Jota-jotka
8935

Wiara zraniona...

Przyjmować życie takim, jakie nam dano, akceptować siebie, a zarazem szukać głębszego nurtu życia – to wielka umiejętność i mądrość. Nie trzeba bać się wątpliwości. Parafrazując znane słowa Jezusa (Mt 11,28), skłonny jestem powiedzieć, że pozwala On nawet przez milczenie usłyszeć swój głos i zachętę: „Przyjdźcie, którzy wątpicie i obciążeni jesteście, a Ja dam wam odpocząć – pomogę”. Pomoc przychodzi wszakże, jak uczy doświadczenie, zazwyczaj przez drugiego życzliwego i przyjaznego człowieka.
~~~~~~~

Miałem w życiu sporo kontaktów z ludźmi niewierzącymi. Nie usiłowałem nikogo przekonywać ani nawracać. Spokojna, życzliwa i przyjazna rozmowa rodzi poczucie solidarności, troski i wzajemnej odpowiedzialności. Można wtedy stawiać pytania, do których etatowi nauczyciele wiary nie docierają. Stąd apel starego teologa w tym uzupełniającym wpisie.

Wiara zraniona


Nie doświadczając wielorakich niejasności ludzkiego życia, nie sposób osiągnąć dojrzałości w wierze. Jej autentyczność sprawdza cierpliwe zmaganie z mrokiem tajemnicy świata i własnego istnienia. Nasza ludzka wiara wciąż pozostanie wiarą zranioną wskutek bólu i krzyku świata. Astrofizyk, prof. Marek Abramowicz, tak pisał pod koniec minionego roku: „Nie wiem, dlaczego wierzę. (…) Myślę, że wierzę także z powodu mojej racjonalnej postawy wobec świata (…). Dlaczego dobry i wszechmocny Bóg dopuszcza cierpienie i zło. Nie wiem. Tego nikt nie wie, żaden filozof, żaden nieomylny papież, żaden święty, nikt! To jest najtrudniejsze i najmroczniejsze pytanie. (…) Wiem, że jest wiele zagadek, których nigdy nie rozwiążemy. Nigdy. Możemy z tym żyć. Zresztą fakt, że są pytania, na które nikt nie zna odpowiedzi, sprawia, że nasze życie jest ciekawsze i pełniejsze”[1].

Nic tak bardzo nie skłania do szukania sensu istnienia jak poczucie ukrywania się i nieobecności Boga w dziejach świata pełnych wrogości, konfliktów i cierpienia. Wiara szukająca zrozumienia zdolna jest rozpoznać w poważnym, pełnym bólu i protestu ateizmie głos ludzkiego poszukiwania i odzwierciedlenie naszych własnych pytań i wątpliwości. W jakiejś przynajmniej mierze wszyscy doświadczamy niespokojnego trudu pytania w obliczu różnych przejawów zła i cierpienia.

Fakt ateizmu powinien przynaglać ludzi wierzących do rewizji wielu wyobrażeń o Bogu, które skłaniają do negacji Jego istnienia. Uszanujmy przekonania niewierzących, kiedy szczerze mówią o niemożliwości wiary w świecie takim, jaki znamy z własnego doświadczenia. Zło i cierpienie sprawiają, że skłonni jesteśmy oskarżać samego Stwórcę o bezradność lub obojętność na los swoich stworzeń. Obwinianie Boga jest chyba najstarszym i najbardziej rozpowszechnionym sposobem protestu przeciwko złu. W oczach ludzi niewierzących skoro jest zło, to Bóg nie istnieje.

Pod ciężarem cierpienia wszyscy pytamy: dlaczego taki los? Różnica jest ta, że człowiek wierzący nie posuwa się do negacji samego istnienia Boga, choć i on często ma poczucie absurdalności świata wydanego złu, pomimo swojej wiary w dobrego Stwórcę. Dlatego czeka na wyjaśnienia ze strony swojego Boga. Pyta Go i przyzywa. Według żydowskiego filozofa dialogu, Martina Bubera, to właśnie samo słowo Bóg jest synonimem przyzywania i źródłem nadziei. Dla wielu ludzi dzisiaj to słowo wydaje się jednak puste i bez znaczenia dla realnego życia.

Większość ludzi wierzących nie jest przygotowana do akceptacji poglądów odbiegających od oficjalnego nauczania religijnego. Muszę przyznać z własnego doświadczenia, że łatwiej jest nieraz występować wśród niewierzących i z nimi rozmawiać. Czyniłem to wielokrotnie, m.in. na międzynarodowych kongresach uniwersalizmu w Uniwersytecie Warszawskim. W czasie dyskusji w ramach Światowego Kongresu „Dialogue of Civilizations” w Warszawie (23-26.IV.2003) dzieliłem się prostym słowem wiary i nadziei, wywołanym pytaniami osoby niewierzącej. Jeden z uczestników spotkania, filozof z USA, napisał mi potem, że uważać będzie tę bezpośrednią rozmowę wierzącego z niewierzącym za „magiczny moment (the magic moment) wywołany przez głęboką osobistą refleksję”. Nigdy nie znamy rzeczywistego oddźwięku słowa wypowiadanego ze spokojnym, głębokim i przyjaznym przekonaniem.

Potrzeba rozróżniania

Istnieje chyba tak wiele rodzajów ateizmu, ile jest rodzajów wiary. Z jednej strony istnieje ateizm ideologiczny, destrukcyjny, wojujący, zadufany, naiwny, bezmyślny i prymitywny w swojej ignorancji. Z drugiej strony zaś jest także ateizm poważny, poszukujący w bólu prawdy o wszechświecie i sensie życia, ateizm wyzwalający, protestujący przeciwko złu, przemocy i niesprawiedliwości. To rozróżnienie jest konieczne, gdy mówimy a ateizmie. Nie wolno demonizować ateizmu en bloc.

W swojej funkcji krytycznej ten drugi rodzaj ateizmu może być wielce inspirujący. Tacy niewierzący zasługują na szczere zrozumienie, bliskość i przyjaźń. Oni oczekują na więcej zrozumienia, tolerancji i akceptacji ze strony wierzących. Ich egzystencjalne doświadczenie może stać się również częścią doświadczenia samych ludzi wierzących. Na swój sposób są oni świadkami ukrycia i milczenia Boga. Nikt z nas zna do końca wewnętrznego zmagania niewierzących.

Można przypuszczać, że fanatyzm antyreligijnej wrogości może być nieraz podświadomą, obronną reakcją tych ludzi, którzy noszą w sobie samych wątpliwości dotyczące niewiary i usiłują je stłumić. Otrzymuję listy od osób, które przez wiele lat były świadomymi i zdeklarowanymi ateistami. Wyznają, że miały krytyczne i roszczeniowe podejście do wiary. Przyznają, że także nawrócenie nie uwalnia od wątpliwości i że często powracają stare ateistyczne nawyki, przywiązanie do pustki i cynizmu.

Mądrość wiary i niewiary versus głupota wiary i niewiary(.....)

Słowa filozofa przywodzą mi na pamięć równie zastanawiającą wypowiedź rosyjskiego historyka i teoretyka literatury Michaiła Bachtina: „Wiara żyje tuż na granicy z ateizmem, spogląda nań i go rozumie; ateizm żyje tuż na granicy z wiarą i rozumie ją”.

Antropolog, prof. Bogusław Pawłowski tak mówił o sobie samym w bożonarodzeniowej ankiecie „Gazety Wyborczej”: „Jestem naukowcem, więc muszę być niedowiarkiem. Uczeni powinni być skazani na często męczącą przypadłość posiadania permanentnych wątpliwości (dubito ergo cogito…). Łatwowierność w zastany porządek świata nie sprzyja bowiem naukowej kreatywności. Wystrzegam się nawet bezgranicznej wiary we własne hipotezy (…) Ja nie chcę wierzyć, ja chcę wiedzieć! Niestety, droga od wiary do wiedzy jest bardzo wyboista, bo wiedzie przez mękę wątpienia, intelektualny znój i wysiłek odkrywania reguł, które zamieniają wiarę w wiedzę. (…) Wysiłek intelektualny i ucieczka od oportunizmu pozbawiły mnie już niejednej wiary. Na przykład zwątpiłem w potęgę ludzkiego umysłu – bo rozumiem jego ewolucyjne ograniczenia. Nie wierzę w czynniki transcendentne, bo ślepa wiara w takowe prowadzi czasami do zabijania w ich imieniu. Nie wierzę w ludzkość, bo ta strasznie się rozpanoszyła na tej planecie i mknie w ewolucyjną przepaść, pociągając za sobą dużą część biosfery. Za to ciągle jeszcze wierzę w człowieka i w to, że się obudzi i zrozumie, że jest elementem natury, i udowodni, że ewolucja nie pomyliła się, wyposażając go w duży, kosztowny mózg i jego jednak ogromne możliwości. Zastanawiam się tylko, czy nie mylę wiary z nadzieją, ale może to standardowa ułomność ludzkiego umysłu – przykładem fanatyczna wiara religijna jako efekt nadziei na wieczne istnienie[4].

Do czego prowadzi zadufana pewność wiary?

Wiele przeszłych doświadczeń powinno czynić nas ostrożniejszymi, skromniejszymi i bardziej wyrozumiałymi w naszych przekonaniach. Nie mam powodu ani prawa, by zarzucać niewierzącym ślepotę i brak zmysłu Boga. Moja osobista wiara w Jego istnienie nie daje mi podstaw do poczucia wyższości. Szanuję przekonania niewierzących naukowców. A takich jest dzisiaj bardzo wielu, nie tylko w nurcie tzw. neoateizmu.

Od lat obserwuję, jak arogancka nieraz pewność siebie, nietykalność, drażliwość i skłonność do obrażania się ze strony ludzi wierzących skutecznie odpychają innych od wiary. Słowa zadufanej pewności ranią i zabijają zaufanie. Trudno przebić się przez taki pancerz pewności, który czyni człowieka niewrażliwym na odmienną sytuację duchową ludzi szukających, wątpiących, niewierzących. Słowa i czyny ludzi opancerzonych taką pewnością tracą swoją przekonującą moc. A przecież możliwa jest także taka pewność wiary, która nie chroni i nas samych przed pokusą niedowierzania. Możliwa jest taka pewność nadziei, która nie odbiera zdolności do rozumienia niewiary innych. Wręcz przeciwnie, która uzdalnia do czucia wespół, pogłębia poczucie solidarności.

Bóg jest i pozostanie niepojęty. Jest Bogiem, który ukrywa swoje oblicze. Niepojęte są dla żyjących na ziemi również Jego obietnice dotyczące przyszłego świata. Pozostaną one w sferze nadziei, oczekiwania i milczenia. Tak, Boga czci się także milczeniem, nie tylko mową i słowami, które zawsze pozostaną kruche i nieadekwatne.

Wierzę, że świat odsyła nas do czegoś, co jest poza nim – do ukrytej w nim prawdy, do niewidzialnego sensu i celu. Ten sens i cel jest zazwyczaj tylko dyskretną aluzją rzeczywistości widzialnej w kierunku ukrytego znaczenia, leżącego poza zasięgiem bezpośredniego doświadczenia i pojmowania. Właśnie ta dyskrecja, cichość i niepozorność tej aluzji sprawiają nam tak wiele trudności w wierze. Może tylko w chwilach wewnętrznego uciszenia mamy świadomość duchowego, głębszego wymiaru rzeczywistości. Wyczuwamy wtedy lepiej ukierunkowanie na znaczenie i na sens ludzkiego istnienia.

Rzeczywistość świata wciąż zaskakuje nas obszarami racjonalności i nie odkrytego jeszcze sensu. Sens ten wymyka się zazwyczaj naszym doktrynom. Przeczuwamy – może więcej sercem niż samym chłodnym umysłem – głębokie, tajemnicze przepaści tej rzeczywistości, której nadajemy różne nazwy, ale uchwycić i zapisać tej głębi nie potrafimy. I będzie nas wciąż nawiedzać myśl, że ten nasz świat zanurzony jest w jakąś inną zwierzchnią rzeczywistość. Uszanujmy tych, którzy mówią o tej rzeczywistości, że to „COŚ” większego niż my sami.

Może jest tak, że źródłem najgłębszych intuicji nie jest samo dyskursywne myślenie, ale przede wszystkim odczucie niezwykłości i zdumienia (mówią o nim przecież także ateiści), wrażliwość na tajemnicę, świadomość istnienia tego, co niewyrażalne. Dzięki samemu rozumowi nie potrafimy znaleźć odpowiedzi na pytania ostateczne. Wiara opiera się na zaufaniu, a naukę cechuje nieufność do pojawiających się teorii i potrzeba ciągłej weryfikacji. Człowiek wierzący zdaje sobie sprawę z tego, że trzeba racjonalnie zaufać mądrości zdumienia, mądrości wiary i nadziei, mądrości umysłu i serca. Nie można poznać głębokiej prawdy naszego życia bez racjonalnej ufności w istnienie tajemnicy. Dojrzała wiara to cierpliwe trwanie przy tajemnicy większej niż my sami.

Cząstka ateizmu w nas samych

Życie to czas poszukiwania. Trzeba przywyknąć do tego, że na niektóre pytania nie znajdziemy odpowiedzi. Wciąż uczę się żyć z pytaniami. Na wiele z nich odpowiedź przyjdzie być może dopiero po Drugiej Stronie. Chwile rozjaśnienia i pewności często przeplatać się będą z chwilami niepewności. „Po części tylko poznajemy” – napisał apostoł Paweł w sławnym hymnie o miłości (l Kor 13, 9). Czy miałbym być wyjątkiem?

Cząstkę ateizmu nosimy wszyscy w sobie samych, przynajmniej w formie niedowierzania. Rozum to dar wspaniały. Trzeba się nim cieszyć, choć sprawia nam nieraz wiele kłopotów. Rozum chce jasności, lecz jasność to jeszcze daleko nie wszystko. Można być krytycznym chrześcijaninem, widzącym wiele ułomności Kościoła i poszczególnych wierzących, a przy tym wyrozumiałym, znającym wartość miłosierdzia, współ-czucia i rolę serca.

Zetknąłem się przed laty z mądrą wypowiedzią wybitnego pisarza, myśliciela i badacza kultury, Karola Ludwika Konińskiego (zm. 1943): „Nie kłóćcie się z ateizmem, nie poniżajcie ateizmu, nie wywyższajcie siebie, nie reklamujcie swego straganu; tylko sami pożywajcie i rozdawajcie darmo owoce; jeśli będą słodkie i soczyste, zdrowe i orzeźwiające, będą szli do waszego sadu. Szli, rwali, pożywiali się”. Tymczasem jakże często z Dobrej Nowiny chrześcijańskiej czynimy religię strachu, kodeks postępowania gwarantujący indywidualne zbawienia za jego przestrzeganie lub wieczną karę za jego naruszenie.,,

deon.pl/nie-ponizajmy-ateizmu/
Jota-jotka
,,Gdy moja matka dowiedziała się, ze jestem w ciąży, tak się wściekła, że natychmiast wzięła mnie za rękę, wcisnęła do samochodu i zawiozła do ginekologa. Gdy tam dotarłyśmy, rzekła mu: ‘Jest w ciąży. Proszę, niech pan żąda, czego chce, ale natychmiast trzeba operować moją córkę i usunąć ten problem”. Jak rzeczowo: problem.
Potem otworzyła szafę i pokazała mi słoik, w którym w roztworze …Więcej
,,Gdy moja matka dowiedziała się, ze jestem w ciąży, tak się wściekła, że natychmiast wzięła mnie za rękę, wcisnęła do samochodu i zawiozła do ginekologa. Gdy tam dotarłyśmy, rzekła mu: ‘Jest w ciąży. Proszę, niech pan żąda, czego chce, ale natychmiast trzeba operować moją córkę i usunąć ten problem”. Jak rzeczowo: problem.
Potem otworzyła szafę i pokazała mi słoik, w którym w roztworze spirytusowym znajdował się płód. To było jej dziecko. Było już całkowicie rozwinięte, zakonserwowane w tym słoiku. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Jej matka obstawała przy tym, aby Estela miała przed oczyma konsekwencje swego błędnego postępowania. A na wieczku tego słoika stało pudełko z pigułkami antykoncepcyjnymi, aby nigdy nie zapomniała ich brać. Wyobrażacie sobie coś takiego??? Zobaczcie, jak grzech czyni człowieka chorym. I jak matka, ślepa duchowo, bierze własne dziecko do lekarza, aby usunąć niechciany owoc łona. I do tego ten absurdalny pomysł z zakonserwowanym płodem, aby
stawiać jej go przed oczami każdego dnia, by nie zapominała brać pigułek. By za każdym razem, gdy otworzy szafę, widziała swoje dziecko i pamiętała o tych pigułkach. To naprawdę chore, to jest po prostu demoniczne. Takie rzeczy robi diabeł, gdy przez grzech otwieramy mu drzwi i nie chcemy go zmazać w sakramencie pokuty i pojednania, którym może szafować rzymskokatolicki kapłan.
Kiedy zapytałam moją przyjaciółkę, czy cierpi, odpowiedziała ironicznie: „Ach, dlaczego mam być smutna? To najmniejsze zło, znieść tych parę bólów, niż żebym miała się użerać z tym dzieckiem przez całe życie! Ten problem został tak łatwo rozwiązany!” To było kłamstwo, gdyż nie była już nigdy taka, jak wcześniej. Nie minęło dużo czasu i wpadła w straszną depresję. Zaczęła brać LSD. A ponieważ byłam jej najlepszą przyjaciółką, zaproponowała mi spróbowanie. Jednak przestraszyłam się tego. Chętnie bym spróbowała, ponieważ mówiła, że ten narkotyk daje takie przyjemne uczucie...,,

Wróciła z zaświatów:"Demony wylały na mnie kr…
Jota-jotka
Jaką trzeba być matką .. by takie piekło zafundować swojej córce !🤕😭
,,By za każdym razem, gdy otworzy szafę, widziała swoje dziecko i pamiętała o tych pigułkach. To naprawdę chore, to jest po prostu demoniczne. Takie rzeczy robi diabeł,,,
Teraz jest bardziej demoniczny sięga po niewinne jeszcze dzieciWięcej
Jaką trzeba być matką .. by takie piekło zafundować swojej córce !🤕😭
,,By za każdym razem, gdy otworzy szafę, widziała swoje dziecko i pamiętała o tych pigułkach. To naprawdę chore, to jest po prostu demoniczne. Takie rzeczy robi diabeł,,,

Teraz jest bardziej demoniczny sięga po niewinne jeszcze dzieci
majs
Jota-jotka Spiera się z Bogiem tylko boża opozycja.
Jota-jotka
To jasne ...tylko problem polega na tym czy spiera się na argumenty....
pytanie jaka ta OPOZYCJA jest konstrukcyjna
czy destrukcyjna .
,,,Mądrość wiary i niewiary versus głupota wiary i niewiary,,
Jota-jotka
Człowiek wierzący także spiera się z Bogiem
,,Człowiek wierzący nie zamyka się w samotnym i rozpaczliwym milczeniu. Wierzy mimo wszystko w dobroć i życzliwą obecność Boga. Mówi do Niego i przyzywa Go na różne sposoby. Stawia Mu pytania, nie godzi się ze złem, czyni Mu wyrzuty, skarży się, prosi, spiera się z Nim. Wciąż zastanawia mnie fakt, że wołanie i skarga osaczonego przez zło człowieka …Więcej
Człowiek wierzący także spiera się z Bogiem

,,Człowiek wierzący nie zamyka się w samotnym i rozpaczliwym milczeniu. Wierzy mimo wszystko w dobroć i życzliwą obecność Boga. Mówi do Niego i przyzywa Go na różne sposoby. Stawia Mu pytania, nie godzi się ze złem, czyni Mu wyrzuty, skarży się, prosi, spiera się z Nim. Wciąż zastanawia mnie fakt, że wołanie i skarga osaczonego przez zło człowieka nieustannie rozlegają się w Psalmach. W ten sposób ten, kto wierzy, także zmaga się z Bogiem z powodu zła. Wyraża przez to swoją nadzieję, że Stwórca nie pozostanie obojętny. Jest w tej postawie mądrość zaufania i nadziei, które stanowią istotę jego wiary.

W obliczu zła nie tylko ludzie niewierzący mają w swoim osamotnieniu prawo do kontestacji i spierania się na temat Boga. Może właśnie na tym polega pewna solidarność wierzących z ateistami we wspólnym dzieleniu ludzkiej doli. W pewnych momentach razem odkrywamy, że jesteśmy do siebie bardzo podobni. Trzeba dostrzec rzeczywistość ludzkiego krzyku, skargi i bólu.

Powtórzę jeszcze raz: wiara jest zaufaniem. Odpowiedź Boga z trudem przebija się jednak przez Jego milczenie. Mrok wiary jest bolesnym doświadczeniem dla samych wierzących. Pozostanie takim do końca dziejów świata: Niejasność i cząstkowość poznania jest istotnym wymiarem wiary i przestrzenią wolności.

Przyjmować życie takim, jakie nam dano, akceptować siebie, a zarazem szukać głębszego nurtu życia – to wielka umiejętność i mądrość. Nie trzeba bać się wątpliwości. Parafrazując znane słowa Jezusa (Mt 11,28), skłonny jestem powiedzieć, że pozwala On nawet przez milczenie usłyszeć swój głos i zachętę: „Przyjdźcie, którzy wątpicie i obciążeni jesteście, a Ja dam wam odpocząć – pomogę”. Pomoc przychodzi wszakże, jak uczy doświadczenie, zazwyczaj przez drugiego życzliwego i przyjaznego człowieka.,,

deon.pl/nie-ponizajmy-ateizmu/
Jota-jotka
Powtórzę jeszcze raz: wiara jest zaufaniem. Odpowiedź Boga z trudem przebija się jednak przez Jego milczenie. Mrok wiary jest bolesnym doświadczeniem dla samych wierzących. Pozostanie takim do końca dziejów świata: Niejasność i cząstkowość poznania jest istotnym wymiarem wiary i przestrzenią wolności.
Przyjmować życie takim, jakie nam dano, akceptować siebie, a zarazem szukać głębszego nurtu życia …Więcej
Powtórzę jeszcze raz: wiara jest zaufaniem. Odpowiedź Boga z trudem przebija się jednak przez Jego milczenie. Mrok wiary jest bolesnym doświadczeniem dla samych wierzących. Pozostanie takim do końca dziejów świata: Niejasność i cząstkowość poznania jest istotnym wymiarem wiary i przestrzenią wolności.

Przyjmować życie takim, jakie nam dano, akceptować siebie, a zarazem szukać głębszego nurtu życia – to wielka umiejętność i mądrość. Nie trzeba bać się wątpliwości. Parafrazując znane słowa Jezusa (Mt 11,28), skłonny jestem powiedzieć, że pozwala On nawet przez milczenie usłyszeć swój głos i zachętę: „Przyjdźcie, którzy wątpicie i obciążeni jesteście, a Ja dam wam odpocząć – pomogę”. Pomoc przychodzi wszakże, jak uczy doświadczenie, zazwyczaj przez drugiego życzliwego i przyjaznego człowieka.,,
Jota-jotka
Szukajcie dobra, a nie zła, abyście żyli,a Pan Bóg będzie z wami.
Sławię Cię, Panie, bo mnie wybawiłeś.
Jota-jotka