszych warunków. Wszystkie te zmiany usiłuje wciągnąć w orbitę Ewangelii i tak dąży do wytworzenia nowego typu kultury chrześcijańskiej. (…)”
![](https://seedus6826.gloriatv.net/storage1/8nikvr7g4rxsyinl4b3arp62pzqsvu82nk14gdk.webp?scale=on&secure=aVaX3mgYb5uCyGwTH5qnBA&expires=1720833140)