Beatus 1
786

Kościół wojujący. Bł. Anna Katarzyna Emmerich

„ Nie mogę się dziwić, że tak wiele cierpię. Ukazano mi nieprawdopodobnie wielki obraz grzechu i zbawienia dokonanego przez Jezusa, a także stan kapłaństwa. Zobaczyłam, że trzeba podjąć olbrzymie wysiłki, ażeby uzupełnić wszystkie braki i wszystko zmienić, tak, aby wszystko, co zostało popsute, zniszczone, stracone i porozrywane, na powrót zjednoczyć i włączyć w zbawczy plan. Mam przed oczami ogromny obraz wszystkich grzechów i całego dzieła zbawienia. Żeby o tym wszystkim powiedzieć, potrzebuję całego roku, gdyż jasno i z całą wyrazistością ujrzałam wszystkie tajemnice oraz wystarczająco je zrozumiałam. Nie potrafię jednak ująć ich w adekwatne słowa. Byłam w domu weselnym i w jego niezliczonych pokojach widziałam w symbolicznej postaci wszystkie rodzaje grzechów i sposoby ich naprawy. Zobaczyłam grzech, począwszy od upadku aniołów i winy Adama, aż po dzień dzisiejszy. Widziałam ten grzech we wszystkich jego odgałęzieniach, a jednocześnie przygotowywanie dzieła zbawienia i naprawy, aż do przyjścia Jezusa i Jego śmierci na Krzyżu.. Ujrzałam moc daną kapłanom, odnoszącą się do spraw zbawienia oraz to, co każdy chrześcijanin otrzymuje od Jezusa. Zobaczyłam braki i upadek kapłaństwa oraz przyczyny tego stanu. Widziałam grożące ludziom kary i wartość ekspiacyjnego cierpienia za innych. W swych cierpieniach zobaczyłam powiązanie grzechu z karami. Widziałam przyszłą wojnę, liczne niebezpieczeństwa, a także cierpienia zagrażające mnie samej.
Cała ta wiedza oraz wgląd w historię, naturę i w tajemnice królestwa Bożego na ziemi, ze wszystkimi szczegółami i powiązaniami, zostały mi dane w taki sposób, że mogłam wszystko jasno zrozumieć. Było to możliwe dzięki sposobowi udzielenia mi tej wiedzy: poznawałam wszystko jakby w przypowieściach, w postaci wykonywanych przeze mnie prac, powierzanych mi zajęć i czynności. Oglądałam to wszystko w wielkich obrazach historii świętej, tak jakby dokonywało się ponownie na moich oczach. Miałam wrażenie, że widzę to w zwierciadle, którym byłam ja sama.
Mój Oblubieniec ukazał mi niesłychany nieład i wewnętrzną nieczystość wszystkich rzeczy oraz wszelkie działania, zmierzające do przywrócenie stanu początkowego. W następstwie upadku aniołów na ziemi i w powietrzu pojawiło się wiele złych duchów. Zobaczyłam, jak wiele rzeczy zarażały one swą zawziętością i brały w posiadanie.
Pierwszy człowiek został stworzony na obraz Boga i był jakby samym niebem. Wszystko stanowiło z nim i w nim jedność, a jego postać była odblaskiem postaci Boga. Stworzenia zostały mu dane w posiadanie, miał ich używać do zaspokajania własnych potrzeb, jednak powinien pamiętać, że ma je od Boga i za nie dziękować. Został jednak obdarzony wolnością i dlatego wystawiony był na różne próby. Ogród rajski i wszystko, co go otaczało, były doskonałym obrazem królestwa Bożego. Takie też było drzewo poznania. Jego owoce w swych właściwościach i skutkach nie były przeznaczone dla człowieka, ponieważ po ich spożyciu on sam stałby się niezależnym, autonomicznym stwórcą i tym samym oddaliłby się od Boga i zamknął w sobie samym. Wtedy wszystko, co nieskończone, zostałoby uwięzione w nim, istocie skończonej; nie potrafię tego wyrazić dokładnie tak, jak to widziałam. Dlatego też otrzymał zakaz spożywania z tego drzewa. Na początku wszystko było równe i płaskie. Gdy lśniący pagórek, na którym znajdował się w raju Adam, stał się wyższy, gdy jasna, kwiecista dolina, w której była Ewa, pogłębiła się, nadszedł Niszczyciel. Po upadku zmienili się. Wszystkie rodzaje twórczości były teraz nieefektywne, wszelkie formy jedności przestały być jednością, miejsce jedności zajęła wielkość. Adam i Ewa nie żyli już samym Bogiem, lecz szukali źródła życia tylko w sobie samych. Teraz doszło do ich rzeczywistego rozdwojenia, potem było ich troje, a wreszcie całe mnóstwo. Ponieważ chcieli stać się jak Bóg, być wszystkim w jednym, stali się mnóstwem, odeszli od Boga i coraz bardziej się od Niego oddalali.
Byli obrazami Boga, a stali się obrazami siebie samych, rodzącymi obrazy swego grzechu. Byli teraz związani z kręgiem upadłych aniołów; otrzymali wszystko z siebie i z ziemi, a więc z dwu rzeczywistości, z którymi byli powiązani upadli aniołowie. Z niekończącego się rozpraszania i mieszania ludzi ze sobą i z upadłą naturą powstała nieskończona różnorodność grzechu, winy i ludzkiej niedoli.
Mój Oblubieniec ukazał mi to wszystko jasno, wyraźnie i zrozumiale, jaśniej niż widzimy nasze codzienne życie. Wydawało mi się, że może to zrozumieć nawet dziecko, a teraz ja sama niewiele z tego potrafię opowiedzieć. Ukazał mi swój plan i drogi zbawienia od samego początku oraz wszystko, co dotychczas uczynił. Zrozumiałam też, że niezupełnie słuszne jest twierdzenie, że Bóg nie potrzebował stać się człowiekiem i umrzeć za nas na Krzyżu, że zbawienia mógł w swej wszechmocy dokonać inaczej. Zobaczyłam, że wszystkiego dokonał zgodnie ze swą doskonałością, miłosierdziem i sprawiedliwością. Wprawdzie w Bogu nie ma żadnego przymusu, jednak czyni On to, co czyni i jest Tym, Kim jest.
Widziałam Melchizedeka – typ Jezusa – Kapłana na ziemi. Ponieważ kapłaństwo jest w Bogu, był on kapłanem według wiekuistego obrządku. Widziałam jego przygotowanie, ustanowienie i wprowadzenie oraz dzielenie się rodów ludzkich. Widziałam również Henocha i Noego, ich znaczenie i oddziaływanie, a oprócz tego wszystkiego zobaczyłam też działające królestwo piekieł oraz tysiączne postaci ziemskiego, cielesnego i diabelskiego bałwochwalstwa. W królestwie tym widziałam jakieś inne jeszcze postaci, podobne do tamtych, lecz zapowietrzone oraz z samej swej tajemnej, wewnętrznej konieczności zwodzące i prowadzące do coraz większego rozproszenia.
Widziałam wszystkie grzechy, widziałam przygotowania i wzorce przyszłej rzeczywistości, które odpowiednio do swego rodzaju były tak samo obrazem Bożych mocy, jak człowiek był obrazem samego Boga. Pokazano mi więc wszystko, od Abrahama do Mojżesza i od Mojżesza do proroków – a zawsze z odniesieniem do najbliższej nam rzeczywistości i jako jej symbole. Pouczono mnie na przykład, dlaczego kapłani już nie pomagają ludziom i nie leczą ich oraz dlaczego im się to zupełnie nie udaje, albo też powoduje odmienne skutki. Ukazano mi ów dar kapłaństwa udzielany prorokom i przyczynę jego charakteru. Widziałam na przykład, jak Elizeusz dał Gechaziemu swą laskę i kazał mu ją położyć na zmarłym dziecku Szunemitki. W lasce ukryta była duchowa moc i posłannictwo Elizeusza. Stanowiła ona jego ramię lub przedłużenie ramienia. Widziałam w niej wzorzec laski biskupów, berła królów i ich władzy. Proroków niesie niejako wiara, łącząca ich w pewnym sensie z posyłającym, a przede wszystkim odłączająca od pozostałych ludzi. Gechazi nie miał jednak wystarczająco mocnej wiary, dlatego matka była przekonana, że pomoc może otrzymać jedynie od Elizeusza. Między otrzymaną od Boga mocą Elizeusza a jego laską znalazło się jednak powątpiewanie, mające źródło we własnych ciemnościach człowieka i dlatego laska nie przywróciła chłopcu życia. Zobaczyłam potem, jak Elizeusz rozciągnął się na chłopcu, przyłożył swe usta do jego ust, dłonie do jego dłoni, piersi do jego piersi i modlił się, żeby dusza chłopca wróciła do jego ciała. Otrzymałam również wyjaśnienie tego sposobu uzdrawiania oraz jego symbolikę i związek ze śmiercią Jezusa. Przez wiarę i mocą daru Bożego napełniającego Elizeusza, zostały temu człowiekowi otwarte wszystkie bramy łaski i pojednania, które po grzechu Adama pozostały zamknięte – głowa, piersi, ręce i stopy. Położył się on jak żywy, symboliczny krzyż na martwym , zamkniętym krzyżu dziecka i wtedy – mocą wiary i modlitwy proroka – w chłopcu popłynęło życie i odzyskał zdrowie. Pokutował on i zadość czynił za grzechy rodziców, popełnione przez nich głową, sercem, rękami i nogami. W całej tej historii widziałam ukazaną przez znaki rzeczywistość, to jest śmierć Jezusa na Krzyżu i Jego rany, oraz mającą tu miejsce harmonię i podobieństwo. Poczynając od śmierci Jezusa na Krzyżu, w kapłaństwie Jego Kościoła widziałam pełną realizację tego daru przywracania życia i uzdrawiania. Jeśli w Nim żyjemy i razem z Nim jesteśmy ukrzyżowani, wtedy otwarte są dla nas bramy łaski Jego świętych ran. Wiele myślałam o nakładaniu rąk, a także o skuteczności błogosławieństw i oddziaływania ręki na odległość i zostało mi to wyjaśnione na przykładzie laski Elizeusza. Przyczyna rzadkiego dzisiaj uzdrawiania i udzielania błogosławieństw przez kapłanów została mi ukazana z pomocą przykładu, posługującego się symboliką mocy, na której oparte są wszystkie tego rodzaju działania. Widziałam trzech malarzy, którzy odciskali figurki w wosku. Jeden z nich miał piękny, biały wosk i sam był człowiekiem rozsądnym i zaradnym, głowę miał jednak pełną siebie samego, brakowało mu natomiast obrazu Chrystusa, nigdzie nie było w nim Jego obrazu. Drugi miał blady wosk, a sam był leniwy i pyszałkowaty; ten także niczego nie potrafił dobrze zrobić. Trzeci był nieudolny i taka też była jego praca. Pracował jednak gorliwie i z całą prostotą, posługując się całkowicie żółtym, pospolitym woskiem. Mimo to jednak jego praca była bardzo dobra, dobry był też, z wyjątkiem może pewnej twardości rysów, wykonany przez niego wizerunek. Widziałam też kapłanów, którzy wspaniale przemawiali, chełpili się mądrością tego świata, niczego jednak nie dokonywali. Inni natomiast – szczyty prostoty i ubóstwa – stanowili przykład mocy kapłaństwa, nadal działającej w błogosławieństwach i uzdrawianiu duszy.
We wszystkich swych widzeniach miałam wrażenie, że jestem w domu weselnym lub szkole, gdzie mój Oblubieniec pokazywał mi, jak cierpiał od swego Wcielenia aż do śmierci, podejmując pokutę zadośćuczynienia. Wszystko to oglądałam w obrazach z Jego życia. Zobaczyłam także, jak z pomocą modlitwy i ofiarowania własnych cierpień za inne dusze, które w swym życiu niczym się nie wykazały, można je jeszcze w godzinie śmierci doprowadzić do nawrócenia i uratować.
Widziałam również, że Apostołowie zostali posłani do większości krain ziemi, ażeby wszędzie złamać potęgę szatana i zanieść błogosławieństwo, a tereny, na których działali, były najbardziej zatrute przez Nieprzyjaciela. Jednakże Jezus – przez swe doskonałe zadośćuczynienie – kapłanom, którzy otrzymali i nadal otrzymują Ducha Świętego, dał wielką moc i zawsze będzie jej udzielał. Ukazano mi, że na ów dar uwalniania rozmaitych obszarów ziemi spod władzy szatana przez moc i błogosławieństwo kapłańskie wskazują słowa „Wy jesteście solą świata”, dlatego właśnie woda święcona zawiera nieco soli. Fakt, że owe kraje nie wytrwały w chrześcijaństwie i teraz lezą odłogiem, także uważałam za przejaw mądrej przezorności. Zostały pobłogosławione z myślą o przyszłości. Teraz leżą odłogiem, ażeby kiedyś – na nowo obsiane – przynosiły wspaniałe owoce, gdy inne krainy ponownie opustoszeją.
Zobaczyłam też, że Dawid doskonale rozumiał sposób, w jaki dokona się zbawienie. Salomon zaś tego nie rozumiał, ponieważ miał zbytnie upodobanie we własnej mądrości. Widziałam, że również liczni prorocy, w szczególności Malachiasz, znali tajemnicę chrześcijaństwa. Wszystko było wewnętrznie ściśle ze sobą powiązane i jedno wynikało z drugiego w zupełnie naturalny sposób.
Podczas udzielania mi tych pouczeń zobaczyłam jeszcze około dwudziestu osób w różnym stanie, które szły lub leżały daleko ode mnie, w zupełnie innych miejscach. Wśród nich było więcej kobiet niż mężczyzn. Wszystkie one chciały wziąć udział w tej nauce. Widziałam padające na nich promienie tych obrazowych pouczeń i jak zauważyłam, każdy z nich inaczej to odbierał. Chętnie bym z nimi porozmawiała, jednak nie mogłam się do nich zbliżyć. Myślałam: „Chciałabym wiedzieć, czy wszystko przyjmują właściwie, bez pomieszania”. Zobaczyłam, niestety, że wszyscy coś przekręcili. Pomyślałam sobie: „Ja chyba niczego nie przekręcam”. Wtedy podeszła do mnie jakaś zmarła kobieta i podała mi uszytą przez siebie koszulę. Przy szyi była dobrze wykonana, także rękawy były w porządku, jednak pozostałe miejsca zostały zrobione niedbale i po prostu do niczego. Od razu pomyślałam sobie: ”Jakaż to kiepska robota. Ja tak źle przecież nie pracuję!” Wtedy poczułam, że również ja mieszam zło z dobrem. Że również we mnie było dużo próżności. Piękna, dobrze wykończona, a wewnętrznie zła robota była symbolem przyjmowania tej nauki przeze mnie. Zasmuciło mnie to. W tym samym obrazie zobaczyłam też, że ceremonie związane z cielesnym życiem tego świata są przestrzegane niezwykle skrupulatnie. Widziałam, że przekleństwo, przewrotne błogosławieństwa i cuda w królestwie szatana, kult przyrody, zabobony, czary, magnetyzm, światowe nauki, sztuka i wszelkie służące do szminkowania śmierci, przystrajania grzechu i usypiania sumienia, są praktykowane z surową, zabobonną sumiennością także przez tych ludzi, którzy w tajemnicach Kościoła katolickiego dopatrują się jedynie kolejnej postaci zabobonu, jaki można praktykować w równie staranny sposób. Ludzie ci całe swe światowe postępowanie i życie traktują poważnie i sumiennie, w odpowiadający temu światowy sposób. Jedynie królestwo Boga wcielonego pozostaje wciąż zaniedbywane. Widziałam wzorowo sprawowaną służbę światu, podczas gdy służba Boża była tak haniebnie zaniedbywana. Straszna to będzie chwila, gdy dusze zechcą kiedyś przypomnieć o swych prawach duchowieństwu, które przez beztroskę i obojętność wyrządziło tyle krzywd!”